piątek, 13 grudnia 2013

13. Za chwilę przybędzie tutaj Bóg i Szatan.

Rozdzial 13:
                Obudziła się w jakimś dziwnie szarym miejscu. Wszystko było jakby przydymione. Nie dostrzegała nic wokoło siebie, nawet ścian. Ręce drżały jej z przerażenia, rozglądała się nerwowo, by choćby dostrzec cień czegokolwiek. Mogłaby wtedy zgadywać gdzie jest, ale oprócz szarości i dymu nie widziała nic. Wstała z podłogi, która wyglądała jak szary kłębek dymu. Patrząc w duł miała wrażenie, że chodzi po chmurze burzowej. Nad jej głową nie było nic, pusta, czarna przestrzeń z której ulatania się dym. Zaciekawiona wyciągnęła rękę i przecięła nią smugę szarości. Poczuła lekkie mrowienie w ręce i szybko ją cofnęła. Obróciła się wokoło własnej osi i przyglądała się czujnie otoczeniu. Nic się nie działo.
Mam dziwne sny .Stwierdziła sięgając do kieszeni, by sprawdzić, czy ma telefon. Dopiero teraz zauważyła, że stoi zupełnie boso, a na sobie ma tylko cienką i długą białą suknie. Zupełnie taką jaką widziała na zdjęciu tej kobiety w domu Scarlett. Coś jest bardzo nie porządku. Pomyślała dotykając materiału sukni, która miała dekolt w kształcie łódki i długie rękawy przylegające do ręki lekko nachodzące na dłoń. Suknia była idealnie dopasowana do jej talii i od bioder, lekko rozszerzała się aż do samego końca.
Blond włosy spadały jej na ramiona tworząc złocistą kaskadę. Przyjrzała się im uważnie. Jasne włosy? Przecież zawsze miałam brązowe. Zmarszczyła czoło w wyrazie zdziwienia. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jej włosy samoistnie zmieniły kolor.
Chciała krzyczę i wołać o pomoc, zrobić wszystko, żeby obudzić się z tego przedziwnego snu, ale jakby dusza jej nie pozwalała.
Patrzyła przed siebie ze strachem oczekując, co teraz się stanie. Zauważyła lekki błysk i przed nią stanął Tom, kleryk, który uczył ją w szkole i był jej jakby przyjacielem.
-Co się dzieje?- Zapytała robiąc przerażoną minę. Coraz ciężej łapała powietrze. Czuła jakby zaczynało brakować jej tlenu.
-Zbliżają się, ale wkrótce wszystko będzie dobrze. Będzie tak jak wcześniej, a ty powrócisz do światła. Będziesz chwalona i wielbiona.- Uśmiechał się do niej łagodnie i promiennie.
-Tom, o czym ty mówisz? O co chodzi? Nic z tego nie rozumiem.- Brała głębokie wdechy i czuła jakby wszystko wirowało pod jej stopami. Obraz lekko jej się zniekształcał.
-Dziś są twoje osiemnaste urodziny, Jenny.- Kleryk podszedł bliżej dziewczyny i wyciągnął rękę do jej policzka. Pogładził go lekko.- Wyglądasz tak jak wtedy. Jesteś tak samo piękna mimo tego wszystkiego, co się stało.
-Dalej nie rozumiem- Wyszeptała z ulgą stwierdzając, że dziwne uczucie już minęło.
-Nie musisz. Wiem, co będzie dla ciebie lepsze. Musisz wybrać tylko ścieżkę Bożą. Wtedy będzie ci dobrze.- Szeptał patrząc w jej wystraszone oczy.
Jej uwagę odwrócił drugi blask, z którego wyłoniła się Scarlett. Siostra podeszła do niej i mocno ją przytuliła.
-Och Janie. Tak za tobą tęskniłam- Powiedziała ze łzami w oczach.- Teraz już wszystko będzie dobrze, wiem to. Gerard raz na zawsze da ci spokój i wrócisz do swojego dawnego życia, które tak kochałaś.
Scarlett wyglądała podobnie jak Jenny tylko miała krótszą sukienkę bez rękawów. Tom natomiast ubrany był w białe spodnie, koszulę i na to również białą marynarkę. Jego włosy schludnie były zaczesane do tyłu.
-Janie, nie patrz tak. Wiem, że teraz ciężko ci to zrozumieć, ale Kidy powrócisz do Boga wszystko będzie prostsze.  Nawet nie wiesz jak bardzo ja chciałbym mieć taką szansę jaką ty masz.- Uśmiechnęła się delikatnie.- Gerard pewnie ci nie mówił, ale był u mnie wczorajszego dnia i groził mi, że jeśli przekonam cię, żebyś wróciła do Boga,to tego pożałuje, ale ja się nie boję. Chcę abyś ty była szczęśliwa, a tam będziesz.- Jeszcze raz przytuliła Jenny, a dziewczyna odsunęła się od niej i spojrzała na nią podejrzliwie. Teraz jej siostra była dla niej miła, a wcześniej spała z jej chłopakiem. Jenny nie potrafiła tak zwyczajnie o tym zapomnieć i zachowywać się swobodnie jak Scarlett.
Dostrzegła lekkie zniesmaczenie w wyrazie twarzy Scalett, a później Toma. Ich wzrok utkwiony był ponad nią. Już miała się odwracać, by spojrzeć, co tak przykuło uwagę kleryka i jej siostry, ale poczuła czyjeś zimne dłonie oplatające jej talię, a po chwili poczuła ciepły oddech na swojej szyji. Jej serce zaczęło bić szybciej. Nie wiedziała jak ma zareagować dopóki osoba przytulająca ją nie odezwała się.
-Janie, kochanie- Szepnął ciemnowłosy chłopak w jej włosy.
Pod wpływem chwili Jenny odwróciła się w jego stronę i mocno objęła chłopaka. Oczy ją piekły. Miała ochotę się rozpłakać, bo nic nie rozumiała z tej sytuacji. Miała wrażenie, że to wszystko to jakaś chora gra.
-Spokojnie kochanie. Już przy tobie jestem. Teraz wszystko będzie dobrze.- Szeptał jej do ucha nie wypuszczając drżącej dziewczyny z ramion.
-Zabierz mnie stąd. Boję się. Gerard proszę, nie chcę tu być.- Mówiła zdławionym głosem tłumiąc łzy, które wezbrały się w jej oczach. Odsunęła się od chłopaka i o mało, co nie krzyknęła z przerażenia.
Przed nią stał Gerard, ale jakby to nie był prawdziwy on. Jego oczy były całkowicie czarne, bez białek. Jego skóra była jeszcze bledsza niż zwykle. Jenny miała wrażenie, że jest nawet przeźroczysta. Chłopak ubrany był w czarny długi płaszcz, a pod spodem czarne skórzane spodnie i  jedwabną koszulę w tym samym kolorze do połowy rozpiętą.
-To dalej ja- Powiedział zbliżając się do cofającej się dziewczyny.- Wygląd się nie liczy, jestem taki jak wcześniej i dalej cię kocham.- Dotknął jej ramienia kiedy wreszcie stanęła.
Jenny przyglądała się chłopakowi z dostrzegalnym strachem w oczach. Jego dłoń była zimna i gdy tylko jej dotknął przeszedł ją dreszcz.
-Janie, skarbie, posłuchaj mnie uważnie. To bardzo ważne. Wiem, że to jak teraz wyglądam sprawia, że się mnie boisz, ale nie musisz. Teraz nawet nie to jest najważniejsze. Za chwilę przybędzie tutaj Bóg i Szatan. Oni zdecydują gdzie trafisz. Do Nieba czy do Piekła. Jako, że twoi rodzice umarli podczas wojny z Piekłem, Bóg dał ci szansę po twoim występku żebyś powróciła na dawne miejsce, czyli byś była znowu Aniołem Stróżem. I oni zdecydują, gdzie teraz powinnaś się naleźć. Będziesz albo Aniołem albo Wysłannikiem Piekieł.- Starał się, by to co mówi brzmiało jak najprościej, aby dziewczyna przestała się bać i zrozumiała wszystko. Uśmiechał się do niej lekko jakby chciał dodać jej otuchy.
-A ty, po której stronie jesteś?- Zapytała marszcząc czoło. Nie wiedziała, czy chciała znać odpowiedź na to pytanie. Wszystko mówiło jej teraz, że Gerard jest z Piekieł, ale jej serce nie chciało w to uwierzyć.
-Po tej, po której ty się znajdziesz.- Stwierdził krótko nie chcąc rozwlekać tematu.
Jenny patrzyła na niego chwilkę w pełnym skupieniu dopóki nie poczuła, że nie może złapać oddechu. Jej płuca jakby się skurczyły i nie chciały przyjąć powietrza. Zaczęła machać w przerażeniu rękoma. Usilnie starała się zrobić wdech, ale to było na nic. Po policzku spłynęły jej łzy. Czuła, że wnętrzności jej się rozdzierają. Miała nieodparte uczucie, że ziemia pod jej stopami drży. Zachwiała się niebezpieczne nie mogąc dłużej utrzymać równowagi. Poczuła silne ręce Gerarda, które oplatają ją nie pozwalając jej upaść.  Dalej bezskutecznie łapała powietrze. Dym wokoło niej zgęstniał, a ona wbiła palce w ręce Gerarda. Zaczęło się jej robić ciemno przed oczami. Traciła siły przez co nie mogła utrzymywać się na nogach. Zamknęła oczy pewna, ż to już koniec jej życia i teraz jest czas na to, by umarła. Może właśnie tak zdecydowali Bóg i Szatan.
Po chwili jednak wszystko ustąpiło, a ona poczuła, że wreszcie może oddychać. Płuca wypełniły się przyjemnym powietrzem, które tak bardzo jest potrzebne do życia. Jej ciało drżało. Otworzyła oczy i ujrzała oślepiający blask, który zmusił ją, by ponownie zamknęła powieki.
-Już możesz otworzyć oczy.- Powiedział z troską Gerard nie puszczając jej nawet na chwilę.
To, co zobaczyła przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Kilkanaście kroków przed nią stał Starszy mężczyzna z białą brodą. Był w długiej białej szczacie sięgającej podłogi. Trzymał w ręku złotą laskę, której czubek stanowiło wytopione ze złota jabłko z jednym listkiem. Mężczyzna miał przenikające spojrzenie i wcale nie wydawał się miły tylko władczy i potężny. Za nim po obu jego stronach ustawione były dwie kobiety w podobnych strojach tylko bez laski. Na biodrach miały zapięte paski bojowe, z których wystawały świecące miecze i ostre sztylety, z rzeźbionymi rękojeściami. Włosy miały spięte wysoko na czubku głowy. Na rękach nosiły skórzane bransolety, z których wystawały haki. Jenny nie była pewna do czego mogą służyć, ale też nie chciała się o tym przekonać na własnej skórze.
Kilka kroków w bok od mężczyzny w jasnej szacie stał młody chłopak o długich czarnych włosach opadających mu na ramiona. Miał oczy podkreślone ciemnymi sińcami i lekko zaczerwienioną skórę. Ubrany był w skórzany kostium, a na nogach miał czarne kozaczki na obcasie. Gdyby nie to, że to prawdopodobnie Szatan Jenny roześmiałaby się głośno na jego widok. Kostium idealnie opinał jego umięśnione ciał, co dawało dziwny efekt. Uśmiechał się szeroko. Jego oczu również były całe czarne jak u Gerarda i to sprawiło, że domyśliła się po czyjej stronie jest chłopak.
-Mam nadzieję, że jak jesteś sam to się tak nie ubierasz.- Stwierdziła starając się zachować powagę.
Gerard rzucił jej rozbawione spojrzenie, a kąciki jego ust lekko drgnęły.
-Powinnaś być bardziej poważna w tej chwili, a nie nabijać się z jednej z najniebezpieczniejszych istoty na tym i pośmiertnym świecie.- Dodał lekkim tonem.
Jenny wyprostowała się i stanęła na własnych nogach. Czuła się niska i nieużyteczna, zupełnie słaba przy wszystkich osobach stojących wokoło niej.
Zauważyła dziwną wymianę spojrzeń między Szatanem i Gerardem. Chłopak po chwili dosunął się od niej. Patrzyła na niego z przerażeniem w oczach błagając, by nie zostawiał jej tutaj samej.
Wszyscy ustawili się wokoło niej tworząc ogromne koło. Patrzyli na nią jak na zbrodniarkę, która skazana jest na śmierć. Głośno przełknęła ślinę i splotła dłonie ze sobą. Czuła, że drży za każdym razem, gdy wciągała powietrze. Muszę się uspokoić. Nic mi się nie stanie. Gerard do tego nie dopuści. Powtarzała sobie w myślach, jednak dalej nie była pewna swojego losu.
Cofnęła się o krok, kiedy Szatan zbliżył się do niej. Przestraszona wbiła wzrok w Gerarda, który patrzyła na nią ze spokojem, jednak jego mięśnie napięły się, co zdradzało, że jest zdenerwowany.
Oddychała ciężko i nierówno zupełnie jak po wysiłku na siłowni. Szatan zbliżał się do niej z uśmiechem na twarzy.
-Nie bój się, nic ci nie zrobię.- Poinformował, ale uśmiech z jego twarzy nadal nie znikał. Zupełnie jakby szykował się na dobrą zabawę, co wcale nie spodobało się Jenny. Zacisnęła ręce w pięści i starała się opanować drżenie.- Jesteś jeszcze bardzo młodą dziewczyną, takiej potrzebuje.- Powiedział po chwili i przystanął kilka centymetrów od dziewczyny.-Ale nie jestem pewien, czy jesteś na to gotowa.- Widząc jej zdziwione spojrzenie dodał szybko- Na to, by wstąpić w moje szeregi.
Spojrzała szybko na Gerarda, który wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu. Miała wrażenie, że chłopak chce zaprotestować, powiedzieć, że ona jest idealna, by służyć ciemności, jednak nawet na chwilę nie otwarł ust. Nie wykonał żadnego ruchu zupełnie tak, jakby był ze skały.
-Co to znaczy?- Zapytała ochrypłym głosem. Było i tak lepiej niż myślała. Spodziewała się, że nie będzie mogła nawet wydusić z siebie słowa, a jednak coś tam jej się udało.
-To oznacza, że nie jesteś wystarczająco dobra, by być po mojej stronie i prawdopodobnie powrócisz do Boga, bo ja nie będę mieć z ciebie praktycznie żadnego pożytku.- Powiedział bezceremonialnie i powrócił na swoje miejsce.- Nic nie mogę zrobić- Powiedział jakby przepraszająco do Boga.- Ona z własnej woli tego nie będzie chciała, a ja nie mam ochoty na zabawę dzisiaj. Stwierdził patrząc na swojego podwładnego.
Bóg nawet nie zadawał sobie trudu żeby podjeść do dziewczyny.
-Jesteś nieczysta, zbrukana. Twoja dusza jest brudna. Nie mogę cię ponownie przyjąć. Już nie jesteś nieskazitelna jak wtedy. Przykro mi.- Rzekł wbijając w dziewczynę twardy wzrok. Wcale nie było mu przykro.
Jenny przestała oddychać na chwilę i przymknęła powieki. Co teraz będzie? Przecież to nie miało tak wyglądać.. Myśli rozsadzały jej głowę tak bardzo, że poczuła lekkie zawroty.
-Co?! Jak to..- Zagryzła dolną wargę, by powstrzymać się od płaczu. Nie miała pojęcia, co teraz się wydarzy. Miała przecież zostać przydzielona do Nieba albo do Piekła, nie było mowy o tym, że żadna ze stron nie będzie jej chciała.

-Najlepiej będzie jeśli jej dusza przepadnie w nicość. Rozbijemy ją na małe kawałki.- Stwierdził beznamiętnie Bóg chłodząc tymi słowami krew w żyłach Jenny. 

Witajcie, 
cieszę się, że udało mi się dodać dzisiaj ten rozdział. Jestem z niego zadowolona mimo tego, że bardzo długo nic nie publikowałam. Liczę na to, że Wam też się spodoba. 
Przepraszam wszystkich jeśli nie skomentowałam notki, ale mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali w stosunku do mnie, gdyż nie mam za dużo czasu, a ostatnio przecież narobiłam sobie tyle zaległości. Czasu nie ma, bo jest szkoła. W tym roku zaczęły mi się przedmioty rozszerzone i cały wolny dzień poświęcam na doskonalenie się w nich, ponieważ zależy mi na dobrym zdaniu matury :) 
Dziękuję wszystkim za przeczytanie i skomentowanie :) Bardzo będzie mnie cieszyło jeśli pod postem pojawi się kilka komentarzy, bo znaczy, że nie skreśliliście mnie i opowiadania :) 
Pozdrawiam :)

sobota, 9 listopada 2013

Przepraszam

Witajcie,
wiem, że bardzo długo nie dodawałam wpisów, ale nie mam wgl czasu na to mimo tego, że bardzo chciałabym do tego wrócić. To opowiadanie- Demolition Lovers jest dla mnie bardzo ważne i głęboko mam je w sercu, dlatego chciałabym go dokończyć, jednak muszę wiedzieć, czy wybaczycie mi tą nieobecność, to że nie komentowałam Waszych notek. Po tak długim czasie, wiem że nie dam rady nadrobić tego wszystkiego i dlatego nie wiem co robić. To będzie bardzo nie fair w stosunku do Was jeśli wymagałabym żebyście czytali to co napisałam kiedy ja nie czytałam waszych wpisów.
Chciałabym właśnie prosić Was o radę. Część wpisów na pewno jeśli będę miała wrócić nadrobię. Jednak powiedzcie mi czy dalej chcecie czytać opowiadanie, poznać jego zakończenie. Nie ukrywam, że prawdopodobnie po jego zakończeniu przestanę blogować jednak ta niedokończona historia nie daje mi spokoju.
Powiedziecie co uważacie oczywiście jeśli możecie i macie czas. Każde Wasze słowo będzie dla mnie bardzo cenne i pomocne.
Jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że pomożecie mi podjąć decyzję :)
Pozdrawiam :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

12.Przysięgam ci, że stanie ci się coś cholernie złego jeśli Janie mnie teraz zostawi!

Rozdzial 12:
Patrzyła przez chwilę w milczeniu na czarnowłosego chłopaka. Czuła, że jakaś części jej serca i rozumu nie chce już wiedzieć nic więcej na temat jej pochodzenia, ale druga część nalegała, by dowiedzieć się wszystkiego.
Gerard patrzył na nią z lekkim uśmiechem. Wyglądał jakby chciał dodać jej otuchy, ale wcale tak się nie działo. Jenny czuła się teraz bardziej samotna niż kiedykolwiek indziej. Wcale nie powinna tak się czuć. Teraz kiedy dowiedziała się, że ma siostrę, która, gdy Jenny była w jej mieszkaniu, wydawała się nią przejmować, ma przy sobie ukochanego chłopka, który.. no właśnie, który spał z Scarlett wiedząc, że jest ona jej siostrą.
Wyminęła szybko Gerarda zanim ten zdążył złapać jej rękę i pobiegła do sypialni. Przekręciła w drzwiach kluczyk i oparła się o nie po czym zsunęła się z płaczem na podłogę.

Odpalił silnik swojego czarnego BMW i z piskiem opon ruszył w stronę zachodniej części  Los Angeles. Widoki zza bocznych okien rozmazywały się pod wpływem prędkości jego jazdy. Był wściekły. Myślał, że uda mu się jakoś przeciągnąć Jenny na swoją stronę i sprawi, że zapomni o tym, że ma siostrę. Chciał, by ona ją znienawidziła, a on wyszedł na niewiniątko.
Nie udało mu się to więc musiał spróbować teraz innego sposobu. Musi zniechęcić Scarlett do Jenny, to jego jedyna szansa. Miał świadomość, że siostra jego dziewczyny podczas tego ważnego momentu będzie razem z nimi wszystkimi i będzie starała się przekonać Jenny do zmiany decyzji i porzucenia drogi, którą on jej oferuje. Coś takiego nie wchodziło w grę. Nie po to tyle się męczył, by jedna Upadła Anielica zepsuła jego plan.
Wszedł ostro w zakręt na jednej z bocznych uliczek autostrady biegnącej koło miasta. Znajdował się już niedaleko celu swojej podróży.
Najbardziej w tym wszystkim denerwowało go to, że on kochał Jenny zbyt mocno, by dobrze ocenić, co będzie dla niej lepsze. Pragnął jej tylko dla siebie nie zważając na to, co będzie z nią później. Miłość podobno zaślepia, jego też to spotkało. Gdzieś w głębi umysłu słyszał głos, że Jenny nie poradzi sobie w nowym miejscu, które sama wybierze pod jego wpływem, ale on go zignorował, wiedząc, że skutki tego wszystkiego mogą być straszne dla dziewczyny.
Zaparkował samochód w tym samym miejscu co zawsze, gdy tu przyjeżdżał. Wysiadł z auta poprawiając wymiętą koszulę od jazdy samochodem. Założył jasnobrązowe pilotki i ruszył w stronę małego szarego domku na obrzeżach Los Angeles.
Bez pukania wszedł do środka domu i skierował się do salonu, gdzie spodziewał się, że zastanie złotowłosą dziewczynę.
-Scarlett!- Zawołał radośnie jakby stęsknił się za nią.- Jesteś… ach.. nawet nie wiesz jakich strasznych słów chciałbym użyć w stosunku do ciebie, ale bycie dżentelmenem mi na to nie pozwala.- Uśmiechnął się złośliwie.
-Ty i  dżentelmen? Hyyymm.. nie wydaje mi się. Jesteś skończonym idiotą!- Dziewczyn, która do tej pory czytała książkę na kanapie zamknęła ją i podeszła do chłopaka stojącego w przejściu między salonem a korytarzem. Miała zacięty wyraz twarzy, a jej usta drżały.- Wykorzystałeś ją! Jesteś podły! Janie przecież nic ci nie zrobiła! Zraniłeś ją i to bardzo! Założę się, że wiedziałeś o wszystkim i perfidnie to wykorzystałeś! Co, chciałeś mieć zabawę?! Przelecieć dwie siostry, które praktycznie o sobie nie wiedzą?! Mam nadzieje, że jesteś zadowolony z siebie!- Po policzku dziewczyny spłynęły łzy.
Gerard wcale jej nie żałował, bo była nikim, mimo tego co wcześniej ich łączyło, jeszcze przed tym wszystkim. Teraz to nie miało znaczenia. Może i powinien czuć na sobie ciężar błędów i krzywd jakie wyrządził, ale nie potrafił. Jedyną osobą, do której żywił uczucia była jego Janie, tylko ona się teraz liczyła.
-Nie powinno cię to obchodzić czy jestem z tego zadowolony czy nie, bo nie byłoby sprawy gdybyś jej o wszystkim nie powiedziała! Przez ciebie może mnie znienawidzić! Nic nie rozumiesz! Jesteś…- Powstrzymał się przed podniesieniem głosu na dziewczynę. Jakby nie patrzeć bardzo długo pracował na swoje imię, a teraz przez Scarlett i jego jedno niepowodzenie może wszystko stracić.
-Gerard, posłuchaj mnie.- Powiedziała blondynka już całkiem spokojnie.- Nie niszcz jej życia, zostaw ją w spokoju. Dam ci wszystko co chcesz, tylko zostaw ją.- Patrzyła na niego poważnie z bólem w oczach.
-Wszystko czego chcę to Janie.- Wstrzymał oddech,  gdy uświadomił sobie co powiedział. Przyznał się, że ją kocha i mimo tego, że Scarlett mogła odebrać to jako, że Jenny jest dla niego jak trofeum dla zwycięscy, to on wiedział, co czuje jego serce, które nagle odżyło. Kochał tą dziewczynę z całej siły i musiał to zaakceptować.
Odzyskał oddech i umysł, który do tych czas zaprzątała mu jego miłość do dziewczyny, z którą chodzi.
-Powiedz mi do cholery dlaczego jej o wszystkim powiedziałaś?! Wszystko było prawie idealne dopóki ty się nie wtrąciłaś! Chcesz teraz udawać dobrą siostrę?! Przecież doskonale wiedziałaś co między nami było! Gdy Jenny się tego dowie.. – Zagroził patrząc jak źrenice Scarlett się zwężają. Trafił w jej czuły punkt. Teraz może nią manipulować do woli.
-Gerard.. przestań. To i tak nie ma już znaczenia. Ona musiała poznać prawdę. Byłam jej to winna, za to wszystko co się stało.- Spuściła głowę i wbiła wzrok w ziemię.
-Nie udawaj skruszonej. A może jesteś zazdrosna o to, że to Jenny jest ze mną a nie ty?- Zapytał z szyderczym uśmiechem i czekał na reakcję Upadłej.
Nie musiał jednak długo czekać, bo blondynka natychmiastowo podniosła  głowę i spojrzała wściekle na chłopaka uderzając go otwartą dłonią w policzek.
Gerard tyko dotknął piekący policzek dłonią i uśmiechną się szeroko. Wyprowadził dziewczynę z równowagi tymi słowami, czyli coś musi być na rzeczy.
-To raczej ty chcesz zniszczyć jej życie, bo tak szybko o wszystkim zapomniała i zakochała się w swoim podopiecznym!- Krzyknęła chłopakowi w oczy i odwróciła się szybko nie chcąc kontynuować dłużej tej rozmowy.
-Przysięgam ci, że stanie ci się coś cholernie złego jeśli Janie mnie teraz zostawi!- Zagroził i wyszedł z domu Scarlett rozwścieczony.
Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że Janie tak o wszystkim zapomniała i oddała swoje serce temu zidiociałemu klerykowi.
Musiał teraz wrócić do domu i wyjaśnić wszystko z Jenny. Musiał jej opowiedzieć o tym, jak to było, gdy była Anielicą.
Wybrał najkrótszą z możliwych tras do domu. Pędził przez miasto nie zwracając uwagi na sygnalizacje świetlną, czy jakiekolwiek inne znaki drogowe. Było mu obojętne czy zabije kogoś czy potrąci. Miał teraz o wiele poważniejsze sprawy na głowie.
Zaparkował samochód zajmując dwa miejsca parkingowe. Wysiadł z niego i pośpiesznie wbiegł do ogromnego apartamentowca. Nie czekał na windę jak to zwykle robił tylko wbiegł po schodach byle jak najszybciej dostać się do swojego mieszkania. Lekko zdyszany zatrzymał się przed drzwiami zanim je otworzył. Poczekał aż jego oddech się wyrówna. Po chwili wszedł do mieszkania.
Jenny siedziała wyprostowana na kanapie trzymając w rękach swój telefon. Gerard poczuł jej wrogie spojrzenie, gdy tylko przekroczył próg drzwi. Dziewczyna wstała podeszła do niego i wymierzyła mu siarczysty policzek. Chłopak lekko odwrócił głowę, by opanować swoją złość. Już drugi raz tego dnia dostał w twarz i to od obu sióstr. Zacisnął dłonie w pięści i zagryzł lekko dolną wargę. Zamknął oczy, by dziewczyna nie widziała jego rozzłoszczonego spojrzenia. Musiał teraz uważać na każdy swój ruch. Wziął głęboki wdech i po chwili podniósł głowę i spojrzał spokojnym wzrokiem na Jenny.
-Jesteś straszny.. okłamałeś mnie- Powiedziała nie podnosząc głosu.- Dobrze wiedziałeś, że to moja siostra, a z nią spałeś.
-Jenny, kochanie.. Chcę ci to wszystko wytłumaczyć.- Poczuł się bezsilny pierwszy raz odkąd pamięta. Zawsze miał jakiś plan awaryjny i cało wychodził z najtrudniejszych sytuacji. Teraz jednak nic nie będzie takie proste. Nie miał pojęcia, co powinien powiedzieć dziewczynie, jak się wytłumaczyć z tego, co zaszło między nim, a jej siostrą.- Ze Srcarlett.. już ci tłumaczyłem, że to była tylko zabawa. Bardzo szczeniackie zachowanie. Liczyłem na to, że zrozumiesz. Przepraszam, wiem, że to, co się stało jest cholernie złe i ciężkie do zaakceptowania, czy jakiegokolwiek pojęcia, ale proszę cię, zapomnijmy już o tym. Nie chcę cie stracić, rozumiesz?- Zapytał przybliżając się do niej. Dziewczyna patrzyła w jego ciemne oczy jak zahipnotyzowana. Ujął jej twarz w dłonie. Złożył na jej ustach delikatny pocałunek- Nie mogę cię stracić.- Szepnął i ponownie ją pocałował.
-Gerard..- Szepnęła pociągając chłopaka za kołnierzyki jego koszuli.- To boli, ale chcę, by wszystko było tak jak dawniej.- Odwzajemniła jego pocałunek.
Poczuł jak dziewczyna oplata swoje ręce wokoło jego szyi, a przy tym lekko pociąga go w stronę ich sypialni. Jenny tak zamąciła mu w głowie swoim zapachem, dotykiem i pocałunkami, że nie myślał o tym co robi w tej chwili. Z łatwością podniósł ją na rękach pozwalając na to, by oplotła nogi wokoło jego ciała i zaniósł ją do sypialni delikatnie kładąc ją na łóżku.

Leżał na łóżku z uśmiechem na twarzy głaszcząc nagie plecy dziewczyny, która spała na jego klatce piersiowej. Pierwszy raz jakakolwiek dziewczyna sprawiła, że zapomniał o całym świecie, o tym kim jest. Nie szukał u niej tylko zabawy, ale głównie namiętności i miłości. Otrzymał ją i mimo tego, że był w lekkim szoku jeszcze po tym, co się stało tej nocy, był zadowolony.
Jedyne, co zakłócało mu spokój to myśl o tym do czego doprowadziła jego chęć posiadania Jenny. Czuł, że dziewczyna może go znienawidzić, odepchnąć, ale nie mógł się teraz wycofać. Musiał dokończyć to co zaczął.
Z czasem dziewczyna przyzwyczai się do nowego życia i będzie szczęśliwa jeśli będzie odczuwała cokolwiek. Większość osób z jego rasy nie odczuwa żadnych emocji, zupełnie niczego. To byłoby najgorsze, co mogłoby spotkać Jenny. On by utracił miłość swojego życia. Pamiętał każdy szczegół ich pierwszego spotkania, pierwszy pocałunek i to gdy został sam. Nie czuł się wtedy dobrze.
Nie ruszając się z miejsca sięgnął po telefon i zdzwonił do pewnego mężczyzny. Gdy skończył rozmowę z niepokojem spojrzał na śpiącą dziewczynę. Przestał czuć jej oddech na skórze. Jej klatka piersiowa przestała się unosić. Spojrzał na zegarek. Za dziesięć minut będzie godzina dwudziesta czwarta.

-Za wcześnie- Szepnął zdenerwowany i delikatnie potrząsnął dziewczyną.- Jenny obudź się, Jenny.- Mówił już głośno, ale dziewczyna nie reagowała. Nie czuł nawet pulsu w jej nadgarstku. 





Hej kochani :* Jestem straszna, wiem.. zaniedbuję bloga i czytelników, ale się staram tego nie robić. Ostatnio, tydzień temu wróciłam do Polski i powiem szczerze, że nie jest dobrze.. ciągle ktoś czegoś ode mnie chce. Jako, że wróciłam każdy chce się ze mną zobaczyć, a mi brakuje czasu przez to na bloga. 
Więc tak zacznę od tego najważniejszego czyli przeprosin. Przepraszam jeśli nie skomentowałam u kogoś notki. Proszę podać mi link do niej to z chęcią nadrobię zaległości. Przepraszam również za to, że tyle czasu musieliście czekać na rozdział, który również nie jest doskonały i na 100% są w nim błędy :( 
To teraz takie małe ogłoszenia. W związku z tym, ze niedługo zaczyna się rok szkolny nie będę miała już praktycznie wcale czasu na pisanie i zastanawiam się nad zawszeniem mojego drugiego bloga, ale spokojnie. Jeszcze nie podjęłam decyzji w tej sprawie. Mam nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie. Opowiadanie Demolition Lovers już się kończy więc na pewno tego bloga nie zawieszę. Prawdopodobnie wszystko będzie wyglądać tak, że nie będę prowadziła później żadnego bloga tylko będę komentować wasze. Poznałam tu wielu przemiłych ludzi, z którymi nie chcę stracić kontaktu i mam nadzieję, że tak się nie stanie :) 
Powiedzcie mi tylko szczerze co myślicie o moim pomyśli. 
No to tyle :) Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał :)

środa, 24 lipca 2013

11.Objawiłaś mu się i dlatego upadłaś..

Rozdzial 11:

Lekko zmartwiony wrócił do domu przed wieczorem.  Miał nadzieje, że jego dziewczyna już przemyślała wszystko i wyszła z łazienki, a teraz czyta spokojnie książkę na kanapie jak to zwykle robiła wieczorami, gdy nigdzie z nim nie wychodziła. Nacisnął klamkę drzwi prowadzących do mieszkania i ze zdziwieniem stwierdził, że są one dalej zamknięte. Otworzył je własnym kluczem i wszedł do środka. W mieszkaniu panowała cisza, a on z korytarza widział, że Jenny nie siedzi w salonie. Pełen złych przeczuć rzucił kurtkę na podłogę i poszedł do sypialni z nadzieją, że dziewczyna tam będzie jednak się pomylił. W kuchni również jej nie było, więc łazienka pozostawała mu tylko do sprawdzenia. W duchu wmawiał sobie, że dziewczyna gdzieś  wyszła i dlatego nie może jej znaleźć  w całym mieszkaniu.
Nacisnął klamkę od drzwi do łazienki, a ta nie ustąpiła, co oznaczało, że ktoś jest w środku.
-Kochanie otwórz. Musimy porozmawiać. Nie chcę byś była na mnie zła.
Zdziwiony tym, że dziewczyna nic nie odpowiedziała zapukał do drzwi.
-Jenny wszystko w porządku?! Jenny odpowiedz mi! Martwię się o ciebie!- Krzyczał kopiąc w drzwi nogą. Dziewczyna dalej nic nie odpowiedziała. Gerard odsuną się troszkę od drzwi i z całej siły kopnął w nie nogą, tak że wyłamał się zamek. Jego oczom ukazała się zapłakana dziewczyna siedząca skulona na środku łazienki z ponacinanymi i zakrwawionymi nadgarstkami.
-Cholera! Jenny coś ty zrobiła?! Ty jesteś poważna?! Chciałaś się zabić?! Ależ ty jesteś głupia!- Ukląkł przy niej, a ona tylko płakała jeszcze bardziej. Dotarło do niego, że chyba na tą chwilę zbyt ostro potraktował dziewczynę. Teraz powinien jej pomóc, opatrzyć rany i zaprowadzić do łóżka, by odpoczęła, a nie krzyczeć na nią.- Przepraszam kochanie, przepraszam.- Przytulił Jenny do siebie, ale ta tego nie odwzajemniła. Poczuł, że ją traci. Przez swoje głupie i szczeniackie zachowanie doprowadził ją do stanu krytycznego. Ona chciała się zabić przez niego, przez złe słowa jakie do niej kierował.
Pociągnął dziewczynę do góry i poprosił, by siadła na brzegu wanny. Sam obrócił się do niej tyłem i zaczął szukać wody utlenionej, opatrunków i bandaży. Uśmiechnął się spokojnie do dziewczyny chcąc dodać jej otuchy, ale chyba mu nie wyszło, bo ta daje siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Gerard uniósł jej dłoń do góry, tak by mieć dobry widok na rany, które Jenny sobie zrobiła. Polał je wodą utlenioną. To samo zrobił z drugą ręką. Obie później opatrzył i zabandażował.
-Wszystko już będzie dobrze, kochanie.- Ucałował dziewczynę w czoło, a ta przyciągnęła go do siebie i mocno wtuliła się w jego ramiona. Pogładził ją po plecach i głowie.
-Przepraszam..- Szepnęła załamującym się głosem i jeszcze mocniej tuliła się do chłopaka.
-Nie masz za co przepraszać. To wszystko moja wina. Myślałem, że będziesz silniejsza zupełnie tak jak wtedy.. Nie płakałaś, nic nie robiłaś. Stałaś i patrzyłaś, a później odeszłaś. Zostawiłaś mnie.- W jego głosie zabrzmiała gorycz wywołana przez wspomnienia, które wolałby wymazać ze swojej pamięci.- Musisz odpocząć.- Rzekł po chwili ciszy, gdy uświadomił sobie, że to co przed chwilą pomyślał wydostało się z jego ust. Cieszył się, że dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, bo teraz nie był dobry moment na tłumaczenie jej tego wszystkiego. Tym bardziej ona nie potrzebowała już więcej zmartwień i kłopotów. Dobrze wiedział, że Jenny już ma mętlik w głowie, a to czego by się dowiedziała o nim i o sobie wcale nie poprawiłoby jej sytuacji.
Pomógł wstać dalej płaczącej dziewczynie i zaprowadził ją powoli do sypialni. Pomógł jej położyć się na łóżku.
-Zostać z tobą?- Zapytał, a ta kiwnęła głową.
Położył się obok niej i przytulił ją mocno do siebie pozwalając, by zasnęła w jego objęciach.

Obudziła się niezbyt świadoma tego, co stało się wczorajszego dnia. Wszystko przypomniało jej się, gdy zobaczyła białe bandaże, w które owinięte były jej nadgarstki. Westchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju. Gerarda nie było z nią w łóżku, a dobrze pamiętała, że położył się razem z nią, a wcześniej zajął się nią. Powoli dochodziło do niej to, że bardzo głupio postąpiła wczoraj podcinając sobie żyły. A co jeśli Gerard teraz ją zostawi, bo stwierdzi, że nie chce być dłużej z dziewczyną, która jest psychiczna? No bo która normalna dziewczyna podcina się? Kto normalny się samo okalecza?
Przestraszona tym, że Gerard ją zostawi zerwała się z łóżka i chwiejnym krokiem wyszła na korytarz. Nie czuła się zbyt dobrze. Była słaba i bledsza niż zwykle. Widocznie straciła całkiem dużo krwi. Zajrzała do łazienki, bo była najbliżej sypialni, ale chłopaka w niej nie było, tak jak w całym mieszkaniu jak się później okazało, gdy Jenny zaczęła go szukać.
Odszukał swój telefon komórkowy w torebce i zadzwoniła do chłopaka, ale odezwała się tylko sekretarka. Usiadła zdenerwowana na kanapie i mocno ścisnęła telefon w  ręce.
Może przesadza z tym martwieniem, ale musiała wiedzieć, że Gerard ją nie zostawi po tym, co stało się wczoraj, że dalej są razem i to co jej obiecał dalej jest aktualne. Miała nadzieję, że chłopak za chwilę wejdzie głównymi drzwiami z siatką ciepłych bułek w ręku i powie, że był w piekarni po świeże pieczywo, a ona przytuli go mocno i przestanie się zamartwiać, że jest z inną. Szansa, że scenka, którą ułożyła sobie w głowie się wydarzy była nikła, bo Gerard nigdy nie wychodził po pieczywo. Wszystko zamawiał przez Internet. Pracownik piekarni zawsze o godzinie ósmej przywodził pieczywo i zostawiał je w szczelnie zamkniętych pojemnikach, bo takie dostał polecenie od Gerarda. Zanim wprowadziła się do niego Jenny nikt nie odbierał tego pakunku wcześniej niż o jedenastej.
Spojrzała na zegarek. To było dziwne, że chłopak wstał tak wcześnie, bo była dopiero dziesiąta. Zjadła szybkie śniadanie czując się coraz gorzej. Siedząc na kanapie czuła jakby wszystkie siły uchodziły z niej. Następnie ubrała się w biały top, bluzę, która zakrywała bandaże na jej nadgarstkach, czarne trampki i czarne rurki. Włosy rozczesała i pozostawiła rozpuszczone. Ciągle nie była przyzwyczajona do swojego nowego wyglądu z włosami spoczywającymi na jej ramionach. Zawsze miała je związane wysoko prawie na czubku głowy, bo taki był wymóg szkoły, do której wcześniej chodziła. Włosy rozpuszczała, bo Gerard ją taką wolał. Jej było to obojętne.
Zamknęła drzwi na klucz, gdy wyszła z mieszkania. Przy śniadaniu dokładnie przemyślała gdzie pójdzie szukać Gerarda. Było tylko jedno miejsce, w którym, jak myślała, on może się znajdować jeśli dalej jest jej niewierny. W głębi serca pragnęła, by nie było go tam, gdzie zmierzała. Chciała, by okazało się, że chłopak będzie już w domu, gdy ona wróci i opowie jej gdzie był, a ona wtedy stwierdzi, że zachowała się bardzo głupio i nieufnie szukając go u tej dziewczyny.
Pełna obaw, ale również nadziei zapukała do drzwi dziewczyny, z którą ostatnio widziała swojego chłopaka. Jej serc biło jak oszalałe. Nie przemyślała tego, co zrobi jeśli będzie tam Gerard. Czy powinna zrobić mu awanturę, że znowu ją zdradza, czy wyjść i wrócić do jego mieszkanie, spakować wszystkie rzeczy i.. i co? Nie miała gdzie wrócić, nie miała gdzie zamieszkać w razie czego. Jednak nie mogłaby zostać z nim, gdyby znowu ją okłamywał. Chociaż.. wtedy pod szkołą, gdy wyprowadził ją siłą z lekcji powiedziała mu, że gdyby jej powiedział o tym, że spotyka się z inna dziewczyną, ale ona nic dla niego nie znaczy, może by to zaakceptowała. Ale czy teraz też byłaby na to gotowa? Wtedy cierpiała, bo czuła, że go straciła i chwytała się każdej możliwości, by pokazać chłopakowi jak bardzo ją zranił i ile ona poświęciłaby dla niego, gdyby tylko znała prawdę. Wtedy brakowało jej go i może dlatego myślała, że taki układ by jej opowiadał. A co jeśli to wszystko by się ziściło? Czy ona miała szansę przetrwać w takim trójkącie? Czy w ogóle chciała w niego wstępować?
-Słucham?- Zapytała kobieta otwierająca drzwi. Patrzyła bardzo długo na Jenny z lekko otwartymi ustami zupełnie tak jakby ją już znała i była pod wrażeniem tego jak teraz wygląda. Jenny również odniosła wrażenie, że skądś zna tę dziewczynę.
-Przepraszam, że cię nachodzę, ale szukam mojego chłopaka, Gerarda Morgensterna.- Zaakcentowała słowo mojego dając dziewczynie do zrozumienia, że to ona jest dziewczyną Gerarda i jeśli nic o niej nie wiedziała, to chłopak ją oszukiwał.
-On jest twoim chłopakiem?- Zapytała z niedowierzaniem.- Znowu..- Szepnęła opierając się o drzwi. Wyglądała tak jakby martwiła się o to, że Jenny chodzi z Gerardem, co było zupełnie niedorzeczne. Powinna być wściekła, bo chłopak ją oszukał i wykorzystał, a ta tylko pokręciła głową z niedowierzaniem.- Jak możesz w ogóle chodzić z  kimś takim?!- Zapytała oburzona.
-O co ci chodzi? Przecież sama z nim spałaś!- Powiedziała to głośniej niż by chciała.
-Skąd o tym wiesz?- Zapytała przerażona- Ten narcystyczny dupek ci o tym powiedział?
-Sama was widziałam..- Stwierdziła kręcą głową.- Jest on tu czy nie? Śpieszę się.- Skłamała, bo chciała wyciągnąć informację, po którą przyszła.
-Sama sprawdź.- Zaproponowała blondynka i usunęła się z przejścia, by Jenny mogła wejść do mieszkania.
Wbrew pozorom w środku było całkiem przytulnie. W salonie stała mała kanapa w ciemną kratkę, a naprzeciwko niej stolik, a dalej szafka z telewizorem. Z drugiej strony kanapy przy ścianie stało całkiem spore łóżko, a obok niego jedna szafka nocna. W pokoju panował lekki półmrok. W tym pomieszczeniu Gerarda na pewno nie było. W kuchni, która zawierała meble z różnych kolekcji również nie było chłopaka podobnie jak w łazience.
-Przepraszam, że przeszkodziłam- Powiedziała Jenny kierując się w stronę drzwi, ale zatrzymała się przy szafce z telewizorem zanim blondynka się do niej odezwała.
-Nie dziwię się, że go tutaj szukasz. Też nie wierzyłabym chłopakowi po zdradzie.- Powiedziała to całkiem przyjaźnie.- Jestem Scarlett. Coś się stało?- Zapytała, gdy Jenny się nie odezwała tylko dalej stała wpatrzona w jakieś zdjęcie stojące na szafce.
-Wiesz gdzie będzie teraz Gerard?- Zapytała z lekko zmieszaną miną. Chciała zapytać Scarlett o co innego, ale nie wiedziała, czy jej wypada. I tak już nachodzi ją w domu i przeszukuje jej mieszkanie w poszukiwaniu niewiernego chłopaka, co było niedorzeczne.
-Pewnie w swojej firmie. Często rano tam chodzi.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Gerard ma firmę?- Zapytała zdziwiona, bo nie miała o tym fakcie pojęcia.
-No tak. A skąd miałby mieć pieniądze na te samochody, mieszkanie i bogate życie? Myślałam, że wiesz, ale Gerard pewnie stwierdził, że nie jesteś jeszcze gotowa, by o wszytki wiedzieć.- Powiedziała łagodnie siadając na kanapie.- Długo przyglądałaś się jakiemuś zdjęciu na mojej szafce. Kogoś ci przypomina ta kobieta?- Zapytała, a Jenny wyczuła jakby nutkę nadziei w głosie blondynki.
Na zdjęciu była szeroko uśmiechnęła dziewczyna o bladej cerze i niebieskich, anielskich oczach. Uśmiechała się w ten sam sposób co Jenny. Miała taki sam łuk brwiowy i niezbyt głęboko osadzone oczy z lekko pulchnymi policzkami. Jedyne co odróżniało ją od Jenny to kolor włosów, który był jasnego blond.
-Ona wygląda tak jak ja..- powiedziała cicho niepewna tego co mówi. Przecież Scarlett może stwierdzić, że już kompletnie jej odbiło.
-Racja, bo to jakby twoja cześć.- Stwierdziła z uśmiechem.- Nie rozumiesz?- Zapytała widząc tępy wyraz twarzy Jenny.- To twoja matka, Jenny.- Uśmiechnęła się.- Jak również moja- Dodała po chwili.- Jestem twoją siostrą, a kobieta na zdjęciu to nasza matka. Zmarła razem z naszym ojcem podczas Wielkiej Wojny Nieba i Piekła. Byli bardzo szczęśliwi ze sobą. Mama bardzo kochała tatę.- Cały czas uśmiechała się łagodnie jakby chciała przekonać dziewczynę stojąca naprzeciwko ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, że nie żartuje.
Jenny uśmiechnęła się niepewnie, a po chwili zaśmiała się zupełnie zdezorientowana.
-Nie chciałabym być niegrzeczna, ale chyba brałaś coś albo właśnie czegoś nie wzięłaś.- Stwierdziła lekko krzywiąc się. Scarlett musiała zapomnieć o jakiś lekach, dzięki którym nie gada takich głupot.
Dziewczyna przestała się uśmiechać i spojrzała poważnie na swoją teoretyczną siostrę, która siedziała dalej z lekkim uśmiechem jakby słowa, które Jenny przed chwilą do niej skierowała, wcale jej nie obraziły.
-Usiądź obok mnie. To co ci powiem.. możesz w to nie uwierzyć, ale to prawda. Gerard wszystko potwierdzi. Siadaj.- Zawołała dziewczynę obok siebie.- Wiem, że mi nie wierzysz, ale naprawdę jestem twoją siostrą, a to nasza matka.- Wskazała na zdjęcie, które dalej stało na szafce.- Jesteście do siebie takie podobne. Musisz mi uwierzyć.
-Dobrze.. powiedzmy, że wierzę..- Powiedziała niepewnie. Będzie musiała porozmawiać poważnie z Gerardem o tym wszystkim.
-Wiesz.. nasi rodzice byli Aniołami i my też. Ja upadłam i ty też..
Jenny patrzyła na Scarlett z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Zaczęła się bać, że jak tak dalej pójdzie to dziewczyna zacznie biegać z nożem po domu i biedzie chciała złożyć ją w ofierze.
-Kiedy byłam Aniołem byłam opiekunką pewnego małego zagubionego w życiu dorosłych chłopca o czarnej czuprynie i pięknych brązowych oczach. Patrzyłam jak dorasta i jak cierpi każdego dnia bardziej. Błagałam Boga, by temu chłopcu nie przydarzało się już nic złego, ale tego ciągle spotykały nieszczęścia. Najpierw umarł jego ojciec, który wcale nie była dla niego dobry, a matka po jego śmierci spotykała się z wieloma mężczyznami nie zapewniając chłopcu bezpieczeństwa i miłości na jakie zasługiwał, bo był wtedy niewinny.. ile on mógł mieć lat? Sześć, siedem? W końcu uciekł z domu. Spotkał złe towarzystwo, na które nie miałam wpływu. Nie mogłam nic poradzić w starciu z trzema wysłannikami Szatana, którzy zaczęli się nim interesować. Po jakimś czasie, gdy on dorósł, miał 17, lat jego matka.. odeszła- wciągnęła z sykiem powietrze jakby samo wspomnienie sprawiało jej ból.- Nie było nocy żeby on nie płakał po tym wszystkim, było w nim tyle rozpaczy, tyle goryczy, cały świat go olewał i mścił się na nim. Nie mógł znaleźć dobrej pracy, ukończyć szkoły, został sam bez rodziny, a ja nie mogłam nic zrobić. Kilka dni po jego osiemnastych urodzinach, które spędził sam przy butelce wódki zawołał mnie. Błagał bym się mu objawiła, bo chce zrozumieć, dlaczego życie tak się toczy, dlaczego nic mu nie wychodzi.. zrobiłam to.. pokazałam mu się, a on wtedy.. tak bezczelnie zaśmiał mi się prosto w twarz mówiąc, że właśnie..Och- Jęknęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. Przetarła je ręką i była gotowa, by dalej kontynuować swoją opowieść.- On przeszedł na stronę Szatana.. Stał się Wysłannikiem Piekła. Ja zostałam pozbawiona skrzydeł i wygnana na ziemię żeby wszystko odpokutować, ale Bóg  o mnie zapomniał. Teraz już nic nie zrobię, by wrócić do Nieba jako Anioł. Zostanę tu, na ziemi na zawsze. Wiele razy mnie odwiedzałaś w tym mieszkaniu, wiesz? Pewnie nie pamiętasz. Ty też upadłaś. Zostałaś wygnana. Ale wcześniej poznałaś mojego podopiecznego. Zakochałaś się w nim, a on w tobie. Wszystko byłoby inaczej gdybyś ty nie była Aniołem Niebios, a on Wysłannikiem Piekła. Zostawił cię byś nie cierpiała przez niego i obiecał, że pewnego dnia cię odzyska. Ty dostałaś po kilku tygodniach swojego pierwszego podopiecznego. Miałaś siedemnaście lat. Po ukończeniu dziewiętnastu lat już się nie starzejemy- Dodała. Jenny siedziała wsłuchana w historie, którą Scarlett jej opowiadała. Była zafascynowana tym, że być może, jeśli dziewczyna nie jest szalona, była kiedyś Aniołem.- Tom.. miał na imię Tom. Teraz z tego co wiem pracuje w szkole katolickiej. Jeszcze uczy się w seminarium, jego matka to Margareth.. och nie pamiętam nazwiska.
-Przez niego upadłam? – Zapytała wyraźnie zdziwiona. Już wiedział o kogo chodzi Scarlett. Znała przecież tego chłopaka i nawet się z nim całowała, ale jakoś nie paliła się do tego, by się do tego przyznać.- Jak to się stało?
-Miał chyba wtedy siedemnaście, czy osiemnaście lat. Przejęłaś go po tacie, który już był martwy..- przerwała na chwilę, by sprawdzić reakcję siostry. Ta siedziała lekko zdziwiona, ale widać było, że czeka na kontynuacje opowieści.- Chłopak był mądry i bardzo wierzący. Matka od małego szykowała go do tego, że zostanie księdzem. Nie chciałaś przyznać, ale zakochałaś się w nim.. może nie tak jak w moim byłym podopiecznym, ale coś do niego czułaś. Wiedziałaś doskonale, że to zakazane, ale i tak mu się ukazałaś kiedy o to poprosił, a co gorsze.. całowałaś się z nim..
Jenny poczuła jak żołądek się jej ściska. Już wcześniej kochała w pewien sposób Toma, co przestraszyło ją bardzo. Wtedy też doskonale wiedziała, że nie może się z nim całować, a i tak zrobiła to zupełnie tak jak ostatnio, gdy była w jego domu ,po tym jak wyszedł z łazienki, pocałowała go. Popełniała te same głupie błędy.
-Później Bóg wyrzucił cię z Nieba, ale nie na zawsze. Masz szansę tam powrócić jeśli będziesz chciała. Nie wiem jednak w jaki sposób. Teraz wiesz już prawie wszystko i liczę na to, że przyjmiesz moja propozycję zamieszkania ze mną. Przeniesiemy się z tego miejsca. Zostaw tego podłego sukinsyna, bo ze znajomości z nim nic dobrego nie wyniknie. On nie jest odpowiednim chłopakiem dla ciebie Janie.
-Mam na imię Jenny.- Poprawiła ją lekko zdenerwowana.
-Jako Anielica nazywałaś się Janie.- Uśmiechnęła się.- Zostaniesz ze mną prawda?
-Raczej nie  i nie pytaj dlaczego, bo to wiadome- Scarlett jednak nie wiedziała, bo zrobiła głupią minę.- Sypiałaś z moim chłopakiem! Już nie pamiętasz?!- Zapytała wściekała. Wstała z kanapy.- To była najgłupsza propozycja jaką słyszałam! Kochanka mojego chłopaka chce żebym z nią zamieszkała!
-Przepraszam.. gdybym wiedziała, że go znasz.., że znowu jesteście razem to miedzy nami nic by nie było..- Powiedziała wyraźnie zasmucona faktem, że zraniła najbliższą jej sercu osobę.
-Daruj sobie.- Wyszła z domu trzaskając drzwiami.

Gerard Morgenstern leżał na kanapie czytając czasopismo motoryzacyjne. Uwielbiał szybkie samochody o dynamicznym kształcie. Mógł sobie pozwolić na każdą nowinkę w tej dziedzinie. Było bogaty, pieniędzy miał jak lodu i nie musiał się niczym martwić.. no prawie niczym. Jego plan w końcu zmierzał ku finałowi. Nic teraz nie mogło zmienić stosunku Jenny do niego. Zrobił wszystko tak ,jak powinien i tłumaczył sobie, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy i jest z nią tylko z przyczyn, o których wiedziały tylko nieliczne istoty. Młody kleryk już się domyślił o co chodziło i chciał odciągnąć od niego Jenny, ale serca tak łatwo się nie oszuka, a on miał świadomość, że dziewczyna szczerze go kocha i on też odwzajemniał to uczucie mimo tego, że nie chciał się do tego przyznać nawet w duchu.
Uśmiechnął się, gdy jego dziewczyna weszła do mieszkania. Nie wyglądała na zadowoloną. Była wściekła, ale i wyczerpana, dalej osłabiona po tym, co stało się wczoraj. Gerard jak nigdy czuł się winny za jej nieszczęście i brał na siebie odpowiedzialność za to, że zmusił dziewczynę do tak desperackiego kroku.
Podniósł się z kanapy szykując się na awanturę, ale dziewczyna zamiast zacząć krzyczeć na niego usiadła na miejscu obok i wpatrywała się w jego  bezwyrazową twarz.
-Kochanie, coś się stało?- Zapytał spoglądając na nią, a on uśmiechnęła się. Jej oczy wydawały się być przemęczone.
-Byłam u tej dziewczyny, z którą.. się spotykałeś ostatnio, kiedy poprzednio byliśmy razem.- Zauważył na jej twarzy wyraz bólu, gdy wspomniała o dziewczynie. Kolejny cios jaki on jej dostarczył. Zaczynał powoli żałować tego, że zadał tyle cierpienia tej dziewczynie, cierpienia, na które ona nie zasługiwała, bo ona potrzebowała tylko miłości i wiele dla niej poświęciła. Co oczywiście było kluczowe dla jego interesu.
-Tak? Dlaczego u niej byłaś. Obiecałem ci, że już nie będzie nikogo po za tobą.- I tak było. Nie kłamał. Na te parę dni mógł się poświęcić, bo nagroda będzie o wiele lepsza. Ale czy naprawdę robił to tylko dla późniejszych korzyści? Dobrze jednak wiedział, że oszukiwał się właśnie tak myśląc.
-Wiem.. ale.. przepraszam.. nie było cię rano, a ja tak strasznie się bałam..- Po jej policzku spłynęła łza.
Ona naprawdę go kochała. Gerard poczuł ucisk w sercu. Jego mała Janie znowu płakała. Bolało go to, ale nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
- Tak bardzo bałam się że znowu jesteś z nią.. Przepraszam. Powinnam ci zaufać.- Spojrzała na niego z błaganiem w oczach jakby oczekiwała, że on coś teraz powie.
 Milczał. Nie wiedział, co miałby powiedzieć w tej sytuacji.
- Wiedziałeś, że ona. Scarlett jest moją siostrą?- Zapytała wbijając w niego wzrok.
Nagle poczuł, że nie ma czym oddychać. Patrzył nieruchomo na dziewczynę z zaczerwionymi oczami i starał się zachować kamienną twarz. Jednak tego się nie spodziewał. Nie wiedział, że ta głupia dziwka Scarlett wyśpiewa wszystko swojej młodszej siostrzyce. Nie było mu to na rękę. Mógł teraz stracić wszystko, na co tak ciężko pracował.
Zastanawiał się, co jeszcze blond włosa powiedziała siostrze. Jeśli wyjawiła jej całą prawdę to będzie bardzo źle dla niego. Będzie musiał się tłumaczyć dlaczego wcześniej niczego nie powiedział, a nie chciał tego robić. Potrzebował czasu żeby wymyślić jakąś dobrą bajeczkę, w którą dziewczyna uwierzy.
-Tak, wiedziałem- Przyznał w końcu po chwili ciszy. Dziewczyna odetchnęła głośno wyraźnie zasmucona.- Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale nie chciałem mącić ci w głowie.
-Nie chciałeś mącić mi w głowie?! Gerard.. spałeś z nią.. zdradzałeś mnie z własną siostrą dobrze o tym wiedząc.- Dziewczyn z trudem łapała powietrze, była przerażona, wściekła i załamana.
-Janie.. źle to wygląda wiem.. ale zapomnijmy o przeszłości. Mówiłem już że teraz nie będzie nikogo oprócz ciebie. To co było z nią.. to wszystko z innymi dziewczynami to już nie ważne.- Powiedział przekonująco i objął ramieniem płaczącą dziewczynę.
Czuł się winny jej łez i nic na to nie mógł poradzić. Myślał, że już dawno jest pozbawiony ludzkich uczuć, ale jednak nie. Jenny rozpaliła je na nowo.
-Janie.. – Powtórzyła tuląc się do piersi chłopaka.- Czyli to wszystko, co mówiła Scarlett jest prawdą.- Stwierdziła z powagą przestając płakać.
-Zależy też co takiego mówiła.
-Powiedziała mi, że jestem Anielicą i że moim podopiecznym był Tom. To znaczy dokładnie tego nie powiedziała, ale sam domyśliłam się tego. Podobno przez niego upadłam..- Jenny spojrzała na Gerarda niepewnie.
-Tak, to prawda. Byłaś Anielicą i.. kochałaś się w.. w tym.. w Tomie.- Odchrząknął. Nie znosił tego chłopaka za wszystko, co zrobił.- Objawiłaś mu się i dlatego upadłaś.. podobno nawet się całowaliście..- Powiedział lekko zirytowany.
 Wiedział doskonale, że to prawda, ale samo to, że wszystko opowiedział dziewczynie zgodnie z faktami było dla niego dużym wysiłkiem. Wiele ryzykował pozwalając jej poznać prawdę.

-Bóg zesłał cię do ciała małej dziewczynki, która żyła w bardzo religijnej rodzinie, bo miał nadzieję, że się nawrócisz. Ale tak się nie stało- Uśmiechnął się triumfalnie obejmując dziewczynę Ciągle wierzył, że to on wygra i raz na zawsze pozbędzie się tej dziewczyny, która wystarczająco zamąciła w jego sercu, ze swojego życia. 


Witajcie drodzy czytelnicy :) Myślałam że w wakacje bd mieć więcej czasu jednak tak nie jest. Przepraszam że tak rzadko dodaję rozdziały, ale postaram się to zmienić, bo opowiadanie już prawie się kończy. Przewiduję jeszcze góra 5-7 rozdziałów :)
Przepraszam również jeśli jakieś błędy pojawiły się w tym rozdziale, ale jakoś za specjalnie nie chce mi się ich sprawdzać kiedy za zewnątrz taka piękna pogoda :) 
Dziękuję za tak liczne odwiedziny i za tyle pięknych komentarzy, które zostawiacie :)
Witam serdecznie nowych czytelników :)
Zapraszam was wszystkich na mojego drugiego bloga gdzie już niedługo dodam pierwszy rozdział : this-is-where-we.blogspot.com

wtorek, 2 lipca 2013

10.To nic, że go zabiłaś, zrobiłaś bardzo dobrze.

Rozdzial 10:
Jenny Turner siedziała w swoim dawnym pokoju w domu rodziców. Wróciła do nich  cztery dni temu. Nie miała gdzie się podziać, a nie mogła dłużej wykorzystywać gościnności matki Toma. Musiała teraz zacząć życie od nowa, bez Gerarda i jego szalonych pomysłów i imprez do rana.
Rzuciła wyłączony telefon na łóżko. Gerard od kilu dni wydzwaniał do niej cały czas i prosił o spotkanie. Jenny w głębi duszy czuła, że pragnie się z nim spotkać, wytłumaczyć całą sytuację i postarać się, by było między nimi tak jak dawnej, ale zdrady się nie zapomina. Przynajmniej ona nie potrafiła.
Siadła na białej pufie przed toaletką, gdzie były wszystkie jej kosmetyki. Rozczesała włosy i umalowała lekko rzęsy czarnym tuszem. Uśmiechnęła się smutno do swojego odbicia. Nawet ona zauważyła w swoich oczach zmianę związaną z brakiem tego jedynego chłopaka, którego kochała. Nie potrafiła siedzieć przed lustrem dłużej niż kilka minut, bo nie lubiła patrzeć na swoje nowe ja bez Gerarda. Z każdym dniem uświadamiała sobie jak bardzo beznadziejna jest bez niego, jak życie jest puste bez jego uśmiechu, a cisza tak bolesna bez jego głosu.
Czując łzy zbierające się w kącikach jej oczu szybko wstała z pufy i podeszła do szafy wyjmując z niej granatową sukienkę bez rękawów z rozszerzanym dołem.  Założyła do tego czarne baleriny ze srebrną klamrą i srebrny łańcuszek, który zawiesiła na szyi. Ponownie stanęła przed lustrem. Była zadowolona ze swojego wyglądu. Z dołu usłyszała jak jej mama ponownie krzyczy. Zdarzało jej się to coraz częściej, dlatego że Gerard każdego dnia przysyłał po kilka bukietów czerwonych róż dla Jenny razem z liścikami przepraszającymi. Panią Turner bardzo to denerwowało chociaż Jenny nie widziała w tym nic złego. Cieszyła się nawet, że Gerard tak zabiega o to, by wróciła do niego, bo to oznacza, że naprawdę mu na niej zależy.
Zbiegła na dół i uśmiechnęła się widząc kolejny bukiet stojący na stole w jadalni.
-Jenny!- krzyknęła pani Turner kiedy tylko zobaczyła dziewczynę przy bukiecie.- Masz powiedzieć temu chłopakowi, że nie chcesz niczego od niego i ma więcej nie przysyłać tych kwiatów! Mam już tego dość!
Ciemnowłosa przestała się cieszyć. Spojrzała zasmucona na matkę. Myślała, że kobieta będzie się cieszyć, bo chłopak, z którym ona uciekła się nią nie bawił tylko naprawdę kochał i teraz tęskni za nią i chce, by ona mu wybaczyła.
-Dobrze. Porozmawiam z nim.- Odgarnęła włosy z ramion i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
-A ty gdzie się wybierasz? I to na dodatek w tym stroju?
Jenny zatrzymała się zanim zdążyła nacisnąć klamkę. Jej najgorsze obawy spełniły się. Tak bardzo nie chciała, by matka zapytała się jej gdzie idzie no bo co jej odpowie? Nie może skłamać czyli musi powiedzieć prawdę. Gotowa na to, że będzie musiała zostać w domu odwróciła się w stronę matki.
-Idę spotkać się z Gerardem.- Rzekła krótko cichym głosem. Spodziewała się, że matka będzie odwodzić ją od tego pomysłu, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego kobieta poprosiła jeszcze, by dziewczyna porozmawiała z chłopakiem na temat tych kwiatów, które on ciągle przysyła.
Zamówiona taksówka już czekała pod jej domem. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła spokojnym krokiem w kierunku auta starając się oddychać głęboko. Nie mogła teraz spanikować i wrócić do domu i chociaż czuła, że Gerard zasłużył na to, by ona go wystawiła, nie potrafiła tego zrobić. Za bardzo pragnęła ponownie zobaczyć chłopaka, usłyszeć jego głos. Uśmiechnęła się lekko do kierowcy i podała adres, pod który miał ją zawieźć.
 Oparła głowę o szybę. Parę dni temu obiecywała sobie, że nie wróci do ciemnowłosego i nawet nie będzie chciała się z nim spotkać jednak wyszło inaczej. Poprzedniego dnia umówiła się z chłopakiem na dzisiejsze spotkanie, by wyjaśnić całą to sprawę i dać mu do zrozumienia, że między nimi nic już nie będzie, ale ona nie myślała tak naprawdę. W głębi duszy czuła, że gdy zobaczy chłopaka, spojrzy w jego oczy to bez dwóch zdań zgodzi się wrócić do niego. Czuła w sercu bezsilność. Każde jego wspomnienie wywoływało u niej ścisk serca.
Taksówka zatrzymała się po kilkunastu minutach w kawiarni na obrzeżach Los Angeles. Zapłaciła za przewóz i wysiadła z pojazdu. Poprawiła skromną sukienkę i ruszyła w kierunku drogiej restauracji. Drzwi do niej otworzył jej młody chłopak w garniturze pracujący dla restauracji „Noma”. Uśmiechnął się przy tym czarująco jak zapewne do wszystkich gości. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią poczuła delikatny zapach cynamonu i czekolady unoszący się w pomieszczeniu. Jedna połowa sali jadalnianej była wyłożona panelami z jasnego drewna, a druga pomarańczową wykładziną. Oddzielone były od siebie długą ladą z kwadratowymi kolumnami. Stały na niej zielone liściaste kwiaty.  Część sali wyłożona pomarańczową wykładziną zastawiona była długimi stołami, które na pewno pomieściły dziesięć osób. 
Podeszła do starszego mężczyzny również ubranego w garnitur, który stał za niewielkim drewnianym stolikiem.
-W czym mogę panience pomóc?- Zapytał uprzejmym głosem.- Chce panienka wolny stolik czy może czeka na kogoś?
-Tak, czekam na kogoś.- Uśmiechnęła się lekko skrępowana. Czuła na sobie badawczy wzrok mężczyzny. Czuła się jak podczas długiego wybierania towaru w sklepie, gdy sprzedawczyni patrzy, czy przypadkiem się czegoś nie kradnie.
-Na kogo? Zaprowadzę panienkę do stolika.-  Starszy pan otworzył cienką książkę w twardej oprawie i otworzył na ostatniej zapisanej stronie.- Proszę podać imię i nazwisko chłopaka, na którego panienka czeka, bo na pewno jest to chłopak. Tak piękne dziewczęta zawsze mają swojego Romeo.- Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Czekam na Gerarda Morgensterna.- Odpowiedziała lekkim uśmiechem.
Mina mężczyzny po usłyszeniu nazwiska stała się bardzo surowa i nieprzyjazna. Jenny zdziwiło, że w jednej chwili ten pan z przyjaznego starca stał się taki chłodny z wyrazu twarzy.
-To będzie stolik pod ścianką działową.- Stwierdził nie patrząc nawet do spisu gości.- Zapraszam za mną. – Poprowadził dziewczynę wzdłuż kilku stolików, przy których siedzieli goście.- Proszę usiąść.- Odsunął Jenny krzesło, by ta mogła na nim spocząć.- Może podam coś do picia? Pan Gerard lubi się spóźniać.- Dodał niezbyt zadowolony.
-Nie dziękuję, nie trzeba. Dziękuję za wszystko- Podziękowała bez uśmiechu na ustach. Wyczuła, że cała obsługa restauracji bacznie jej się przygląda. Nie miała pojęcia o co im chodzi i dlaczego tak się zachowują, ale teraz nie był najlepszy moment na zastanawianie się i snucie domysłów. Miała nadzieje, że mimo ostrzeżenia starszego mężczyzny Gerard nie spóźni się, bo nie chciała na niego czekać. Gdyby tak zrobiła, to chłopak już stu procentowo wiedziałby, że bardzo jej na nim zależy.  Postukała palcami ze zniecierpliwienia po kilku minutach bezczynnego siedzenia i patrzenia się w bukiet kwiatów stojący z boku stolika. Wyjęła telefon i spojrzała na zegarek. Ciemnowłosy miał dziesięć minut spóźnienia. Gdy tylko schowała telefon przed jej oczami ukazał się Gerard stojący z ogromnym bukietem herbacianych róż. Jenny nie mogła się powstrzymać od uśmiechu mimo tej świadomości, że nie powinna w jakikolwiek sposób pokazywać, że to co robi chłopak jej się podoba i schlebia jej.
-Janie, przepraszam za spóźnienie, ale sama wiesz.. korki- Uśmiechnął się delikatnie odsuwając krzesło. Zerknął na kelnera, który natychmiast ruszył w jego stronę.
-Chyba jednak nie wiem.. ja jakoś się nie spóźniłam- Otworzyła lekko usta ze zdziwienia kiedy doszło do niej,  to co powiedziała. Była w szoku, że troszkę przygadała chłopakowi. Nigdy nie komentowała niczego.
Gerard tylko uśmiechną się szeroko jakby ciesząc się ze słów dziewczyny, które jakby nie patrzeć powinien odebrać jako skargę, bo to on się spóźnił mimo tego, że jest facetem, a to zawsze dziewczyny spóźniają się na randki, bo musza się wyszykować.
-Zamówisz coś kochanie?- Zapytał patrząc na menu leżące na stoliku.
-Nie dziękuję.- Odpowiedziała spoglądając na młodego kelnera, który stał wyraźnie spięty i zdenerwowany zupełnie jakby bał się Gerarda.
-Burbona i sok pomarańczowy dla mojej pięknej dziewczyny.- Gerard zwrócił się do kelnera oddając mu kary menu.
-Nie jestem twoją dziewczyną.- Powiedziała lekko zdenerwowana. Jakim prawem ponownie nazywał ją swoją dziewczyną? Przecież już nic ich nie łączyło.
-Skarbie, proszę. Wiem przecież, że mnie kochasz, a ja kocham ciebie. To wszystko jest takie proste, a ty na siłę wszystko starasz się skomplikować.- Odpowiedział kiedy młody chłopak z ich zamówieniem odszedł.
-Ja wszystko komplikuję?- Zapytała z niedowierzaniem.- To nie ja cię zdradzałam z kilkoma facetami tylko ty mnie!- Stwierdziła lekko wkurzona. Nie potrafiła ścierpieć tego, że chłopak całą winę o rozpad ich związku przypisuje jej.- To nie ja byłam nieuczciwa i zawiodłam zaufanie. To twoja wina więc nie masz prawa decydować za mnie!
-Masz rację Jenny, przepraszam. Nie powinienem się tak zachowywać. Strasznie mi ciebie brakuje. Nie znoszę poranków kiedy nie ma ciebie obok mnie. Zawsze spałaś przytulona do mnie. Brakuje mi tego. Tęsknię za twoim zapachem unoszącym się w całej naszej sypialni.- Mówiąc to chłopak patrzył jej prosto w oczy.
-Za tamtą blondynką też tak tęsknisz?- Zapytała czując, że po policzku spływa jej łza.
-Nie, Jenny nie. Proszę.. to już przeszłość. Obiecuję, że już nie będzie miedzy nami nikogo. Istniejesz teraz dla mnie tylko ty i tylko z tobą chcę spędzić przyszłość. Kocham cię jak nikogo wcześniej. Wiem, że cię zawiodłem i zraniłem, ale wybacz mi. Nie jestem przyzwyczajony do bycia z osobą, którą kocham. Nigdy tak nie było. Przepraszam, że nie umiałem żyć tak jak powinienem, ale teraz, przysięgam, że jeśli do mnie wrócisz, to już nigdy cię nie zawiodę. Wiesz przecież, że do tej pory żyłem z dnia na dzień nie przejmując się niczym i nie dbając o konsekwencje. To się zmieniło. Poczułem, że ja muszę się zmienić i chcę byś mi pomogła. Kocham cię i zrobię wszystko, co tylko zechcesz bylebyś wróciła do mnie.- Gerard patrzył na nią oczami pełnymi nadziei.
-Ja..- Jenny zawahała się. Miała pustkę w głowie. Nie wiedział, czy powinna wybaczyć chłopakowi. Fakt,  obiecywał poprawę, ale ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień, to zwykle trwa miesiące a nawet lata. Nie chciała przez ten czas cierpieć. Nie wiedziała, czy może mu ponownie zaufać, czy może ponownie oddać mu swoje serce. Dawniej była w nim ślepo zakochana i zapatrzona w niego, robiła przeróżne głupie rzeczy, z których dopiero ostatnio zdała sobie sprawę. Czy warto porzucić wszystko co odbudowała, by znowu wszystko stracić? A jeśli stosunek chłopaka do niej się nie zmieni? Jeśli dalej będzie się spotykał z innymi dziewczynami za jej plecami? Drugiej takiej sytuacji nie będzie w stanie przeżyć.- Dobrze.- Rzekła po chwili milczenia. Zacisnęła dłonie na kolanach i wysiliła się na uśmiech. W sercu czuła ogromną radość i miłość, która ją wypełnia, ale rozum mówił jej, że postępuje strasznie głupio i szczeniacko.- Wybaczam ci.
-Naprawdę?- Chłopak jednak nie wydawał się zbytnio zdziwiony tym, że Jenny mu wybaczyła. Zupełnie jakby spodziewał się takiego zachowania po niej.- Świetnie. Zatem po obiedzie pojedziemy do ciebie i spakujesz swoje rzeczy. Wrócisz do mojego mieszkania.- Zaproponował nie czekając na to, że dziewczyna wyrazi zgodę.
Obiad odbył się bez specjalnych niespodzianek. Gerard zapłacił rachunek i wyszli z restauracji, a wszyscy goście i obsługa patrzyli na nich jakby cieszyli się, że wreszcie sobie poszli. Przez cały czas, gdy byli w środku dało się wyczuć dziwną atmosferę między personelem i gośćmi.
Jenny idąc z Gerardem do jego ciemnego BMW zastanawiał się co powie rodzicom, którzy dali jej drugą szansę, szansę powrotu do dawnego życia i chociaż nie było tak jak wcześniej wszyscy bardzo starali się by to była chociaż namiastka tego. Wiedziała, że nie będzie jej teraz łatwo opuścić domu tym bardziej, że ponownie zawiedzie rodziców, a oni już na pewno nie będą chcieli jej znać, ale kochała Gerarda. Uwierzyła w to, że teraz wszystko się zmieni i nie wydarowałaby sobie gdyby nie dała mu drugiej szansy i nie spróbowała ponownie z nim być.
-Dlaczego oni wszyscy patrzyli na ciebie tak dziwnie?- Zapytała zapinając pasy zanim chłopak odpalił silnik.- Kelner był dla mnie miły do czasu aż powiedziałam mu, że czekam na ciebie. O co chodzi, Gerard? Dlaczego tak na ciebie reagują?
Zanim chłopak odpowiedział odpalił silnik i wycofał samochód. Spojrzał na Jenny blokując samochodem cały wyjazd z parkingu.
-Jestem właścicielem tej restauracji i dlatego tak patrzyli.- Wyjaśnił i nie czekając na dalsze pytania gwałtownie ruszył samochodem. Gdyby nie pasy Jenny z pewnością poleciałaby na przednią szybę.- Przepraszam- Powiedział widząc przerażona minę dziewczyny.
-Wszystko w porządku.- Dotknęła jego ręki, która spoczywała na drążku zmiany biegów.- Chcę żeby wszystko teraz było dobrze.
-Będzie. Obiecuję.- Spojrzał na nią, a po chwili wbił kolejny bieg i przyśpieszył.- Pomogę ci z rzeczami i porozmawiamy z twoimi rodzicami. Chcę, by teraz wyrazili zgodę na to, byś mieszkała u mnie.
-A jeśli tego nie zrobią? Co w tedy? Zabijesz ich?- Uśmiechnęła się znacząco dając mu do zrozumienia, że gada głupoty.- Oni nigdy się nie zgodzą na to bym mieszkała z jakimś chłopakiem, a już w szczególności z tobą. Jesteś zbyt niebezpieczny.- Roześmiała się.
-Myślałem, że jestem zbyt seksowny, a nie niebezpieczny, ale też tak może być. Nie przeszkadza mi to.- Posłał dziewczynie jeden ze swoich zniewalających uśmiechów, a on ponownie zaśmiała się z tą samą lekkością  i dziewczęcością. Nie zdawał sobie nawet sprawy jak bardzo mu tego brakowało.
Po kilku minutach dosyć szybkiej, ale całkiem bezpiecznej jazdy dotarli pod dom rodziców Jenny.
-Jeśli twoi rodzice się nie zgodzą to kupię ci osobne mieszkanie, okej?- Zapytał, a potem puścił jej oczko. Jenny uśmiechnęła się szeroko kiedy Gerard wyciągną rękę, by pomóc jej wyjść z samochodu.
-Oczywiście.
Gerard przyciągnął ją do siebie i objął prowadząc w stronę drzwi wejściowych domu.
Jenny ze zdenerwowania ściskała jego rękę, która spoczywała na jej talii.
-Będzie dobrze.- Szepnął jej do ucha muskając je ustami.- Obiecuję.
Jenny weszła do domu prowadząc Gerarda z rękę. Jej serce biło jak oszalałe, czuła, że zaraz zemdleje ze strachu. Spodziewała się, że rozmowa nie będzie łatwa i pewnie już na zawsze straci rodziców, a oni nie wybaczą jej do końca życia, że ponownie zostawiła ich dla chłopaka i to jeszcze tego, przez którego wplątała się w kłopoty i tyle razy płakała, ale ona nie mogła nic na to poradzić, że go kocha. Nie mogła tak zwyczajnie nie dać mu szansy tym bardziej, że obiecał jej poprawę.
-Mamo!- Zawołała lekko drżącym głosem.- Mamo! Chcę porozmawiać z tobą!
-Nie ma mamy wyszła z Davidem na..- Jej ojciec urwał na widok córki z jakimś chłopakiem.- Kto to jest? Mam nadzieję, że nie ten gówniar, który cię oszukał.- Powiedział ze wściekłością.
-Miło mi Gerard Morgenstern.- Nawet nie wyciągał ręki do ojca Jenny, bo wiedział, że ten i tak nie odpowie mu tym samym gestem, a na pewno utworzy się między nimi dziwna sytuacja.
-Co on tu robi?! Dlaczego trzymasz go za rękę!?- Turner zapytał córkę.- Zabraniam ci się z nim spotykać! Słyszysz? Masz go wyrzucić z mojego domu!- Wskazał ręką na drzwi i znacząco spojrzał na Jenny, która stała nieruchomo.
-Kochanie, idź na górę po swoje rzeczy- Szepnął jej do ucha Gerard.- Ja porozmawiam z twoim tatą.
Jenny schyliła głowę i pobiegła na górę schodami. Gerard z Williamem Turnerem zostali sami w korytarzu.
-Czego ty chcesz od mojej córki? Ile mam ci zapłacić żebyś raz na zawsze znikną z jej życia?!- Zapytał wyciągając książeczkę czekową.- Napisz ile chcesz, a dostaniesz, tylko zostaw ją w spokoju.- Podał chłopakowi karteczkę, ale ten spojrzał na nią z pogardą i przedarł ją na pół.
-Mam pieniędzy jak lodu więc tym mnie nie przekupisz. Poza tym dobrze bawię się z Jenny i nie zamierzam sobie jej odpuścić. Ona zamieszka znowu zemną i wszystko będzie po staremu. To chyba ja powinienem zadać ci pytanie ile chcesz za córkę.- Zaproponował uśmiechając się szeroko. W ten sposób okazywał ludziom swoją wyższość. Pokazywał, że jest bezczelny i stać go na wiele, by osiągnąć swój cel.
-Jak śmiesz?! Moja córka nie jest rzeczą byś mógł tak po prostu ją sobie kupić! Ona nie leci na pieniądze jak inne panny!
-Mylisz się. Wszystkie dziewczyny lecą na pieniądze i samochód. Pomyśl. Mogę mieć każdą dziewczynę, a wybrałem właśnie twoją córkę. Powinieneś się cieszyć, że będziesz mieć tak przystojnego zięcia, a nie jakiegoś frajera nie mającego grosza przy duszy.- Uśmiechną się ponownie.
-Jak śmiesz?! Ile ty możesz mieć lat? Siedemnaście, osiemnaście? Chwalisz się pieniędzmi ojca, żyjesz za nie. Do końca życia chcesz być jego utrzymankiem i podrywać dziewczyny na jego pieniądze?- Zapytał William z nadzieję, że chociaż trochę uda mi się ruszyć Gerarda, ale ten tylko wybuchł śmiechem.
-Dobrze, że wyglądam na osiemnaście lat. Sam zarabiam, może w okrutny sposób, ale pieniądz to pieniądz. Powinieneś to rozumieć w końcu sam jakby prowadzisz firmę.
-Fundacja to nie firma. Nie przeznaczam pieniędzy na siebie i rodzinę tylko na potrzebujących.- Wytłumaczył poirytowany.
-No tak.. bo jeszcze w to uwierzę. Żyję już na tyle długo, by wiedzieć, że na tym świecie nie ma nic za darmo i nie ma bezinteresowności.
-Jesteś za młody, by wiedzieć cokolwiek o życiu. Nigdzie nie zabierzesz mojej córki. Ona zostanie w domu ze mną i ze swoją rodziną, rozumiesz?!
-Jenny, skarbie! Wychodzimy! Twojego tatę chyba denerwuje moja obecność.- Zawołał odwracając się do drzwi wyjściowych. Po chwili Jenny stanęła na ostatnim schodku z walizką w reku. Gerard zabrał ją od niej i pociągną ją za  rękę w kierunku wyjścia, ale jej ojciec złapał ją za drugą i mocno pociągną w swoją stronę tak, że wpadła na niego.
-Co ty dziecko drogie robisz? On ci wyprał mózg?! Nie pamiętasz jak przez niego cierpiałaś?! Jenny! Żądam byś się opamiętała! Twoja matka nie przeżyje togo jeśli jeszcze raz cię straci!- Ściskał mocno jej nadgarstek w nadziei, że ból przywróci jej trzeźwość umysłu.
-Tato.. ja go kocham- Szepnęła czując, że łzy płyną jej po policzku.
William pchnął córkę na ścianę i rzucił się z pięściami na Gerarda, który  w mgnieniu oka zrobił unik upuszczając przy tym  walizkę, którą chciał zanieść do samochodu. Turner poleciał na drzwi, ale szybko ponownie przystąpił do ataku podnosząc nożyczki leżące na stoliku przy szafce na buty. Jenny zaczęła krzyczeć i szlochać, gdy zobaczyła, że jej ojciec usiłuje zabić jej chłopaka.
Gerard uderzył Williama w  brzuch, a następie pięścią uderzył do w twarz sprawiając, że nożyczki wypadły mu z ręki i potoczyły się w stronę Jenny. Mężczyzna odzyskując równowagę w odwecie uderzył ciemnowłosego w twarz aż temu z wargi pociekła krew. Wykorzystał zdezorientowanie chłopaka, by zacisnąć mu ręce na szyi pozbawiając go możliwości zrobienia wdechu.
Jenny bez dłuższego zastanowienia widząc, że jej ojciec dusi Gerarda wbiła mu kilka razy nożyczki, które podniosła z podłogi, w plecy. Mężczyzna natychmiastowo puścił chłopaka i zatoczył się upadając na podłogę. Spojrzał na córkę, która stała ze łzami w oczach i bronią, którą w niego uderzyła w ręku.
-Tato.. tato.. Przepraszam…- Uklękła przy ojcu, który leżał wykrwawiając się na podłodze. Upuściła nożyczki z ręki i dotknęła policzka ojca.- Ja.. nie chciałam.
-Jenny chodźmy stąd!- Krzyknął Gerard podnosząc zakrwawione narzędzie zbrodni.- Wynośmy się stąd! Chodź!- Pociągną dziewczynę za rękę.

Siedziała zapłakana na kanapie w mieszkaniu swojego chłopaka patrząc na swoje ręce, którymi zabiła własnego ojca. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas, by to wszystko się nie wydarzyło, ale wiedziała, że tak się nie da. Zrobiła to, co zrobiła i teraz musi się zmierzyć z przyszłością jaka ją czeka. Pewnie pójdzie do więzienia, nie zobaczy się już z Gerardem, może zapomnieć o jakichkolwiek studiach i normalnym życiu. Popełnił grzech i teraz za niego zapłaci.
Gerard usiadł obok niej. Spojrzała na niego. Trzymał w ręku małą torebeczkę  z białym proszkiem i przezroczystą cienką rurkę. Jenny uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała, czy chce brać ponownie amfetaminę, ale też chciała zapomnieć o tym wszystkim, co stało się dzisiejszego dnia. Chłopak pociągną ją za rękę i bez zbędnych słów wysypał trochę proszku na stół i podał jej rurkę.
Jenny wciągnęła proszek i zamknęła oczy czekając na ten błogi stan, który powolnymi krokami zbliżał się do niej.

Obudziła się rano z lekkim bólem głowy. Leżała przytulona plecami do Gerarda, który jeszcze spał. Nie chcą go obudzić delikatnie podniosła jego rękę ze swojej talii i powoli wstała z łóżka. Wychodząc z sypialni okryła się koszulą chłopaka wiszącą na jednym z haczyków na ścianie.
Skierowała się najpierw do łazienki, gdzie wzięła prysznic. Później wróciła do sypialni, by znaleźć jakieś rzeczy do ubrania. Otworzyła ogromną szafę i przeglądała ubrania, które się w niej znajdowały. Chwilę wyciągała jakieś ubranie i przyglądała mu się uważnie starając się dobrać coś, co by do niego pasowało.
-Mogłabyś zostać w tym, co masz na sobie.- Stwierdził zadowolony Gerard przeciągając się na łóżku.
Przestraszona Jenny aż upuściła czerwoną bluzkę, którą trzymała w ręku. Dopiero po chwili dotarło do niej, że stoi w pokoju owinięta białym ręcznikiem. Jej mokre włosy spoczywały na nagich ramionach. Odwróciła się w stronę chłopaka i rzuciła w niego bluzką.
-Jesteś zbereźny!- Roześmiała się.
-Ja? Przecież jeszcze nic takiego nie powiedziałem, to ty sobie wszystko dopowiadasz.- Odpowiedział jej uśmiechem i podniósł się z łóżka.- Możesz założyć tą sukienkę.- Stwierdził wskazując na czarną, krótką koronkową sukienkę bez podszewki.
Jenny przyjrzał się jej i ze wściekłością rzuciła ją na podłogę.
-Gerard! To nie jest moja sukienka! Czyja jest?!- Zapytała ze łzami w oczach. Chłopak obiecywał jej, że teraz wszystko się zmieni i będzie między nimi dobrze. Powiedział, że nie spojrzy już na żadną dziewczynę, a ona znajduje pozostałości po jego kochankach w szafie. Brakowało tylko tego żeby pod kanapą leżała jakaś część bielizny damskiej.
-Jenny, kochanie ja ci wszystko wytłumaczę..
-Ty mi nic nie tłumacz! Doskonale wiem jak to było! Zamiast naprawdę tęsknić za mną  ty zabawiałeś się z jakimiś panienkami, a ja głupia uwierzyła, że się zmienisz..- Zgarnęła z szafy pierwszą lepszą bluzkę i spodnie.
-To było wcześniej. Zanim zrozumiałem jak bardzo mi ciebie brakuje. Wybacz mi i postaraj się mi zaufać.
-Nie wiem czy potrafię… Zabiłam dla ciebie własnego ojca. Zostawiłam wszystko, rodzinę, przyjaciół, szkołę, normalne życie byle tylko być z tobą! Płakałam każdej nocy, gdy o tobie myślałam. Brakowało mi ciebie, a ty wtedy miałeś doskonałe towarzystwo! Może wróć sobie do niego!- Wybiegła z sypialni  i zamknęła się w łazience.
-Jenny..  otwórz.- Zawołał Gerard pukając w drzwi łazienki.- Już niedługi zrozumiesz, że to wszystko dla twojego dobra, Jenny. To nic, że go zabiłaś, zrobiłaś bardzo dobrze. Teraz już na zawsze będziemy razem.
-Nie wiem, czy chcę być z tobą, ale na razie nie pozostało mi nic innego..
Wytarła mokre od łez policzki. Patrzyła w lustro i czuła się okropnie. Zabiła ojca, zawiodła matkę, przyjaciół, zawiodła samą siebie. Wszystkie te rzeczy, które robiła z Gerardem były niebezpieczne i nielegalne. Narkotyki, alkohol sama nie wiedziała kiedy się do tego przyzwyczaiła. Zmarnowała sobie przyszłość. Teraz już nie będzie mogła wrócić do domu tak jak wcześniej. Schyliła się nad umywalką i puściła chłodną wodę. Przemyła nią twarz i ponownie spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Nic się nie zmieniło. Widziała dalej tą samą okropną osobę, którą się stała.
Gerard wreszcie odpuścił i przestał dobijać się do drzwi. Usłyszała tylko jak zamykają się drzwi wyjściowe. Usiadła na zimnych płytkach opierając się o wannę. Czuła, że nie może tak dłużej żyć, że musi to wszystko zakończyć.
Sięgnęła do szafki, w której leżały w plastikowym opakowaniu jednorazowe żyletki. Przytknęła jedną do nadgarstka. Czuła strach, bo wiedziała, że to co chce zrobić jest złe. Odebranie sobie życia jest grzechem, bo tylko Bóg może nam je zabrać. Długo siedziała tak zastanawiając się nad tym, czy zrobi dobrze aż w końcu pociągnęła jednym wolnym ruchem żyletkę po bladej skórze. Krew popłynęła natychmiast, a ona uśmiechnęła się gorzko. Po policzku popłynęły jej łzy, bo wiedziała, że to nie rozwiąże jej problemów, ale poczuła coś w rodzaju ulgi. Teraz widziała dlaczego dużo młodych ludzi się samo okalecza. Przynosi to taką samą ulgę jak alkohol i papierosy, ale trudniej się na to zdobyć. Dzięki temu na chwilę zapomina się o problemach.

W chwili, gdy jedna kropla krwi spadła na podłogę Jenny nacięła kolejną ranę. Zrobiła to kilkakrotnie i ze smutnym uśmiechem spoglądała na niewielką czerwoną kałużę tuż pod jej ręką. 



Witajcie :) Trochę znowu mnie nie było, ale wydaje mi się, że teraz będzie lepiej. Zaczynają się wakacje i będę mieć więcej wolnego czasu :) Wyjeżdżam do Anglii na praktycznie całe dwa miesiące i pewnie będę mieć głowę pełną pomysłów dlatego już założyłam nowego bloga. Myślałam, że będzie to taki blog o wszystkim, ale stwierdziłam, że nie nadaję się do takiego luźnego prowadzenia bloga, więc będzie tam opowiadanie, którego bohaterów poznacie już niedługo :) oto link: this-is-where-we.blogspot.com Wygląd na razie nie ma nic wspólnego z tematyką opowiadania :) Niedługo zajmę się grafiką, ale teraz wolny czas staram się poświęcić przyjaciołom, których zostawiam na wakacje. 
Nie zostało mi nic innego jak życzyć Wam udanych wakacji, szalonych zabaw, imprez i nowych znajomości :) 
Liczę, że rozdział Wam się podobał. 
Pozdrawiam :)

czwartek, 30 maja 2013

9.Choćbym musiał pozabijać wszystkich i tak Jenny będzie moja.

Rozdzial 9:
Jenny razem z Amandą siedziały w drogiej restauracji schowane za ogromnym kwiatem o zielonych liściach. Nie mogły się zdradzić przed Gerardem, że go śledzą. Chłopak miał o niczym nie wiedzieć. Jenny wymyśliła tę całą akcję szpiegowską, by uzyskać dowód, że Tom kłamał mówiąc jej podczas ostatniego spotkania, iż jej chłopak ma kochankę. Nie wierzyła w to, ale chciała udowodnić wszystkim, że chłopak naprawdę ją kocha.
Z każdym miejscem jakie dzisiaj odwiedziła idąc za Gerardem traciła tą pewność. Chłopak odwiedzał przeróżne bary, a wokoło niego kręciło się mnóstwo półnagich dziewczyn. On nie pozostawał obojętny na ich zaloty, co najbardziej wkurzyło Jenny. Za pierwszym razem, gdy jakaś dziewczyna przymilała się do młodego Morgensterna, Jenny myślała, że rozerwie ją na strzępy, jednak Amanda uspokoiła ją mówiąc, że jeszcze nic takiego się nie stało, a chłopcy zawsze tak się zachowują w takich miejscach. Teraz, gdy siedziały w restauracji Jenny nie miała jeszcze żadnego dowodu na zdradę Gerarda i modliła się, by tak zostało już do końca dnia. Uśmiechała się przez cały czas, jednak jej twarz przybrała kamienną minę, gdy wysoka blondynka przysiadła się do stolika, przy którym siedział jej chłopak. Zacisnęła usta w wąską kreskę i obserwowała całą sytuację. Jej serce zabiło mocniej, gdy Gerard pocałował dziewczynę, a następnie nalał jej szampana.
Na zewnątrz robiło się ciemno. Wiał chłodny wietrzyk, kiedy Jenny wraz z koleżanką opuszczały restaurację. Podążyły śladem Morgensterna i blondynki. Wyglądali na bardzo zakochanych. Szli objęci przez oświetlone lampami ulice. Całowali się co chwilę i śmiali z nie wiadomo czego. Skręcili w uliczkę prowadzącą do osiedla mieszkaniowego. Przed drzwiami do jednego z nich dziewczyna rzuciła się na Gerarda i zaczęła go namiętnie całować. Szarpnięciem otworzyła drzwi i zaciągnęła chłopaka do środka.
Stała sama na środku ulicy. Wystarczyło, że tylko odwróci głowę w prawą stronę to zobaczy Gerarda z inną dziewczyną w łóżku. Po jej policzkach płynęły łzy. Błagała Amandę, by zostawiła ją samą. Nie chciała teraz współczucia i użalania się nad sobą. Wiedziała, że będzie jej teraz ciężko, ale nie mogła zostać z Gerardem. Musiała zakończyć ten związek przez jego kłamstwa. Zapewniał ją każdego ranka, że ją kocha i nigdy jej nie zdradzi, a później szedł do tej blond wywłoki. Nie potrafiła pohamować łez i nawet nie próbowała. Uklękła na rozgrzanym od słońca asfalcie. Wyciągnęła telefon i wybrała numer jedynej osoby, która teraz może jej pomóc. Mimo tego, że było to z pewnej perspektywy głupie posunięcie nie miała wyboru. Musiała gdzieś przenocować, a nie chciała oglądać Gerarda ani rodziców.
-Jenny, coś się stało?- Zapytał Tom zmartwionym głosem.
-Możesz po mnie przyjechać?- Zapytała po czym podała nazwę ulicy.
Chłopak zjawił się kilka minut później. Jenny wsiadała do jego ciemnego samochodu.
-Co się dzieje?- Tom wyglądał tak jak zawsze. Idealnie uczesany w schludnym stroju. Jego oczy zdradzały jednak to, że bardzo martwi się o dziewczynę. Patrzył na nią tak, jakby był gotowy zabić dla niej każdego.
-Miałeś racje..- Szepnęła cicho czując ogromną kulkę w gardle, która nie pozwalała jej czegokolwiek więcej powiedzieć.
-Odnośnie czego?- Zapytał jakby zupełnie nie pamiętał jakie oskarżenia rzucał w stronę chłopaka Jenny.
-Chodzi o.. o Gerarda..- Wytarła łzę z policzka i zacisnęła pięści.- On właśnie jest z inną dziewczyną.- Nie potrafiła powstrzymywać łez. Bardzo bolała ją zdrada Gerarda. Jego idealny obraz w jej głowie właśnie uległ zniszczeniu. Ciężko łapała powietrze do płuc. W tej chwili chciała już tylko umrzeć. Nie widzieć ani nie słyszeć Gerarda.
Tom zawiózł ją do mieszkania, w którym mieszkała przez ostatnie kilkanaście dni. Zabrała stamtąd swoje rzeczy nie zostawiając niczego, co mogłoby wskazać jej już byłemu chłopakowi powód wyprowadzki.
Kleryk zaproponował jej, że może zostać u niego na noc. Dziewczyna mimo zachowania chłopaka, gdy poprzednio była w jego domu, zgodziła się. Nie miała zbytnio nawet wyjścia. Musiała gdzieś przenocować i przemyśleć co dalej będzie z jej życiem. Na prośbę Gerarda odwróciła się od rodziców i zerwała z nimi jakiekolwiek kontakty. Teraz, gdy na jaw wyszły haniebne uczynki chłopaka ona została sama. Przegrała swoje życie.  Postawiła wszystko na jedną kartę i jej nie wyszło. Poniosła klęskę, za którą długo i gorzko przyjdzie jej płacić.
Powrót do rodzinnego domu nie będzie taki prosty jakby się wydawało. Rodzice dziewczyny ciągle będą jej wypominać znajomość z Gerardem, a w rodzinie będzie postrzegana jako czarna owca, która nie jest godna życia wśród tak dobrych i religijnych bliskich. Nawet jeśli jej rodzina pogodzi się z jej błędnym wyborem, którego dokonała zaślepiona miłością, nie będzie spuszczona z czujnego oka ojca. Dom zamieni się dla niej w więzienie, z którego nie wiadomo, czy będzie miała szansę uciec. Do tego pan Turner może spełnić swoje groźby i zaoszczędzić więcej pieniędzy, by wysłać córkę do szkoły z internatem przy zakonie. To byłoby jeszcze gorsze niż zostanie w domu z rodzicami.
Tom zatrzymał samochód na podjeździe z białego żwirku. Jenny wysiadła z samochodu i zgodnie z poleceniem kleryka weszła do środka, gdy ten wyjmował jej rzeczy z samochodu. Po tym jak zamknęła ciężkie, drewniane drzwi rozejrzała się po ganku. Podłoga była zrobiona z czarno-białych płytek, a ściany zdobiło rzeźbione drewno. Wysoko na suficie zawieszony był kryształowy żyrandol, który oświetlał całe pomieszczenie. Panowała tutaj dziwnie wyniosła atmosfera. Dziewczyna ruszyła dalej w kierunku odgłosów cichego czytania. Szła przez korytarz wyłożony tym samym materiałem podłogowym co ganek. Przy ścianach stało kilka krzeseł z ciemnego bukowego drewna z czerwonymi puszystymi obiciami. Na stoliku, przy otwartych drzwiach stał stolik, a na nim wazon z ogromnym bukietem czerwonych róż. Ich zapach roznosił się po całym domu. Gdy Jenny była na tyle blisko pokoju, z którego słyszała głos, mogła już rozróżnić poszczególne słowa. Zapukała w otwarte drzwi i czekała aż kobieta siedząca w ogromnym czerwonym fotelu z Biblią w ręku wpuści ją do środka.
-Proszę.- Starsza pani zamknęła Biblię i odłożyła ją na szafkę stojącą obok fotelu.- Kim jesteś dziewczynko?- Zapytała wyraźnie zdziwiona obecnością koleżanki Toma.
-Jestem Jenny Turner. Tom pozwolił mi wejść do środka. Przepraszam, że przerwałam.- Spojrzała nieśmiało zarumieniona na kobietę, która miała jasne jak słońce włosy i żywe niebieskie oczy mimo zmarszczek na twarzy.
-Jenny.. piękne imię moja droga. Usiądź- Matka kleryka wskazała dziewczynie miejsce koło palącego się kominka.- Mam na imię Margareth.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Co cię do nas sprowadza?
-To dosyć dziwne i rozumiem jeśli pani się nie zgodzi, ale.. czy mogłabym tu przenocować?- Zapytała z nadzieją w głosie, a gdy Margareth spojrzała na nią niedowierzającym wzrokiem szybko dodała- Tylko na jedną noc, bardzo proszę.- Uśmiechnęła się starając się przekonać do siebie kobietę.
-Dobrze.- Odrzekła po chwili ciszy.- Jeśli tylko Tom ci pozwolił i cię zaprosił to nie ma problemu.- Pani domu bystrze spojrzała na Jenny siedzącą dalej smutną przy kominku.- Nie cieszy cię, że możesz tu zostać?
-Nie, nie.. to znaczy tak. Jestem pani bardzo wdzięczna.- Ze zdenerwowania zaczęła gubić się w tym, co mówi.
-Więc, dlaczego jesteś taka smutna? Coś się stało? Problemy z rodzicami? No bo jakie inne możesz mieć. Wyglądasz na góra szesnaście lat.
Jenny naciągnęła na dłonie rękawy bluzy Toma, który dał ją jej widząc, że jest roztrzęsiona.
-Mam prawie osiemnaście lat i chyba.. pokłóciłam się z rodzicami. Nie wiem w ogóle, co teraz będzie. Nie chce o tym myśleć. Przepraszam.- Spojrzała na kobietę przepraszającym wzrokiem.
-Dobrze, rozumiem. Chodź do kuchni. Zagotuję mleko, by ci się lepiej spało.- Kobieta wstała i powolnym krokiem ruszyła do kuchni a Jenny zaraz za nią.
Było już dosyć późno, gdy czekała na Toma pod łazienką. Musiała mu podziękować za wszystko, co dla niej zrobił i przeprosić za wiele rzeczy. Nigdy nie była dobra w mówieniu, a już tym bardziej, gdy rozmawiała z przystojnymi chłopcami. Przy Gerardzie było inaczej. Potrafiła się otworzyć rozmawiając z nim i nie przejmowała się, że palnie jakąś głupotę, bo myślała, że chłopak ją kocha. Zawsze bawiły go jej wpadki słowne i nie przeszkadzało mu to, że ona nie miała doświadczenia z chłopcami.
Na samą myśl o Gerardzie serce bolało ja jakby wyrywano go jej z piersi. Uśmiechnęła się słabo, gdy zobaczyła Toma w szlafroku wychodzącego z zaparowanej łazienki. Chłopak podszedł do niej.
-Co tu robisz? Powinnaś już spać.- Uśmiechał się przyjaźnie.
-Chciałam ci podziękować za.. za wszystko. Za to, że mogę tutaj zostać i za to, że jesteś dla mnie wsparciem.- Dotknęła szyi chłopaka lekko przejeżdżając po niej opuszkami palców. Spojrzała mu prosto w oczy.- Przeprasza też za moje dziwne zachowanie. Ignorowałam twoje ostrzeżenia co do.. co do niego. Teraz cierpię i mam nauczkę.- Stanęła lekko na pacach, by być tego samego wzrostu co chłopak.- Dziękuję- Szepnęła całując kleryk w usta.
Nie żałowała tego, co zrobiła wczorajszego wieczoru. Tom jeszcze nie był księdzem i miał prawo do zrezygnowania i wybrania szczęścia, ale czy ona mogłaby mu je dać? Czy mogłaby oddać klerykowi swoje serce, tak jak oddała je Gerardowi? Właśnie te pytania wstąpiły w jej głowę zaraz po pobudce. Przeciągnęła się jeszcze na łóżku i wtuliła się w poduszkę. Od kilkunastu dobrych dni nie spała sama w łóżku. Brakowało jej ciepła drugiej osoby i świadomości, że komuś na niej zależy. Nie chciała prowadzić żadnych poważnych przemyśleń z samego rana, bo i tak wybrałaby najgłupszą opcję jaką tylko by się dało. O tak wczesnej porze nie była zdolna do racjonalnego myślenia.
Kiedy mieszkała z Gerardem wstawała co prawda wcześniej od niego, ale tylko o jakieś dwie godzinki. W tym czasie ona przygotowywała mu śniadanie i zajmowała się sobą, a on wstawał po godzinie jedenastej i całował ją w czoło, gdy czytała gazetę przy soku pomarańczowym. Serce ścisnęło jej się na samo wspomnienie ciepłych ust chłopaka na jej skórze. Tęskniła za nim bardzo. Wcześniej nie była świadoma tego, że można za kimś aż tak bardzo tęsknić. Odczuwała brak jego obecności każdą komórką swego ciała. Nie było to dla niej dobre i dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest uzależniona od ciemnowłosego. Pragnęła choć na moment znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o wszystkim co zdarzyło się wcześniej. Puścić w niepamięć jego zdradę, ale tak się nie dało. Takich rzeczy się nie wybacza.
Podniosła się z łóżka i odgarnęła ciepłą kołdrę ze swojego ciała. Postawiła bosą stopę na okropnie zimnej podłodze by się obudzić i przestać ciągle wracać pamięcią do życia z Morgensternem. Może i było jej z nim cudownie, ale wszystko legło w gruzach. Teraz musi skupić się na swojej przyszłości i na tym co powinna zrobić. Nie może przecież do końca życia mieszkać u matki Toma. Musi pogodzi się z własnymi rodzicami.
Zaraz po tym jak się wykąpała wróciła do sypialni i wyciągnęła z ogromnej granatowej walizki jasne dżinsy i z przetarciami i szeroki, szary podkoszulek. Wysuszyła włosy i związała je na czubku głowy w cebulkę. Zanim zeszła na śniadanie na stopy włożyła szare, materiałowe trampki.
Uśmiechnęła się widząc Toma i jego mamę siedzących już przy stole. Usiadła obok chłopaka i położyła serwetkę na kolanach.
-Dzień dobry.- Powiedziała cicho.
-Witaj.- Margareth posłała jej pełen przyjaźni uśmiech.- Co zjesz? Eliz przygotowała naleśniki i sałatkę owocową oraz owsiankę.- Kobieta wskazywała dłonią każdy wymieniony posiłek, który znajdował się na długim drewnianym stole.
-Zjem sałatkę.- Uśmiechnęła się słabo. Nie miała ochoty silić się na uśmiechy i udawanie, że nic się nie stało, a jej życie jest takie jak wcześniej.
-Jak spałaś?- Zapytał Tom widząc drżące dłonie dziewczyny, które wyciągnęła po półmisek z sałatką.
-Wspaniale. Dziękuję.- Wciągnęła głęboko powietrze. Spojrzała na zegarek, który wisiał na ścianie naprzeciwko niej. Dochodziła godzina siódma. Dziwiła się jak w ogóle mogła wstać tak wcześnie. Lubiła wylegiwać się w łóżku, ale wtedy miała Gerarda.
Łyżka wypadła jej z dłoni na same wspomnienie o chłopaku. Czuła się taka bezsilna i osamotniona. Zupełnie jakby stała w cienkim jesiennym płaszczyku pośrodku Antarktydy czekając aż ktoś wreszcie ją znajdzie. Ból w klatce piersiowej wymusił grymas na jej twarzy, który zamieniła w lekki uśmiech, by Tom i jego matka nie zauważyli jej złego samopoczucia.
-Przepraszam. Jestem jeszcze trochę zaspana.- Nie skłamała, bo chciało jej się spać, ale nie na tyle, by nie panować nad swoimi ruchami.
-Nic się nie stało. Tylko się pośpiesz, bo chciałem zabrać cię w jedno bardzo ważne miejsce.- Tom z czułością w oczach dotknął ramienia dziewczyny, ale ta zgrabnie uciekła przed jego dotykiem. Świetnie.. najpierw go całuję a teraz nawet nie pozwalam się dotknąć żeby mnie pocieszył. Jestem idiotką.
Po skończonym śniadaniu czekała na Toma w jego samochodzie. Nie miała pojęcia gdzie chłopak chce ją zabrać, ale cieszyła się, że wreszcie oderwie myśli od osoby, o której chce zapomnieć. Najgorsze było to, ze cały czas o nim myślała. Nawet, gdy brała prysznic czy rozmawiała z Tomem przy śniadaniu nie potrafiła przestać przypominać sobie jego twarzy i tych bezgranicznie ciemnych oczu. W głowie ciągle słyszała jego słowa. Słowa, które myślała, że kierował tylko do niej.
-Kocham cię.- Szepnęła ze łzami w oczach nie zdając sobie sprawy z tego, że Tom jest już w samochodzie.
-Słucham?- Zapytał wyraźnie zdziwiony.- Co mówiłaś?
-Nic. Przepraszam.. Nie słuchaj mnie. Zaczynam gadać głupoty.- Uśmiechnęła się cierpko.
Jechali w milczeniu przez kilka minut. Jenny nie potrafiła zacząć rozmowy. Wolała katować się myślami i użalać się nad sobą mimo tego, że rano obiecała sobie koniec z Morgensternem. To jednak było trudniejsze niż myślała. Od tego czasu minęło tylko kilka godzin, a ona cały czas myślała o nim i nie potrafiła przestać. Wypełniał jej każdą chwilkę a ona nie potrafiła tego zahamować. Może nawet nie chciała. Z Gerardem była zbyt blisko, by zapomnieć o nim w ciągu kilku minut.
Obraz za szybą stopniowo przestał się rozmazywać. Stanęli na niezbyt dużym żwirowym parkingu. Jenny doskonale znała to miejsce. Co tydzień z rodzicami przyjeżdżała tutaj i zostawiali samochód, by udając szczęśliwą rodzinę udać się do kościoła. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem źle nie oceniła sytuacji. Może jej rodzice byli szczęśliwi z życia jakie oni prowadzą tylko jej to nie pasowało? Może dlatego rodzice nie widzieli, że ona jest nieszczęśliwa?
Westchnęła ciężko i wysiadła z samochodu. Rozejrzała się dookoła. Miejsce było zupełnie puste. Udała się za Tomem do kościoła zastanawiając się, dlaczego chłopak przywiózł ją akurat tutaj. Nie miała czego zawierzać Bogu. Wszystko co miała to straciła. Nie widziała sensu przyjeżdżania do kościoła.
Tom otworzył jej ogromne drewniane drzwi z masywnymi metalowymi klamkami. W kościele było chłodno. Spojrzała na ołtarz z krzyżem. Poczuła nagły brak powietrza w płucach. Tak dawno tutaj nie była. Co prawda nigdy nie czuła zbytniej więzi z Bogiem, ale teraz poczuła jak bardzo brakowało jej tego miejsca.
-Ksiądz już czeka.- Szepnął jej Tom popychając ją w stronę konfesjonału.
Zadrżała ze strachu. Nigdy nie bała się spowiedzi. Wcześniej prowadziła niemal święte życie, a teraz? Teraz to wszystko zniknęło, a ona stała się grzesznicą, która nie zasługuje na wybaczenie. Odwróciła się od Boga, by wybrać ziemskie przyjemności. Bóg przed tym ostrzegał. Ludzie którzy zboczyli z jego ścieżki trafią do piekła, a ona czuła, że drzwi do tego miejsca są już dla niej otwarte.
Wychodząc z kościoła czuła się czysta. Powiedziała księdzu o wszystkim co robiła w czasie znajomości z Gerardem. Wyżaliła się, że on ją bardzo skrzywdził. Ksiądz pocieszył ją, że najważniejsze jest to, że powróciła do Boga, tak jak dziecko skłócone z rodzicami wraca do nich, gdy uświadamia sobie, że nie jest w stanie kierować samemu życiem. Zanim wsiadała do samochodu wytarła ślady łez z policzków. Teraz była gotowa na powrót do dawnego życia.
Otwierając drzwi pojazdu poczuła wibrowanie w kieszeni dżinsów. Niechętnie wyciągnęła telefon  i sprawdziła kto dzwoni. Bała się, że to będzie on i miała racje. Odrzuciła połączenie i wsiadła do auta. Podczas drogi powrotnej kilkakrotnie odrzucała telefony Gerarda. Nie chciała już wracać do przeszłości mimo tego, że była jej tak blisko. Jeszcze wczorajszego poranka obudziła się w ramionach chłopaka i czuła, że świat należy do niej, a jej ukochany będzie z nią do końca życia. Teraz wszystko zniknęło. Została tylko ogromna rana w jej sercu, którą z każdym dniem będzie próbowała załatać.
Pragnęła, by to wszystko się już skończyło. Przez cały wczorajszy dzień Gerard nękał ją telefonami. Miała ogromną chęć odebrać telefon i usłyszeć jego głos, ale musiała być silna i pokazać chłopakowi, że wcale nie znaczył dla niej tak wiele, jak mogłoby się wydawać i jak na prawdę było. Wróciła do domu rodziców, którzy patrzyli na nią jakby była rannym żołnierzem wracającym z przegranej wojny. Smutek miała wypisany na twarzy i nie potrafiła się go pozbyć. Nawet najlepszy makijaż nie pomógłby jej. Przez całe popołudnie wyjaśniała z rodzicami sytuację w jakiej się znalazła. Nie powiedziała im jednak o tym, że brała narkotyki, piła alkohol i oczywiście, że jej chłopak ją zdradził. Gdyby to wyszło na jaw byłaby już kompletnie skreślona u rodziców. Nie pozwoliliby jej mieszkać dłużej w tym domu. Stwarzali pozory doskonałych rodziców a jaj reputacja zepsułaby wszystko na co oni tak ciężko pracowali przez całe lata.
Jedząc śniadanie czuła na sobie badawcze spojrzenie rodziców. Jedyną osobą, która normalnie zachowywała się w stosunku do niej był jej młodszy brat. David jak zwykle przywitał ją długim uściskiem. Brakowało jej go przez ostatnie dni. Lubiła się nim opiekować. Chłopiec pociągnął ją za rękę, by usiadła obok niego przy stole. Rodzice powiedzieli, że ciągle o nią wypytywał i nie mógł się doczekać kiedy wróci z wycieczki szkolnej, bo tak właśnie wytłumaczono mu jej nieobecność. David wypytywał ją o wycieczkę, a na sam koniec poskarżył się, że siostra się z nim nie pożegnała. Jenny przeprosiła chłopca i po skończonym śniadaniu razem z ojcem ruszyła do garażu, gdyż ten miał ją zawieźć do szkoły. Od ponad dwóch tygodni w niej nie była. Państwo Turner obiecali usprawiedliwić jej nieobecność chorobą.
Powrót do szkoły nie był aż taki ciężki jak jej się wydawało. Nie miała dużych zaległości gdyż zawsze umiała materiał ponad program i szybko kojarzyła fakty. Gdyby nie to, że wszyscy uczniowie w klasie dziwnie na nią patrzyli mogłaby uznać ten dzień za udany i gdyby nie to co stało się na ostatniej lekcji nie żałowałby, że wróciła.
Historia była ostatnią godziną w szkole. Jenny wolała zostać tutaj niż wracać do domu. Zawsze wolała naukę niż siedzenie z rodziną w domu. I tak nikt jej tam nie słuchał. Co prawda teraz wszystko się zmieniło. Rodzice ciągle patrzyli jej na ręce i obiecali, że któreś z nich będzie ją zawoziło i przywoziło ze szkoły byle tylko nie spotkała się z Gerardem. Z jednej strony to dobrze, bo nie będzie musiała pieszo chodzić i wracać ze szkoły, ale z drugiej miała przerąbane, gdyż nie mogła zostać nawet na chwile sama.
W chwili, gdy w klasie zapanowała absolutna cisza drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich stanął ubrany w czarne rurki i czary podkoszulek Gerard. Miał na sobie skórzaną kurtkę, a jego włosy były lekko potargane przez wiatr. Chłopak miał wściekły wyraz twarzy. Jenny tylko jęknęła, gdy go zobaczyła. Spodziewała się, że przyszedł do niej i niestety nie myliła się. Ciemnowłosy podszedł do jej ławki nie zważając na spojrzenia wszystkich uczniów, a w tym także nauczyciela.
-Musimy porozmawiać, kochanie.- Morgenstern nachylił się nad dziewczyną.
-Nie mamy o czym.- Odpowiedziała krótko nie chcąc z nim rozmawiać. Nie mogła pozwolić, by i nawet tutaj wszyscy patrzyli na nią jakby kogoś zabiła.
-Właśnie że mamy.- Pociągnął ją za rękę, którą trzymała na ławce.- Zabieram ją na chwilę- Rzucił do nauczyciela, który przyglądał się tej scenie z niepokojem.
Gdy drzwi klasy zamknęły się Gerard przygwoździł Jenny do ściany.
-Janie. Janie powiedz mi dlaczego odeszłaś?!- Zapytał ledwo panując nad swymi emocjami.- Dlaczego do cholery odeszłaś?!- Uderzył otwartą dłonią w ścianę.
Jenny nie chciała pokazać chłopakowi jak bardzo cierpi, ale nie mogła też powstrzymać łez napływających jej do oczu. Gdy patrzyła na Gerarda wszystko odżyło. Poczuła, że miłość do niego rozsadza jej serce. Westchnęła czując, że nie ma siły walczyć z chłopakiem. Spojrzała w jego oczy, a łzy same spłynęły jej po policzku.
-Jesteś draniem..- Wyrwała się ręce z jego uścisku i wybiegła ze szkoły. Nie mogła pohamować płaczu. Zbiegając ze schodów prowadzących do szkoły omal się nie potknęła. Ciężko było jej wciągać powietrze do płuc. Usiadła na ostatnim schodku i schowała twarz w dłonie. On widział jej łzy. Dostrzegła wtedy w jego spojrzeniu coś jakby żal i smutek, ale czy on był zdolny żałować kogokolwiek? Nierówno i z trudem wciągała powietrze. Krztusiła się własnymi łzami.
-Janie..- Zaczął Gerard, gdy tylko podszedł do dziewczyny.
-Nie mów tak do mnie!- krzyknęła zrywając się na równe nogi.- Nie tak mam na imię. No chyba, że twoja kochana tak się nazywa!- Odwróciła się do niego plecami starając się opanować.
-Nie.. Janie.. Jenny- Poprawił się szybko.- To nie tak. Żadna z nich dla mnie nic nie znaczyła.. Zawsze wracałem do ciebie, bo cię kocham.- Dotknął ręka ramienia dziewczyny, ale ta odsunęła się od niego jak oparzona.
-Żadna z nich?! To było ich więcej?!- Czuła, że nie ma siły już dłużej stać na nogach. Gerard bawił się jej uczuciami i to sprawiało mu radochę, ale jej nie było do śmiechu. W jednej chwili okazało się, że jest oszustem. Nigdy nie powiedział jej, że spotyka się z innymi dziewczynami. Może i by to zaakceptowała, ale teraz nie była w stanie. Gdyby tylko dał jej wtedy tą pewność, że i tak będzie tą jedyną z czasem przestałoby jej to przeszkadzać jednak teraz już nic nie dało się zrobić.
-Jenny kocham cię. Tylko ty się dla mnie liczysz. Wróć do mnie proszę. Wszystko się zmieni.- Obiecywał. Patrzył na dziewczynę intensywnym wzrokiem jakby liczył, że ma jakieś specjalne moce i spojrzeniem przekona ją do zmiany decyzji.
-Jesteś kłamliwym idiotą!- Uderzyła chłopaka w twarz. Patrzyła chwilę na jego zdziwiona minę. Sama nie miała pojęcia, że jest zdolna uderzyć chłopaka.

Stał chwilkę wpatrując się w dziewczynę, która również była zdziwiona tak samo mocno jak on. Cały policzek go piekł i czuł, że jest czerwony. Przyłożył do niego rękę. Wyglądał teraz trochę jak bezbronne dziecko w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Dziewczyna ze spokojem ruszyła kierunku schodów, na których stał Tom. Kleryk musiał widzieć całą tą sytuacje z czego Gerard nie był zadowolony. Nie mógł pozwolić, by Jenny przeszła na stronę Toma. Już tak dobrze mu szło tylko Jenny w jakiś sposób dowiedziała się o jego zdradzie. Sam dolał oliwy do ognia informując ja, że to nie był jednorazowy wybryk. Ze wściekłością spojrzał na Toma, który czule objął zapłakaną dziewczynę ramieniem. Musiał przyznać, że Jenny była śliczna nawet z zaczerwionymi oczami i różowymi policzkami oraz potarganymi włosami. Widywał ją wiele razy rano, nieumalowaną i nie uczesaną i zawsze nie mógł się na nią napatrzeć.
Cały wczorajszy dzień spędził próbując dodzwonić się do dziewczyny, ale ona cały czas odrzucała go. Tom z pewnością nastawił ją przeciwko niemu. Kleryk, który w przedziwny sposób zmartwychwstał, mieszał w jego doskonałym palnie. Nie mógł dopuścić do tego, że straci Jenny. Nie teraz, kiedy rozwiązanie wszystkiego jest w zasięgu ręki. Zostało tylko parę dni, by wszystko wygrać lub przegrać. On nie mógł przegrać. Nie był do tego przyzwyczajony. Był najlepszy w tym co robi i dlatego dostał to zadanie.
Ze wściekłością uderzył zaciśniętą pięścią w chropowaty mur szkoły. Poczuł ostry ból, gdy jego ciało zetknęło się ze ścianą. Spojrzał na zdarte kostki dłoni, z których ciekła krew.
-Choćbym musiał pozabijać wszystkich i tak Jenny będzie moja.- Zacisnął mocniej pięść pozwalając, by jeszcze więcej krwi polało się z jego ran.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Witajcie, wydaje mi się, że już któryś raz zaczynam tak "słowa po rozdziale". Znowu przeprosiny.. wiem, że nawalam z rozdziałami, nie jestem w stanie pisać... Mam problemy, sporo problemów i muszę sobie jakoś z nimi poradzić choć nie wiem czy dam radę. Jak to dramatycznie wgl brzmi.. siedemnastolatka z problemami.. wielu dorosłych wyśmiałoby mnie. Ale moim problemem nie jest zawód miłosny. To dziwne, że wszyscy słysząc, że nastolatka ma problem od razu myślą, że chodzi o chłopaka.. no cóż. Pozostawię to bez większego komentarza. 
Więc tak.. pewnie zastanawiacie się kiedy bd kolejny rozdział, ale ja znowu nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ten weekend mam zajęty. Jutro jadę na zakupy, w sobotę na Lednicę a w niedziele jest festyn.. No właśnie. Kto z was bd na Lednicy? Liczę, że ktoś bd :D Bo wyjdzie, że pisze takie bezbożne opowiadanie a wychodzi na to, że na katolickie zjazdy młodzieży jeżdżę :D Super nie? Jestem pełna sprzeczności. No ale dosyć głupiego i bezsensownego gadania. Dziękuję serdecznie tym, którzy zostali przy mnie pod moją nieobecność. :)