niedziela, 24 lutego 2013

2.Muszę wiedzieć co do Ciebie czuję.


Rozdzial 2:
Stała sama w szkolnym korytarzu. W tej szkole nikt nie szukał przyjaciół ani nawet kolegów. Wszyscy woleli spędzać przerwy w odosobnieniu. Jednak Jenny różniła się od nich. Bardzo potrzebowała czyjegoś towarzystwa. Chwili rozmowy i oderwania się od problemów, jednak nikt nie zwracał na nią uwagi, żadna dziewczyna, a już, tym bardziej jakiś chłopak. Większość chłopców z tej katolickiej szkoły zamierzało zostać duchownymi, a dziewczyny zakonnicami. Taka perspektywa planów na przyszłość przerażała Jenny. Dziewczyna nie chciała spędzić życia w zamknięciu i odosobnieniu, tym bardziej, że już teraz czuje się bardzo wyobcowana. Myśl, że mogłaby spędzić życie nie szukając miłości sprawiała, że chciała uciec z tej szkoły jak najdalej. Przez myśl przebiegło jej wyjście z tego budynku. Tutaj nie było kamer. Do tej szkoły chodzili sami dobrzy i uczciwi młodzieńcy. Droga dla Jenny była otwarta. Podniosła plecak z zimnych płytek i założyła go na ramię. Odwróciła się w stronę wyjścia, ale ktoś zagrodził jej drogę. Gdyby tylko mogła zaklęłaby, ale była w tym znienawidzonym miejscu. Podniosła głowę do góry i ujrzała bruneta o błękitnych oczach. Uśmiechnęła się zakłopotana. A co, jeśli chłopak domyślił się, że ona chce zwiać ze szkoły? Jej serce biło bardzo szybko, a ręce zaczęły się trząść. Nie miała pojęcia jak wytłumaczyć swoje zachowani. Nigdy wcześniej nie próbowała ucieczki ze szkoły.
-Wybierasz się gdzieś?- Zapytał Thom z uśmiechem na twarzy.
-Ja.. nie.. ja tylko..- Jenny zaczęła się jąkać. Nie miała pojęcia co ma odpowiedzieć, a pięknie uśmiechający się do niej chłopak nie ułatwiał jej zebrania myśli i ułożenia sensownej wymówki.
-Spokojnie. Nie tłumacz się. Domyślam się, że chciałaś iść na wagary, prawda? Powiedz mi dlaczego i będzie po sprawie. - Stwierdził patrząc w oczy zdenerwowanej dziewczynie. Ta uśmiechnęła się z ulgą jednak nie mogła powiedzieć prawdy. Przynajmniej tak myślała, dopóki nie zaczął się jej potok słów. Zawsze, gdy była zdenerwowana gadała wszystko, co wie bez zastanowienia.
-Nie wytrzymam tutaj, nie podoba mi się tu, wszyscy mnie ignorują, nikt tutaj nie chce mieć przyjaciół, każdy tylko myśli o nauce, a przecież jesteśmy młodzi, powinnyśmy się bawić. Nie chcę tu chodzić, nie chcę być żadną zakonnicą!- Gdy skończyła oddychała szybko ze zmęczenia. Wypowiadając ostatnie słowo brakowała jej tlenu w płucach.
-Spokojnie- Chłopak roześmiał się przyjaźnie.- Chodź zemną, pogadamy sobie.- Stwierdził ciągnąć dziewczynę za rękę. Zanim poszli do ogrodu kleryk wstąpił do brata Alberta i zwolnił Jenny z tej jednej lekcji tłumacząc, że dziewczyna chciała porozmawiać z kimś, kto ją zrozumie.
W ogrodzie nie rosły prawie żadne kwiaty oprócz tych dzikich, które zasiały się same. Trawnik między alejkami przystrzyżony był bardzo krótko. Po murach szkoły pną się bluszcz, a cały teren ogrodu ogrodzony był wysokim i gęstym żywopłotem. Gdzieniegdzie stały stare drewniane ławki odnowione poprzez pomalowanie farbą do drewna. Alejki wyłożone były kamiennymi płytami, które były popękane od starości. Między szparami wystawały zielone ździebełka trawy.
Jenny zajęła jedną z ławek i czekała na Thoma, który miał przyjść do niej jak tylko załatwi sprawę z bratem Albertem. Położyła plecak obok ławki i rozejrzała się uważnie po ogrodzie. Nie było w, nim nic szczególnego i nic co wprawiałoby w zachwyt. Było tylko ciepłe słońce ogrzewające całe miasteczko, sprawiające, że trawa w ogrodzie szkolnym lśniła.
-Więc o czym chciałeś ze mną rozmawiać?- Zapytała, gdy młody kleryk usiadł obok niej. Czuła jego spojrzenie na swojej twarzy, ale nie mogła się zmusić, bo spojrzeć wprost na niego. Chłopak przeczesał ręką włosy i uśmiechną się do dziewczyny.
-Powiedz mi coś o sobie.- Zaproponował spoglądając na bujające się w rogu ogrodzenia białe drzewko. Wiatr rozwiał włosy dziewczyny tak, że uderzyły go w twarz. Zszokowana tym co się stało Jenny szybko zaczęła przepraszać odgarniając włosy na jeden bok i wiążąc je gumką do włosów.- Nic się nie stało- Chłopak cały czas się uśmiechał.
-No dobrze- Lekko zakłopotana spuściła głowę w duł. Chłopak sięgną ręką do jej włosów i wypuścił je z delikatnego uścisku gumki.- Co robisz?- Zapytała zdziwiona.
-Tak jest lepiej. Zaufaj mi- Nie oddał dziewczynie gumki, by ta nie mogła ponownie spętać loków.
-Zawstydzasz mnie- Stwierdziła cała zalana rumieńcami na twarzy.
-Naprawdę?- Zapytał zaskoczony- Nie chciałem tego zrobić. Powiedz mi, miałaś kiedyś chłopaka?- Uśmiech z jego twarzy nie zniknął nawet na chwilę. Delikatnie ręką przekręcił jej twarz w swoją stronę tak, by dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy. Jej serce łomotało w klatce piersiowej, a ona sama czuła dziwny uścisk w gardle tak, że myślała, że nie będzie w stanie dopowiedzieć na pytanie.
-Nie- Wydusiła z siebie tyle, ile potrafiła. Czuła, że dotyk i spojrzenie chłopaka dziwnie na nią działają. Klatka piersiowa zaczęła jej się szybciej unosić. Jedyne co chciała w tej chwili zrobić to pocałować chłopaka, ale powstrzymywała ją tylko świadomość, że jest w szkole. Stu procentowo wyrzuciliby ją stąd po takim incydencie. Może, gdyby był to zwykły chłopak dostałaby karę w postaci zawieszenia w prawach uczniowskich, ale Thom jest prawie jak nauczyciel, a do tego jest niedługo zostanie księdzem.
-To dziwne- Stwierdził w zamyśleni- Jesteś bardzo ładna. Czemu nigdy nie miałaś chłopaka?- Kleryk wyczuwając emocje między nimi cofną się lekko starając się nie spłoszyć młodej dziewczyny.
-Nie miałam okazji nikogo spotkać. W tej szkole nikt nie szuka niczego więcej poza nauką i Bogiem. Gdzie miałam niby znaleźć chłopaka? Rodzice najchętniej nie wypuszczaliby mnie z domu. Myśla, że wiecznie będę czekać na to aż oni wrócą z pracy i będę tolerować to , że mnie ignorują, gdy mówię, im co czuję..- Przestała mówić, gdy zorientowała sie, że powiedziała za dużo. Nie powinna opowiadać nikomu obcemu o swoich relacjach z rodzicami i o swoich uczuciach. Jednak czuła, że przed tym chłopakiem może się otworzyć. Żałowała jedynie tego, że on jest klerykiem.
Czas zleciał, im niesamowicie szybko. Po dzwonku na kolejną lekcję Jenny ucałowała Thoma w policzek i z rumieńcami na policzkach pobiegła do klasy. Była niesamowicie szczęśliwa, że mogła spędzić te czterdzieści pięć minut razem z, nim. Czuła, że to właśnie przy, nim jest jej miejsce.
Wychodząc ze szkoły miała niesamowicie dobry humor. Nic nie zakłóciło jej spokoju podczas lekcji i na przerwach. Wychodząc ze szkoły natknęła się na dziewczynę, która była mniej więcej w jej wieku albo starsza. Okazało się, że ma na imię Amanda.
-Gdzie mieszkasz?- Zapytała Jenny.
-Na Grow Street. Jeśli chcesz to chodź do mnie. Moja mama na pewno przyrządziła coś na obiad. Twoich rodziców pewnie ciągle nie ma w domu. Nie patrz tak. Wiem to z gazet.- Wytłumaczyła widząc zdziwione spojrzenie Jenny.- Wszyscy wiedzą, że twoi rodzice bardzo dużo pracują i bardzo pomagają ludziom biednym i chorym. Pewnie jesteś dumna z nich. Też chciałabym aby moja rodzina niosła pomoc innym, ale my, ledwo sami wiążemy koniec z końcem. Gdyby nie fundacja "Dotyk Szczęścia" to często niemielibyśmy nic do jedzenia.- Amanda wyraźnie była osobą bardzo rozgadaną i otwartą.
-Twój tata nie pracuje?
-Pracuje, ale zarabia marne grosze i nie stać go na utrzymanie dziewięcioosobowej rodziny- Stwierdziła lekko zasmucona, ale po chwili znów się uśmiechała.- Dobrze, że na świecie są osoby takie jak twoi rodzice. Pomagają wszystkim bezinteresownie, a sami harują tyle czasu, by pozyskać środki na podopiecznych.- Amanda zatrzymała się przed niewielkim domkiem. Nie było on zbytnio zadbany. Widać było na pierwszy rzut oka, że dach wymaga naprawy, okna wymiany, a cały dom ocieplenia. W środku wcale nie było lepiej. Stare deski skrzypiały, gdy tylko postawiło się na nich stopę. Drzwi również sprawialy wrażenie przestarzałych i rozsypujących się. Jenny naciskając klamkę modliła się, by drzwi przy zamykaniu nie rozpadły się. Razem z nową koleżanką weszła do niewielkiej kuchni, gdzie zgromadzona była prawie ciała rodzina przy wspólnym stole. Brakowała tylko Amandy i jej ojca, który jak Jenny później się dowiedziała, ciągle do godziny dwudziestej pierwszej był w pracy. Rodzina Hammond'ów serdecznie przywitała dziewczynę i z radością zaprosili ją do stołu, by zjadała z nimi posiłek. Mimo tego, że obiad był skromny był niesamowicie smaczny. Każdy posiłek w gronie kochającej się rodziny smakował jak danie z sześciogwiazdkowej restauracji. Później Jenny i Amanda rozmawiały na temat szkoły. Dziewczyny chodziły do dwóch różnych placówek oświatowych. Opowiadały sobie jakie są zwyczaje w swoich szkołach i wymieniały przystojnych chłopaków.
W swoim pokoju Amanda rozczesała długie blond włosy i sprzątnęła lekki bałagan, który zrobiła jej młodsza siostra Eva, z którą dzieliła pomieszczenie.
Jenny wyjrzała przez okno i z uwagą przyglądała się domowi zna przeciwka. Odniosła wrażenie, że gdzieś go już widziała, ale nie mogła sobie przypomnieć, gdzie. Jednak rodzice jak była mała nigdy nie zabierali ją w te rejony, a ona sama też nigdy się tu nie zagłębiała.
Gdy wybiła godzina dwudziesta dziewczyna postanowiła wrócić do domu. Wiedziała jednak , że rodzice i tak jeszcze nie będą na nią tam czekali. Pożegnała się ze wszystkimi domownikami i wyszła na podwórko. Jej uwagę przykuł ruch na podwórku na przeciwko niej. Przymrużyła oczy i, zanim zdążyła się odezwać usłyszała zdziwiony głos.
-Jenny, co tu robisz? Już jest późno.- Thom podszedł do dziewczyny i przykrył ją swoją skórzaną kurtką. Ta stała i patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.- Wszystko okej?- Zapytał lekko potrząsając dziewczyną.
-Tak, tak. Ja muszę już wracać.- Stwierdziła zrzucając z siebie kurtkę chłopaka.- Dziękuję.- Szepnęła podając mu "skórę" i ruszyła przed siebie.
-Zaczekaj!- Zawołał chłopak za jej plecami, a on przystanęła i spojrzała na niego.- Odwiozę cię.- Zaproponował wbiegając na swoją posesje. Po chwili wyjechał z niej granatowym BMW M6 Gran Coupe. Jenny nie miała pojęcia, że chłopak jest aż tak bogaty, że stać go na takie auto. Wsiadła do niego i zapięła pasy. Thom wypytywał ją co robiła w tej okolicy, a ona opowiedziała mu o tym jak spotkała Amandę na ulicy i o tym co robiły u niej w domu. Chłopak ciepło wypowiadał się o rodzinie nowej koleżanki dziewczyny. Podobno są bardzo miłymi i porządnymi ludźmi godnymi zaufania. Chłopak jechał powili i nie wiedzieć czemu mimo tego, że na drodze panował niewielki ruch on ciągle nie dodawał gazu.
-Jenny, skąd ja cię znam?- Zapytał z nadzieją, że dziewczyna odpowie na jego pytanie, lecz ona sama nie miała pojęcia.- Żyjesz ciągle w moich myślach, wypełniasz każdy mój dzień. Tak nie powinno być..
-Wiem.. Ja przepraszam.
-Nie masz za co przepraszać. Przecież to nie twoja wina. Nie masz wpływu na to, co ja czuję do ciebie- Stwierdził wyłączając silnik pod domem dziewczyny.
-Dziękuję za podwiezienie.- Szybko uciekła z samochodu nie chcąc dłużej kontynuować tej rozmowy. Nawet sama przed sobą nie chciała się przyznać, że zakochała się kleryku.
Chłopak jednak pod samymi drzwiami złapał ją za łokieć przyciągając do siebie. Patrzył jej prosto w oczy. Wyglądała na zagubioną i przerażoną. Lekko szarpała się starając się uwolnić z jego uścisku, ale nie mogła, on był silniejszy.
-Pozwól mi się przekonać.- Szepną zbliżając swoją twarz do jej twarzy.- Muszę wiedzieć co do Ciebie czuję- Szeptał przybliżając swoje usta do jej na niebezpieczną odległość. Zaskoczona Jenny poczuła usta Thoma na jej ustach, jeszcze bardziej zszokowało ja to , że to ona rozpoczęła ten namiętny pocałunek.
_______________________________________________________________________

Witajcie :) Jestem Wam tak bardzo wdzięczna za te wszystkie miłe słowa o moim opowiadaniu, że nie mam pojęcia jak mogę się odwdzięczyć :) 
Jak widzicie ukazał się rozdział drugi :) Jestem z niego zadowolona ale nie aż tak jak z rozdziału trzeciego który dzisiaj dokończyłam pisać :) 
Przepraszam z góry za wszystkie błędy ale mam nadzieję, że ich nie ma :D
Następny rozdział powinnam dodać w następny weekend ale jeśli będziecie pisali mi, że chcecie wcześniej to spełnię waszą prośbę :)
Pozdrawiam i dziękuję za czytanie :*

niedziela, 17 lutego 2013

1.Lubisz lody bakaliowe.


Rozdzial 1:
Jenny obudziła się w miękkim łóżku z pięknie pachnącą pościelą. Nie pamiętała kiedy ostatni raz się tak wyspała. Mając siedemnaście lat powinno się imprezować, a nie uczyć się. Nienawidziła swojej szkoły z całego serca. Wszystko ją tam ograniczało i wprawiało w zły humor. Z wielką chęcią uciekłaby gdyby tylko miała taką możliwość. Szkoły katolickie zazwyczaj cieszyły się dobrą opinia więc rodzice Jenny wysłali ją tam nawet nie oglądając folderu. W szkole panował okropny rygor. Dziewczęta nosiły spódnice za kolana i białe workowate bluzki, a chłopcy ciągle chodzili w czarnych garniturach. Można było tylko pomarzyć o założeniu miniówki i szpilek. Bardzo często uczniowie narażani byli na kpiny ze strony szkoły, która znajdowała się dwie przecznice dalej. Jenny nie skarżyła się rodzicom na beznadziejną szkołę ponieważ nie lubiła zwierzać się komukolwiek, a po za tym rodzice i tak by jej nie przenieśli. Ta szkoła była dla niej mordęgą. Nauczyciele chodzili albo w sutannach albo w habitach. Nie było tam prawie wcale ładnych chłopców, a gdy już byli to skupiali się oni tylko na nauce, a nie romansowaniu. Wielu z nich nosiło okulary. Niektórzy wyglądali w nich ładnie, a niektórzy wręcz przeciwnie. Jenny nigdy nie miała chłopaka. Rodzice pewnie by ją zabili gdyby tylko dowiedzieli się, że w tak młodym wieku umawia się z chłopcami. Opiekuni dziewczyny byli bardzo pobożni. Co niedzielę zmuszając córkę do chodzenia do kościoła, czuli się przez to bliżej Boga, jednak tego samego nie czuła ich córka. Nie czuła w ogóle obecności Boga zupełnie tak jakby nie istniał. Wiele razy modląc się do niego prosiła go o to by rodzice zmienili jej szkołę, a przynajmniej pozwolili mieć chłopaka lecz jej prośby nigdy się nie spełniały. Wyglądało to tak jakby Bóg chciał ją za coś ukarać lecz dziewczyna w swoim siedemnastoletnim życiu nie zrobiła za dużo złego. Parę razy pokazała język któremuś z kolegów z podstawówki, raz jechała na gapę w autobusie nie kupując biletu, dwa lata temu ukradła jabłko ze straganu. Na razie tylko tyle pamiętała ze swoich grzechów. Czuła się strasznie pominięta przez Boga, pozwalał jej cierpieć mimo tego, że jest dobry i chce szczęśliwego życia dla każdego z ludzi żyjących na ziemi.
Wstając  z łóżka o mało co nie potknęła się i nie upadla na podłogę na szczęście szybko złapała się szafki nocnej. Tak, to właśnie jest jej życie. Potyka się i przewraca na każdym kroku, nie potrafi chodzić w szpilkach ani nie umie malować się. Chodzi w ubraniach, które mogłaby nosić jej własna babcia.
-Jenny! Pośpiesz się bo się spóźnisz!- Pani Turner nie lubiła gdy ktoś z rodziny nie jadł śniadania, obiadu i kolacji przy rodzinnym stole.
Jenny rozczesała kręcące się brązowe włosy i po chwili związała je na czubku głowy. Umyła ręce i zbiegła na śniadanie w białej koszuli i długiej do połowy łydek spódnicy w brązową kratkę. Jeszcze nie rozbudzona usiadła sobie  na ostatnim wolnym krześle. Jej brat i rodzice zajmowali resztę. David był czteroletnim chłopcem o jasnych blond włosach i ciemnych oczach. Uwielbiał bawić się płatkami śniadaniowym. Układał z nich głównie wierze bo nic innego za bardzo mu nie wychodziło. Zawsze żegnał się z siostrą całusem w policzek i długim uściskiem. Jenny bardzo kochała swojego młodszego brata i bez wahania oddałaby za niego swoje życie.
Na lekcji brązowowłosa siedziała cichutko jak mysz pod miotłą przy swojej ławce. Nie lubiła zwracać na siebie uwagi tym bardziej, że tutaj nie było czyjej. Chłopaki patrzyli na dziewczyny jak na zwykłe koleżanki z klasy i nie było nawet szans znaleźć sobie chłopaka. W klasie panowała cisza. Mimo tego, że nauczyciela jeszcze nie było wszyscy siedzieli cichutko na swoich miejscach patrząc na tablicę. Gdy tylko pojawił się zakonnik Albert cała klasa wstała i przywitał go słowami: Szczęść Boże. Ten im odpowiedział i poprosił by usiedli. Do klasy z nim wszedł wysoki brunet o jasnych niebieskich oczach. Ubrany był w białą luźno zapięta koszulę i ciemne dżinsy.
-To jest Thom.- Brat Albert przedstawił młodego chłopaka stojącego spokojnie obok niego.- Thom ma 22 lata i studiuje na naszym seminarium. Jest on bardzo dobrym uczniem dlatego poprosiłem go o pomoc w tej szkole.
Jenny wpatrywała się w chłopaka z lekko otwartymi ustami. Przeczucie, że go zna nasilało się. Czuła, że musi z nim porozmawiać. Jego błękitne oczy wpatrywały się w nią tak intensywnie, że chłopak sam się zdziwił. Przygotowywał się do roli księdza więc nie mógł myśleć o dziewczynach. Jednak ta młoda dama o długich lekko kręconych włosach wydawała mu się bardzo znajoma. Tak bardzo znajoma i bliska. Chłopak przestał wpatrywać się w dziewczynę gdy tylko Brat Albert poprosił go o przyniesienie jego teczki z pokoju nauczycielskiego. Brunet z uśmiechem na twarzy wyszedł z klasy i skierował się korytarzem do schodów, a następnie piętro wyżej do pokoju, w którym została teczka jego opiekuna w tej szkole. Będąc na piętrze, na którym znajdowała się klasa, z której wszedł zwolnił troszkę pozwalając sobie na rozmyślanie. Nawet nie zauważył gdy przed nim wyszła z łazienki dziewczyna  i przypadkowo wpadł na nią.
-Nic ci nie jest?- Zapytał trzeźwo spoglądając na dziewczynę. Gdy tylko ta odgarnęła włosy z twarzy chłopak cofną się kilka kroków w tył.
-Jak masz na imię?- Zapytał lekko oszołomny.
-Jenny- Szepnęła brązowowłosa podchodząc do chłopaka.- Przepraszam, to moja wina.- Spuściła głowę w duł i patrzyła na płytki.
-Nie, nie obwiniaj się- Thom uniósł jej podbródek do góry i odgarną kosmyk niesfornych włosów za jej ucho. Dziewczyna mimowolnie uśmiechnęła się. Zatapiając się w jego oczach kompletnie zapomniała o całym świecie. Jenny czuła ogromną chęć pocałowanie tego przystojnego chłopaka ale nie mogła tego zrobić w szkole gdzie jeszcze ktoś by ją zauważył. Do tego dochodził fakt, że ten chłopak niedługo miał zostać księdzem. Nie mogła rozkochać go w sobie, a potem zostawić jak każdego innego chłopaka. On chciał się poświęcić Bogu więc powinna to uszanować i nie wtrącać się do jego życia, i w nim nie mieszać.
-Powinniśmy wracać.- Stwierdziła twardo cofając się do tyłu i obracając się na jednej nodze w stronę kasy. Ruszyła powolnym krokiem w głębi duszy mając nadzieję, że chłopak zatrzyma ją przyciągnie do siebie i pocałuje. Ciągle towarzyszyło jej uczycie, że zna Thoma lepiej niż samą siebie.
-Lubisz lody bakaliowe.- Stwierdziła odwracając się do chłopaka. Sama nie wiedziała dlaczego to powiedziała. Tak jakoś wyszło. Nawet nie planowała by takie zdanie wypłynęło z jej ust.
-Tak... ale skąd..- Thom był wyraźnie zdziwiony.
-Nie pytaj.. nie mam pojęcia.. po prostu to wiem.. - Odpowiedziała otwierając drzwi do klasy.
            Leżała na sowim łóżku. Była sama w domu. Bardzo często się to zdarzało ponieważ oboje jej rodziców pracowali do późna. Zazwyczaj wracali do domu po północy, a wychodzili o ósmej rano. Razem prowadzili fundację "Dotyk Szczęścia", która prosperowała bardzo dobrze. Oczywiście William i Madison Turner z fundacji brali pieniądze tylko na najważniejsze wydatki, a resztę wypłaty i inne dodatki finansowe wpłacali na konto "Dotyku Szczęścia".
Jenny znudzona wstała z łóżka i podeszła do parapetu. Krople deszczu cicho spływały po szybie. Niebo było całkowicie zachmurzone i nie było nawet mowy by w przeciągu kilku godzin wzeszło słońce. W taką pogodę jak ta, Jenny zazwyczaj leżała przed telewizorem ale teraz nie miała na to ochoty. Ciągle myślała o chłopaku poznanym na lekcji, o tym jak później wpadła na niego na korytarzu. Thom wydawał jej się bardzo znajomy. Miała wrażenie, że zna go bardzo dobrze mimo tego, że nie wiedziała nawet gdzie mieszka czy jak ma na nazwisko. To było bardzo dziwne. Sama dokładnie nie rozumiała jak może mieć takie odczucia do obcej osoby. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyła. Bała się tego co czuje mimo tego, że nie potrafiła tego nazwać. Ciągle miała świadomość, że chłopak jest klerykiem i to Bogu powinien poświęcić życie, a nie jej. Nie może sprawić by zawrócił z Boskiej ścieżki. Rodzice nie wybaczyliby jej gdyby uwiodła chłopaka, który ma zostać księdzem lada chwila. Byłaby ponadto skreślona w całym miasteczku, wszyscy patrzyliby na nią jakby przynajmniej zabiła kilkanaście osób. Nie zniosłaby tego mimo iż praktycznie nikt nie zwracał na nią uwagi. Spodziewała się, że po tym jakby związała się z Thomem była by na językach wszystkich mieszkańców małego Detroit. Nie miała pojęcia co teraz powinna zrobić. Bała się, że jeśli jej uczucia się nasilą nie będzie potrafiła nad sobą zapanować. Nie miała pojęcia jak sobie poradzi ukrywając miłość do Thoma ale liczyła na to, że jednak nic takiego się nie wydarzy, a chłopak zostanie jej obojętny.
______________________________________________________________________

Witajcie, myślę, że rozdział powinien Wam się podobać :) Jednak nie dzieje się na razie nic takiego ciekawego ale wiadomo, to dopiero początek :) Chcę podziękować wszystkim za cudowne słowa pochwały pod prologiem :) Dzięki Wam mam większą motywację do pisania :) Dziękuję, że jesteście :)



Chciałam również zaprosić Was na bloga kochane-chominiee.bloog.pl Ten blog jest w części poświęcony tym przecudownym małym zwierzątkom (chomikom). Blog jest bardzo przyjemnie prowadzony i ma bardzo miłą autorkę :) Więc polecam Wam wszystkim :)

niedziela, 10 lutego 2013

Prolog


Prolog
Patrzyła na niego. Dobrze wiedziała, że jej nie widzi ale i tak uśmiechała się za każdym razem gdy spojrzał na ogromny jasne fotel stojący przy oknie. Właśnie tam siedziała. Codziennie przez kilka godzin siedziała w tym samym miejscu i przyglądała się jak on pracuje nad pracami domowymi. Gdy tylko nie mógł sobie z czymś poradzić wyczuwała to i od razu mu pomagała podsuwając pomysły. Mogła wkradać się w jego umysł ale tylko troszkę by nie naruszać prywatności. To było zakazane. Co prawda i tak pewnie nikt by się o tym nie dowiedział ale ona wolała nie ryzykować. Moce Najwyższego zdawały się być nieograniczone więc mógł wiedzieć co ona robi, że zakrada się do umysłu podopiecznego by... by mu pomóc oczywiście. Na pewno nie po to by sprawdzić czy coś wie o jej istnieniu. To byłoby przecież niedorzeczne. Oczywiście, że nie mógł wiedzieć o tym, że ona jest z nim przez cały czas, że przypatruje się z zachwytem każdemu jego ruchowi, że jego głos jest dla niej najwspanialszą melodią, że za każdym razem gdy patrzy w miejsce gdzie ona się znajduje jej serce bije szybciej tak jakby na prawdę na nią patrzył.
Zmęczona natłokiem swoich myśli odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Zdawała sobie sprawę, że źle zrobiła nie zabijając tego uczucia w zarodku i doskonale wiedziała, że teraz już nic nie będzie takie jak przedtem. Tom jest jej pierwszym podopiecznym. Opiekuje się nim odkąd się urodził. Pamięta jego pierwsze kroki i słowa oraz to gdy usilnie starał się przekonać matkę, że widzi Anioły. Małe dzieci często widzą więcej niż dorośli jednak nikt nie chce im uwierzyć. Janie nie była pewna czy chłopiec na prawdę ją widział czy tylko był to wymysł jego wyobraźni. Jak powszechnie wiadomo dzieci mają ogromną wyobraźnię. Gdy pytała Najwyższego co powinna zrobić w tej sytuacji on odpowiedział, że nic i, że chłopak z czasem z tego wyrośnie i zapomni o wszystkim co wiedział. Tak też się stało. Thom zapomniał o tym, że być może widywał swojego Anioła Stróża i żył dalej w niewiedzy.  
W pokoju zrobiło się ciemno. Słońce ustąpiło miejsca księżycowi by ten mógł królować przez calutką noc. Mały strumień blasku księżyca wpadał do sypialni Thoma. Chłopak siedział otoczony ciemnością na łóżku. Patrzył przed siebie jak gdyby na fotelu przy kominku ktoś siedział.
-Chcę Cię zobaczyć.- Powiedział głośno i odważnie. Gdy nie usłyszał odpowiedzi westchną ciężko pytając- Czemu nie chcesz mi się pokazać? Dobrze wiem, że tam jesteś.
Janie przestraszona chciała zniknąć z pokoju ale nie mogła. Czuła, że powinna zostać i wiedzieć jak sprawa dalej się potoczy.
Może dać mu jakiś znak, że się nie myli.., rozmyślała, ale jak? Gdy nawet cokolwiek bym napisała on chciałby pewnie więcej.. chciałby bym mu się objawiła.. nie mogę jednak tego zrobić. Może powinnam napisać mu wiadomość, że nie mogę mu się pokazać bo to w brew zasadom? Chociaż... nie, nie.. on nie może o mnie w ogóle wiedzieć. Nie może poznać prawdy. Nic nie zrobię. Będę tylko czekać i patrzeć.
Chłopak wstał z miejsca i niespokojnie chodził po pokoju przeczesując brązowe włosy ręka. Bał się, że się pomylił, że lata obserwacji poszły na marne.
-Czemu nie chcesz tego zrobić?!- Krzykną zdenerwowany. Miał już dość tej niepewności i obawy.- No pokaż się! Wiem, że tu jesteś! Zawsze jesteś! Codziennie odkąd tylko pamiętam jesteś ze mną, czuwasz nade mną. Proszę...- Osuną się na kolanach jakby błagając.- Jeśli to jakaś tajemnica to przysięgam, że nikomu nie powiem.. będę milczał.. ale.. proszę- Jego głos słabł. Nie było już w nim tej siły i stanowczości z jaką mówił na początku. Powoli poddawał się myśląc, że zrobił z siebie idiotę. Odetchną głęboko śmiejąc się po cichu.
-Odwala mi.. gadam sam do siebie i jeszcze.. i jeszcze myślę, że Anioły istnieją.. jestem szurnięty.- Wkurzony zacisną mocno pięć i uderzył nią o podłogę. Spodziewał się, że gdy tylko jego pięść zetknie się z podłogą poczuje ostry ból ale nic nie czuł. Zupełnie tak jakby uderzył w poduszkę.- A więc jesteś!- Powiedział uradowany. Teraz wiem, że na prawdę istniejesz. Pokaż mi się. Żądam abyś mi się pokazał!- Spuścił w duł głowę nadal klęcząc. Zrezygnowany już miał wstawać gdy poczuł czyjąś dłoń na brodzie unoszącą jego głowę w górę.
-Jesteś.. dziewczyną...- Stwierdził Thom lekko zmieszany.
-To źle?- Zapytała melodyjnym głosem Janie i uśmiechnęła się odsłaniając szereg białych zębów.
-Nie ale.. myślałem...
-Nikomu nie mów. Obiecaj.- Uśmiech znikł z twarzy dziewczyny, a na jego miejscu zagościł smutek i przerażenie.- Nikt nie może się dowiedzieć o tym, że mnie spotkałeś.- Powiedziała wstając, a jej biała delikatna suknia gładko ułożyła się w około zgrabnej talii.
-Obiecuję. Nikomu nie powiem.- Chłopak nie mógł oderwać wzroku od przepięknych oczy Anielicy. Jasno niebieska tęczówka biła czystością i światłem.
Janie odwrócił się i poszła w stronę okna. Tren jej sukni przepięknie i z lekkością ciągną się za nią sprawiając wrażenie niezwykle delikatnego. Anielica z lekkością musnęła palcami parapet i spojrzała w stronę dalej klęczącego Thoma.
-A.. ty..- Zaczął nieśmiało chłopak- Ty.. nie masz skrzydeł? Anioły chyba mają?
-Mam skrzydła.- Odsunęła się od okna by wyprostować śnieżnobiałe i puszyste skrzydła. Pomachała nimi by udowodnić, że są prawdziwe.
Chłopak podszedł do niej i ujął jej twarz w dłonie.
-Jesteś taka piękna...- Stwierdził oczarowany wyglądem Anioła.- Twoje oczy... och takie piękne oczy.- W jednej sekundzie przestał istnieć dla nich cały świat. Ich ustał połączyły się w delikatnym pocałunku. Blada skóra Janie kontrastowała z brązową opalenizną Thoma. Chłopak delikatnie przyciągną do siebie Anielicę. Ten krótki, a jakże namiętny pocałunek uświadomił jasnowłosej co tak na prawdę czuje i jakie to jest silne. Teraz juz bardzo dobrze zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo za daleko sprawy się posunęły. Nigdy nie powinna była się objawiać podopiecznemu, a już tym bardziej całować go. Jednak nie mogła się powstrzymać czując miękkie usta chłopaka na swoich. Pragnęła tego pocałunku nawet największym kosztem. Gdyby tylko Najwyższy dowiedział się o tym wszystkim co się przed chwilą wydarzyło była by skończona. Anielica już nie wiedziała co ma czuć, czy smutek czy szczęście. Przez ten wybryk może już więcej nie zobaczyć swojego ukochanego, a na dodatek może zostać wygnana na oczyszczanie. Nie wiedziała dokładnie w jaki sposób odbywałoby się to oczyszczanie bo nikt o tym nie chciał mówić. To była podobno straszna kara dla każdego Anioła. Dziewczynie ze strachu serce zaczęło bić szybciej. Spojrzała głęboko w oczy chłopakowi i znalazła w nich spokój. Chciała zapytać swojego podopiecznego czy on coś do niej czuje ale nie zdążyła bo chłopak pierwszy zadał pytanie.
-Dla czego nie chciałaś mi się pokazać? Dlaczego nie zrobiłaś tego wcześniej.- Zapytał brunet z lekkim wyrzutem w głosie.
-Nie mogłam.. i z resztą teraz też nie powinnam.- Spuściła głowę w duł, a jej jasne włosy zakryły twarz.- Jeśli Najwyższy się dowie już nie będę Twoim Aniołem Stróżem, już nie będę w ogóle Aniołem- Stwierdziła cicho załamującym się głosem.


Witajcie, wreszcie mam komputer z czego bardzo się cieszę :) Dodałam właśnie prolog i mam nadzieję, że będzie się on wam podobał :) Oczywiście muszę też przeprosić wszystkich tych którym nie komentowałam notek ale chyba jasne jest dlaczego tego nie robiłam :) 
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam :*
PS Muszę jeszcze wszystkich przeprosić iż ponieważ powaliło mi się coś i zamiast zapraszać na prolog pisałam epilog ale ze mną wszystko jest możliwe :D