wtorek, 16 kwietnia 2013

8.Dlaczego z nim jesteś?


Rozdzial 8:
Od kilku dni budziła się w tym samym łóżku, w tym samym pokoju i przy tym samym chłopaku. Często zastanawiała się, czy dobrze zrobiła wybierając akurat to życie. Nie żałowała jednak wyboru tylko zastanawiała się, czy jej życie wróciłoby do „normy”, gdyby została z rodzicami. Na pewno ani ona, ani jej rodzice nie zapomnieliby o tym wszystkim co wydarzyło się wcześniej. Oni ciągle wypominaliby jej znajomość z Gerardem i nie spuszczaliby z niej oka.
Teraz jest lepiej. Gerard ją kocha. Była tego prawie pewna. Państwo Torres, gdy była jeszcze w domu, zabronili jej spotykać się z chłopakiem, ale ona nie potrafiła zniszczyć tego związku. Za bardzo się zaangażowała i za bardzo spodobało jej się to wszystko. Cieszyła się, że ma chłopaka, a po tych wszystkich problemach na pewno rodzice nie pozwoliliby jej mieć jeszcze jednego i pewnie wysłaliby ją do zakonu, jak kilka dni temu zagroził jej ojciec, gdy zabierała walizki z pokoju. Wtedy trochę się tym przejęła, ale Gerard w samochodzie ją uspokoił mówiąc, że gdy tylko za kilka dni będzie mieć osiemnaście lat jej rodzice nie będą mieć nic do gadania w sprawie jej życia i przyszłości.
Wstała z łóżka i z bosymi stopami na palcach przeszła do kuchni. Przygotowała sobie herbatę i małe śniadanie. Nie znosiła kawy i nawet jej chłopak nie zdołał jej przekonać do pica napoju. Po śniadaniu poszła się wykapać, a następnie wróciła do kuchni, by przygotować śniadanie Gerardowi. Chłopak zawsze późno wstawał i był tak zaspany, że niebezpiecznie wyglądał z nożem w ręku, dlatego Jenny postanowiła, że będzie mu przygotowywać posiłek.
Gdy tylko skończyła zajrzała do sypialni. Ciemnowłosy stał przy szafie szukając jakiejś koszuli. Jenny podeszła do niego pocałowała go w policzek. Chłopak uśmiechnął się i wyciągnął wreszcie czarną koszulę z czerwonymi mankietami i guzikami.
-Naprawdę masz ciężki wybór między czarną a czarną koszulą.. zapomniałam jeszcze o tej czarnej i o tej no i o tej..- Spojrzała na szafę wypełnioną czarnymi koszulami i innymi ubraniami.
-No tak. Spójrz.- Wyciągnął pierwszą lepszą koszulę zawieszoną na wieszaku.- Ta ma czarne guziki, a ta- Wyciągnął następne ubranie- ta ma złote i do tego jest szyta złotą nitką. Jest różnica, kotku. – Uśmiechną się szeroko odkładając rzeczy na ich miejsce.

Siedział w zadymionym barze, gdzie kelnerki ubrane były w króciutkie spodenki i kraciaste koszule zawiązane wysoko w talii. Pijani faceci zaczepiali je i obmacywali, a one o dziwo nie protestowały. Właśnie takie miejsca lubił, gdzie każdy miał swoje życie i swoje sprawy. Nikogo nie obchodziło z kim ktoś rozmawia, z kim pije czy z kim się bije. Ważne było tylko to, by zapłacić i nie narazić się właścicielowi. On nie musiał się bać właściciela baru, bo był nim jego kolega. Patrząc na relacje między nimi mógłby być nawet jego przyjacielem, ale tam skąd obydwoje pochodzili nie zawierało się przyjaźni. Każdy gdy tylko dobrze by mu się zapłaciło powiedziałby wszystko co wie na temat danej osoby, a gdyby mu jeszcze dopłacili to dopowiedziałby coś o niej od siebie.
Uśmiechną się słabo kończąc trzecią szklaneczkę burbona. Nawet, gdy siedział czuł już lekkie zawroty głowy. Mało czym potrafił się upić, zazwyczaj kończył się to tylko na tym, że kręciło mu się w głowie. Mógł wypić nawet kilka butelek wódki i nie działało to zbytnio na niego, ale tak miał każdy jego znajomy. Dlatego lubił z nimi pić. Nigdy nie tracili głowy i nie zachowywali się jak ostatnie świnie na imprezie, na której wypadałoby być poważnym. Bywał już na kilku takich, gdzie paru gości się upiło, a cała śmietanka towarzyska była zdegustowana ich zachowaniem. Nie chciał być w kręgu pośmiewiska i dobrze wiedział, że jest małe prawdopodobieństwo iż mu się to przydarzy.
Postawił szklankę z grubego szkła na stole i poczekał aż podejdzie do niego jedna z młodziutkich kelnerek pracujących w barze. Dziewczyny miały nie więcej niż dwadzieścia lat i nie mniej niż piętnaście. Uśmiechnął się czarująco do kelnerki, która pochyliła się nad nim, by zabrać szklankę.
-To dla ciebie.- Szepnął jej do ucha wsuwając czterysta dolarów w tylnią kieszeń spodenek. Dziewczyna podziękowała uśmiechem i odeszła od stolika. Wstał ze skórzanej kanapy i założył ciemną skórzaną kurtkę.
Gdy tylko otworzył drzwi uderzyło go w twarz chłodne powietrze. Zasunął kurtkę do połowy i ruszył w kierunku swojego samochodu zaparkowanego na parkingu obok baru.
-Chcę rozmawiać z Jenny.
Gerard usłyszał za sobą dobrze mu znany głos, głos tak bardzo znienawidzony, że mógłby z uśmiechem na twarzy wyrwać tej osobie struny głosowe. Odwrócił się powoli i uśmiechną do kleryka stojącego tuż przed nim.
-Daj mi chwilkę. Zastanowię się, okej?- Udał zamyślenia po czym ruszył w kierunku swojego samochodu.- Nie spotkasz się z nią.- Powiedział nie odwracając się ponownie  w kierunku chłopaka.
-Boisz się, że Jenny zmieni zdanie i cie zostawi?- Zapytał prowokacyjnie Tom.- Może wcale nie jest z tobą szczęśliwa i nie jest jej u ciebie dobrze? Wydaje mi się, że byłaby załamana, gdyby dowiedziała się, że przesiadujesz w barze, pijesz i bezczelnie gapisz się i podrywasz młode kelnereczki.- Pewny siebie podszedł do Gerarda.- Wiem kim jesteś i wiem jaki masz cel! Nie uda Ci się to! Nie pozwolę! Jenny będzie po mojej stronie, a ty przegrasz.- Stwierdził już ze spokojem w głosie.
Gerard tylko roześmiał się kpiąco za co dostał pięścią w twarz.
-Nie wiedziałem, że potrafisz kogoś uderzyć- Uśmiechną się pomimo ostrego bólu.
-Dla twojego dobra radzę ci ze mną nie zaczynać.- Rzekł bardzo poważnie kleryk patrząc ze złością na dalej rozbawionego przeciwnika.
-No tak już się boję- Zaśmiał się i w rewanżu uderzył Toma tak, że upadł na ziemię.- Ze mną się nie zaczyna.- Podszedł do leżącego i wymierzył mu butem cios w brzuch. Z ust kleryka wypłynęła krew.- Ja nie wiem co to koniec zabawy. Źle trafiłeś księżulku.- Kucnął obok chłopaka i podniósł go za ubranie przywracając do pionu.- Walcz jak mężczyzna. Co jak co, ale walki wolę uczciwe.- Uderzył chłopaka w drugi policzek, a ten zachwiał się na nogach. Gerard spojrzał lekceważąco na przeciwnika i podciął mu nogi jednym zamachnięciem. Kleryk jednak szybko wstał i ze złowrogim spojrzeniem podszedł do ciemnowłosego w celu wymierzenia mu ciosu jednak Gerard był szybszy i zza paska spodni wyciągną niewielki nóż i wbił go Tomowi w brzuch, gdy ten znalazł się na niebezpiecznej odległości.
-Zakończmy to.- Stwierdził przyciskając krwawiące ciało do sztyletu. Tom spierał się na jego ramionach.- Dobrze wiesz, że i tak ja bym to wygrał więc nie ma sensu się dalej bić i tracić czas. Mam jeszcze troszkę pracy.- Wbił nóż jeszcze głębiej, a następnie szarpnął, by go wyjąć. Tom osunął się na ziemię.
-Zostaw ją, proszę- Wydał z siebie ostanie słowa po czym jego klatka piersiowa przestała się unosić.

Jenny była strasznie zdenerwowana tym, że jej chłopak tak długo nie wraca. Wyszedł po południu i do tej pory nie wrócił, a była już prawie dwunasta w nocy. Siedziała z kubkiem już ostygłej herbaty w ręku i czekała na niego. Gdy tylko usłyszała, że drzwi mieszkania się otwierają pobiegła do korytarza.
-Gdzie się podziewałeś?- Zapytał drżącym głosem.- Boże.. ty masz krew na ubraniu. Co się stało?- Pobiłeś się z kimś?- Zapytała, a gdy chłopak jej nie odpowiedział podeszła do niego i dotknęła jego ramienia. Ten szybkim ruchem strzepnął jej delikatną dłoń i wyminął ją kierując się w stronę łazienki.
-Gerard, co się dzieje?!- Zapytała lekko podniesionym głosem. Strasznie bała się o chłopaka.
-Nie twoja sprawa! Nie musisz się wszystkim tak do cholery interesować! Uświadom sobie, że mam swoje życie i nie będę ci się z niego spowiadał, bo nie jesteś nikim kto mógłby tego ode mnie wymagać, rozumiesz?! - Krzyknął zamykając z trzaskiem drzwi łazienki.
Jenny była w szoku. Chłopak nigdy się tak do niej nie odnosił. Zawsze był miły i kochany. Teraz na nią krzyczał i ranił ją słowami, a ona chciała mu tylko pomóc. Nie pozostawało jej nic innego jak stąd wyjść, jak najszybciej i gdziekolwiek. Zabrała z wieszaka swoją kurtkę i założyła czarne trampki stojące przy szafce na buty.
Nie wiedziała dokąd może iść. Nie chciała wrócić do rodziców, bo zamiast życia miałaby tam domowe więzienie wprost z horroru wyjęte. Jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać była Amanda. Gerard nawet nie wiedział o jej istnieniu. Tylko tam mogła liczyć na odrobinę spokoju. Z koleżanką widziała się kilka dni po wyprowadzce z domu. Amanda nie była zadowolona z decyzji jaką Jenny podjęła, ale obiecała, że jeśli będzie mieć jakiś problem, to może śmiało do niej przyjść.
Szła spokojnie mimo ciemność. Jedynym źródłem światła w tą ponurą i zachmurzoną noc stanowiły lampy uliczne.  Ruch na drodze był niewielki. Średnio raz na dziesięć minut jechał jakiś samochód. Jeden facet nawet proponował jej podwózkę, ale ona kategorycznie odmówiła przyśpieszając kroku.
Nie chciała rozmyślać o Gerardzie więc liczyła latarnie mijane w drodze do domu koleżanki. Nagle poczuła, że straciła rachubę, a w głowie kręciło jej się tak bardzo, że nie potrafiła ustać na nogach. Ostatnie co widziała zanim zderzyła się z betonowym chodnikiem to rażące światło latarni.

Zrobił to co musiał z małą pomocą Bożą. Teraz ruch należało niego. Gerard nie mógł już nic na to poradzić. Uśmiechnął się do siebie obejmując czule Jenny leżącą w jego ramionach. Nie pozwoli, by poszła w ślady swojego chłopaka. Nie mogła zmarnować sobie życia. Musiał tylko umiejętnie to wszystko rozegrać, by dziewczyna została z nim i nie chciała wrócić do Gerarda. Najlepiej byłoby ją gdzieś zamknąć, ale to nie przyniosłoby zmiany jej decyzji, a ona musiała wrócić na ścieżkę Bożą. Nie było innej opcji, dziewczyna musiała się nawrócić. Od czasu, gdy zaczęła spotykać się z Gerardem Tom nie widział jej ani razu w kościele.
Poczuł lekki ruch dziewczyny w jego objęciach. Odsunął się od niej niezbyt gwałtownie. Nie miał jeszcze wymyślonego planu działania. Nie wiedział w jaki sposób zatrzymać dziewczynę przy sobie. Musiał ją przekonać do tego, że Gerard jest zły i przez niego będzie tylko cierpieć.
-Gdzie ja jestem?- Zapytała dziewczyna rozglądając się po pokoju z ręką przyłożoną do czoła.- Strasznie boli mnie głowa. Co się w ogóle zemną stało?- Zapytała patrząc Tomowi prosto w oczy.
-Zemdlałaś na ulicy niedaleko mojego domu i cię znalazłem, gdy wracałem z.. z pewnego miejsca- Zawahał się. Nie wiedział co ma powiedzieć dziewczynie. Nie mógł wyznać, że wracał z baru, bo to by źle o nim świadczyło więc postanowił nie tłumaczyć się więcej.
-Dziękuję za pomoc.- Szepnęła dziewczyna opierając się o stos poduszek.
Zrób wszystko, by Jenny została przy tobie. Przypomniał sobie słowa Boga jakie skierował do niego, gdy widzieli się ostatni raz. Potrzebował tylko dobrego planu, pomysłu czegokolwiek, by nie działać zbyt pochopnie i by nie wystraszyć dziewczyny. Ona nie rozumiała, że tu wszystko rozgrywa się wokoło niej.  Na pewno była świadomo tego, że ona razem z Gerardem walczą cały czas o jej względy. Jego przeciwnik najwyraźniej spoczął na laurach i myślał, że Jenny już do niego należy i że nie zmieni swojego wyboru. Tak nie było.
-Nie ma za co. Wiesz, że zawsze cię lubiłem.- Przybliżył się do dziewczyny, która wbiła się mocniej w poduszki. Wyglądała dalej tak niewinnie jak za pierwszy razem, gdy ją zobaczył.- Dlaczego z nim jesteś?- zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.- Dlaczego on? Kochasz go?- Nie dał dziewczynie nawet cienia szansy na odpowiedź tylko ciągnął dalej- Ty może go kochasz, ale on ciebie nie. To widać. Będziesz cierpiała będąc z Gerardem. Przy mnie tak by nie było- Stwierdził patrząc głęboko w oczy dziewczynie. Przybliżył swoje usta do jej. Odgarną dłonią włosy opadające na jej policzek i pocałował ją.- Kocham cię Jenny- Wypowiedział to między pocałunkami, którym dziewczyna się poddawała.
Może i było to złe z jego strony, że gra na jej uczuciach, ale nie miał wyjścia. Zmusiłby dziewczynę do tych pocałunków nawet gdyby ich nie chciała. Był zbyt zdeterminowany. Musiał wzbudzić jej podejrzenia co do miłości do Gerarda. Chciał, by dziewczyna zastanawiała się, czy naprawdę kocha swojego chłopaka i jest gotowa spędzić z nim resztę życia. Jeśli to nie zadziała tak jak trzeba zawsze pozostawała druga opcja. Dziewczyna oddali się od Gerarda, dlatego, że go zdradziła całując się z klerykiem. Dla chłopaka to byłby cios poniżej pasa. Nigdy nie wybaczyłby Jenny tego, że całowała się z jego wrogiem. Taki właśnie był cel Toma. Rozbić ich związek.

Czuła usta Toma na swoich. Nie wiedziała czego w tej chwili pragnęła, czy tego, by kleryk przestał czy tego, by nie przestawał. Dłoń chłopak wędrowała po jej ramieniu. Po chwili Tom zaczął rozsuwać bluzę dziewczyny.
Jenny otworzyła nagle szeroko oczy i odepchnęła Tom uciekając na drugi koniec łóżka.
-Co ty do cholery robisz?!- Zapytała drżącym głosem uświadamiając sobie, że po raz kolejny całowała się z przyszłym księdzem.- Tak nie można! Ty jesteś klerykiem, a ja mam Gerarda!
-Gdyby tylko on tak się tobą przejmował! Zabawia się za to z panienkami w barach i klubach, a ty tego nie widzisz! On cię nie kocha! Jesteś dla niego zabawką. Nic dla niego nie znaczysz, rozumiesz? Jest z tobą, bo tak mu jest wygodnie! Zabawia się twoim kosztem i śmieje się z twojej miłości. Spotyka się z innymi dziewczynami! Nie myśl sobie, że jesteś jedyna!- krzyczał zdenerwowany.- Jenny ja naprawdę cię kocham! Nie wytrzymam dłużej bez ciebie, Jenny.. jesteś taka piękna, taka dobra… nie możesz do niego wrócić. Nie pozwolę ci na to! Wolałbym umrzeć niż na to przystać! On cię już nie skrzywdzi! Będziemy żyć razem, szczęśliwie bez niego. Już nigdy więcej nie zamąci ci w głowie! Jeśli trzeba będzie to go zabiję! Nic nie stanie mi na drodze do bycia z tobą!- Chłopak krzyczał, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo.
Przerażona Jenny uciekła szybko z łóżka i pobiegła do łazienki zamykając się na klucz. Nie wiedziała co wstąpiło w Toma, ale to na pewno nie było dobre uczucie. Chłopak dobijał się do drzwi łazienki kopiąc i waląc w nie. Dziewczynie ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Musiała teraz jak najszybciej wydostać się z tego domu i pobiec do domu naprzeciwko, w którym mieszkała Amanda. Wyjrzała przez okno. Słonce dopiero wschodziło na horyzont wiec wszyscy na pewno są w domu. Pociągnęła za klamkę okna i wyjrzał przez nie. Nie było tak wysoko więc mogła skoczyć. Stanęła na framudze okna i wzięła głęboki wdech. Ciągle słyszała za sobą krzyk Toma, który prosił ją, by otwarła drzwi i nie wygłupiała się. Mówił, że nic jej nie zrobi i może czuć się bezpieczna jednak ona w to nie wierzyła. Kleryk wpadł w jakiś niezrozumiały dla niej szał. Nie powiedziała nic złego ani nic takiego nie zrobiła.
Nie zostało jej nic innego jak skoczyć z okna, by się wydostać.
Poczuła ostry ból w nogach, gdy tylko znalazła się na ziemi. Leżała na mokrej trawie. Szybko jednak podniosła się i pobiegła lekko utykając w stronę domu państwa Torresów. Modliła się, by drzwi domu były otwarte. Wbiegła na ganek i pociągnęła klamkę drzwi jednak one się nie otworzyły. Zapukała mocno i czekała chwilkę aż ktoś jej otworzy jednak nic takiego się nie stało. Zdezorientowana rozejrzała się wokoło. Nie wiedziała, gdzie powinna się teraz udać. Odwróciła się w stronę domu Toma i ujrzała chłopaka stojącego w oknie łazienki. Wróciła na ulicę i pobiegła jak najszybciej małymi uliczkami do domu. Czuła ból kolan. Miała wrażenie, że powietrze zaraz rozsadzi jej płuca. O tej porze dnia nie było zbyt ciepło. Biegła dalej w stronę domu rodziców nie zwracając uwagi na rozwiązaną sznurówkę buta. Włosy potargał jej wiatr. Gdy dobiegła do ulicy, na której stał jej dom czuła, jakby jej płuca płonęły. Biegła jeszcze co chwilę odwracając się, by spojrzeć, czy Tom ją nie goni. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że przed domem rodziców stoi czarne BMW. Zatrzymała się przed nim starając się złapać oddech. Czuła, że w oczach ma łzy. Odgarnęła włosy do tyły, by chociaż trochę nie wyglądać na przerażoną.
Za samochodu wysiadł chłopak w skórzanej czarnej kurtce i czarnych rurkach. Był wyraźnie wkurzony. Jenny przestraszyła się. Kolejny chłopak, który będzie na nią krzyczał i będzie się jej czepiał. Po słowach Toma miała już dość. Nie miała pojęcia, czy powinna dalej ufać Gerardowi. W końcu podobno spotyka się z innymi dziewczynami i wcale jej nie kocha. Chociaż jej wydawało się inaczej. Gdyby on naprawdę nic do niej nie czuł to nie pozwoliłby jej zamieszkać w swoim domu.
-Gdzie byłaś całą noc!? Nie możesz tak sobie wychodzić w środku nocy nie mówiąc mi dokąd idziesz!- Chłopaka nie wydawał się aż tak wkurzony ja Tom- Chcesz wrócić do domu?- Zapytał spoglądając w kierunku wysokiego domu pokrytego białymi listwami.- Jeśli to zrobisz to już nigdy nie będziemy mogli się spotykać.- Stwierdził już dosyć spokojnie.
-Nie wiem, nie wiem co powinnam zrobić! Ostatnio mnie olewasz! Wracasz późno i nawet nie mówisz gdzie byłeś! Spotykasz się z inną dziewczyną?!- Zapytała starając się utrzymać spokój i opanować drżenie głosu.
-Przepraszam.. już tak nie będzie. Zmienię się tylko wróć ze mną.- Głos chłopaka był delikatny i przyjazny. Dotknął ręki Jenny i pociągną ją w kierunku samochodu.

Załagodził sytuacje, ale jeszcze nie mógł czuć się jak zwycięzca zanim nie zawiezie dziewczyny do swojego domu i nie wytłumaczy jej wszystkiego. Musiał wymyślić jakąś sensowną bajkę, dlaczego tak późno wraca, by dziewczyna nie wyczuła w niej kłamstwa. Dziewczynę całkiem łatwo było okłamać więc nie spodziewał się tego dnia już żadnych kłopotów.
Zanim doszedł do samochodu usłyszał, że ktoś zatrzymuje się autem. Odwrócił się i ujrzał Toma. Kleryk nie wyglądał z żadnej strony na umarłego. Gerard ścisnął mocniej dłoń Jenny, która schowała się za jego plecami. Zastanawiało go, dlaczego dziewczyna tak zareagowała na widok kleryka. Przecież nie mogła wiedzieć o tym, że ten powinien być martwy.
-Co ty tu robisz?!- Zapytał wściekły Gerard.- Wydaje mi się, że powinieneś być gdzie indziej!- Zasugerował chłopakowi.
-Nie przyszedłem tu do ciebie. Jenny chcę z Toba pogadać. Przepraszam.. to nie miało tak wyjść…- Zaczął się tłumaczyć jednak Gerard mu przerwał.
-Teraz wiem.. – Roześmiał się.- Cholera.. przez cały czas robiłeś to dla niego! Jesteś skończonym idiotą! Nie myśl sobie, że wygrasz, bo masz Jego po swojej stronie. Skarbie czy Tom narzucał ci się może ostatnio w jakiś sposób?- Zapytał, ale Jenny mu nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego wymownie.- Co takiego mówił czy robił?- Jenny ponowie nie odpowiedziała.
Pod domem zatrzymał się kolejny samochód ,z którego wysiedli rodzice dziewczyny. Byli oni zachwyceni widokiem córki.
-Jenny! Jesteś wreszcie! Tak się o ciebie martwiliśmy!- pani Turner zaczęła płakać ze szczęścia.- Już się bałam, że nigdy nie zmądrzejesz.- Kobieta otarła łzy i zwróciła się bardzo poważnie do Gerarda stojącego obok Jenny z zaciętą miną.- Nie powinieneś więcej spotykać się z naszą córką! Dość już namąciłeś jej w życiu! W życiu nas wszystkich!
-Mamo.. Przestań- Jenny spojrzała na matkę niepewnie- ja wcale nie wróciłam do domu. Nie wiem co powinnam zrobić. Przyszłam tutaj bo Tom mi mnie pocałował, a ja już nie mam siły..
-Co zrobił?- Zapytał Gerard jakby wyrwany z transu.- Ty idioto! Tak próbujesz to załatwić!? Jesteś zwykłym świrem!- wkurzony chłopak podszedł do niego i uderzył go z całej siły pięścią w twarz- chcesz powtórki z wczoraj?! To ją masz- Ponownie uderzył kleryka, który zachwiał się na nogach i próbował wymierzyć cios przeciwnikowi. Gerard ubiegł chłopaka i gdy ten wyciągną rękę, by go uderzyć, wykręcił mu ją zmuszając do upadku na ziemię.
-Nie bijcie się! Chłopcy przestańcie!- Krzyczeli rodzice Jenny jednak oni na to nie reagowali.- Jenny zrób coś wreszcie!
Dziewczyna niechętnie spojrzała na rodziców. Cieszyło ją to, że Gerard się o nią bije i dba o to by inni chłopcy jej nie zaczepiali. Podeszła jednak do Gerarda i położyła rękę na jego ramieniu. Ten spojrzał jej w oczy i przestał bić Toma. Chłopak odszedł od kleryka i poprawił koszulę.
-Janie, skarbie, wsiądź do samochodu.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do auta. Spojrzała przez szybę na zmartwionych rodziców, a po chwili, gdy Gerard do niej dołączył odjechała z piskiem opon. 

_____________________________________________________
Moi drodzy czytelnicy, fajnie to wgl brzmi, przepraszam za to, że tak długo ni dodawałam nowego rozdziału ale zupełnie nie mam na to czasu. :( Mam dużo nauki a niedługo przecież matury i wiadomo.. polowy nauczycieli nie bd i teraz trzeba się już poprawiać bo późnej się nie wyrobię. 
Z rozdziału wcale nie jestem zadowolona bo wyszedł mi na prawdę beznadziejnie.. nie sprawdzałam żadnych błędów i na 100% są. Nie mam czasu już na dłuższe wyjaśnienia bo jutro spr z chemii mam i muszę się jeszcze uczyć. 
Nie mam pojęcia kiedy będzie nowy rozdział ale uprzedzam, że mimo tego iż nie będę dodawać ich za często to bez oficjalnej informacji nie zawieszę bloga. Nie wiem czy rozumiecie o co chodzi bo ostatnio jestem tak przemęczona, że mam problemy ze złożeniem normalnego zdania. 
Przepraszam jeszcze na końcu za opóźnienia jakie nastąpiły w czytaniu waszych notek. 
Pozdrawiam i mam nadzieję, że wy macie w szkole więcej luzu :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

7.Dobrze, że nie pamiętasz, Janie


Rozdzial 7:
Mieszkanie Gerarda było o dziwo bardzo zadbane i wysprzątane. Dziewczyna spodziewała się, że jeśli chłopak wychowuje się sam, to będzie mieszkał w brudzie i syfie. To co zobaczyło przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Do salonu prowadził krótki korytarz z drewnianą podłogą i beżowymi ścianami, na których powieszone były przeróżne obrazy przedstawiające sceny biblijne. Przy wejściu stała niewielka szafa z lustrem zrobiona z jasnego drewna. Gerard powiesił w niej jej płaszczyk, a po jednym z jej boków stały jej buty.  Ściany salonu pokryte były farbą w kolorze musu brzoskwiniowego, a podłoga była z jasnego drewna. W oknach wisiała gęsto powieszona biała firana z beżowymi zasłonami spiętymi w pół po bokach okna. Na środku frontowej ściany po wejściu do pomieszczenia był kominek pokryty płytkami elewacyjnymi w kolorze brzoskwini. Po jego środku zawieszony był obraz przedstawiający zachód słońca nad morzem. Po obu bokach kominka stały ciemnobeżowe fotele wyglądające ma bardzo miękkie. Przy ścianie obok foteli stały małe stoliki z ciemnego drewna, a na nich stały lampy. Nad nimi wsiały takie same obrazy przedstawiające nurt abstrakcjonizmu. Naprzeciwko kominka stała kanapa z kompletu do foteli, a przed nią stał stolik kawowy z ciemnego drewna, na którym stał duży bukiet kwiatów, a wokoło niego rozrzucone były gazety i komiksy. W kącie pokoju przy oknie stał ogromny kwiat z zielonymi liśćmi. Wystrój salonu bardzo zdziwił dziewczynę. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Zaczęła zastanawiać się jak w takim razie wygląda pokój Gerarda skoro salon jest utrzymany z takim smakiem.
-Zdziwiona?- Zapytał Gerard z uśmiechem na twarzy rozsiadając się na kanapie. Pilotem włączył kominek i rozbłysk delikatny ogień rzucający blask na lśniącą podłogę.- Siadaj.- Wskazał dziewczynie miejsce obok siebie a ta posłusznie usiadła.
-Bardzo ładnie tutaj- Uśmiechnęła się opierając głowę o ramie chłopaka. Mogła z nim spędzić całe życie. Było idealnie. Chłopak troszczył się o nią i pomagał, wysłuchiwał jej problemów i narzekań na rodziców i beznadziejne życie. Cieszyła się, że go ma i za nic w świecie nie chciała go stracić.
Zamknęła oczy i odprężyła się czując dłoń chłopaka wędrującą po jej plecach.
-Dobrze, że nie pamiętasz, Janie- Szepnął chłopak jakby zapominając, że dziewczyna jest koło niego.
Jenny oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy ostrym wzrokiem. Odgarnęła nerwowym ruchem włosy, które opadły jej na twarz.
-Dobrze, że czego nie pamiętam? Możesz mi to wytłumaczyć?- Zapytała podniesionym głosem. Musiała pokazać chłopakowi, że mimo tego iż bardzo go kocha nie będzie tolerowała żadnych tajemnic, a on nie będzie robił z niej idiotki, która nie wie nic o nim i o jego życiu.- No nie patrz tak tylko wytłumacz!- Krzyknęła wstając z kanapy.
-Uspokój się kochanie. To nic takiego. Po prostu tak jakoś mi się powiedziało. To nie miało głębszego sensu. Za jakiś czas się wszystkiego dowiesz obiecuję. Wtedy już nie będziemy mieli przed sobą tajemnic- Oczy dziewczyny dalej wierciły w nim dziurę.- Ja nie będę mieć przed tobą wtedy tajemnic- Stwierdził i pojednawczo przytulił dziewczynę, a następnie zaciągnął ją ponownie na kanapę.
Jej oddech był przyśpieszony, a serce nie mogło wrócić do normalnego rytmu. Czuła, że dziej się coś dziwnego, coś złego, a ona nie może na to nic poradzić. Zastanawiała się nad różnymi opcjami i wytłumaczeniami dla zachowania chłopaka. Jego słowa ją nie przekonały. W każdej książce, którą czytała, gdy dziewczyna dowiadywała się, że wkrótce wszystkiego się dowie były to informacje, które mącił całe dotychczasowe życie. Ona tego nie chciała, ale nie mogła też żyć w niepewności. Zmęczona natłokiem myśli szepnęła, że zasypia, a po chwili poczuła ręce chłopaka pod jej ciałem. Przytuliła się do jego klatki piersiowej, gdy zanosił ją na łóżko do swojego pokoju.
  Obudziła się w pięknie pachnącej pościeli. Obok niej spał Gerard trzymając ją w objęciach. Tym razem nie spanikowała i nie uciekła czym prędzej z łóżka. Lekko zaspanymi oczami rozejrzała się wokoło siebie. Zdziwiło ją to, że każdy przedmiot w pokoju był w kolorze czarnym. Nawet pościel łóżka i poduszki. Ściany, zasłony, biurko, szklanka z wodą stojąca na szafce nocnej, lampa wisząca na suficie to wszystko było w tym samym czarnym odcieniu. Wiedział, że chłopak jest przeciwko Bogu, ale nie wiedziała, że aż tak to pokazuje. Już sam jego wygląd nasuwał myśli, że jest EMO, ale zachowywał  się normalnie. Nigdy nie mówił o śmierci ani o żadnych innych sprawach, o których rozmawiają przedstawiciele tej subkultury. Uniosła się na łokciu i zobaczyła, że ma na sobie duży czarny podkoszulek. Z ulgą przypomniała sobie, że sama go na siebie złożyła, zaraz po tym jak Gerard jej go dał do spania. Spojrzała na delikatną twarz chłopaka. Jego ciemne oczy schowane były pod bladymi powiekami. Bladoróżowe usta wygięte były w lekkim uśmiechu. Nachyliła się nad nim i pocałowała go muskając przy tym palcami jego policzek.
Nie miała pojęcia co dokładnie robi. Jeszcze parę tygodni temu nie przypuszczała nawet, że mogłaby całować się z chłopakiem, a teraz nawet sama pcha mu się do łóżka. Miała szczęście, że chociaż Gerard za nią myśli i nie wykorzystuje sytuacji. Każdy inny chłopak z pewnością wykorzystałby ją i jej naiwność ale nie on. W jego słowach znajdowała szczerą miłość i ukojenie. Uśmiechnęła się szeroko, gdy chłopak otworzył oczy. Przeciągną się niezwykle seksownie, tak że Jenny zarumieniła się na widok jego lekko umięśnionej klatki piersiowej. Chłopak nie był żadnym pakerem, ale też nie był chuderlakiem. Miał idealne ciało. 
-Jaki piękny widok z samego rana- Ciemnowłosy uśmiechną się, a po chwili przetarł zaspane oczy.- która godzina?- Zapytał ziewając.- Dzisiaj chyba jest sobota.
-Tak, sobota dzisiaj- Nachyliła się nad chłopakiem by dostać ręką do szafki nocnej, na której leżał jej telefon. Gdy tylko pewnie trzymała go w dłoni zaczął wibrować. Odwróciła wzrok od uśmiechniętej twarzy chłopaka i jego wzroku skierowanego na jej ciało wygięte nad nim i spojrzała na wyświetlacz telefonu.- Cholera! Moja mam dzwoni!- Zagryzła wargę ze zdenerwowania. Dotknęła ręki Gerarda, którą chłopak głaskał ją po ramieniu.- A jeśli zapyta gdzie jestem i dlaczego nie wróciłam na noc? Co ja jej odpowiem?- Zapytała zdenerwowana.
-Odbierz i powiesz, że spałaś u koleżanki. Uwierzy Ci.- Ciemnowłosy podciągną się na łóżku i oparł o poduszki- Uspokój się i odbierz- Szepnął.
Dziewczyna trzęsącymi się rękoma przejechała palcem po ekranie, by odebrać rozmowę.
-Hej mamo- Z całych sił starała się opanować drżenie głosu. Nie mogła dopuścić do tego, by jej mama wyczuła, że się denerwuje, bo wtedy zaczęłaby dopytywać się o wszystkie szczegóły.
-Jenny! Gdzie ty na miłość boską jesteś?! Wracamy wieczorem a tu ciebie nie ma! Ojciec powiedział, że pewnie uczysz się u kogoś i wrócisz na noc a tu ranek, a pokój dalej pusty, łóżko nie tknięte.- Głos matki dziewczyny był stanowczy, ale zdradzał jak bardzo emocje zawładnęły nad kobietą.
-Uczyłam się z koleżanką, ale zasnęłam u niej na kanapie i właśnie mnie obudziliście. Nie martw się byłam bezpieczna. Niedługo wrócę do domu. Spokojnie- Zdziwiła się, że z taką łatwością okłamała matkę. Zupełnie jakby całe życie kłamała i nie miała nic innego w nawyku.
-Dobrze.- Odparła kobieta ze słyszalną ulgą.- Bardzo się martwiliśmy. Podaj adres to tata po ciebie przyjedzie.
-Nie, nie!- Krzyknęła zdenerwowana do mikrofonu. Gerard, który do tej pory leżał z zamkniętymi oczami słysząc krzyk dziewczyny otworzył je i spojrzał na nią uważnie dając do zrozumienia, że powinna się opanować.- Sama wrócę do domu. To nie jest daleko. Nie ma potrzeby zawracać tacie głowy. Jest pewnie zmęczony, tak samo jak ty. Będę niedługo. Pa.
Jenny rozłączyła się i rzuciła telefon na drugi brzeg łóżka. Jej oczy były ogromne ze strachu. Do tego dochodziły wyrzuty sumienia, że okłamała matkę. Nie mogła przecież przyznać się, że spała u chłopaka. Na dodatek w łóżku, jego łóżku razem z nim.
Z trudem udało jej się namówić Gerarda, by odwiózł ją w sobotni poranek o godzinie siódmej do domu. Jak sam mówił, myślał, że ten dzień spędzą razem poza miastem. Jenny jednak nie mogła nigdzie wyjechać, gdy jej rodzice byli w domu. Musiała udawać, że nic się nie zmieniło, że dalej nie ma życia towarzyskiego, że jest grzeczną i bardzo religijną dziewczynką. Rodzice zabiliby ją gdyby dowiedzieli się, że ma chłopaka. Jego udusiliby za to, że dotknął ich córki i zaproponował jej wspólną noc na jednym łóżku.
Żeby uspokoić Gerarda dziewczyna głaskała go po ręce, która spoczywała na drążku do zmiany biegów w samochodzie. Chłopak uśmiechał się przez całą drogę, ale ona wiedziała, że  jest na nią zły za zepsucie planów na cudowny dzień.
Chłopak wysadził ją przed domem i jak zwykle pomógł jej wysiąść. Jenny jednak nie pozwoliła się pocałować mówiąc, że gdyby rodzice pytali z kim przyjechała to powie, że on jest bratem jej koleżanki. W głowie miała już ułożony doskonały plan. Wejdzie do domu i skieruje się od razu do swojego pokoju tłumacząc się, że nie wyspała się na kanapie. Później zastanowi się co powinna jeszcze powiedzieć, by być bardziej przekonującą.
Otworzyła drzwi do domu i z udawanym uśmiechem wkroczyła do środka. Będąc w korytarzu usłyszała znajomy głos i zaciekawiona skierowała się do salonu. Na widok chłopaka otworzyła usta ze udziwnia. Nie spodziewała się, że on może tutaj być, w jej domu, z jej rodzicami.
-Tom!- Zawołała lekko drżącym głosem- Co tutaj robisz?- Zapytała z gniewem w oczach. Chłopak mógł zepsuć jej doskonały plan i do tego mógł wygadać się o jej znajomości z Gerardem. Rodzice nie wypuściliby jej wtedy z domu. Dobrze wiedziała, że kleryk na pewno nie wypowiadałby się o chłopaku w samych superlatywach.
-Jenny! Wreszcie jesteś- Uśmiechnęła się pani Turner.- Tom opowiadał na właśnie o tym, jak ktoś włamał się przedwczoraj w nocy do gabinetu dyrektora waszej szkoły i go zdemolował. To okropne. Jak tak można?- Zapytała patrząc smutnym wzrokiem na córkę.
Jenny o mało co serce nie stanęło. Nie była w stanie oddychać. Bała się, że sekret jej i Gerarda wyjdzie na jaw. A co jeśli Tom doskonale wie kto włamał się do gabinetu i połamał meble, podpalił książki? W szkole nie było kamer ale może ona z Gerardem przeoczyła jakiś miały ślad, który zaprowadziłby kleryka do niej. Tamtego wieczoru Gerard obiecał jej, że będzie się świetnie bawiła i tak było. W tedy było. Dopiero na drugi dzień zaczęła wszystkiego żałować, gdy wytrzeźwiała. Wtedy uświadomiła sobie co zrobiła i jaki to może mieć wpływ na jej życie jeśli ludzie dowiedzą się, że to ona zrobiła.
-Zbladłaś. Coś się stało? Dobrze się czujesz?- Zapytała matka dotykając policzków córki.
-To straszne. Masz racje. Ludzie nie mają szacunku do drugiej osoby- Stwierdziła słabo.
-Przepraszam, że przerwę ale muszę ci zadać kilka pytań.- Tom podszedł do bladej jak ściana dziewczyny.
-Tak?- Czuła, że mogła już zacząć pakować swoje rzeczy i odesłać je do poprawczaka, gdzie zapewne wyląduje, po tym jak się przyzna do zdemolowania pomieszczenia.
-Gdzie byłaś, co robiłaś i dlaczego Gerard odwoził cię do domu?- Chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i uważnie przyglądał się dziewczynie. Jej oczy nagle zrobiły się ogromne a na twarz powróciły kolory. Dziewczyna w złości zacisnęła pięść.
-Jakim Gerardem? Jenny co to za chłopak?- Zapytał ojciec dziewczyny wyraźnie zaaferowany postaciom chłopaka swojej córki.
-Byłam u koleżanki..- Zaczęła ale kleryk przerwał jej.
-Nie wierze.- Stwierdził stanowczo.- Nie byłaś u żadnej koleżanki. Gerard na pewno nie przyjechałby po ciebie tak wcześnie rano żeby odwieźć cie tylko do domu.
-Dobrze!- Krzyknęła zdenerwowana. Toma było ciężej oszukać niż jej rodziców więc nie było sensu dłużej ciągnąć tej szopki.- Chcesz wiedzieć? To proszę bardzo! Byłam u niego! Zadowolony?!- Zapytała ze wściekłością w oczach. Czuła, że zaraz się rozpłacze. Bardzo bała się jak zareagują na to wszystko jej rodzice.
-To wszystko? A co robiliście?- Kleryk miał zaciętą minę. Jego spojrzenie wydawało się jednak przepraszać dziewczynę za te pytania, które wypowiadał przy jej rodzicach.
-Nic nie robiliśmy! Tylko spałam u niego!- Krzyknęła starając się zapanować nad sobą i swoimi emocjami.
-Nie tylko u niego spałaś ale także z nim- Stwierdził spokojnie.
-Obok niego a to różnica!- Czuła, że po policzkach spływają jej łzy. Gdyby tu był Gerard na pewno nie pozwoliłby, by płakała. Zabroniłby nawet siłą Tomowi odzywać się na głos.
-To nie zmienia faktu, że w jednym łóżku.  A powiedz mi dlaczego uciekłaś z nim ze szkoły dwa dni temu? Myślałaś, że nie zauważę waszej nieobecności?
Jenny nie miała już sił odpowiadać na to pytanie. Nie potrafiła wymyślić sensownej wymówki. Tom zniszczył jej całe życie, cały spokój i zaufanie rodziców. Zdobyła się tylko na otwarcie drzwi frontowych.
-Wynoś się!- Krzyknęła ochrypłym głosem i spojrzała wściekle na chłopaka, który powoli przekraczał próg domu.
-Chcę ci tylko pomóc. Z czasem zrozumiesz.- Stwierdził wychodząc z domu.

Jeśli to ma być pomoc to ja za coś takiego bardzo dziękuję. Zrujnował zaufanie rodziców do mnie i to nazywa pomocom? No ciekawe dla kogo to przyniesie jakieś korzyści,  bo na pewno nie dla mnie. Jenny załamana leżała na łóżku w swoim pokoju. Spędziła w nim cały dzień, gdyż rodzice zamknęli ją w nim za karę. Zabronili jej się spotykać z Gerardem i wychodzić południami z domu bez wcześniejszej konsultacji z nimi. Musieli teraz znać powód wyjścia córki, miejsce gdzie będzie przebywać i osoby, które będą jej towarzyszyć. Oczywiście w grę nie wchodziło towarzystwo Gerarda.
Gdy tylko Tom wyszedł z jej domu zaczęło się istne piekło. Państwo Turner ciągle krzyczeli, że dziewczyna przynosi im tylko wstyd pozwalając sobie na taką rozpustę i brak dyscypliny. Wypytywali o to kim jest Gerard i co ją z nim łączy. Dziewczyna nie mogła się przyznać do tego, że chodzi z tym chłopakiem, bo sytuacja jeszcze bardziej skomplikowałaby się. Jej ojciec krzyczał, że jeśli dalej nie będzie spełniała jego oczekiwań i nie będzie zachowywała się porządnie to odeśle ją do katolickiej szkoły z internatem znajdującym się przy klasztorze za miastem. Jenny w pierwszej chwili przeraziła się, że ojciec mówi całkiem na poważnie, ale dopiero teraz, gdy leżała i rozmyślała doszła do wniosku, że rodzice nie mieliby tyle pieniędzy, by zapłacić za prywatną szkołę, a ona nie uczyła się aż tak dobrze, by mieć stypendium.
Miała już dość siedzenia w czterech ścianach. Oczy już przestały ją piec od płaczu. Poszła do łazienki i umyła się. Ubrała się w czarne spodnie i czarną bluzę z kapturem. Podczas brania prysznicu postanowiła wymknąć się z domu i iść do Amandy. Nie miała jednak pojęcia jak ma to zrobić. Wokoło jej domu rosło kilka drzew, ale żadne z nich nie było przy jej oknie. Wychyliła głowę przez okno, by rozejrzeć się  poszukać rzeczy, która pomogłaby jej wyjść z pokoju. Przełożyła nogi przez parapet i stanęła na spadzistym dachu. Strasznie bała się, że w każdej chwili mogła spaść. Zacisnęła pięści i stopami mocno naciskała na szare dachówki. Schodziła po dachu bokiem, by zmniejszyć możliwość poślizgnięcia się. Przykucnęła na skraju dachu i spojrzała w duł. Ciągle kręciło jej się w głowie, a szybkie bicie serca wcale jej nie pomagało.
Przymrużyła oczy, by lepiej widzieć w ciemnościach i dostrzegła płotek, na którym wiła się róża. Drewniany płotek sięgał dachu i wyglądał na całkiem mocny i stabilny. Postawiła pierwszą nogę na drewnie i usłyszała lekki trzask. Serce jeszcze mocniej zatłukło jej się w piersi, ale postanowiła, że nie zrezygnuje i za wszelką cenę wydostanie się z obrębu domu. Delikatnie nastawała stopami na drewniane szczebelki. Poczuła mocne ukucie, gdy przyłożyła dłoń do drewna. Spojrzała na wewnętrzną stronę dłoni, po której sączyła się krew. Przyczyną jej bólu był kolec ,który wbił się jej w dłoń. Wyciągnęła go szybkim ruchem i schodziła dalej tym razem uważając na kolce róży. W miejscach, gdzie dotykała drabinki zostawała krew.
Uśmiechnęła się słabo, gdy dotarła na ziemię. Trawa była mokra i kleiła jej się do butów. Uciekła szybko, gdy zdała sobie sprawę, że stoi na wprost szyby kuchennej. Biegła co sił w nogach do bardziej ruchliwej ulicy, na której mogła złapać jakąś taksówkę. Nie miała prawa jazdy mimo tego, że miała już siedemnaście lat. Rodzice stwierdzili, że dopóki nie znacznie samodzielnie pracować, to prawko jest jej zupełnie niepotrzebne, a oni pieniądze mogą przeznaczyć na fundacje.
Gdy dobiegła do ulicy czekała tylko chwilkę na taksówkę. Do domu Amandy dotarła w dwadzieścia minut. Niestety wcześniej nie powiadomiła koleżanki o tym, że wpadnie do niej wieczorem. Modliła się idąc do drzwi frontowych małego domku, by dziewczyna była w środku i miała czas, by pogadać.
Zapukała do starych drewnianych drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt nie otwierał. Jenny już miała wycofać się z jako takiego ganku, ale Amanda otworzyła drzwi. Dziewczyna stała uśmiechnięta, ale też zarazem zdziwiona widokiem Jenny.
-Co tutaj robisz? Jest już późno.- Amanda odsunęła się od drzwi dając przez to znak Jenny, że może wejść do domu.
-Muszę z kimś porozmawiać. Mam problemy.. dużo problemów- Stwierdziła załamującym się głosem. -W takim razie chodźmy do mnie do pokoju.- Zaproponowała dziewczyna i ruszyła w kierunku starych schodów, które skrzypiały z każdym krokiem.- Mamo! Zrób herbatę!- Zawołała zanim otworzyła drzwi pokoju, który dzieliła z młodszą siostrą, Evą.
Jenny zwierzyła się dziewczynie z ostatnich kilku tygodni. Opowiedziała jej dokładnie o Tomie i o Gerardzie oraz o zachowaniu jej rodziców. Nie ukryła nawet tego, że kleryk ją pocałował oraz tego, że spała na jednym łóżku z Gerardem. Przyznała się do brania narkotyków i picia alkoholu oraz palenia papierosów. Jedyne co zataiła to fakt, że to ona z Gerardem zdemolowali gabinet dyrektora jej szkoły.
-Ciężka sytuacja.- Stwierdziła po chwili namysłu Amanda.- Musisz przekonać rodziców, że to przez nastoletni bunt, czy coś takiego, bo nie dadzą ci żyć. Wiem o czym mówię, bo moja starsza siostra miała podobnie, tylko, że nie walczyło o nią dwóch chłopaków.
-Tom o mnie nie walczy i nawet się mną nie interesuje- Stwierdziła ze złością w głosie Jenny. Denerwowało ją to, że koleżanka pomyślała iż coś mogłoby ją łączyć z klerykiem.
-Może ty tego tak nie odbierasz ale skoro cię pocałował to musi coś do ciebie czuć. Zawsze był zdecydowany i od dziecka powtarzał, że zostanie księdzem, tak opowiadała mi mama. Nagle teraz obudziły się w nim wątpliwości kiedy ty się pojawiłaś na jego drodze. To musi być coś głębszego niż zwykła przyjaźni.- Amanda mówiąc to miała minę psychologa więziennego  starającego się wycisnąć jakieś szczegóły morderstwa od więźnia.
Jenny spojrzała na koleżankę ze zdziwieniem. Nigdy nie przypuszczała, że ją i Toma mogłoby kiedyś coś łączyć, coś głębszego niż koleżeństwo.
-Może masz rację.. – Szepnęła dziewczyna spoglądając w kierunku okna. Siedziała tutaj około trzech godzin. Dostrzegała już zmęczenie w oczach Amandy, ale dziewczyna była na tyle miła, że nie wyprosiła jej z domu mimo naprawdę później godziny.
-Powinnaś zerwać z Gerardem. Ten chłopak to same kłopoty dla ciebie. Nigdy nie powinien mącić ci w głowie. Patrz jak schrzanił ci życie- Amanda nagle mieniła temat. Wyglądała na naprawdę wściekłą zachowaniem ciemnowłosego chłopaka, który już nieraz wpakował Jenny w kłopoty.
-Nie! Nawet tak nie mów! Gerard jest teraz całym moim życiem! Nie zostawię go! Ja go naprawdę kocham- Po policzku spłynęła jej łza. Otarła ją szybko i wyszła z pokoju dziękując za gościnę. 
_________________________________________________________________________
Witajcie :D Jak widzicie blog ma nowy wygląd :D nie jest jakoś specjalnie świetny czy coś bo sama go robiłam.. (mogłam się nie przyznawać do niego) Blog był zamknięty przez parę dni gdyż chciałam zrobić z nim coś lepszego (w sensie z wyglądem) no ale mi nie wyszło i postawiłam na zupełnie normalną grafikę która też nie jest specjalnie urzekająca :D 
Jeśli macie jakieś zastrzeżenia czy coś to piszcie :) 
Chcę podziękować, tym wszystkim wspaniałym osobom które wyraziły wsparcie i które mi pomogły :) Jeśli będę mogła się jakoś odwdzięczyć to piszcie a chętnie to zrobię :)
Co do rozdziału to wydaje mi się, że jest całkiem dobry :) mogą być drobne błędy bo nie sprawdzałam chyba tekstu ale nie pamiętam za dobrze :D Liczę jednak, że nie nudziliście się czytając go :)
Pozdrawiam i życzę wesołych (białych), zdrowych (białych), rodzinnych (białych) świąt :D