czwartek, 30 maja 2013

9.Choćbym musiał pozabijać wszystkich i tak Jenny będzie moja.

Rozdzial 9:
Jenny razem z Amandą siedziały w drogiej restauracji schowane za ogromnym kwiatem o zielonych liściach. Nie mogły się zdradzić przed Gerardem, że go śledzą. Chłopak miał o niczym nie wiedzieć. Jenny wymyśliła tę całą akcję szpiegowską, by uzyskać dowód, że Tom kłamał mówiąc jej podczas ostatniego spotkania, iż jej chłopak ma kochankę. Nie wierzyła w to, ale chciała udowodnić wszystkim, że chłopak naprawdę ją kocha.
Z każdym miejscem jakie dzisiaj odwiedziła idąc za Gerardem traciła tą pewność. Chłopak odwiedzał przeróżne bary, a wokoło niego kręciło się mnóstwo półnagich dziewczyn. On nie pozostawał obojętny na ich zaloty, co najbardziej wkurzyło Jenny. Za pierwszym razem, gdy jakaś dziewczyna przymilała się do młodego Morgensterna, Jenny myślała, że rozerwie ją na strzępy, jednak Amanda uspokoiła ją mówiąc, że jeszcze nic takiego się nie stało, a chłopcy zawsze tak się zachowują w takich miejscach. Teraz, gdy siedziały w restauracji Jenny nie miała jeszcze żadnego dowodu na zdradę Gerarda i modliła się, by tak zostało już do końca dnia. Uśmiechała się przez cały czas, jednak jej twarz przybrała kamienną minę, gdy wysoka blondynka przysiadła się do stolika, przy którym siedział jej chłopak. Zacisnęła usta w wąską kreskę i obserwowała całą sytuację. Jej serce zabiło mocniej, gdy Gerard pocałował dziewczynę, a następnie nalał jej szampana.
Na zewnątrz robiło się ciemno. Wiał chłodny wietrzyk, kiedy Jenny wraz z koleżanką opuszczały restaurację. Podążyły śladem Morgensterna i blondynki. Wyglądali na bardzo zakochanych. Szli objęci przez oświetlone lampami ulice. Całowali się co chwilę i śmiali z nie wiadomo czego. Skręcili w uliczkę prowadzącą do osiedla mieszkaniowego. Przed drzwiami do jednego z nich dziewczyna rzuciła się na Gerarda i zaczęła go namiętnie całować. Szarpnięciem otworzyła drzwi i zaciągnęła chłopaka do środka.
Stała sama na środku ulicy. Wystarczyło, że tylko odwróci głowę w prawą stronę to zobaczy Gerarda z inną dziewczyną w łóżku. Po jej policzkach płynęły łzy. Błagała Amandę, by zostawiła ją samą. Nie chciała teraz współczucia i użalania się nad sobą. Wiedziała, że będzie jej teraz ciężko, ale nie mogła zostać z Gerardem. Musiała zakończyć ten związek przez jego kłamstwa. Zapewniał ją każdego ranka, że ją kocha i nigdy jej nie zdradzi, a później szedł do tej blond wywłoki. Nie potrafiła pohamować łez i nawet nie próbowała. Uklękła na rozgrzanym od słońca asfalcie. Wyciągnęła telefon i wybrała numer jedynej osoby, która teraz może jej pomóc. Mimo tego, że było to z pewnej perspektywy głupie posunięcie nie miała wyboru. Musiała gdzieś przenocować, a nie chciała oglądać Gerarda ani rodziców.
-Jenny, coś się stało?- Zapytał Tom zmartwionym głosem.
-Możesz po mnie przyjechać?- Zapytała po czym podała nazwę ulicy.
Chłopak zjawił się kilka minut później. Jenny wsiadała do jego ciemnego samochodu.
-Co się dzieje?- Tom wyglądał tak jak zawsze. Idealnie uczesany w schludnym stroju. Jego oczy zdradzały jednak to, że bardzo martwi się o dziewczynę. Patrzył na nią tak, jakby był gotowy zabić dla niej każdego.
-Miałeś racje..- Szepnęła cicho czując ogromną kulkę w gardle, która nie pozwalała jej czegokolwiek więcej powiedzieć.
-Odnośnie czego?- Zapytał jakby zupełnie nie pamiętał jakie oskarżenia rzucał w stronę chłopaka Jenny.
-Chodzi o.. o Gerarda..- Wytarła łzę z policzka i zacisnęła pięści.- On właśnie jest z inną dziewczyną.- Nie potrafiła powstrzymywać łez. Bardzo bolała ją zdrada Gerarda. Jego idealny obraz w jej głowie właśnie uległ zniszczeniu. Ciężko łapała powietrze do płuc. W tej chwili chciała już tylko umrzeć. Nie widzieć ani nie słyszeć Gerarda.
Tom zawiózł ją do mieszkania, w którym mieszkała przez ostatnie kilkanaście dni. Zabrała stamtąd swoje rzeczy nie zostawiając niczego, co mogłoby wskazać jej już byłemu chłopakowi powód wyprowadzki.
Kleryk zaproponował jej, że może zostać u niego na noc. Dziewczyna mimo zachowania chłopaka, gdy poprzednio była w jego domu, zgodziła się. Nie miała zbytnio nawet wyjścia. Musiała gdzieś przenocować i przemyśleć co dalej będzie z jej życiem. Na prośbę Gerarda odwróciła się od rodziców i zerwała z nimi jakiekolwiek kontakty. Teraz, gdy na jaw wyszły haniebne uczynki chłopaka ona została sama. Przegrała swoje życie.  Postawiła wszystko na jedną kartę i jej nie wyszło. Poniosła klęskę, za którą długo i gorzko przyjdzie jej płacić.
Powrót do rodzinnego domu nie będzie taki prosty jakby się wydawało. Rodzice dziewczyny ciągle będą jej wypominać znajomość z Gerardem, a w rodzinie będzie postrzegana jako czarna owca, która nie jest godna życia wśród tak dobrych i religijnych bliskich. Nawet jeśli jej rodzina pogodzi się z jej błędnym wyborem, którego dokonała zaślepiona miłością, nie będzie spuszczona z czujnego oka ojca. Dom zamieni się dla niej w więzienie, z którego nie wiadomo, czy będzie miała szansę uciec. Do tego pan Turner może spełnić swoje groźby i zaoszczędzić więcej pieniędzy, by wysłać córkę do szkoły z internatem przy zakonie. To byłoby jeszcze gorsze niż zostanie w domu z rodzicami.
Tom zatrzymał samochód na podjeździe z białego żwirku. Jenny wysiadła z samochodu i zgodnie z poleceniem kleryka weszła do środka, gdy ten wyjmował jej rzeczy z samochodu. Po tym jak zamknęła ciężkie, drewniane drzwi rozejrzała się po ganku. Podłoga była zrobiona z czarno-białych płytek, a ściany zdobiło rzeźbione drewno. Wysoko na suficie zawieszony był kryształowy żyrandol, który oświetlał całe pomieszczenie. Panowała tutaj dziwnie wyniosła atmosfera. Dziewczyna ruszyła dalej w kierunku odgłosów cichego czytania. Szła przez korytarz wyłożony tym samym materiałem podłogowym co ganek. Przy ścianach stało kilka krzeseł z ciemnego bukowego drewna z czerwonymi puszystymi obiciami. Na stoliku, przy otwartych drzwiach stał stolik, a na nim wazon z ogromnym bukietem czerwonych róż. Ich zapach roznosił się po całym domu. Gdy Jenny była na tyle blisko pokoju, z którego słyszała głos, mogła już rozróżnić poszczególne słowa. Zapukała w otwarte drzwi i czekała aż kobieta siedząca w ogromnym czerwonym fotelu z Biblią w ręku wpuści ją do środka.
-Proszę.- Starsza pani zamknęła Biblię i odłożyła ją na szafkę stojącą obok fotelu.- Kim jesteś dziewczynko?- Zapytała wyraźnie zdziwiona obecnością koleżanki Toma.
-Jestem Jenny Turner. Tom pozwolił mi wejść do środka. Przepraszam, że przerwałam.- Spojrzała nieśmiało zarumieniona na kobietę, która miała jasne jak słońce włosy i żywe niebieskie oczy mimo zmarszczek na twarzy.
-Jenny.. piękne imię moja droga. Usiądź- Matka kleryka wskazała dziewczynie miejsce koło palącego się kominka.- Mam na imię Margareth.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Co cię do nas sprowadza?
-To dosyć dziwne i rozumiem jeśli pani się nie zgodzi, ale.. czy mogłabym tu przenocować?- Zapytała z nadzieją w głosie, a gdy Margareth spojrzała na nią niedowierzającym wzrokiem szybko dodała- Tylko na jedną noc, bardzo proszę.- Uśmiechnęła się starając się przekonać do siebie kobietę.
-Dobrze.- Odrzekła po chwili ciszy.- Jeśli tylko Tom ci pozwolił i cię zaprosił to nie ma problemu.- Pani domu bystrze spojrzała na Jenny siedzącą dalej smutną przy kominku.- Nie cieszy cię, że możesz tu zostać?
-Nie, nie.. to znaczy tak. Jestem pani bardzo wdzięczna.- Ze zdenerwowania zaczęła gubić się w tym, co mówi.
-Więc, dlaczego jesteś taka smutna? Coś się stało? Problemy z rodzicami? No bo jakie inne możesz mieć. Wyglądasz na góra szesnaście lat.
Jenny naciągnęła na dłonie rękawy bluzy Toma, który dał ją jej widząc, że jest roztrzęsiona.
-Mam prawie osiemnaście lat i chyba.. pokłóciłam się z rodzicami. Nie wiem w ogóle, co teraz będzie. Nie chce o tym myśleć. Przepraszam.- Spojrzała na kobietę przepraszającym wzrokiem.
-Dobrze, rozumiem. Chodź do kuchni. Zagotuję mleko, by ci się lepiej spało.- Kobieta wstała i powolnym krokiem ruszyła do kuchni a Jenny zaraz za nią.
Było już dosyć późno, gdy czekała na Toma pod łazienką. Musiała mu podziękować za wszystko, co dla niej zrobił i przeprosić za wiele rzeczy. Nigdy nie była dobra w mówieniu, a już tym bardziej, gdy rozmawiała z przystojnymi chłopcami. Przy Gerardzie było inaczej. Potrafiła się otworzyć rozmawiając z nim i nie przejmowała się, że palnie jakąś głupotę, bo myślała, że chłopak ją kocha. Zawsze bawiły go jej wpadki słowne i nie przeszkadzało mu to, że ona nie miała doświadczenia z chłopcami.
Na samą myśl o Gerardzie serce bolało ja jakby wyrywano go jej z piersi. Uśmiechnęła się słabo, gdy zobaczyła Toma w szlafroku wychodzącego z zaparowanej łazienki. Chłopak podszedł do niej.
-Co tu robisz? Powinnaś już spać.- Uśmiechał się przyjaźnie.
-Chciałam ci podziękować za.. za wszystko. Za to, że mogę tutaj zostać i za to, że jesteś dla mnie wsparciem.- Dotknęła szyi chłopaka lekko przejeżdżając po niej opuszkami palców. Spojrzała mu prosto w oczy.- Przeprasza też za moje dziwne zachowanie. Ignorowałam twoje ostrzeżenia co do.. co do niego. Teraz cierpię i mam nauczkę.- Stanęła lekko na pacach, by być tego samego wzrostu co chłopak.- Dziękuję- Szepnęła całując kleryk w usta.
Nie żałowała tego, co zrobiła wczorajszego wieczoru. Tom jeszcze nie był księdzem i miał prawo do zrezygnowania i wybrania szczęścia, ale czy ona mogłaby mu je dać? Czy mogłaby oddać klerykowi swoje serce, tak jak oddała je Gerardowi? Właśnie te pytania wstąpiły w jej głowę zaraz po pobudce. Przeciągnęła się jeszcze na łóżku i wtuliła się w poduszkę. Od kilkunastu dobrych dni nie spała sama w łóżku. Brakowało jej ciepła drugiej osoby i świadomości, że komuś na niej zależy. Nie chciała prowadzić żadnych poważnych przemyśleń z samego rana, bo i tak wybrałaby najgłupszą opcję jaką tylko by się dało. O tak wczesnej porze nie była zdolna do racjonalnego myślenia.
Kiedy mieszkała z Gerardem wstawała co prawda wcześniej od niego, ale tylko o jakieś dwie godzinki. W tym czasie ona przygotowywała mu śniadanie i zajmowała się sobą, a on wstawał po godzinie jedenastej i całował ją w czoło, gdy czytała gazetę przy soku pomarańczowym. Serce ścisnęło jej się na samo wspomnienie ciepłych ust chłopaka na jej skórze. Tęskniła za nim bardzo. Wcześniej nie była świadoma tego, że można za kimś aż tak bardzo tęsknić. Odczuwała brak jego obecności każdą komórką swego ciała. Nie było to dla niej dobre i dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest uzależniona od ciemnowłosego. Pragnęła choć na moment znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o wszystkim co zdarzyło się wcześniej. Puścić w niepamięć jego zdradę, ale tak się nie dało. Takich rzeczy się nie wybacza.
Podniosła się z łóżka i odgarnęła ciepłą kołdrę ze swojego ciała. Postawiła bosą stopę na okropnie zimnej podłodze by się obudzić i przestać ciągle wracać pamięcią do życia z Morgensternem. Może i było jej z nim cudownie, ale wszystko legło w gruzach. Teraz musi skupić się na swojej przyszłości i na tym co powinna zrobić. Nie może przecież do końca życia mieszkać u matki Toma. Musi pogodzi się z własnymi rodzicami.
Zaraz po tym jak się wykąpała wróciła do sypialni i wyciągnęła z ogromnej granatowej walizki jasne dżinsy i z przetarciami i szeroki, szary podkoszulek. Wysuszyła włosy i związała je na czubku głowy w cebulkę. Zanim zeszła na śniadanie na stopy włożyła szare, materiałowe trampki.
Uśmiechnęła się widząc Toma i jego mamę siedzących już przy stole. Usiadła obok chłopaka i położyła serwetkę na kolanach.
-Dzień dobry.- Powiedziała cicho.
-Witaj.- Margareth posłała jej pełen przyjaźni uśmiech.- Co zjesz? Eliz przygotowała naleśniki i sałatkę owocową oraz owsiankę.- Kobieta wskazywała dłonią każdy wymieniony posiłek, który znajdował się na długim drewnianym stole.
-Zjem sałatkę.- Uśmiechnęła się słabo. Nie miała ochoty silić się na uśmiechy i udawanie, że nic się nie stało, a jej życie jest takie jak wcześniej.
-Jak spałaś?- Zapytał Tom widząc drżące dłonie dziewczyny, które wyciągnęła po półmisek z sałatką.
-Wspaniale. Dziękuję.- Wciągnęła głęboko powietrze. Spojrzała na zegarek, który wisiał na ścianie naprzeciwko niej. Dochodziła godzina siódma. Dziwiła się jak w ogóle mogła wstać tak wcześnie. Lubiła wylegiwać się w łóżku, ale wtedy miała Gerarda.
Łyżka wypadła jej z dłoni na same wspomnienie o chłopaku. Czuła się taka bezsilna i osamotniona. Zupełnie jakby stała w cienkim jesiennym płaszczyku pośrodku Antarktydy czekając aż ktoś wreszcie ją znajdzie. Ból w klatce piersiowej wymusił grymas na jej twarzy, który zamieniła w lekki uśmiech, by Tom i jego matka nie zauważyli jej złego samopoczucia.
-Przepraszam. Jestem jeszcze trochę zaspana.- Nie skłamała, bo chciało jej się spać, ale nie na tyle, by nie panować nad swoimi ruchami.
-Nic się nie stało. Tylko się pośpiesz, bo chciałem zabrać cię w jedno bardzo ważne miejsce.- Tom z czułością w oczach dotknął ramienia dziewczyny, ale ta zgrabnie uciekła przed jego dotykiem. Świetnie.. najpierw go całuję a teraz nawet nie pozwalam się dotknąć żeby mnie pocieszył. Jestem idiotką.
Po skończonym śniadaniu czekała na Toma w jego samochodzie. Nie miała pojęcia gdzie chłopak chce ją zabrać, ale cieszyła się, że wreszcie oderwie myśli od osoby, o której chce zapomnieć. Najgorsze było to, ze cały czas o nim myślała. Nawet, gdy brała prysznic czy rozmawiała z Tomem przy śniadaniu nie potrafiła przestać przypominać sobie jego twarzy i tych bezgranicznie ciemnych oczu. W głowie ciągle słyszała jego słowa. Słowa, które myślała, że kierował tylko do niej.
-Kocham cię.- Szepnęła ze łzami w oczach nie zdając sobie sprawy z tego, że Tom jest już w samochodzie.
-Słucham?- Zapytał wyraźnie zdziwiony.- Co mówiłaś?
-Nic. Przepraszam.. Nie słuchaj mnie. Zaczynam gadać głupoty.- Uśmiechnęła się cierpko.
Jechali w milczeniu przez kilka minut. Jenny nie potrafiła zacząć rozmowy. Wolała katować się myślami i użalać się nad sobą mimo tego, że rano obiecała sobie koniec z Morgensternem. To jednak było trudniejsze niż myślała. Od tego czasu minęło tylko kilka godzin, a ona cały czas myślała o nim i nie potrafiła przestać. Wypełniał jej każdą chwilkę a ona nie potrafiła tego zahamować. Może nawet nie chciała. Z Gerardem była zbyt blisko, by zapomnieć o nim w ciągu kilku minut.
Obraz za szybą stopniowo przestał się rozmazywać. Stanęli na niezbyt dużym żwirowym parkingu. Jenny doskonale znała to miejsce. Co tydzień z rodzicami przyjeżdżała tutaj i zostawiali samochód, by udając szczęśliwą rodzinę udać się do kościoła. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem źle nie oceniła sytuacji. Może jej rodzice byli szczęśliwi z życia jakie oni prowadzą tylko jej to nie pasowało? Może dlatego rodzice nie widzieli, że ona jest nieszczęśliwa?
Westchnęła ciężko i wysiadła z samochodu. Rozejrzała się dookoła. Miejsce było zupełnie puste. Udała się za Tomem do kościoła zastanawiając się, dlaczego chłopak przywiózł ją akurat tutaj. Nie miała czego zawierzać Bogu. Wszystko co miała to straciła. Nie widziała sensu przyjeżdżania do kościoła.
Tom otworzył jej ogromne drewniane drzwi z masywnymi metalowymi klamkami. W kościele było chłodno. Spojrzała na ołtarz z krzyżem. Poczuła nagły brak powietrza w płucach. Tak dawno tutaj nie była. Co prawda nigdy nie czuła zbytniej więzi z Bogiem, ale teraz poczuła jak bardzo brakowało jej tego miejsca.
-Ksiądz już czeka.- Szepnął jej Tom popychając ją w stronę konfesjonału.
Zadrżała ze strachu. Nigdy nie bała się spowiedzi. Wcześniej prowadziła niemal święte życie, a teraz? Teraz to wszystko zniknęło, a ona stała się grzesznicą, która nie zasługuje na wybaczenie. Odwróciła się od Boga, by wybrać ziemskie przyjemności. Bóg przed tym ostrzegał. Ludzie którzy zboczyli z jego ścieżki trafią do piekła, a ona czuła, że drzwi do tego miejsca są już dla niej otwarte.
Wychodząc z kościoła czuła się czysta. Powiedziała księdzu o wszystkim co robiła w czasie znajomości z Gerardem. Wyżaliła się, że on ją bardzo skrzywdził. Ksiądz pocieszył ją, że najważniejsze jest to, że powróciła do Boga, tak jak dziecko skłócone z rodzicami wraca do nich, gdy uświadamia sobie, że nie jest w stanie kierować samemu życiem. Zanim wsiadała do samochodu wytarła ślady łez z policzków. Teraz była gotowa na powrót do dawnego życia.
Otwierając drzwi pojazdu poczuła wibrowanie w kieszeni dżinsów. Niechętnie wyciągnęła telefon  i sprawdziła kto dzwoni. Bała się, że to będzie on i miała racje. Odrzuciła połączenie i wsiadła do auta. Podczas drogi powrotnej kilkakrotnie odrzucała telefony Gerarda. Nie chciała już wracać do przeszłości mimo tego, że była jej tak blisko. Jeszcze wczorajszego poranka obudziła się w ramionach chłopaka i czuła, że świat należy do niej, a jej ukochany będzie z nią do końca życia. Teraz wszystko zniknęło. Została tylko ogromna rana w jej sercu, którą z każdym dniem będzie próbowała załatać.
Pragnęła, by to wszystko się już skończyło. Przez cały wczorajszy dzień Gerard nękał ją telefonami. Miała ogromną chęć odebrać telefon i usłyszeć jego głos, ale musiała być silna i pokazać chłopakowi, że wcale nie znaczył dla niej tak wiele, jak mogłoby się wydawać i jak na prawdę było. Wróciła do domu rodziców, którzy patrzyli na nią jakby była rannym żołnierzem wracającym z przegranej wojny. Smutek miała wypisany na twarzy i nie potrafiła się go pozbyć. Nawet najlepszy makijaż nie pomógłby jej. Przez całe popołudnie wyjaśniała z rodzicami sytuację w jakiej się znalazła. Nie powiedziała im jednak o tym, że brała narkotyki, piła alkohol i oczywiście, że jej chłopak ją zdradził. Gdyby to wyszło na jaw byłaby już kompletnie skreślona u rodziców. Nie pozwoliliby jej mieszkać dłużej w tym domu. Stwarzali pozory doskonałych rodziców a jaj reputacja zepsułaby wszystko na co oni tak ciężko pracowali przez całe lata.
Jedząc śniadanie czuła na sobie badawcze spojrzenie rodziców. Jedyną osobą, która normalnie zachowywała się w stosunku do niej był jej młodszy brat. David jak zwykle przywitał ją długim uściskiem. Brakowało jej go przez ostatnie dni. Lubiła się nim opiekować. Chłopiec pociągnął ją za rękę, by usiadła obok niego przy stole. Rodzice powiedzieli, że ciągle o nią wypytywał i nie mógł się doczekać kiedy wróci z wycieczki szkolnej, bo tak właśnie wytłumaczono mu jej nieobecność. David wypytywał ją o wycieczkę, a na sam koniec poskarżył się, że siostra się z nim nie pożegnała. Jenny przeprosiła chłopca i po skończonym śniadaniu razem z ojcem ruszyła do garażu, gdyż ten miał ją zawieźć do szkoły. Od ponad dwóch tygodni w niej nie była. Państwo Turner obiecali usprawiedliwić jej nieobecność chorobą.
Powrót do szkoły nie był aż taki ciężki jak jej się wydawało. Nie miała dużych zaległości gdyż zawsze umiała materiał ponad program i szybko kojarzyła fakty. Gdyby nie to, że wszyscy uczniowie w klasie dziwnie na nią patrzyli mogłaby uznać ten dzień za udany i gdyby nie to co stało się na ostatniej lekcji nie żałowałby, że wróciła.
Historia była ostatnią godziną w szkole. Jenny wolała zostać tutaj niż wracać do domu. Zawsze wolała naukę niż siedzenie z rodziną w domu. I tak nikt jej tam nie słuchał. Co prawda teraz wszystko się zmieniło. Rodzice ciągle patrzyli jej na ręce i obiecali, że któreś z nich będzie ją zawoziło i przywoziło ze szkoły byle tylko nie spotkała się z Gerardem. Z jednej strony to dobrze, bo nie będzie musiała pieszo chodzić i wracać ze szkoły, ale z drugiej miała przerąbane, gdyż nie mogła zostać nawet na chwile sama.
W chwili, gdy w klasie zapanowała absolutna cisza drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich stanął ubrany w czarne rurki i czary podkoszulek Gerard. Miał na sobie skórzaną kurtkę, a jego włosy były lekko potargane przez wiatr. Chłopak miał wściekły wyraz twarzy. Jenny tylko jęknęła, gdy go zobaczyła. Spodziewała się, że przyszedł do niej i niestety nie myliła się. Ciemnowłosy podszedł do jej ławki nie zważając na spojrzenia wszystkich uczniów, a w tym także nauczyciela.
-Musimy porozmawiać, kochanie.- Morgenstern nachylił się nad dziewczyną.
-Nie mamy o czym.- Odpowiedziała krótko nie chcąc z nim rozmawiać. Nie mogła pozwolić, by i nawet tutaj wszyscy patrzyli na nią jakby kogoś zabiła.
-Właśnie że mamy.- Pociągnął ją za rękę, którą trzymała na ławce.- Zabieram ją na chwilę- Rzucił do nauczyciela, który przyglądał się tej scenie z niepokojem.
Gdy drzwi klasy zamknęły się Gerard przygwoździł Jenny do ściany.
-Janie. Janie powiedz mi dlaczego odeszłaś?!- Zapytał ledwo panując nad swymi emocjami.- Dlaczego do cholery odeszłaś?!- Uderzył otwartą dłonią w ścianę.
Jenny nie chciała pokazać chłopakowi jak bardzo cierpi, ale nie mogła też powstrzymać łez napływających jej do oczu. Gdy patrzyła na Gerarda wszystko odżyło. Poczuła, że miłość do niego rozsadza jej serce. Westchnęła czując, że nie ma siły walczyć z chłopakiem. Spojrzała w jego oczy, a łzy same spłynęły jej po policzku.
-Jesteś draniem..- Wyrwała się ręce z jego uścisku i wybiegła ze szkoły. Nie mogła pohamować płaczu. Zbiegając ze schodów prowadzących do szkoły omal się nie potknęła. Ciężko było jej wciągać powietrze do płuc. Usiadła na ostatnim schodku i schowała twarz w dłonie. On widział jej łzy. Dostrzegła wtedy w jego spojrzeniu coś jakby żal i smutek, ale czy on był zdolny żałować kogokolwiek? Nierówno i z trudem wciągała powietrze. Krztusiła się własnymi łzami.
-Janie..- Zaczął Gerard, gdy tylko podszedł do dziewczyny.
-Nie mów tak do mnie!- krzyknęła zrywając się na równe nogi.- Nie tak mam na imię. No chyba, że twoja kochana tak się nazywa!- Odwróciła się do niego plecami starając się opanować.
-Nie.. Janie.. Jenny- Poprawił się szybko.- To nie tak. Żadna z nich dla mnie nic nie znaczyła.. Zawsze wracałem do ciebie, bo cię kocham.- Dotknął ręka ramienia dziewczyny, ale ta odsunęła się od niego jak oparzona.
-Żadna z nich?! To było ich więcej?!- Czuła, że nie ma siły już dłużej stać na nogach. Gerard bawił się jej uczuciami i to sprawiało mu radochę, ale jej nie było do śmiechu. W jednej chwili okazało się, że jest oszustem. Nigdy nie powiedział jej, że spotyka się z innymi dziewczynami. Może i by to zaakceptowała, ale teraz nie była w stanie. Gdyby tylko dał jej wtedy tą pewność, że i tak będzie tą jedyną z czasem przestałoby jej to przeszkadzać jednak teraz już nic nie dało się zrobić.
-Jenny kocham cię. Tylko ty się dla mnie liczysz. Wróć do mnie proszę. Wszystko się zmieni.- Obiecywał. Patrzył na dziewczynę intensywnym wzrokiem jakby liczył, że ma jakieś specjalne moce i spojrzeniem przekona ją do zmiany decyzji.
-Jesteś kłamliwym idiotą!- Uderzyła chłopaka w twarz. Patrzyła chwilę na jego zdziwiona minę. Sama nie miała pojęcia, że jest zdolna uderzyć chłopaka.

Stał chwilkę wpatrując się w dziewczynę, która również była zdziwiona tak samo mocno jak on. Cały policzek go piekł i czuł, że jest czerwony. Przyłożył do niego rękę. Wyglądał teraz trochę jak bezbronne dziecko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Dziewczyna ze spokojem ruszyła kierunku schodów, na których stał Tom. Kleryk musiał widzieć całą tą sytuacje z czego Gerard nie był zadowolony. Nie mógł pozwolić, by Jenny przeszła na stronę Toma. Już tak dobrze mu szło tylko Jenny w jakiś sposób dowiedziała się o jego zdradzie. Sam dolał oliwy do ognia informując ja, że to nie był jednorazowy wybryk. Ze wściekłością spojrzał na Toma, który czule objął zapłakaną dziewczynę ramieniem. Musiał przyznać, że Jenny była śliczna nawet z zaczerwionymi oczami i różowymi policzkami oraz potarganymi włosami. Widywał ją wiele razy rano, nieumalowaną i nie uczesaną i zawsze nie mógł się na nią napatrzeć.
Cały wczorajszy dzień spędził próbując dodzwonić się do dziewczyny, ale ona cały czas odrzucała go. Tom z pewnością nastawił ją przeciwko niemu. Kleryk, który w przedziwny sposób zmartwychwstał, mieszał w jego doskonałym palnie. Nie mógł dopuścić do tego, że straci Jenny. Nie teraz, kiedy rozwiązanie wszystkiego jest w zasięgu ręki. Zostało tylko parę dni, by wszystko wygrać lub przegrać. On nie mógł przegrać. Nie był do tego przyzwyczajony. Był najlepszy w tym co robi i dlatego dostał to zadanie.
Ze wściekłością uderzył zaciśniętą pięścią w chropowaty mur szkoły. Poczuł ostry ból, gdy jego ciało zetknęło się ze ścianą. Spojrzał na zdarte kostki dłoni, z których ciekła krew.
-Choćbym musiał pozabijać wszystkich i tak Jenny będzie moja.- Zacisnął mocniej pięść pozwalając, by jeszcze więcej krwi polało się z jego ran.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Witajcie, wydaje mi się, że już któryś raz zaczynam tak "słowa po rozdziale". Znowu przeprosiny.. wiem, że nawalam z rozdziałami, nie jestem w stanie pisać... Mam problemy, sporo problemów i muszę sobie jakoś z nimi poradzić choć nie wiem czy dam radę. Jak to dramatycznie wgl brzmi.. siedemnastolatka z problemami.. wielu dorosłych wyśmiałoby mnie. Ale moim problemem nie jest zawód miłosny. To dziwne, że wszyscy słysząc, że nastolatka ma problem od razu myślą, że chodzi o chłopaka.. no cóż. Pozostawię to bez większego komentarza. 
Więc tak.. pewnie zastanawiacie się kiedy bd kolejny rozdział, ale ja znowu nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ten weekend mam zajęty. Jutro jadę na zakupy, w sobotę na Lednicę a w niedziele jest festyn.. No właśnie. Kto z was bd na Lednicy? Liczę, że ktoś bd :D Bo wyjdzie, że pisze takie bezbożne opowiadanie a wychodzi na to, że na katolickie zjazdy młodzieży jeżdżę :D Super nie? Jestem pełna sprzeczności. No ale dosyć głupiego i bezsensownego gadania. Dziękuję serdecznie tym, którzy zostali przy mnie pod moją nieobecność. :)