Rozdzial 13:
Obudziła
się w jakimś dziwnie szarym miejscu. Wszystko było jakby przydymione. Nie
dostrzegała nic wokoło siebie, nawet ścian. Ręce drżały jej z przerażenia,
rozglądała się nerwowo, by choćby dostrzec cień czegokolwiek. Mogłaby wtedy
zgadywać gdzie jest, ale oprócz szarości i dymu nie widziała nic. Wstała z
podłogi, która wyglądała jak szary kłębek dymu. Patrząc w duł miała wrażenie,
że chodzi po chmurze burzowej. Nad jej głową nie było nic, pusta, czarna
przestrzeń z której ulatania się dym. Zaciekawiona wyciągnęła rękę i przecięła
nią smugę szarości. Poczuła lekkie mrowienie w ręce i szybko ją cofnęła.
Obróciła się wokoło własnej osi i przyglądała się czujnie otoczeniu. Nic się
nie działo.
Mam dziwne sny .Stwierdziła
sięgając do kieszeni, by sprawdzić, czy ma telefon. Dopiero teraz zauważyła, że
stoi zupełnie boso, a na sobie ma tylko cienką i długą białą suknie. Zupełnie
taką jaką widziała na zdjęciu tej kobiety w domu Scarlett. Coś jest bardzo nie porządku. Pomyślała dotykając materiału sukni,
która miała dekolt w kształcie łódki i długie rękawy przylegające do ręki lekko
nachodzące na dłoń. Suknia była idealnie dopasowana do jej talii i od bioder,
lekko rozszerzała się aż do samego końca.
Blond włosy spadały jej na ramiona tworząc złocistą kaskadę.
Przyjrzała się im uważnie. Jasne włosy?
Przecież zawsze miałam brązowe. Zmarszczyła czoło w wyrazie zdziwienia. Nie
mogła uwierzyć w to, co się stało. Jej włosy samoistnie zmieniły kolor.
Chciała krzyczę i wołać o pomoc, zrobić wszystko, żeby
obudzić się z tego przedziwnego snu, ale jakby dusza jej nie pozwalała.
Patrzyła przed siebie ze strachem oczekując, co teraz się
stanie. Zauważyła lekki błysk i przed nią stanął Tom, kleryk, który uczył ją w
szkole i był jej jakby przyjacielem.
-Co się dzieje?- Zapytała robiąc przerażoną minę. Coraz
ciężej łapała powietrze. Czuła jakby zaczynało brakować jej tlenu.
-Zbliżają się, ale wkrótce wszystko będzie dobrze. Będzie
tak jak wcześniej, a ty powrócisz do światła. Będziesz chwalona i wielbiona.-
Uśmiechał się do niej łagodnie i promiennie.
-Tom, o czym ty mówisz? O co chodzi? Nic z tego nie
rozumiem.- Brała głębokie wdechy i czuła jakby wszystko wirowało pod jej stopami.
Obraz lekko jej się zniekształcał.
-Dziś są twoje osiemnaste urodziny, Jenny.- Kleryk podszedł
bliżej dziewczyny i wyciągnął rękę do jej policzka. Pogładził go lekko.-
Wyglądasz tak jak wtedy. Jesteś tak samo piękna mimo tego wszystkiego, co się
stało.
-Dalej nie rozumiem- Wyszeptała z ulgą stwierdzając, że
dziwne uczucie już minęło.
-Nie musisz. Wiem, co będzie dla ciebie lepsze. Musisz
wybrać tylko ścieżkę Bożą. Wtedy będzie ci dobrze.- Szeptał patrząc w jej
wystraszone oczy.
Jej uwagę odwrócił drugi blask, z którego wyłoniła się
Scarlett. Siostra podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
-Och Janie. Tak za tobą tęskniłam- Powiedziała ze łzami w
oczach.- Teraz już wszystko będzie dobrze, wiem to. Gerard raz na zawsze da ci
spokój i wrócisz do swojego dawnego życia, które tak kochałaś.
Scarlett wyglądała podobnie jak Jenny tylko miała krótszą
sukienkę bez rękawów. Tom natomiast ubrany był w białe spodnie, koszulę i na to
również białą marynarkę. Jego włosy schludnie były zaczesane do tyłu.
-Janie, nie patrz tak. Wiem, że teraz ciężko ci to
zrozumieć, ale Kidy powrócisz do Boga wszystko będzie prostsze. Nawet nie wiesz jak bardzo ja chciałbym mieć
taką szansę jaką ty masz.- Uśmiechnęła się delikatnie.- Gerard pewnie ci nie
mówił, ale był u mnie wczorajszego dnia i groził mi, że jeśli przekonam cię,
żebyś wróciła do Boga,to tego pożałuje, ale ja się nie boję. Chcę abyś ty była
szczęśliwa, a tam będziesz.- Jeszcze raz przytuliła Jenny, a dziewczyna
odsunęła się od niej i spojrzała na nią podejrzliwie. Teraz jej siostra była
dla niej miła, a wcześniej spała z jej chłopakiem. Jenny nie potrafiła tak
zwyczajnie o tym zapomnieć i zachowywać się swobodnie jak Scarlett.
Dostrzegła lekkie zniesmaczenie w wyrazie twarzy Scalett, a
później Toma. Ich wzrok utkwiony był ponad nią. Już miała się odwracać, by
spojrzeć, co tak przykuło uwagę kleryka i jej siostry, ale poczuła czyjeś zimne
dłonie oplatające jej talię, a po chwili poczuła ciepły oddech na swojej szyji.
Jej serce zaczęło bić szybciej. Nie wiedziała jak ma zareagować dopóki osoba
przytulająca ją nie odezwała się.
-Janie, kochanie- Szepnął ciemnowłosy chłopak w jej włosy.
Pod wpływem chwili Jenny odwróciła się w jego stronę i mocno
objęła chłopaka. Oczy ją piekły. Miała ochotę się rozpłakać, bo nic nie
rozumiała z tej sytuacji. Miała wrażenie, że to wszystko to jakaś chora gra.
-Spokojnie kochanie. Już przy tobie jestem. Teraz wszystko
będzie dobrze.- Szeptał jej do ucha nie wypuszczając drżącej dziewczyny z
ramion.
-Zabierz mnie stąd. Boję się. Gerard proszę, nie chcę tu
być.- Mówiła zdławionym głosem tłumiąc łzy, które wezbrały się w jej oczach.
Odsunęła się od chłopaka i o mało, co nie krzyknęła z przerażenia.
Przed nią stał Gerard, ale jakby to nie był prawdziwy on.
Jego oczy były całkowicie czarne, bez białek. Jego skóra była jeszcze bledsza
niż zwykle. Jenny miała wrażenie, że jest nawet przeźroczysta. Chłopak ubrany
był w czarny długi płaszcz, a pod spodem czarne skórzane spodnie i jedwabną koszulę w tym samym kolorze do
połowy rozpiętą.
-To dalej ja- Powiedział zbliżając się do cofającej się
dziewczyny.- Wygląd się nie liczy, jestem taki jak wcześniej i dalej cię
kocham.- Dotknął jej ramienia kiedy wreszcie stanęła.
Jenny przyglądała się chłopakowi z dostrzegalnym strachem w
oczach. Jego dłoń była zimna i gdy tylko jej dotknął przeszedł ją dreszcz.
-Janie, skarbie, posłuchaj mnie uważnie. To bardzo ważne.
Wiem, że to jak teraz wyglądam sprawia, że się mnie boisz, ale nie musisz.
Teraz nawet nie to jest najważniejsze. Za chwilę przybędzie tutaj Bóg i Szatan.
Oni zdecydują gdzie trafisz. Do Nieba czy do Piekła. Jako, że twoi rodzice
umarli podczas wojny z Piekłem, Bóg dał ci szansę po twoim występku żebyś
powróciła na dawne miejsce, czyli byś była znowu Aniołem Stróżem. I oni
zdecydują, gdzie teraz powinnaś się naleźć. Będziesz albo Aniołem albo
Wysłannikiem Piekieł.- Starał się, by to co mówi brzmiało jak najprościej, aby
dziewczyna przestała się bać i zrozumiała wszystko. Uśmiechał się do niej lekko
jakby chciał dodać jej otuchy.
-A ty, po której stronie jesteś?- Zapytała marszcząc czoło.
Nie wiedziała, czy chciała znać odpowiedź na to pytanie. Wszystko mówiło jej
teraz, że Gerard jest z Piekieł, ale jej serce nie chciało w to uwierzyć.
-Po tej, po której ty się znajdziesz.- Stwierdził krótko nie
chcąc rozwlekać tematu.
Jenny patrzyła na niego chwilkę w pełnym skupieniu dopóki
nie poczuła, że nie może złapać oddechu. Jej płuca jakby się skurczyły i nie
chciały przyjąć powietrza. Zaczęła machać w przerażeniu rękoma. Usilnie starała
się zrobić wdech, ale to było na nic. Po policzku spłynęły jej łzy. Czuła, że
wnętrzności jej się rozdzierają. Miała nieodparte uczucie, że ziemia pod jej
stopami drży. Zachwiała się niebezpieczne nie mogąc dłużej utrzymać równowagi.
Poczuła silne ręce Gerarda, które oplatają ją nie pozwalając jej upaść. Dalej bezskutecznie łapała powietrze. Dym
wokoło niej zgęstniał, a ona wbiła palce w ręce Gerarda. Zaczęło się jej robić
ciemno przed oczami. Traciła siły przez co nie mogła utrzymywać się na nogach.
Zamknęła oczy pewna, ż to już koniec jej życia i teraz jest czas na to, by
umarła. Może właśnie tak zdecydowali Bóg i Szatan.
Po chwili jednak wszystko ustąpiło, a ona poczuła, że
wreszcie może oddychać. Płuca wypełniły się przyjemnym powietrzem, które tak
bardzo jest potrzebne do życia. Jej ciało drżało. Otworzyła oczy i ujrzała
oślepiający blask, który zmusił ją, by ponownie zamknęła powieki.
-Już możesz otworzyć oczy.- Powiedział z troską Gerard nie
puszczając jej nawet na chwilę.
To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania.
Kilkanaście kroków przed nią stał Starszy mężczyzna z białą brodą. Był w
długiej białej szczacie sięgającej podłogi. Trzymał w ręku złotą laskę, której
czubek stanowiło wytopione ze złota jabłko z jednym listkiem. Mężczyzna miał
przenikające spojrzenie i wcale nie wydawał się miły tylko władczy i potężny.
Za nim po obu jego stronach ustawione były dwie kobiety w podobnych strojach
tylko bez laski. Na biodrach miały zapięte paski bojowe, z których wystawały
świecące miecze i ostre sztylety, z rzeźbionymi rękojeściami. Włosy miały
spięte wysoko na czubku głowy. Na rękach nosiły skórzane bransolety, z których
wystawały haki. Jenny nie była pewna do czego mogą służyć, ale też nie chciała
się o tym przekonać na własnej skórze.
Kilka kroków w bok od mężczyzny w jasnej szacie stał młody
chłopak o długich czarnych włosach opadających mu na ramiona. Miał oczy
podkreślone ciemnymi sińcami i lekko zaczerwienioną skórę. Ubrany był w
skórzany kostium, a na nogach miał czarne kozaczki na obcasie. Gdyby nie to, że
to prawdopodobnie Szatan Jenny roześmiałaby się głośno na jego widok. Kostium
idealnie opinał jego umięśnione ciał, co dawało dziwny efekt. Uśmiechał się
szeroko. Jego oczu również były całe czarne jak u Gerarda i to sprawiło, że
domyśliła się po czyjej stronie jest chłopak.
-Mam nadzieję, że jak jesteś sam to się tak nie ubierasz.-
Stwierdziła starając się zachować powagę.
Gerard rzucił jej rozbawione spojrzenie, a kąciki jego ust
lekko drgnęły.
-Powinnaś być bardziej poważna w tej chwili, a nie nabijać
się z jednej z najniebezpieczniejszych istoty na tym i pośmiertnym świecie.-
Dodał lekkim tonem.
Jenny wyprostowała się i stanęła na własnych nogach. Czuła
się niska i nieużyteczna, zupełnie słaba przy wszystkich osobach stojących
wokoło niej.
Zauważyła dziwną wymianę spojrzeń między Szatanem i
Gerardem. Chłopak po chwili dosunął się od niej. Patrzyła na niego z
przerażeniem w oczach błagając, by nie zostawiał jej tutaj samej.
Wszyscy ustawili się wokoło niej tworząc ogromne koło.
Patrzyli na nią jak na zbrodniarkę, która skazana jest na śmierć. Głośno
przełknęła ślinę i splotła dłonie ze sobą. Czuła, że drży za każdym razem, gdy
wciągała powietrze. Muszę się uspokoić.
Nic mi się nie stanie. Gerard do tego nie dopuści. Powtarzała sobie w
myślach, jednak dalej nie była pewna swojego losu.
Cofnęła się o krok, kiedy Szatan zbliżył się do niej.
Przestraszona wbiła wzrok w Gerarda, który patrzyła na nią ze spokojem, jednak
jego mięśnie napięły się, co zdradzało, że jest zdenerwowany.
Oddychała ciężko i nierówno zupełnie jak po wysiłku na
siłowni. Szatan zbliżał się do niej z uśmiechem na twarzy.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię.- Poinformował, ale uśmiech
z jego twarzy nadal nie znikał. Zupełnie jakby szykował się na dobrą zabawę, co
wcale nie spodobało się Jenny. Zacisnęła ręce w pięści i starała się opanować
drżenie.- Jesteś jeszcze bardzo młodą dziewczyną, takiej potrzebuje.-
Powiedział po chwili i przystanął kilka centymetrów od dziewczyny.-Ale nie
jestem pewien, czy jesteś na to gotowa.- Widząc jej zdziwione spojrzenie dodał
szybko- Na to, by wstąpić w moje szeregi.
Spojrzała szybko na Gerarda, który wytrzeszczył oczy w
niedowierzaniu. Miała wrażenie, że chłopak chce zaprotestować, powiedzieć, że
ona jest idealna, by służyć ciemności, jednak nawet na chwilę nie otwarł ust.
Nie wykonał żadnego ruchu zupełnie tak, jakby był ze skały.
-Co to znaczy?- Zapytała ochrypłym głosem. Było i tak lepiej
niż myślała. Spodziewała się, że nie będzie mogła nawet wydusić z siebie słowa,
a jednak coś tam jej się udało.
-To oznacza, że nie jesteś wystarczająco dobra, by być po
mojej stronie i prawdopodobnie powrócisz do Boga, bo ja nie będę mieć z ciebie
praktycznie żadnego pożytku.- Powiedział bezceremonialnie i powrócił na swoje
miejsce.- Nic nie mogę zrobić- Powiedział jakby przepraszająco do Boga.- Ona z
własnej woli tego nie będzie chciała, a ja nie mam ochoty na zabawę dzisiaj.
Stwierdził patrząc na swojego podwładnego.
Bóg nawet nie zadawał sobie trudu żeby podjeść do
dziewczyny.
-Jesteś nieczysta, zbrukana. Twoja dusza jest brudna. Nie
mogę cię ponownie przyjąć. Już nie jesteś nieskazitelna jak wtedy. Przykro mi.-
Rzekł wbijając w dziewczynę twardy wzrok. Wcale nie było mu przykro.
Jenny przestała oddychać na chwilę i przymknęła powieki. Co teraz będzie? Przecież to nie miało tak
wyglądać.. Myśli rozsadzały jej głowę tak bardzo, że poczuła lekkie
zawroty.
-Co?! Jak to..- Zagryzła dolną wargę, by powstrzymać się od
płaczu. Nie miała pojęcia, co teraz się wydarzy. Miała przecież zostać
przydzielona do Nieba albo do Piekła, nie było mowy o tym, że żadna ze stron
nie będzie jej chciała.
-Najlepiej będzie jeśli jej dusza przepadnie w nicość.
Rozbijemy ją na małe kawałki.- Stwierdził beznamiętnie Bóg chłodząc tymi
słowami krew w żyłach Jenny.
Witajcie,
cieszę się, że udało mi się dodać dzisiaj ten rozdział. Jestem z niego zadowolona mimo tego, że bardzo długo nic nie publikowałam. Liczę na to, że Wam też się spodoba.
Przepraszam wszystkich jeśli nie skomentowałam notki, ale mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali w stosunku do mnie, gdyż nie mam za dużo czasu, a ostatnio przecież narobiłam sobie tyle zaległości. Czasu nie ma, bo jest szkoła. W tym roku zaczęły mi się przedmioty rozszerzone i cały wolny dzień poświęcam na doskonalenie się w nich, ponieważ zależy mi na dobrym zdaniu matury :)
Dziękuję wszystkim za przeczytanie i skomentowanie :) Bardzo będzie mnie cieszyło jeśli pod postem pojawi się kilka komentarzy, bo znaczy, że nie skreśliliście mnie i opowiadania :)
Pozdrawiam :)