poniedziałek, 25 marca 2013

6. Teraz się zabawimy.


Rozdzial6:
Siedział na skórzanej kanapie w gabinecie, który dobrze zapamiętał podczas ostatniej wizyty. Kiedy tu był ostatnio podłoga i ściany nagle ustąpiły, a on o mało co nie dostał zawału serca. Teraz jednak nic takiego się nie stało. Dziwiło go tylko to, że podczas snu można przenieść się w inne miejsca, nie czuć się zmęczonym ani praktycznie nie czuć nic.
Rozluźnił się i upił łyk zimnej herbaty. Zaczął zastanawiać się czy w Niebie nie mają ciepłych napojów. Gdy podano mu herbatę ona była już zimna. Jednak woreczek musiał być zalany gorącą wodą, bo inaczej napój, by się nie zaparzył. Teraz tylko pozostawało pytanie dlaczego on dostał zimną.
-Herbata ci nie smakuje?- Zapytał Bóg wchodząc do gabinetu- Nie pytaj skąd wiem, bo ja wiem wszystko. Nauki z pierwszego roku idą w niepamięć, tak?- Zapytał z uśmiechem na lekko pomarszczonej twarzy. Ubrany w jasnozieloną długą szatę okręcaną na prawej ręce wyglądał niczym bogowie greccy w mitologiach. Brakowało mu tylko złotego pioruna, by wyglądać jak Zeus.
-To mało istotne. Dlaczego znowu tu jestem?- Zapytał odkładając szklankę na drewniany stolik stojący obok kanapy.
-Dlatego, że widzę, że pojawił się pewien kłopot na twojej drodze do spełnienia zadania jakie Ci poleciłem.- Usiadł obok Toma i pstryknął palcami, a przed nim ukazał się w powietrzu obraz Gerarda Morgensterna prowadzącego samochód.
-Co on ma do tego wszystkiego?- Zapytał rozkojarzony starając się wymyślić samemu odpowiedź. Spojrzał jeszcze raz na chłopaka za kierownicą. Nie miał pojęcia co może być z tym chłopakiem nie tak. Wyglądał jak każdy zbuntowany nastolatek. Nosił czarne ubrania,  miał czarne włosy sięgające uszu oraz ciemne oczy. Właśnie, pomyślał, oczy. Jego oczy są całkowicie czarne. Stwierdził przyglądając się postaci na ekranie.
-Dobrze myślisz. Musisz na niego uważać. On może zniszczyć nasz plan.- Dodał poważnie Bóg pstrykając kolejny raz palcami sprawiając, że wszystko zniknęło.

Stał na jej podwórku i jak ostatni bandyta rzucał w jej okno kamykami. Uśmiechną się sam do siebie wiedząc jak to głupio wygląda. Teraz, w czasach kiedy wszyscy mają telefony on stoi i rzuca kamykami w okno, by dziewczyna wyszła do niego. Mógłby po postu do niej zadzwonić ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Sam dokładnie nie wiedział dlaczego.
Zauważył ruch w pokoju na górze, a po chwili zasłona się odsłoniła, a on ujrzał tą piękną istotę, którą tak bardzo chciał zobaczyć. Dziewczyna otworzyła okno i wyjrzała przez nie uśmiechając się do chłopaka stojącego na podjeździe.
-Wejdź. Rodziców nie ma w domu- Zawołała zadowolona poczym zamknęła okno.
Gerard zgodnie z poleceniem wszedł do domu Jenny. Skierował się od razu na górę do jej pokoju. Doskonale pamiętał drogę do tego pokoju. Po imprezie zaniósł niezbyt nadającą się do samodzielnego chodzenia dziewczynę. Otworzył drzwi na końcu korytarza i wszedł do środka.
Jenny siedziała na kanapie z książką w ręku. Spojrzała na chłopaka gdy tylko ten pokazał się w pokoju.
-Fajnie, że jesteś.- Uśmiechnęła się wskazując chłopakowi miejsce obok siebie- Siadaj.
-Moja słodka Janie- Ucałował dziewczynę w czoło i zajął miejsce na wolnym kawałku kanapy. Zabrał dziewczynie książkę, którą luźno trzymała w prawej ręce. Obrócił ją parę razy i przyjrzał się okładce, na której widniał jakiś, jak podejrzewał, magiczny wisiorek z różowym kamieniem w środku. Uśmiechną się szeroko do dziewczyny, która nie wstając z ciemno różowej kanapy na kolanach podeszła do niego chcąc zabrać mu książkę. Próbowała wyrwać ją z jego ręki ale nie dała rady.
Gerard roześmiał się widząc i czując starania dziewczyny, by odebrać mu książkę. Zamiast ją jej oddać trzymał ją jeszcze mocniej. Gdy znudziła mu się ta zabawa wyrzucił książkę na podłogę i przyciągną Jenny do siebie. Obejmował ją obydwoma rękami w talii.
-To tylko książka- Stwierdził całując ją w czoło.
Dziewczyna w odpowiedzi spojrzała na niego groźnie.
-Ale to bardzo dobra książka.- Stwierdziła obrażona na co Gerard roześmiał  jeszcze bardziej się.
-Jeśli tylko będziesz chciała to kupię ci całą bibliotekę.- Przytrzymał ciemnowłosą gdy ta chciała się wyrwać z jego uścisku, by podnieść książkę.- Zostań tu. Niech leży- Spojrzał w kierunku otwartej książki.
Jenny przestała w końcu walczyć o podniesienie książki i wygodnie usadowiła się w  ramionach chłopaka.

Z samego rana obudził ją głośno piszczący budzik. Usłyszała cichy jęk obok siebie i spojrzała w tamtą stronę. Zamrugała szybko powiekami ze zdziwienia. Jej serce tłukło się w piersi, a ona siedziała zdrętwiała na łóżku. Obok niej spał Gerard. Z jego miny wynikało, że było mu tu wygodnie, bo ciągle miał delikatny uśmiech na twarzy.
Jenny dotknęła ręką rozpalonych policzków i wycofała się gwałtownie z łóżka. Patrzyła przez chwilę z przerażeniem w oczach aż wreszcie chłopak się obudził. Jego ciemne włosy potargały się, a on rozbawiony spoglądał na nią jakby zrobiła właśnie najgłupszą rzecz w życiu.
-Nigdy nie spałaś z chłopakiem?- Zapytał Gerard opierając się na łokciu. Jego spojrzenie utkwione było w zawstydzonej dziewczynie stojącej naprzeciwko łóżka.
-Gerard.. ja- Nie miała pojęcia co powinna teraz powiedzieć. Skłamać, że sypiała z wieloma chłopakami, by pokazać, że wcale nie jest taka święta i grzeczna za jaką on ją miał. Zdecydowała, że powie prawdę. Stała jeszcze przez chwilę w milczeniu nie potrafiąc spojrzeć na leżącego na łóżku chłopaka. Podniosła spojrzenie, gdy poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. – Nigdy nie byłam tak blisko z chłopakiem- Szepnęła zawstydzona. Nie znosiła opowiadać ludziom o sobie, o swoich emocjach czy uczuciach. Czuła, że jest zarumieniona na całej twarzy. Było jej gorąco i duszno.
-Cieszy mnie to.
Usłyszała spokojny i ciepły głos Gerarda. Chłopak otulił ją ramieniem. Miał na sobie to samo ubranie co wczoraj. Pachniał jak zwykle swoimi wyrazistymi perfumami. Jenny spojrzała na jego bladą twarz i uśmiechnęła się widząc spokój w oczach chłopaka. Wyciągnęła rękę w kierunku jego głowy i poprawiła chłopakowi jego potargane włosy, a on, by się odwdzięczyć ucałował ją w czoło.
Dziwnie czuła się jadąc z Gerardem Morgensternem do szkoły. Widziała, że wszyscy będą na nich patrzeć. Najdziwniejsze było to, że ciągle martwiła się jak Tom na to zareaguje. W głębi serca z jakiegoś dziwnego powodu pragnęła, by młody kleryk był o nią zazdrosny. Wiedziała jednak, że jest to absurdalne pragnienie, gdyż Tom poświęcił swe serce Bogu, a nie jej. Nie miała u niego żadnych szans i nie mogła mieć do niego o nic pretensji.
Kiedy czekała na ciemnowłosego w samochodzie, pod jego mieszkaniem, zastawiała się jak teraz to wszystko będzie wyglądać. Zaczęła umawiać się z Gerardem i pozwala chłopakowi spać w swoim łóżku obok siebie. Nie przeczyła, że nie miło było obudzić się koło przystojnego nastolatka ale nie mogła dopuścić, by doszło miedzy nimi do czegoś więcej. Rodzice wybaczyliby jej dużo rzeczy, ale na pewno nie to, że spała z jakimś nowo poznanym chłopcem. Czuła jednak, że chłopakowi nie zależy na tym, by zaciągnąć ją do łóżka, bo gdyby tak było to miał już dwie okazje i z żadnej nie skorzystał.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia w bocznym lusterku samochodowym. Teraz wreszcie życie zaczynało się jej układać. Przedtem nie miała nic. Była sama, pominięta przez Boga, a teraz spotyka się z chłopakiem, który ją kocha i nie myśli tylko o jednym. Poprawiła włosy i wyjęła gumkę do włosów. Związała ciasno włosy na czubku głowy i czekała cierpliwie aż Gerard wróci do auta. Nie minęło więcej niż pięć minut, kiedy drzwi samochodu otworzyły się, a ciemnowłosy z łobuzerskim uśmiechem wskoczył na fotel kierowcy. Chłopak bez słowa odpalił silnik i ruszyli w kierunku szkoły, do której oboje uczęszczali.
-Nudziłaś się?- Zapytał Gerard widząc znudzone spojrzenie dziewczyny.
-Troszkę- Odparła wykręcając głowę w drugą stronę tak, by chłopak nie mógł patrzeć na jej twarz. Postukała nerwowo palcami w drewniane oparcie na łokieć przy drzwiach. Patrzyła jak ulica i domy coraz szybciej się rozmazują. Denerwowała się tym co stanie się dzisiaj w szkole. Nie chciała słuchać za plecami gadania, że to ta co umawia się z tym satanistą. Gerard już miał taki przydomek w szkole katolickiej. Skrzywiła się na myśl o tym jak teraz ją będą nazywać. Na pewno nie będzie to nic miłego. Dziewczyny zawsze mają gorzej, wymyśla się dla nich straszne przezwiska i okropnie wulgarnie nazywa się je za plecami.
A co jeśli nauczyciele zadzwonią do jej rodziców, by zapytać czy wszystko z nią w porządku, bo umawia się z dziwnym chłopakiem, który jak mówią, je koty i odprawia czarne msze na cmentarzu. Tego wszystkiego można było nasłuchać się w szkole o Gerardzie. Tom jej to wszystko powiedział nie szczędząc nawet odrobiny złego słowa. W pierwszej chwili zszokowało ją to, że nawet w takiej szkole jak ta są takie okropne plotki, ale później doszła do wniosku, że wszyscy jej zazdroszczą.
Podjeżdżając na parking zobaczyła Toma stojącego obok swojego samochodu. Wokoło niego zgromadzeni byli uczniowie wyraźnie wsłuchani w słowa kleryka. Gerard zaparkował na ostatnim wolnym miejscu i wysiadł, by otworzyć Jenny drzwi. Pomógł wysiąść jej z auta. Objął ramieniem i przeprowadził obok znajomych ze szkoły. Zanim zdążyli wkroczyć na chodnik prowadzący do drzwi szkoły usłyszeli za sobą głos Toma.
-Jenny! Zaczekaj  muszę z tobą porozmawiać.- Kleryk wydawał się zmieszany widokiem dziewczyny z Gerardem. Zanim jednak ona zdążyła coś powiedzieć  ciemnowłosy odezwał się.
-Zostaw ją w spokoju kretynie.- Warknął wściekły Gerard.
Jenny nie do końca wiedziała, dlaczego chłopaka tak zdenerwowało to, że kleryk chciał z nią porozmawiać, ale jej się to podobało. Każda dziewczyna chciała, by jej chłopak bronił ją i okazywał publicznie jak ważna jest dla niego. Jeszcze lepiej było, gdy chłopak był zazdrosny, bo to oznaczało, że mu zależy i szczerze kocha.
-Pozwól jej samej zdecydować, czy chce ze mną porozmawiać. Nie możesz podejmować za nią wyborów. Nie jest twoją własnością.- Tom przez cały czas uporczywie przyglądał się dziewczynie.
-Wiesz, wydaje mi się, że klerycy nie powinni podrywać dziewczyn. To chyba wbrew przepisom  ustalonym przez waszego Boga. Nie mam racji?- Zapytał ale nie czekał na odpowiedź tylko odwrócił się w stronę szkoły i ruszył w jej kierunku razem z Jenny.
Dziewczyna zanim weszła do szkoły, odwróciła się w kierunku Toma. Spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem i zniknęła w głębi budynku.

W głowie szumiało mu od wypitego alkoholu i zażytych narkotyków. Szedł chwiejnym krokiem w dobrze znanym mu kierunku. Trzymał równie pijaną dziewczynę jak on za rękę. Ciągną ją ulicą, na której stała ich wspólna szkoła. Uśmiechał się pod nosem, a w drugiej ręce trzymał klucze do pewnego budynku. Ukradł je sprzątaczce, gdy tylko ta upuściła pęk kluczy zawieszonych na cienkim sznureczku. Odgarnął włosy z czoła i spojrzał na dziewczynę wlokącą się z tyłu.
Nie mógł zaprzeczyć, że ta dziewczyna nie była piękna. Była śliczna, zupełnie jak ze snu ale wiedział, że to nie jego sen. Jenny jest dobra, zbyt uczciwa dla niego. Godząc się być z nim musiałaby zejść z drogi dobra i przejść na stronę zła. Nie miał pojęcia, czy dziewczyna byłaby gotowa to dla niego zrobić. Teraz może i tak, bo nie zdawała sobie sprawy ze swojej przeszłości, ale co będzie później? Co będzie, gdy nadejdzie odpowiedni czas i pozna prawdę o sobie? Czy go wybierze? Nie, nie wybierze. Szepnął jego umysł, a on mocniej ścisnął rękę dziewczyny. Muszę tylko wykonać swoje zadanie. Janie, słodka Janie. Ona nigdy nie będzie moja, nie na zawsze. Może teraz przez te parę dni przez, które jeszcze tu będę ona będzie ze mną ale później nie ma na to szans. Zacisnął w pięści posrebrzany kluczyk, który zaczął wbijać mu się w skórę. Ona jest poza moim zasięgiem. Muszę tylko zrobić to co trzeba.
Poczuł jak po dłoni spływa mu stróżka krwi. Wytarł ją nerwowym ruchem o czarne spodnie.
-Chodź Jenny! Nie mamy czasu- Krzyknął pociągając rękę ciemnowłosej. Ta drobnymi kroczkami podbiegła do chłopaka, a ten objął ją czule ramieniem.- Teraz się zabawimy.- Kąciki jego ust powędrowały w górę, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wyjął z kieszeni dwie pary białych, lekarskich rękawiczek i jedną z nich podał dziewczynie.- Załóż je- Rozkazał z zadowoleniem zakładające swoje rękawiczki po czym włożył kluczyk w stare, masywne, drewniane drzwi. Otworzył je jednym popchnięciem i zaczekał aż Jenny najpierw przekroczy próg. Następnie, gdy wszedł do ciemnego pomieszczenia ręką na ścianie wymacał włącznik światła. Gdy tylko zapaliły się boczne lampy ujrzał zmęczoną Janie opartą o ścianę w białym kolorze.
-Co tutaj robimy?- Zapytała dziewczyna z ciężkością w głosie.
-Nic skarbie. Po prostu teraz będziemy się dobrze bawić.- W jego głosie słychać było nutkę rozbawienia.

Stała zdenerwowana pod szkołą z ciężkością wdychając powietrze. Ręce jej się trzęsły na samą myśl o tym co wczoraj zrobiła. Wczorajszej nocy postąpiła wbrew sobie, zasadom które miała wyznaczone, i których chciała przestrzegać do końca życica. Gerard zbyt naciskał, by mogła odmówić. Nie mogła sprawić mu zawodu, nie jemu. Za bardzo go kochała i uwielbiała. Mimo tego, że miała wyrzuty sumienia i wiedziała, że źle postąpiła nie mogła obwiniać o wszystko chłopaka. To była jej decyzja. Co prawda nie była wtedy w stanie zbyt trzeźwo myśleć ,ale nie było z nią najgorzej. Mogła powiedzieć nie, ale tego nie zrobiła. Chciała pokazać Gerardowi jak bardzo jej na nim zależy, że zrobi dla niego wszystko, dosłownie wszystko czego tylko będzie chciał.
Poczuła jak czyjeś ręce silnie obejmują ją i pociągają lekko do tyłu. Uśmiechnęła się na tyle ile potrafiła, by nie pokazać jak bardzo żałuje tego co stało się wczoraj w nocy. Gdyby chłopak się tego domyślił byłby bardzo zawiedziony.
-Moja piękna Janie.- Gerard ucałował dziewczynę w policzek przytulając do siebie.
-Cześć- Szepnęła słabo. Powinna bardziej się postarać z udawaniem. Bała się, że teraz chłopak zacznie się wypytywać, dlaczego jest smutna, i czy to nie ma związku z wczorajszą nocą. Ale co ona mu wtedy odpowie, że żałuje wszystkiego i chciałaby cofnąć czas? Takie słowa nie wchodziły w grę.
-Coś jest nie tak- stwierdził chłopak obracając dziewczynę w swoją stronę- Tylko nie kłam- dodał widząc, że dziewczyna otwiera usta, by coś powiedzieć.
-Gerard, przepraszam, przepraszam ale ja.. ja muszę wszystko powiedzieć. Nie mogę tak żyć. To co się wczoraj stało.. to.. to nigdy nie powinno było się stać, ani teraz ani w przyszłości, rozumiesz?- Głos drżał jej coraz bardziej z każdym wypowiedzianym słowem. Po policzku popłynęły jej łzy, łzy bólu i rozpaczy. Co prawda nie chciała płakać, nie chciała pokazać jak bardzo wszystkiego żałuje ale nie potrafiła się powstrzymać. 
-Nie, Janie nie! Nie możesz tego zrobić. Nikt ci w to nie uwierzy kochanie. Zmarnujesz sobie i mnie życie, a do tego jeszcze rodzicom. Czy jedna noc jest tego warta? Czy twoje sumienie jest tego warte?- Zapytał starając się obudzić w dziewczynie racjonalne myślenie. Pogładził jej włosy chcąc pokazać, że wcale nie jest na nią zły mimo tego, że było zupełnie odwrotnie.
Jenny patrzyła głęboko w spokojne oczy chłopaka. Uśmiechał się on do niej łagodnie sprawiając, że w sercu poczuła spokój, który przygłuszył wyrzuty sumienia.
-Teraz już nic nie powiesz, prawda?- Zapytał ale nie czekał na odpowiedź tylko wprowadził dziewczynę do szkoły.


Siedział w swoim pokoju przy biurku. Przeszukiwał papiery, które zabrał ze szkoły w poszukiwaniu czegoś o swoim wrogu. Teraz już nawet nie bał się nazwać go swoim wrogiem, teraz miał pozwolenie Boga i wiedział, że to co zaplanuje uda się. Musiał tylko znaleźć coś dzięki czemu chłopaka wyrzucą ze szkoły. Dzięki temu oddali się on od dziewczyny, którą ma chronić i nie będzie zagrażał jej świętości i niewinności.
Podniósł głowę, gdy tylko jasne światło rażące go w oczy rozbłysło w jego pokoju. Bóg stał na środku pokoju w jasnobiałej, długiej szacie ze sterczącym kapturem na głowie. Jego wyraz twarzy był kamienny, a spojrzenie wyniosłe. Rozejrzał się po pokoju i usiadł w dużym beżowym fotelu stojącym koło okna.
-Stoi tu od tych pamiętnych lat. Wiesz o czym mówię prawda?- Zapytał Bóg spoglądając w stronę Toma, który właśnie podnosił się z krzesła przy biurku.- Ona zawsze siadała na tym fotelu.
-Wiem..  Dobrze wiesz, że wiem więc  po co pytasz? Przecież wiesz wszystko.- Czuł, że traci nad sobą kontrolę z nie wiadomo jakiego powodu. Zacisną pięści i zagryzł dolną wargę. Obawiał się, że może powiedzieć to czego, by nie chciał.
-On tu jest!- Krzykną starzec zrywając się z fotelu.- Wyłaź stworze! Pokarz mi się na oczy! Nie bądź tchórzem!- Chodził po całym pokoju zaglądając we wszystkie najciemniejsze kąty.
-O czym mówisz? Nic nie rozumiem?- Zapytał już całkiem spokojny Tom. Uśmiechną się lekko podchodząc do szafki przy, której stał Bóg.
-Wysłannik Szatana tu był. Mącił Ci w głowie. Inaczej się zachowywałeś.- Stwierdził idąc w stronę fotelu, w którym wcześniej siedział.- Uciekł już. Nie ma odwagi stanąć przede mną. Twój rywal jest inny. On nikogo i niczego się nie boi. Musisz działać szybciej i dokładniej. Jenny Turner ci się wymyka chłopcze. 

____________________________________________________________________________
Witajcie, przepraszam, że tyle trwało dodawanie nowego rozdziału ale moje życie jest teraz w kompletnej rozsypce.. Nie wiem czy dam radę dociągnąć to opowiadanie do końca i chcę żebyście o tym wiedzieli. Chcę być z wami szczera. Zapewne osoby słuchające MCR dowiedziały się, że zespół się rozpadł a ich piosenka Demolition Lovers była moją inspiracją.. czuję teraz ogromną pustkę bo MCR uratowało moje życie już raz i mam nadzieję, że teraz też to zrobi. Boję się teraz każdego następnego dnia bo nie wiem jak sobie bez nich poradzę :/ Zawsze miałam tą świadomość, że oni są, że mieszkają gdzieś tam w New Jersey i tworzą dalej świetną muzykę.. 
Nie będę się rozpisywać o zespole bo i tak was to pewnie nie ciekawi. 
Nie wiem kiedy następny rozdział. 
To na tyle jeśli macie jakieś pytania albo chcecie mi coś powiedzieć to śmiało piszcie :) Mogę podać nawet swoje gg :) Szczególnie jeśli macie jakieś problemy bo doskonale wiem jak ważne jest to by się komuś wygadać :) Nie wstydźcie się :) 
Przyznam szczerze, że sama z chęcią pogadałabym z kimś ale nie mam z kim.. 
Trochę dramatycznie się robi więc już nie przedłużam. 

niedziela, 17 marca 2013

5.Nigdy nie pozwolę Ci upaść.

EDIT: Jak widzicie dodałam opcje obserwowania bloga :) Informuję również, że od teraz nie informuję osób z blogspotu o nowych rozdziałach iż ponieważ jest włączona odpowiednia opcja i osobom którym zależy na czytaniu tego bloga będą wiedziały co zrobić. Dziękuję za uwagę :)
Rozdzial 5:
Nigdy nie pozwolę Ci upaść. Te słowa rozbrzmiewały w jej głowie. Mimo tego, że w budynku dyskoteki muzyka zagłuszała wszystkie rozmowy pijanych mężczyzn przy barach zaczepiających samotne, młode dziewczęta, to ona słyszała wyraźnie swoje myśli. Bez jakiegokolwiek mętliku czy zaburzeń. Tak chyba jednak nie powinno być. Wypiła o wiele za dużo alkoholu jak na dziewczynkę z dobrego domu, która nigdy nie piła niczego procentowego i nigdy nie wróciła pijana do domu.
Nigdy nie pozwolę Ci upaść. Na początku odebrała te słowa zupełnie normalnie. Usłyszała je zaraz po tym gdy chłopak złapał ją, gdy oślepiły ją błyski lamp wchodząc do pomieszczenia.
Trzymał ją mocno w ramionach dopóki nie była pewna, że jest w stanie samodzielnie iść i że z jej równowagą i koordynacją ruchową jest wszystko w porządku.
Dopiero teraz zastanawiała się jaki jeszcze sens mogą mieć te słowa. Spodziewała się, że jutro o nich zapomni i teraz nie powinno to stanowić dla mniej żadnej zagadki jednak nie mogła oderwać myśli od tych paru słów szepniętych jej do ucha.

Gerard trzeźwo obserwował jak Jenny zmaga się ze wstaniem z kanapy. Kazał jej tu siedzieć by przestała wreszcie szaleć na parkiecie i troszkę ochłonęła, bo muszą już wracać do domu. Alkohol wyraźnie uderzył jej do głowy, a po zażyciu amfetaminy rozweseliła się i przestała narzekać, że rodzice będą wściekli, kiedy nie będzie jej w domu, gdy oni wrócą. Wydawało mu się jednak, że dziewczyna nie do końca jest podatna na narkotyk, zdawało się, że nie ma gonitwy myśli, bo przez większość czasu, gdy siedziała na kanapie była spokojna i patrzyła z uśmiechem na ustach w jeden punkt, a raczej w osobą- na niego.
Podszedł do dziewczyny i złapał jej ramię delikatnie podciągając ją tak by wstała. Ciemnowłosa roześmiała się, gdy ten objął ją jedna ręką w pasie, by nie upadła.
-Już idziemy?- Zapytała lekko zasmucona ale po chwili na jej ustach pojawił się uśmiech, gdy chłopak podstawił jej kieliszek z wódką pod nos.
-Dokończ napój i wtedy wyjdziemy- Ucałował ją w bok czoła i zachęcił do picia przechylając w kieliszek w stronę jej ust. – Szybciutko, pij. Jest już późno, a jutro musisz iść do szkoły.- Ponaglał ją.
Droga do domu Jenny zajęła mu około dwudziestu minut mimo tego, że dyskoteka, w której byli oddalona była o około 50km. Niby w LA było dużo dyskotek i to o wiele bliżej, ale on wolał akurat tą. Tam mógł ze spokojem popijać alkohol i nikt nie pytał go o wiek. Co do narkotyków, to był to po prostu raj. Nikt nie sprawdzał tam czy klienci nie wnoszą niczego nielegalnego.
Z piskiem opon zatrzymał się pod jednorodzinnym domem swojej towarzyszki. Dziewczyna siedziała na fotelu pasażera zupełnie wykończona, a jej źrenice powoli powracały do normalności. To oznaczało, że narkotyk przestaje działać.
Wysiadł z samochodu i otworzył dziewczynie drzwi. Podał jej rękę, by mimo zawrotów głowy mogła wstać nie robiąc sobie krzywdy. Objął ją ramieniem i wprowadził do domu.
-Gdzie jest twój pokój Janie?- Zapytał rozglądając się po ciemnych pomieszczeniach.
-Na górze.. i mam na imię Jenny..- Dziewczyna nie miała siły już nawet mówić. Ledwo co powłóczyła nogami kierując się w stronę drzwi do domu. Nie mogła już ich nawet podnosić.
-Wiem ale wolałbym mówić do ciebie Janie. Jakoś bardziej pasuje.- Uśmiechnął się i wziął ją na ręce zanosząc do pokoju, który wskazała.

Nie miała pojęcia, czy powinna dziękować Gerardowi za ustawienie budzika na godzinę siódmą, czy też go za to zabić. Uśmiechnęła się jednak słabo widząc karteczkę na poduszce obok.
-Do zobaczenia w szkole Janie.- przeczytała i przeczesała ręką potargane włosy. Wstała z łóżka, ale gdy tylko stanęła na równych nogach pożałowała tego posunięcia. Szybko złapała się szafki nocnej, by nie upaść. Nie miała pojęcia, o której wczoraj wróciła, co robiła ani czy rodzice widzieli w jakim stanie przyjechała. Domyśliła się, że musiała wypić naprawdę dużo, bo bardzo chciało jej się pić.
Z ręką na czole zeszła na dół do kuchni bojąc się spotkania z rodzicami. Oczekiwała tego, że dostanie od nich niemałą burę i na pewno zabronią jej spotykania się z Gerardem. Zdziwiła ją jednak cisza panująca w całym domu. O godzinie siódmej jej mama zawsze robiła śniadanie a ojciec czytał gazetę sportową. Wchodząc do kuchni ujrzała małego Davida siedzącego na taborecie przy blacie zajadającego się płatkami śniadaniowymi.
-Jenny!- Chłopczyk podbiegł do niej rzucając jej się w ramiona. Ona pozostała jednak obojętna na to i jej brat musiał zadowolić się przytuleniem do jej nóg.
Nie miała sił, by podnieść braciszka i uściskać go. Pogłaskała go po głowie i kazała wrócić do jedzenia śniadania. Sama podeszła do lodówki i wyjęła z niej zmrożoną butelkę wody mineralnej. Za jednym razem wypiła prawie połowę litrowej butelki. Przyłożyła zimną butelkę do czoła. Głowa bardzo ją bolała. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze trochę czasu na wyszykowanie się więc powolnym krokiem wrócił do swojego pokoju z jeszcze jedną butelką wody. Odkręciła wodę pod prysznicem i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jest w ubraniu, w którym była na imprezie. Zdjęła sukienkę i wzięła prysznic. Następnie owinęła się białym ręcznikiem i poszła do lustra rozczesać włosy. Ubrała się w szkolny mundurek i związała włosy w koński ogon na czubku głowy. Zeszła do kuchni by sprawdzić co z jej młodszym bratem. Przez kilka dni mieszkał u dziadków bo ich matka nie mogła wrócić wcześniej do domu z fundacji. Teraz jednak widocznie musiało się to zmienić.
-Mam wróci dzisiaj wcześniej?- Zapytała pomagając chłopcu założyć ciężki szkolny plecak na obydwa ramiona. Nie usłyszała odpowiedzi.- David, co jest? Obraziłeś się?- Zapytała z uśmiechem na ustach. Jej młodszy brat uwielbiał wzbudzać w innych poczucie winy. Kucnęła przed nim i przytulała go tak długo aż chłopiec roześmiał się i również ją przytulił.
-Nie wróci wcześniej. Tata ma mnie odebrać ze szkoły i mamy jechać do fundacji.- Odpowiedział zadowolony chłopczyk poprawiając plecak, który przekrzywił się.- Odprowadzisz mnie do szkoły?- Złapał dziewczynę za rękę i pociągną w kierunku drzwi.
-Zaczekaj!- Pisnęła śmiejąc się.- Nie wzięłam torby a ty drugiego śniadania.- Z uśmiechem na twarzy zrobiła bratu kanapki, a później pobiegła do swojego pokoju po torbę w której miała książki na dzisiejsze lekcje.- Możemy iść- Stwierdziła zadowolona wyprowadzając Davida za rękę z domu.
Nie sądziła, że dzień w szkole na kacu będzie tak bardzo meczący. Ciągle piła wodę i brała aspirynę na ból głowy. Jej źrenice były lekko powiększone co ją zaniepokoiło. Po alkoholu powinny się pomniejszyć. Oznaczało to, że musiał wziąć coś więcej niż tylko alkohol.
Usiadła na pustej ławce w ogrodzie podczas długiej przerwy. Zamknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu pozwalając ciepłym promieniom słońca muskać jej twarz.
-Cześć.
Usłyszała męski głos. Otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Właśnie tej osoby nie chciała dzisiaj spotkać.
-Hej.- Odparła wracając do wcześniejszej pozycji.
-Masz dziwne oczy i pijesz dużo wody. Co się z tobą dzieje? Do tego jakieś tabletki.-  Stwierdził zaniepokojony Thom siadając  obok dziewczyny.- Twoje źrenice są powiększone. Martwię się o ciebie.
-Boli mnie głowa i tyle- Ucięła krótko nie chcąc wdawać się w rozmowę o wczorajszym wieczorze. Z pewnością bardzo straciłaby w oczach chłopaka. Gdyby ten tylko dowiedział się jak ona się wczoraj zachowywała, co piła i co brała to na pewno nie siedziałby z nią teraz na ławce.
-A co z oczami? Dlaczego takie są?- Thom dotknął ramienia dziewczyny, a ona otworzyła oczy z lekkim przerażeniem wymalowanym na twarzy. Za każdym razem gdy kleryk ją dotykał jej serce biło coraz szybciej.
-To.. to od tabletek na ból głowy.- Była zdziwiona, że udało jej się tak zwinnie i szybko okłamać chłopaka.
-A dlaczego boli cię głowa?- Nieugięty kleryk ciągle wypytywał o jej stan zdrowia.
Jenny poczuła, że nie da rady już nic wymyśleć. Musi przyznać się, że była wczoraj na imprezie i ostro zaszalała, do tego niewiele pamięta i musi czekać w szkole na Gerarda, by wszystkiego się dowiedzieć, bo skoro on prowadził i odwiózł ją do domu to musiał być przytomny. Już miała zacząć przyznawać się do kłamstwa, gdy w głębi korytarza dostrzegła czarnowłosego chłopaka rozmawiającego przez telefon.
-Przepraszam ale muszę już iść- Zerwała się z ławki i szybkim krokiem podeszła do Gerarda, który stał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.- Nie wiele z wczoraj pamiętam!- Stwierdziła desperacko. Chłopak roześmiał się.
-A może najpierw byś się przywitała Janie?- Objął ją ramieniem wyprowadzając ze szkoły.- Wyjdźmy stąd. Nie lubię tego miejsca.- Stwierdził skręcając na parking. Otworzył dziewczynie drzwi na miejsce pasażera.
-Dokąd jedziemy?- Zapytała w lekkim szoku. Wczorajszego wieczoru upiła się a dzisiaj ucieka ze szkoły. Wiedziała, że tego było już za wiele ale Gerard działał na nią w dziwny sposób. Gdyby tylko poprosił, by zrobiła coś złego zapewne zrobiłaby to.
-Zabiorę cię gdzieś w miejsce, które jest o wiele lepsze niż ta szkoła- Stwierdził zapalając silnik auta. Wyjechał z parkingu z piskiem opon. Jechał spokojnie przez chwilę, ale widząc mały ruch na drodze przyśpieszył gwałtownie aż Jenny złapała się fotelu.
-Nie jedź tak szybko- Jęknęła z przerażeniem w oczach. Jej ojciec nigdy nie jeździł zbyt szybko. Zawsze był ostrożny i rozsądny za kierownicą.
-Spokojnie skarbie. Nic ci się nie stanie- Spojrzał jej prosto w oczy z uśmiechem na twarzy.
Zatrzymał samochód po półgodzinnej jeździe w parku Niuton Green. Zaprowadził dziewczynę na jedną z kilku ławek przy bocznej alejce. Wyciągnął z kurtki paczkę papierosów i zapalił jednego.
-Chcesz?- Zapytał podsuwając Jenny paczkę pod nos.- Wczoraj jakoś nie wybrzydzałaś Janie.- Uśmiechną się znacząco.
-Gerard ja naprawdę nie mam pojęcia co wczoraj się działo. Pamiętam jak wyszliśmy razem, później jak oślepiły mnie światła dyskoteki. Pamiętam, że tańczyliśmy a później przyniosłeś drinki.- Wyjęła z paczki jednego papierosa i włożyła go do ust czekając aż chłopak go przypali zapalniczką, którą się bawił. Wzrokiem błądziła po parku szukając czegoś co mogłoby przypomnieć jej o wczorajszej nocy.
-Nie martw się. Nie robiłaś niczego czego mogłabyś żałować.- Gerard schował do kieszeni zapalniczkę zaraz po tym jak przyświecił dziewczynie papierosa.- To, że nic nie pamiętasz to nic złego. No chyba że mi nie ufasz…- Uśmiechnął się łobuzersko czekając na reakcję dziewczyny.
-Powinnam ci nie ufać po tym co powiedziałeś o Bogu i po tym jak wpakowałeś mnie w kłopoty.- Roześmiała się nie mogąc utrzymać powagi. Mimo tego, że bardzo chciała ochrzanić chłopaka o wpadkę z wczoraj, ale nie potrafiła nawet spojrzeć na niego, by się nie uśmiechnąć.
Ciemnowłosy przysunął się do niej obejmując ją w pasie. Pozwolił, by dziewczyna po skończeniu papierosa oparła głowę o jego ramię.
-Jeszcze trzy tygodnie do moich osiemnastych urodzin.- Szepnęła odprężając się w ramionach chłopaka.
-Tak? Co potem zamierzasz? Wyprowadzasz się z domu? Chętnie przyjmę cię pod swój dach. Pięknych kobiet nigdy za wiele- Zaproponował gładząc plecy Jenny. Dziewczyna roześmiała się. Spojrzała Gerardowi w oczy i uśmiechnęła się. Zatrzymała na chwilę wzrok na jego twarzy przyglądając się jej dokładnie.
-Są takie ciemne- Szepnęła- Prawie czarne..- Widząc zdziwienie chłopaka dodała szybko- Twoje oczy. One są piękne.- Uśmiechnęła się lekko speszona, gdy zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało. To chłopcy powinni mówić, że oczy dziewczyny są piękne a nie na odwrót. Gerard roześmiał się lekko złowieszczo ale Jenny nie przejęła się tym za specjalnie. Dotknęła palcami jego policzków i przesunęła po nich.- Jesteś taki idealny- Stwierdziła szeptem gładząc bladą skórę chłopaka. Zacisnęła usta w wąską kreskę i spuściła głowę.
-Nie, nie, nie- Szepnął chłopak podnosząc delikatnie jej twarz.- Lubię na ciebie patrzeć.- Zbliżył swoją twarz do jej twarzy.- Ale w tej chwili wolałbym cię całować.- Stwierdził a po chwili ich usta zetknęły się ze sobą. Jenny zamknęła oczy oddając się  chwili. Zatopiła swoją dłoń w  dłuższych czarnych jak smoła włosach chłopaka a drugą ręką gładziła jego policzek.

-To była amfetamina prawda?- Zapytała w drodze powrotnej do domu. Nie za wiele pamiętała z imprezy ale to na pewno nie była tylko wina alkoholu. Nie wiedziała jak powinna zareagować jeśli chłopak przyzna się do tego, że dodał jej narkotyk do drinka. Może nie powinna mu już ufać? W końcu zrobił coś bez jej wiedzy co miało negatywny skutek na jej osobę. Westchnęła ciężko czekając na odpowiedź Gerarda.
-Bystra jesteś.- Uśmiechną się nie grzecznie- Nie patrz tak- Poprosił czując na sobie dziwne spojrzenie dziewczyny- Lubię dobrą zabawę i ty też ją lubisz. Zmieńmy temat. Twoi rodzice pracują? Będą teraz w domu? Jest siedemnasta. Większość osób o tej porze wraca z pracy. Nie będą się rzucali o to, że odwozi cię obcy chłopak?- Dopytywał się chcąc zachować jak największą ostrożność. Nie mógł dopuścić do tego, by rodzice dziewczyny przez niego się jej czepiali. Jeszcze bardziej przerażała go wizja, że mogliby zabronić się im spotykać. Doskonale widział jacy bywają rodzice grzecznych córeczek. Nie są przyzwyczajeni do późnych powrotów ich pociech ani do tego, że spotykają się z obcym chłopakiem. Przerabiał to już parę razy i nie chciał po raz kolejny dostać w twarz za to, że skrzywdził córeczkę jakiegoś nadopiekuńczego tatusia. Nie przyjmowali oni do wiadomości, że to właśnie ich aniołki same pchały mu się do łóżka. No ale taki już los facetów. Cokolwiek by nie zrobili zawsze dla potencjalnych teściów będzie źle.
-Nie, nie ma ich teraz. Pracują w rodzinnej fundacji i spędzają tam większość czasu. Nie martw się. Czasem o mnie zapominają więc nie będą mieli do ciebie pretensji.- Uśmiechnęła się zmieszana. Czuła, że z jakiegoś powodu nie powinna o tym mówić Gerardowi.- A co z twoimi rodzicami? Nie mają ci za złe, że ciągle nie ma cię w domu?- Zapytała spoglądając niepewnie na chłopaka, który nigdy nie poruszał tematu swojej rodziny. Zupełnie tak jakby był sam na świecie, bez żadnych krewnych i bliskich osób. Nigdy nie mówił nic o swoim otoczeniu, rodzinnym domu czy miejscu, w którym się wychował.

Gerard skręcił gwałtownie w prawo przeklinając przy tym. Ominął najkrótszą drogę do domu Jenny. Chciał ją odwieźć jak najszybciej, by przestała zadawać pytania na które nie mógł jej odpowiedzieć. W głębi duszy czuł, że będzie przez to skreślony u niej, a nie mógł jej okłamać, że mieszka w rodzinnym białym domku z małym ogródkiem. Nie mógł powiedzieć, że ma doskonały kontakt z ojcem, który pomaga mu przy samochodzie, gdy się zepsuje i doradza w sprawach dziewczyn, ani że jego matka doskonale gotuje i Jenny powinna wpaść do nich na obiad. Nie mógł skłamać. Nie w tej sprawie. Zbyt ciężko byłoby się ciągle wykręcać, że z jakiegoś powodu dziewczyna nie może poznać jego rodziców.
Pozostawała jednak opcja innego kłamstwa, że jest skłócony z rodziną ale znając dziewczynę ona chciałaby mu pomóc. Chciałaby sprawić żeby odzyskał stracone więzi z rodziną co w gruncie rzeczy nie byłoby takie trudne gdyby ją się miało.
Przyśpieszył jazdę do stu kilometrów na godzinę. Nie chciał pokazywać, że nie na rękę jest mu pytanie dziewczyny ale, by na nie odpowiadać musiał ją odwieźć jak najszybciej do domu.
Czuł na sobie zniecierpliwione spojrzenie Janie. Uśmiechnął się bezradnie i westchną ciężko.
-Nie mam rodziców. Sam się wychowuje.- Odpowiedział półgłosem czując się jak ostatni debil. Jeszcze tego mu brakowało, żeby dziewczyna, którą chce poderwać uważała go za skończonego idiotę z depresją, który użala się nad sobą, a swoją złość i buntowniczość pokazuje poprzez picie i palenie, bo nie ma rodziców i nikt mu tego nie zabroni.
-Przykro mi- Szepnęła dziewczyna dotykając ramienia chłopaka.
Gerard z piskiem opon zatrzymał samochód pod domem dziewczyny. Spojrzał na nią i uśmiechną się przyjaźnie.
-Nie powinno ci być przykro. Mi nie jest. Przywykłem do tego i tak jest lepiej.- Stwierdził wyciągając rękę w stronę twarzy dziewczyny. Odgarnął z jej policzka kosmyk ciemnych włosów.- Ktoś na ciebie czeka- Dodał spoglądając przez okno od strony pasażera.
-Co on tu robi?- Jenny spojrzała zdziwiona na ciemnowłosego.
-Mnie nie pytaj. Na pewno nie przysłałem go tutaj, by znowu cię podrywał.- Jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Wysiadł z auta, by otworzyć dziewczynie drzwi od samochodu.- Jeśli chcesz to mogę go stąd wyrzucić.- Zaproponował, gdy dziewczyna za pomocą jego ręki podniosła się ze skórzanego czarnego fotelu.
-To tylko kolega.- Poprawiła bluzkę zerkając w stronę drzwi wejściowych.- Uważaj bo jeszcze pomyślę, że jesteś zazdrosny.- Roześmiała się lekko kierując spojrzenie w stronę Gerarda.
-Dobrze myślisz.- Chłopak ucałował ją w czoło i wrócił do samochodu.

Kiedy Gerard odjechał Jenny wpuściła Toma do domu. Zaprosiła go do salonu a później poszła do kuchni nalać soku do szklanek. Po drodze przejrzała się w lustrze, które wisiało w korytarzu między kuchnią a salonem. Uśmiechnęła się do swojego lustrzanego odbicia. Była zaczerwieniona z powodu słów Gerarda. Sam wyznał jej, że jest zazdrosny co oznacza, że musi coś do niej czuć. Czuć coś więcej niż tylko przyjaźń. Dotknęła ręką ciepłych policzków, a następnie opuszkami palców przejechała po ustach. Przymknęła oczy przypominając sobie smak warg Gerarda. Czuła, że jest jej słabo. Za każdym razem, gdy myślała o nim dostawała zawrotów głowy. Teraz wiedziała to na pewno. Wiedziała, że zakochała się w Gerardzie Morgensternie. 

 __________________________________________________________________
Witajcie :) Wiem, że rozdział jest taki nijaki ale ciężko mi napisać cokolwiek dobrego po tym co się stało.. Pewnie chociaż część z Was znała Moon Light/Azrael i wiecie co się stało :( jest mi smutno z tego powodu mimo tego, że nie znałam jej długo i nie wystarczająco dobrze :( Szkoda też, że tak świetne opowiadanie nie będzie dokończone ale teraz to najmniejszy problem. Nie wiem czy powinnam jeszcze coś mówić więc na tym zakończę. 
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze i za wsparcie :) Chciałabym jednak przeprosić jeśli nie skomentowałam czyjejś notki. Nie wiem czy do tego doszło czy nie ale z góry przepraszam :) Proszę napiszcie w komentarzu, że nie zostawiłam u was komentarza pod nową notką  a na pewno wpadnę i przeczytam :)
Chciałbym też zadać pytanie :) A raczej to bd prośba o udzielenie opinii :) Czy warto jest dodawać możliwość obserwacji bloga? :) odpowiedzcie szczerze bo jeśli będziecie tego chcieli to na blogu pojawi się taka opcja ale PROSZĘ O POMOC :)
Na dzisiaj to tyle :) 
pozdrawiam wszystkich :*

sobota, 9 marca 2013

4.Musisz się rozluźnić.



                              Rozdzial 4:

Szkoła to jedno z najgorszych miejsc dla chłopców takich jak on. Chodzenie w mundurku nie było dla niego. Nie znosił zasad i reguł, które ustalają dorośli i których powinien przestrzegać jako uczeń szkoły katolickiej. Gardził tą całą religią, bo uważał, że Bóg wcale nie jest taki dobry jak postrzegają go jego wyznawcy. Interesował się tym od zawsze i pewnie dlatego właśnie tak, a nie inaczej potoczył się jego los, cichego chłopca trzymającego się z dala od przemocy, alkoholu i narkotyków. Teraz nie miał już nic wspólnego ze swoim młodszym wydaniem. Może i żałował paru wyborów jakie dokonał, ale na pewno nie przyznałby się do tego przed kimkolwiek.
Siedząc w środkowej ławce pod ścianą nie chciał rzucać się w oczy. Chciał przeżyć tylko ten określony czas w tej beznadziejnej szkole, a później ulotnić się i żyć tak jak dawniej, pełnią życia nie martwiąc się o nic.
Uśmiechnął się, kiedy młody kleryk złowrogo spojrzał na niego. Nie miał pojęcia dlaczego Thom tak go nie znosi. Jest w tej szkole dopiero drugi dzień i nie zdążył jeszcze zrobić nic złego. Odpowiedział stojącemu pod tablicą chłopakowi wrednym uśmieszkiem i przeciągnął się leniwie na krześle dając do zrozumienia, że nudzi go ta lekcja. Spośród kilku par oczu skierowanych na niego wyłapał spojrzenie ślicznej Jenny, która patrzyła na niego ukradkiem. Nie uśmiechnął się do niej, wolał, by dziewczyna myślała, że jest mu obojętna mimo tego, że wcale tak nie było. Już miał pewne plany z nią związane a teraz tylko czekał aż ona zrobi krok, by nie było dla niej nic podejrzanego w tym, że on chce się do niej zbliżyć.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego ,że dziewczęta chodzące do tej szkoły nie są łatwe i nie szukają chłopaków. Musiał, więc postępować ostrożnie i nie pozwolić się zdradzić.
Uśmiechną się szeroko, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez Thoma, który stanął obok jego ławki.
-A może ty powiesz nam co sądzisz na ten temat.- Zaproponował kleryk.
Gerard tylko ziewnął. Nie obchodziło go jakie pytanie zadał Thom i miał gdzieś to , że kleryk może się przyczepić do niego, że nie słuchał uważnie, zresztą wcale nie słuchał, a nie tylko nie uważnie.
-Co sądzisz o miłosierdziu Bożym?- Zniecierpliwiony Thom powtórzył pytanie, które zadał wcześniej.- Liczę na Twoją szczerą opinię.
-Naprawdę chcesz to usłyszeć?- Zapytał obojętnie chłopak.- Czy tylko udajesz, że jak wszyscy księża jesteś otwarty na różne opinie, ale później, jak już ją wygłoszę stwierdzisz, że mówię głupoty i zaczniesz wygłaszać mi swoje poglądy mimo tego, że niewiele mnie one obchodzą?- Spojrzał uważnie w oczy kleryka, w których malował się niepokój i zdziwienie.
-Oczywiście, że każdy ma prawo do własnej opinii. Nie będę cię przekonywał, jeżeli nasze zdania na ten temat będą odmienne.- Zadeklarował się Thom.
-Jakoś ci nie wierzę, jesteś prawie księdzem a księża praktycznie zawsze kłamią. No, ale dobrze. Zrobię ci tę przyjemność i wyrażę swoje zdanie.- wyluzowany położył nogi na ławce szkolnej i zaczął mówić.- Bóg nie jest miłosierny, on nie wybacza grzechów! Z resztą nie ma czegoś takiego jak grzech. Człowiek z wyboru idzie albo do piekła albo do nieba. Wszystko zależy do tego co wybierze, co mu się bardziej spodoba. Ale wróćmy do tematu. Otóż, gdyby Bóg był miłosierny zależałoby mu na dobru człowieka, więc zapobiegałby wojnom, ale jak ma to robić, skoro nie jest miłosierny? Jak ma..
-Dosyć!- Krzyknął wnerwiony Thom.- Jak możesz tak bluźnić!? Chodzisz do szkoły katolickiej! Powinieneś kochać Boga i żyć jego miłością! Nasz Stworzyciel jest dobry i miłosierny! Zależy mu na człowieku i dlatego zesłał swojego jedynego syna, by umarł za nasze grzechy na krzyżu a ty się tak odpłacasz?! Niewiarą i kłamstwem?!- Thom wściekły podszedł do Gerarda i nachylił się nad nim sycząc ze złości- Człowiek po śmierci ma to na co siebie zasłużył! Zapamiętaj to sobie! Bóg jest dobry i wybacza wszystkim ich przewinienia.
-Zadeklarowałeś się, że nie będziesz zmuszał mnie do wysłuchiwania twojej opinii. Ona jest mi zbędna, nic do mojego życia nie wnosi a ty jesteś tylko jednym z wielu pionków w tej grze. Strzeż się Thomie Andre bo nie znasz dnia ani godziny, kiedy oni przyjdą po ciebie. Twój Bóg ci wtedy nie pomoże- Szepną mu do ucha a Thom jeszcze bardziej zdenerwowany podszedł do biurka i oprał się o niego. – I co? Nędzny kleryku? Myślisz, że zmienisz świat? Myślisz, że wszyscy będą wierzyli w twojego Boga?!- Roześmiał się złowrogo. Rzucił ostre spojrzenie klerykowi.- Nie łudź się! Nikt nie zmieni tego świata! Jest on tak samo zrujnowany jak twoje wspaniałe niebo z uwielbionym Bogiem na czele! Dla niego jesteś nikim! Żadnym następcą apostołów! Nikim! Nie interesuje go twój los nawet gdybyś teraz umierał nie pomógłby ci! A wiesz czemu? Bo jesteś mu obojętny!
Thom szybko poderwał się z biurka i wyszedł z klasy trzaskając drzwiami. Gerard roześmiał się podle i z satysfakcją wypisaną na twarzy wyjął z kieszeni czarnej skórzanej kurtki paczkę czerwonych papierosów. Po wyjęciu jednego z nich rzucił resztę paczki na ławkę. Z przedniej kieszeni spodni wyjął zapalniczkę i zanim zdążył podpalić nią papierosa jego nogi leżące na ławce spadły na podłogę.
-Co jest do cholery?- Zapytał spoglądając na wolne miejsce obok niego. Jenny właśnie je zajęła. Chłopak uśmiechną się cwaniacko i podpalił papierosa. Zaciągnął się a później wypuścił dym ustami.
-Dlaczego tak go potraktowałeś?- Zapytała dziewczyna z pretensjami.
-A co to twój chłopak?- Zażartował lekko unosząc kąciki lekko zaczerwienionych ust.
-Przestań- Dziewczyna zrobiła się nagle cała czerwona.- Po prostu to prawie ksiądz. Powinieneś go szanować tak jak robią to wszyscy, jesteś w szkole katolickiej i musisz się dostosować. Nikt nie robi takich problemów jak ty.- Dziewczyna unikała spojrzenia prosto w oczy swojemu rozmówcy.
-Przesadzasz. Chcesz?- Zapytał wskazując na paczkę papierosów leżącą na środku ławki. Wszyscy uczniowie patrzyli na nich jakby mieli darmowe show do oglądania.
-Nie! Zwariowałeś?! W tej szkole się nie pali!- Wyrwała chłopakowi papieros z ręki.
-Zadziorna jesteś- Stwierdził rozbawiony widząc przerażoną minę dziewczyny.- Oddaj to skarbie.- Z łatwością odebrał Jenny swojego papierosa.- A może jednak spróbujesz? Paliłaś kiedyś?- Dziewczyna zaprzeczyła kręcą głową.- Więc spróbuj.- Uśmiechną się wciskając dziewczynie dymiącego się papierosa w usta.
Gdy tylko to zrobił drzwi do sali lekcyjnej otworzyły się. Thom wyglądał jakby ktoś mocno uderzył go w twarz. Od razu rzucił się w stronę ławki i ze wściekłością wyrzucił papierosy leżące na ławce do kosza.


Było jej strasznie głupio bo Thom widział ją z papierosem. Chciała, żeby myślał o niej jak o dobrej i niewinnej dziewczynie, ale z każdym dniem przychodziło jej to trudniej. Ciągle popełniała jakieś gafy i była o krok od złamania ogólnie panujących reguł. Mieszkanie w dzielnicy Venice w Los Angeles było trudne. Wszyscy tam byli poukładani i porządni, nawet biedni ludzie, którzy ledwo co wiązali koniec z końcem nie dopuszczali się kradzieży lub innych złych czynów. A ona nie mogła sobie pozwolić na opinię tej gorsze, tym bardziej, że jej rodzice byli bardzo szanowani i lubiani, mieli dobry wizerunek, który też przeszedł na nią. Mimo tego, że ona nie chciała być grzeczną dziewczynką cierpliwie czekającą aż jej rodzice wrócą z pracy, to musiała taka być. Opinia w tych stronach była najważniejsza.
Siedziała po cichu w szkolnej ławce starając się nie przysporzyć sobie więcej kłopotów. Pierwszy raz w życiu, odkąd chodziła do szkoły musiała zostać po lekcjach za karę. Czuła się, jak przestępczyni, przez ostatnie lekcje cała klasa dziwnie na nią patrzyła. Na Gerarda również, ale on wydawał się tym nie przejmować i nie zwracał uwagi na wścibskie spojrzenia. Spojrzała na niego a on uśmiechną się do niej. Jenny jednak nie miała ochoty na żarty. To on wpakował ją w kłopoty, ale i tak nie potrafił się na niego złościć. Jedne co jej zostało to nieodzywanie się do niego.
Gdy tylko do klasy wszedł Thom dziewczyna spojrzała na niego wyczekując jakiegoś przemówienia i nagany.
-Jenny, poznałem cię niedawno, ale wywarłaś na mnie pozytywne wrażenie, myślałem, że jesteś mądrzejsza.- Rozpoczął swoje kazanie młody kleryk.- Wydawałaś się lekko zagubiona, ale nie aż tak, by wkroczyć na złą drogę. Nie możesz ulegać głupim namową rówieśników- Wymownie spojrzał na Gerarda, który uśmiechną się szeroko dając do zrozumienia, że nie znajduje w tej całej sytuacji swojej winy.- Powinnaś używać swojego rozumu. Czy na inne złe rzeczy też dałabyś się namówić? Ukradłabyś coś, gdyby ten chłopak cię poprosił?- Wskazał dłonią na czarnowłosego chłopaka siedzącego z telefonem w ręku.
-Wydaje mi się, że.. ty chyba.. Nie wiem jak to ładnie ująć. Nie chcę być niegrzeczna, ale wydaje mi się, że to moja sprawa na co bym pozwoliła a, na co nie. Wiem, że źle zrobiłam i uwierz mi, że tego żałuję ale to stało się przez przypadek. Najwidoczniej przez te parę dni nie poznałeś mnie dostatecznie dobrze, żeby móc mnie osądzać.- Sama nie wiedziała jak to się stało, że wypowiedziała te słowa. Oczywiście w głębi duszy czuła, że to prawda, ale powinna bardziej pokazać swoją skruchę niż szukać wymówek i udawać zbuntowaną nastolatkę, która wszystko wie lepiej.- Jak widzisz mam świadomość, że mój postępek nieprzychylnie wpłynął na moją opinię, ale stało się, drugi raz tak nie postąpię. Przepraszam i obiecuję poprawę.- Zdobyła się na lekki uśmiecha, a jej serce biło jak oszalałe. Usłyszała tylko prychnięcie Gerarda, gdy tylko skończyła swoją wypowiedź. Odwróciła się w jego stronę, ale ten nawet nie spojrzał na nią tylko pisał wiadomość na telefonie.
-Dobrze. Mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy bo wierzę, że nie ma w tobie zła.- Uśmiechnął się. Pewnym krokiem podszedł do ciemnookiego chłopaka, który nawet nie podniósł głowy czy wzroku gdy ten zasłonił mu widok na tablicę.- Możesz odłożyć ten telefon?- Zapytał kleryk cierpliwym i spokojnym głosem- Chciałem z tobą porozmawiać. Odbywasz karę, więc lepiej byłoby dla ciebie gdybyś współpracował.
Chłopak nic nie odpowiedział. Schował tylko jedną rękę do kieszeni spodni i rozsiadł się wygodnie na twardym krzesełku szkolnym.
-No dobrze. W takim razie tylko posłuchaj. Jesteś przystojnym, młodym chłopcem…- Zaczął Thom.
-Nie lecę na księży.- Przerwał mu krótko Gerard- Streszczaj się ze swoją gadką bo nie mam całego dnia.- Rzucił oschle i wrócił do bawienia się telefonem.
-Chociaż jakaś oznaka, że mnie słuchasz.- Stwierdził lekko zdziwiony słowami ucznia, ale nie chciał ich już komentować.- Nie powinieneś namawiać nikogo do złych rzeczy. Jeśli ty chcesz postępować w taki sposób w jaki postępujesz to nie mieszaj do tego innych. Nie znam cię prawie wcale i nie wiem jaką ścieżkę życiową obrałeś, ale powinieneś zastanowić się czy naprawdę tego chcesz. Czy chcesz tego, by ludzie postrzegali cię jako złą osobę.- Znudzony Gerard tylko ziewnął.- To nie ma sensu. Do ciebie mówi się jak do ściany. Pewnego dnia życie da ci nauczkę i już nic nie będzie takie proste jak teraz.- Thom zrezygnowany usiadł za biurkiem i wyjął z szuflady Pismo Święte.- To teraz sobie poczytamy.- Stwierdził otwierając Biblię na Apokalipsie Świętego Jana.


Gdy tylko zadzwonił dzwonek jako pierwszy ulotnił się z klasy. Nie mógł już słuchać o tym jak Bóg postępuje ze złymi ludźmi. Miał dość tego całego wmawiania, że jeśli nie zmieni swojej drogi to pójdzie do piekła. To była tylko jego sprawa i jego problem a wszyscy księża mają przecież w naturze wtrącanie się do cudzego życia i cudzych problemów. Musiał wytrzymać w tej szkole jeszcze troszkę więcej niż miesiąc a później ulotni się i nie będzie niczego żałował. Przynajmniej wtedy mu się tak wydawało.
Oparty o gruby obdarty mur szkoły czekał na Jenny. Dziewczyna wyszła z budynku nawet nie zauważając go, więc on podbiegł do niej.
-Odwiozę cię do domu.- Stwierdził lekko pociągając dziewczynę za rękę- Chodź.
-Ale ja nie potrzebuję już więcej kłopotów uwierz- Przymusowo uśmiechnęła się.
-Obiecuję, że tym razem w nic cię nie wpakuję- Otworzył przednie drzwi od strony pasażera i poczekał aż dziewczyna wsiądzie do czarnego BMW Zagato, by zamknąć je za nią. Powoli szedł do drzwi kierowcy. Cały czas patrzył przez przednią szybę auta na zakłopotaną dziewczynę uśmiechając się przy tym triumfalnie.
Gdy znaleźli się na drodze do domu dziewczyny Gerard postanowił zacząć rozmowę. Nie znosił prowadzić w ciszy gdy jechał z kimś w samochodzie. Należał do ludzi gadatliwych jednak rzadko, kiedy rozmawiał o sobie lub o poważnych sprawach.
-Skąd znasz tego Thoma?- Zapytał spoglądając na dziewczynę uważnym wzrokiem tak, by nie umknęła mu żadna emocja wyrażana przez jej twarz. Zachowywał się tak jakby spodziewał się, że dziewczyna nagle zacznie się denerwować i zaprzeczać, że nie zna za dobrze tego chłopaka i że nie ma z nim nic wspólnego co oznaczałoby, że on się jej podoba. Jednak nic takiego się nie stało.
-Patrz gdzie jedziesz!- Roześmiała się dłonią odwracając twarz chłopaka w stronę drogi.- Poznaliśmy się w szkole. Później wpadłam na niego na korytarzu i tyle.- Stwierdziła krótko kiedy zorientowała się, że może się wygadać o spotkaniach z klerykiem, o których nie powinien nikt wiedzieć, nawet chłopak, który był jej zupełnie obojętny.
-Rozluźnij się.- Zaproponował włączając stację z popularnymi piosenkami- Wszystkie nastolatki uwielbiają komercyjny POP. Powinnaś wyluzować.- Uśmiechnął się spoglądając w boczne lusterko sprawdzając czy pas obok jest wolny. Zjechał na niego wyprzedzając i tak już szybko jadący samochód.
-Ja nie lubię.- Ucięła krótko wyłączając radio.
-Bądź gotowa o dwudziestej pierwszej. Podjadę po ciebie.- Rzucił z czarującym uśmiechem, gdy dziewczyna wysiadała z samochodu pod swoim domem.
-Co?! Ale gdzie pojedziemy?- Zapytała zdziwiona.
-Zabiorę cię na dyskotekę. Musisz się rozluźnić.- Stwierdził odjeżdżając samochodem.


Jestem głupia, głupia jak but z lewej nogi! Krzyczały jej myśli, gdy przegrzebywała szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań na imprezę. Nie miała takich. Przysporzył mi już jeden kłopot w szkole a ja jeszcze zgadzam się jechać z nim na dyskotekę? Jestem nienormalna.. Ganiła się w myślach schodząc do kuchni. W starej żelaznej skrzyneczce jej rodzice trzymali dla niej pieniądze. Zawsze powtarzali, że jeśli będzie mieć potrzebę a ich nie będzie w domu( co nie było trudne do przewidzenia) to może wziąć oszczędność. Tak też zrobiła. Zabrała ze skrzynki 100 Dolarów i wyszła z domu zamykając drzwi na klucz.
Gdy wróciła do domu nie zostało jej dużo czasu na przygotowywanie się. Wykąpała się i przebrała w ubranie, które kupiła specjalnie na ten wypad. Nie umiała chodzić na wysokich obcasach, więc złożyła zakryte pantofle na niedużym obcasie. Gdy usłyszała dzwonek do drzwi zgarnęła kwiecistą torebeczkę wieczorową i zawiesiła ją na ramieniu. W lusterku poprawiła upięte w kok włosy i otworzyła drzwi.
-Łał! Wyglądasz ślicznie- Gerard uśmiechnął się czarująco wyciągając rękę przed siebie. Dziewczyna złapała ją a on złożył na jej dłoni delikatny pocałunek.- Zjawiskowa- Szepnął jej do ucha zaraz po tym jak przyciągną ją do siebie.
Ubrana w czarną sukienkę bez ramiączek z lekkiego materiału kroczyła pewna siebie do samochodu w objęciach czarującego chłopaka. Dół sukienki ozdobiony był nadrukowanymi jasnoróżowymi i białymi kwiatami. Lekko podkreśliła oczy tuszem do rzęs, który kupiła dzisiejszego dnia. Nie miała pojęcia jak powinna się umalować, żeby śmiesznie nie wyglądała, więc postawiła na minimalizm i prostotę. Usta pociągnięte miała bezbarwnym błyszczykiem, który sprawiał, że jej usta lśniły w blasku księżyca i gwiazd.
Czuła, że jej serce bije szybciej niż galopujący koń. Bardzo się stresowała tą niby randką, bo nigdy jeszcze nie wychodziła gdzieś z chłopakiem. Do tego ciągle miała przeczucie, że seksowny Gerard wpakuje ją znowu w kłopoty. Nie przemyślała wielu spraw zanim wsiadła do samochodu i teraz tego zaczynała żałować. Nie pokazała chłopakowi tej granicy, której nie powinien przekraczać, nie rozmawiali ze sobą o tym, że ten wypad jest niezobowiązujący. Tyle problemów o jeden wieczór.., a co będzie jutro w szkole? Nie mogę pić alkoholu. Muszę jakoś wyglądać na jutro.
Gdy zatrzymali się pod budynkiem dyskoteki ciemnowłosy otworzył jej drzwi i pomógł wysiąść z auta. Trzeba przyznać, że jest szarmancki i dobrze wychowany. Stwierdziła w myślach wdzięcznie uśmiechając się do chłopaka. Gdy tylko Gerard otworzył jej drzwi do dyskoteki oślepił ją blask lamp a ona przymknęła oczy czując, że traci równowagę.

_________________________________________________________________________
Witajcie kochani :* tak bardzo cieszę się, że tyle osób czyta opowiadanie :) mam nadzieję, że spełniam wasze standardy :P Dziękuję serdecznie za te wszystkie miłe komentarze :*
Muszę jednak przyznać, że ciężko mi wygospodarować troszkę czasu by napisać nowy rozdział :/ Wiem, że tak nie powinno być ale niestety nie mogę nic zrobić w tej sprawie.. Wiecie, że nauka jest bardzo ważna :) Ja ślęczę przed książkami bite 5 godzin dziennie :/ To męczące i dlatego mam nadzieję, że Wy macie troszkę luzu :) A jeśli nie to życzę Wam tego z całego serca :) 
Kiedy następny rozdział???
Hmm raczej w następnym tyg. Chciałabym dodać go troszkę wcześniej niż w weekend bo zauważyłam, że jest parę osób które wręcz domagają się szybszego dodawania nowych rozdziałów :) Bardzo mnie to cieszy ale już nie bd przynudzać :) 
Dziękuję za przeczytanie rozdziału i życzę udanego weekendu :*

piątek, 1 marca 2013

3. Wierzysz w Boga?


Rozdzial 3:

Gdy tylko otworzył oczy poraziła go wszechobecna biel. Potrwało to chwilę, zanim przyzwyczaił się do tego mocnego światła. Rozejrzał się po pokoju mrugając oczami. Wstał z podłogi i zachwiał się lekko na nogach. Czuł się jakby był pijany. Złapał się za głowę i chciał oprzeć się o ścianę. Szedł w jej kierunku, ale miał wrażenie, że ona ciągle jest poza jego zasięgiem. Zamiast przybliżać się do niej ona oddalała się. Był kompletnie zdezorientowany, nie miał pojęcia, gdzie jest i co teraz powinien zrobić. Ostatnie co pamiętał to pocałunek Jenny.

Obrócił się wokoło własnej osi, ale nic się nie pojawiło. Zaczął zastanawiać się czy mu się to wszystko nie śni. Rozważał nad tym, że musiał stracić przytomność i teraz jakimś sposobem musi doprowadzić do obudzenia organizmu, zupełnie tak samo, jak w filmach Since-Fiction. Bohaterowie zazwyczaj szczypią się po rękach albo w inny sposób umyślnie zadają sobie ból.
Thom postanowił spróbować jednej z technik zobaczonych w filmie. Uszczypnął się w przedramię a jego skóra w tym miejscu zrobiła się mocno czerwona. Spojrzał przed siebie i dalej widział wszechobecną biel i tylko tyle.

Usłyszał głos za sobą. Instynktownie odwrócił się w tamtą stronę a przed, nim pojawili się dwaj Aniołowie o blond włosach i śnieżnobiałych garniturach. Chłopak spojrzał uważnie na dwoje postaci przed, nim, a na jego twarzy malował się wyraźny strach. Chciał się odezwać, ale nagle jakoś zabrakło mu głosu. Wydał z siebie tylko ciche stęknięcie i cofną się o kilka kroków. Aniołowie ruszyli za, nim nie odrywając swych niebieskich oczu od młodego kleryka. Ich skrzydła trzepotały przy każdym ruchu. W końcu wyższy z nich odezwał się ciepłym, ale i też poważnym głosem.
-Thomasie Andre, Najwyższy chce cię widzieć.- Anioł wskazał ręką na szklane drzwi, które wyrosły z białej ściany. Mimo szkła nie widać było co dzieje się w pokoju, do którego prowadziły.
-Czy, czy macie na myśli..- Jąkając się nie zdążył nawet dokończyć pytania, bo niższy Anioł dokończył je za niego.
-Boga, tak mamy na myśli Boga. Idź już, nie pozwól mu czekać na siebie.- Szepnął do ucha klerykowi popychając go w stronę drzwi.

Nie zdążył nawet dotknąć uchwytu do popychania drzwi, gdy te same otworzyły się. Cofnął rękę i pozwolił jej opaść tak, by przylegała do jego tułowia. Rozejrzał się po pokoju i z przerażenia oparł się ścianę przylegając do muru zupełnie tak jak małe dziecko w obliczu zagrożenia do swojej matki. Pod jego stopami wydawało się, że nie ma żadnej podłogi a on sam dzięki jakiejś niewidocznej sile utrzymuje się w powietrzu. Jedyną widoczną ścianą w całym tym miejscu była ta o którą właśnie teraz się opierał. Dookoła siebie miał widok na każdą planetę, na każdą gwiazdę i na cały wszechświat.
-Spokojnie, nie bój się.- Usłyszał głos starszego mężczyzny siedzącego na niewidocznym fotelu. Pstryknął on palcami i wszystko powróciło do normy. Ściany i podłoga stały się widoczne tak samo, jak fotel. Thom z nieufnością oderwał się od ściany i zasiadł na kanapie którą wskazał mu mężczyzna.
-Trochę więcej wiary we mnie mój drogi chłopcze- Roześmiał się starzec żywo wstając ze swojego miejsca. Podszedł on do małego barku i wyjął z szafki dwie szklanki poczym napełnił je wodą z lodem i cytryną. Jedną ze szklanek podał Thomowi.- Czeka nas długa rozmowa- Stwierdził upijając łyk napoju.


Obudził się w swoim pokoju w domu jego matki. Oddychał bardzo niespokojnie i cały był spocony. Odchylił głowę do tyłu chcąc upewnić się ze to wszystko co mu się ostano przydarzyło to tylko sen, zły czy dobry to nie miało znaczenia, ważne było to by to nie była prawda. Odgarnął ze swojego ciała lekko wilgotną kołdrę i podszedł do biurka. Zapalił na nim lampkę i usiadł na skraju łóżka chowając twarz w dłoniach. Słowa Boga huczały mu w uszach. Wiem co się stało dziesięć lat temu. Serce łomotało mu w piersi. Nie miał pojęcia co myśleć o tej sprawie. Ona jest święta, nie może stać się jej nic złego. Uratuj jej duszę bo w przeciwnym razie piekło ją pochłonie. To musisz być Ty, Tylko Ty możesz zdołać ją uratować. Chłopak roześmiał się gorzko i pojął, że to wszystko naprawdę się wydarzyło. Naprawdę obiecał pomóc Bogu i załatwił odkupienie duszy matki. To ona zawsze nalegała by został księdzem. Thom dostrzegł jej desperację i domyślił się, że kobieta musiała popełnić jakiś okropny grzech skoro jej sumienie nie może tego przeżyć. Dlatego właśnie gdy Bóg obiecał mu jedną rzecz za swoje usługi poprosił o zbawienie matki. Nic więcej nie chciał tylko szczęścia kobiety która go wychowała. Obiecałem jej rodzicom, że dziewczynie nic złego się nie stanie. To byli szlachetni Aniołowie, oddali swoje życie walcząc z wysłannikami Piekieł. Gdy umierali obiecałem im, że zaopiekuję się Janie. Jednak los chciał inaczej a kara samoistnie się wykonała. Nie mogłem nic zrobić. Teraz tylko w tobie cała nadzieja. Wiem, że Szatan coś planuje, wiem, że będzie chciał ugodzić mnie w czuły punkt. Jesteś dobrym chrześcijaninem i wiem, że sobie poradzisz.  On jednak nie wierzył w swoje siły. Czuł ,że porywa się z motyką na słońce. Nie da rady ocalić dziewczyny, jest za słaby, brak mu wystarczającej wiary. Musiał jednak spróbować bo przecież sam Bóg go wybrał, on nigdy się nie myli co do swoich decyzji. Gdy ludzie budowali wierzę Babel słusznie pomieszał języki. Nie mógł przecież dopuścić do sponiewierania swojego autorytetu. Ludzie poczuliby, że nie mają nad sobą nikogo i są na równi z Bogiem co nie byłoby prawdą. Jak nauczał kościół wierni powinni czcić i dziękować Bogu za jego dobroć i miłość, którą obdarza każdego, nawet największego grzesznika.
Pozbywając się wątpliwości położył się do łóżka starając się zasnąć. 



Zawsze śmieszyły go pogróżki wszystkich wyznawców katolicyzmu i innych wiar, że w piekle jest gorącą. Gdy tylko słyszał taką hipotezę uśmiechał się szeroko i odchodził jak najdalej się dało, by nie zdradzić prawdy, która utrzymywana była w tajemnicy.
Idąc przed długi korytarz oświecony świecami rozmyślał nad kolejnym zadaniem, które dostanie. Robił już wiele podłych i złych rzeczy, ale miał nadzieję, że tym razem dostanie coś bardziej wymagającego, coś, co przyniesie mu więcej frajdy niż zabicie jakiegoś księdza, który zbytnio obraża piekło. Nie było dla niego też trudnością sprawdzanie ludzi na „złą” drogę, czasem wystarczyło tylko zepsuć, im trochę życie i pokazać jak piękne może być życie bez Boga i jego ograniczeń. Nakłaniał wiernych mężów do zdradzania żon, namawiał młode dziewczyny do sypiania ze starszymi facetami, namawiał gorliwych księży do bycia pedofilami. Wiele razy wspomagał dobrych ludzi na zakręcie życiowym dając, im broń, by mogli zakończyć swoje jakże nieudane życie.

Drzwi do ogromnej komnaty otworzyło mu dwóch strażników, którzy ukłonili mu się przy tym ., Rzucił im pełne pogardy spojrzenie i ruszył do ogromnego tronu stojącego na samym końcu sali. Ukląkł przed siedziskiem i zaraz, gdy tylko podniósł głowę ujrzał siedzącego Szatana. Czerne włosy rozwiewał wiatr wydobywający się z ogromnych wachlarzy z czarnego pióra, którymi operowały skąpo odziane kobiety. Chłopak spojrzał na nie obojętnie. Miał już wiele piękniejszych kobiet w swoim łóżku.
-Wreszcie jesteś! Ile można na ciebie czekać?!- Warknął wściekły Szatan. Jego blada twarz kontrastowała z czarnym ubiorem. Odgarną włosy do tyłu i odsłonił całkowicie młodzieńczą cerę. Jego ciemne oczy intensywnie wpatrywały się w chłopaka klęczącego u jego stóp.- Możesz powstać.- Stwierdził już bez agresji w głosie.- Co masz na swoje usprawiedliwienie? Kolejne panienki, które nie mogły jakaś dziwną siłą wyjść z twojego łoża?- Zapytał całkiem poważnie.- Musisz bardziej uważać.
-Patrzyłem na śmierć księdza. Bardzo poprawiło mi humor jego samobójstwo.- Uśmiechnął się na samo wspomnienie młodego księdza, który leży bez ruchu na zimnej posadce w kościele. Najbardziej cieszyło go jednak to , że całe Los Angeles dowie się o jego wyczynie. Może nie będzie poszukiwany za nakłonienie do odebrania sobie życia, ale będzie miał tą świadomość, że to jakby wyszło z jego ręki.
-Dobrze. Jednak teraz z tym skończysz. Jesteś moim najlepszym pracownikiem. Zdradzę ci szczegóły planu, który wymyśliłem. Dzięki temu przejmiemy władzę na świecie a Niebiosa pogrążą się w chaosie.



Przez całą noc martwiła się o Thomasa. Karetka odwiozła go do szpitala a jego matka była tak przerażona, że wyglądała jak duch. Była blada i zmarszczki na jej twarzy wydały się bardzo widoczne. Jenny usiadła w ogrodzie na ławce, tej samej, na której rozmawiała z Thomem. Uśmiechnęła się na samo to wspomnienie, ale nagle uświadomiła sobie to, co stało się wczoraj pomiędzy nią a młodym klerykiem. Pocałowała go, tak, to ona go pocałowała, a nie na odwrót. On tylko lekko się nachylił nie zdradzając swoich intencji a ona spragniona jego bliskości wykorzystała sytuację. Chłopak zemdlał a ona stała zszokowana. Dopiero po chwili trzęsącymi rękoma wyjęła telefon i drżącym głosem wezwała pogotowie. Nie powiedziała nikomu o tym co stało się między nimi. To powinien pozostać ich sekret. Powinni zabrać to ze sobą do grobu.

Nagle ujrzała go, gdy przedzierał się przez masę dzieciaków do pokoju nauczycielskiego. Miała nadzieje, że dostrzeże ją i podejdzie się przywitać, ale on tego nie uczynił. Nawet nie zerknął w jej stronę. Teraz już nie mogła się łudzić, że ich nieprzyzwoity romans mógłby się w jakikolwiek sposób rozwinąć. Mimo tego, że miała świadomość, iż chłopak niedługo zostanie księdzem liczyła na, chociaż małe zainteresowanie z jego strony. Niestety, jednak w tej chwili trafiła do niej brutalna i bolesna prawda, była nikim dla Thoma.

Ze złamanym sercem wróciła do domu po zajęciach w szkole. Jej rodziców jak zwykle nie było w domu. Nie miała nawet osoby, z którą mogłaby szczerze porozmawiać. Była sama, jedyna na tym świecie nie miała nikogo, kto, by się nią interesował. Dla wszystkich była jakby niewidzialna. Nie watra więcej niż paczka tanich papierosów.

Gdy skończyła odrabiać lekcje był już wieczór. Zeszła do kuchni, by zrobić sobie herbatę. Po drodze zajrzała do salonu i włączyła cicho muzykę. Włączyła czajnik do prądu i wyjrzała przez okno. Jej okolica była spokojna i strzeżona przez straż miejską. Jej uwagę przykuł ciemny samochód jadący wolno pustą ulicą. Pojazd zatrzymał się przed jej domem tarasując podjazd. Klakson zatrąbił trzy razy. Przerażona dziewczyna szybko odłączyła czajnik i podbiegła do drzwi przekręcając w nich kluczyk. Ciągle obserwowała samochód przez szybkę w stalowych antywłamaniowych drzwiach. Za auta wysiadł wysoki młody chłopak o ciemnych włosach. Jenny odetchnęła z ulgą i otworzyła drzwi.
-Przestraszyłeś mnie!- Warknęła lekko zła na uśmiechającego się Thoma.- Myślałam, że to jacyś złodzieje!- Walnęła chłopaka pięścią w ramie, gdy tylko ten się zbliżył do niej.- Nie powinieneś tu przyjeżdżać. To dla ciebie pechowe miejsce- Myślami powróciła do wczorajszego upadku chłopaka.
-No chyba masz rację. Chcę jednak z tobą porozmawiać.- Stwierdził spokojnie rozmasowując miejsce, gdzie uderzyła go dziewczyna.- Mocno bijesz.- Uśmiechną się szeroko.
-Powinnam cię przeprosić. To wszystko to.. to moja wina. Źle zrobiłam.. całując cię i jest mi z tym okropnie- Opuściła głowę w dół, bo nie mogła spojrzeć chłopakowi prosto w oczu. Czuła wstyd i jej serce łomotało w piersi z przerażenia. Bała się odpowiedzi kleryk. Wiedziała, że ją zgani za jej dziecinne zachowanie, ale ten zamiast tego dotknął jej ramienia i zaprowadził do samochodu. Zamknął za nią drzwi pasażera.
-Nie przejmuj się tym. To się zdarza. I to przede wszystkim nie twoja wina. Dzięki tobie wiem jak bardzo jestem nieodporny na dziewczęcy urok- Uśmiechną się.
-Jak się czujesz? Boli cię coś? Wszystko w porządku?- Zapytała spoglądając poważnie na chłopaka.
-Tak, tak. Wszystko jest okej.- Spojrzał na dziewczynę swoim zmartwionym wzrokiem.- Zadam ci pytanie tylko dopowiedz mi szczerze- Dziewczyna kiwnęła głową na znak, że zgadza się mówić prawdę.- Wierzysz w Boga?

Rano ledwo co wstała z łóżka. Po wczorajszym wykładzie Thoma na temat miłości Boga przestała wątpić w to czy ten chłopak powinien zostać księdzem. Tłumaczył jej wszystko. Od początków stwarzania świata aż po teraźniejszość. Pokazywał jak przejawia się to uczucie i co symbolizuje.
Zaspana Jenny o mało co nie spóźniła się na autobus szkolny. Na pierwszych dwóch godzinach praktycznie bez przerwy ziewała. Tematy były okropnie nudne. No, bo kogo obchodzi rozmnażanie żab? Dzwonek po drugiej lekcji okazał się zbawieniem dla niewyspanej dziewczyny. Wyszła z klasy ziewając. Idąc korytarzem jej oczy były zamglone od łez, które zbierały się w oku z każdym razem, gdy ziewała. Nie zauważyła przed sobą chłopaka, który szedł z telefonem w ręku. Jenny wpadła na niego wytrącając mu z rąk telefon i upuszczając swoje książki.
-O nie! Przepraszam nie chciałam, nie widziałam cię- Przepraszała zbierając książki z podłogi. Uczniowie mijający ich przyglądali się tej sytuacji uważnie.
-No mam nadzieję, że nie chciałaś! Musisz uważać jak chodzisz! Nie możesz za każdym razem wpadać na kogoś!- Wściekły chłopaka podsunął telefon, który na szczęście nie rozbił się. 
Dziewczyna podniosła się z trzema książkami w ręce i uważniej przyjrzała się chłopakowi. Przekrzywiła głowę uważnie studiując każdy milimetr bladej twarzy przystojnego ciemnookiego nastolatka. Jego dłuższe czarne włosy opadały mu luźno na czoło nie zasłaniając mu lekko oczy. Chłopak odgarnął je spoglądając na dziewczynę.
-Przepraszam- Szepnęła lekko zmieszana. Uświadomiła sobie, że nachalnie gapi się na tego przystojniaka.
-Spoko. Tak pięknej dziewczynie gotowy jestem wybaczyć wszystko.- Rzucił jej czarujący uśmiech odsłaniając białe zęby.- Gerard Morgenstern- Wyciągnął rękę do dziewczyny a ona ją chwyciła.
-Jenny Turner- Odpowiedziała a chłopak ucałował jej dłoń.
-Miło mi- Uśmiechnął się po raz kolejny.
-Mi również- Stała jak zaczarowana a kilkoro uczniów gapiło się na nią i nowo poznanego chłopaka.

Tym razem już nie przestraszyła się, gdy ktoś zapukał do drzwi jej domu. Wiedziała, że to Thom. Umówili się na wieczorne spotkanie u niej w domu. Dziewczyna zaprosiła go do salonu i przyniosła sok malinowy. Gdy tylko rozmowa zeszła na temat szkoły Jenny zapytała kleryka kim jest nowy chłopak w ich szkole jednak ten nic o, nim nie wiedział. Po kilku godzinach rozmowy chłopak odjechał zostawiając dziewczynę samą pełną rozmyślań na temat dobra i zła. Zmęczona całym dniem poszła pod prysznic a później położyła się do łóżka. Zasypiając czuła na swoich ustach dawny pocałunek Thoma a przed oczami miała twarz Gerarda.


______________________________________________________________________

Witajcie kochani :* Rozdział dodałam dzień wcześniej niż planowałam a to ze względu na wasze prośby by trzeci rozdział ukazał się jak najszybciej :) Cieszy mnie to bardzo, że opowiadanie tak Wam się podoba :) Z góry przepraszam bo nie sprawdzałam błędów :/ Niestety czas na to za bardzo nie pozwala :/
Dziękuję również za bardzo miłe komentarze z waszej strony :) Postaram się by opowiadanie z każdym rozdziałem było coraz ciekawsze :)