środa, 24 lipca 2013

11.Objawiłaś mu się i dlatego upadłaś..

Rozdzial 11:

Lekko zmartwiony wrócił do domu przed wieczorem.  Miał nadzieje, że jego dziewczyna już przemyślała wszystko i wyszła z łazienki, a teraz czyta spokojnie książkę na kanapie jak to zwykle robiła wieczorami, gdy nigdzie z nim nie wychodziła. Nacisnął klamkę drzwi prowadzących do mieszkania i ze zdziwieniem stwierdził, że są one dalej zamknięte. Otworzył je własnym kluczem i wszedł do środka. W mieszkaniu panowała cisza, a on z korytarza widział, że Jenny nie siedzi w salonie. Pełen złych przeczuć rzucił kurtkę na podłogę i poszedł do sypialni z nadzieją, że dziewczyna tam będzie jednak się pomylił. W kuchni również jej nie było, więc łazienka pozostawała mu tylko do sprawdzenia. W duchu wmawiał sobie, że dziewczyna gdzieś  wyszła i dlatego nie może jej znaleźć  w całym mieszkaniu.
Nacisnął klamkę od drzwi do łazienki, a ta nie ustąpiła, co oznaczało, że ktoś jest w środku.
-Kochanie otwórz. Musimy porozmawiać. Nie chcę byś była na mnie zła.
Zdziwiony tym, że dziewczyna nic nie odpowiedziała zapukał do drzwi.
-Jenny wszystko w porządku?! Jenny odpowiedz mi! Martwię się o ciebie!- Krzyczał kopiąc w drzwi nogą. Dziewczyna dalej nic nie odpowiedziała. Gerard odsuną się troszkę od drzwi i z całej siły kopnął w nie nogą, tak że wyłamał się zamek. Jego oczom ukazała się zapłakana dziewczyna siedząca skulona na środku łazienki z ponacinanymi i zakrwawionymi nadgarstkami.
-Cholera! Jenny coś ty zrobiła?! Ty jesteś poważna?! Chciałaś się zabić?! Ależ ty jesteś głupia!- Ukląkł przy niej, a ona tylko płakała jeszcze bardziej. Dotarło do niego, że chyba na tą chwilę zbyt ostro potraktował dziewczynę. Teraz powinien jej pomóc, opatrzyć rany i zaprowadzić do łóżka, by odpoczęła, a nie krzyczeć na nią.- Przepraszam kochanie, przepraszam.- Przytulił Jenny do siebie, ale ta tego nie odwzajemniła. Poczuł, że ją traci. Przez swoje głupie i szczeniackie zachowanie doprowadził ją do stanu krytycznego. Ona chciała się zabić przez niego, przez złe słowa jakie do niej kierował.
Pociągnął dziewczynę do góry i poprosił, by siadła na brzegu wanny. Sam obrócił się do niej tyłem i zaczął szukać wody utlenionej, opatrunków i bandaży. Uśmiechnął się spokojnie do dziewczyny chcąc dodać jej otuchy, ale chyba mu nie wyszło, bo ta daje siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Gerard uniósł jej dłoń do góry, tak by mieć dobry widok na rany, które Jenny sobie zrobiła. Polał je wodą utlenioną. To samo zrobił z drugą ręką. Obie później opatrzył i zabandażował.
-Wszystko już będzie dobrze, kochanie.- Ucałował dziewczynę w czoło, a ta przyciągnęła go do siebie i mocno wtuliła się w jego ramiona. Pogładził ją po plecach i głowie.
-Przepraszam..- Szepnęła załamującym się głosem i jeszcze mocniej tuliła się do chłopaka.
-Nie masz za co przepraszać. To wszystko moja wina. Myślałem, że będziesz silniejsza zupełnie tak jak wtedy.. Nie płakałaś, nic nie robiłaś. Stałaś i patrzyłaś, a później odeszłaś. Zostawiłaś mnie.- W jego głosie zabrzmiała gorycz wywołana przez wspomnienia, które wolałby wymazać ze swojej pamięci.- Musisz odpocząć.- Rzekł po chwili ciszy, gdy uświadomił sobie, że to co przed chwilą pomyślał wydostało się z jego ust. Cieszył się, że dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, bo teraz nie był dobry moment na tłumaczenie jej tego wszystkiego. Tym bardziej ona nie potrzebowała już więcej zmartwień i kłopotów. Dobrze wiedział, że Jenny już ma mętlik w głowie, a to czego by się dowiedziała o nim i o sobie wcale nie poprawiłoby jej sytuacji.
Pomógł wstać dalej płaczącej dziewczynie i zaprowadził ją powoli do sypialni. Pomógł jej położyć się na łóżku.
-Zostać z tobą?- Zapytał, a ta kiwnęła głową.
Położył się obok niej i przytulił ją mocno do siebie pozwalając, by zasnęła w jego objęciach.

Obudziła się niezbyt świadoma tego, co stało się wczorajszego dnia. Wszystko przypomniało jej się, gdy zobaczyła białe bandaże, w które owinięte były jej nadgarstki. Westchnęła głośno i rozejrzała się po pokoju. Gerarda nie było z nią w łóżku, a dobrze pamiętała, że położył się razem z nią, a wcześniej zajął się nią. Powoli dochodziło do niej to, że bardzo głupio postąpiła wczoraj podcinając sobie żyły. A co jeśli Gerard teraz ją zostawi, bo stwierdzi, że nie chce być dłużej z dziewczyną, która jest psychiczna? No bo która normalna dziewczyna podcina się? Kto normalny się samo okalecza?
Przestraszona tym, że Gerard ją zostawi zerwała się z łóżka i chwiejnym krokiem wyszła na korytarz. Nie czuła się zbyt dobrze. Była słaba i bledsza niż zwykle. Widocznie straciła całkiem dużo krwi. Zajrzała do łazienki, bo była najbliżej sypialni, ale chłopaka w niej nie było, tak jak w całym mieszkaniu jak się później okazało, gdy Jenny zaczęła go szukać.
Odszukał swój telefon komórkowy w torebce i zadzwoniła do chłopaka, ale odezwała się tylko sekretarka. Usiadła zdenerwowana na kanapie i mocno ścisnęła telefon w  ręce.
Może przesadza z tym martwieniem, ale musiała wiedzieć, że Gerard ją nie zostawi po tym, co stało się wczoraj, że dalej są razem i to co jej obiecał dalej jest aktualne. Miała nadzieję, że chłopak za chwilę wejdzie głównymi drzwiami z siatką ciepłych bułek w ręku i powie, że był w piekarni po świeże pieczywo, a ona przytuli go mocno i przestanie się zamartwiać, że jest z inną. Szansa, że scenka, którą ułożyła sobie w głowie się wydarzy była nikła, bo Gerard nigdy nie wychodził po pieczywo. Wszystko zamawiał przez Internet. Pracownik piekarni zawsze o godzinie ósmej przywodził pieczywo i zostawiał je w szczelnie zamkniętych pojemnikach, bo takie dostał polecenie od Gerarda. Zanim wprowadziła się do niego Jenny nikt nie odbierał tego pakunku wcześniej niż o jedenastej.
Spojrzała na zegarek. To było dziwne, że chłopak wstał tak wcześnie, bo była dopiero dziesiąta. Zjadła szybkie śniadanie czując się coraz gorzej. Siedząc na kanapie czuła jakby wszystkie siły uchodziły z niej. Następnie ubrała się w biały top, bluzę, która zakrywała bandaże na jej nadgarstkach, czarne trampki i czarne rurki. Włosy rozczesała i pozostawiła rozpuszczone. Ciągle nie była przyzwyczajona do swojego nowego wyglądu z włosami spoczywającymi na jej ramionach. Zawsze miała je związane wysoko prawie na czubku głowy, bo taki był wymóg szkoły, do której wcześniej chodziła. Włosy rozpuszczała, bo Gerard ją taką wolał. Jej było to obojętne.
Zamknęła drzwi na klucz, gdy wyszła z mieszkania. Przy śniadaniu dokładnie przemyślała gdzie pójdzie szukać Gerarda. Było tylko jedno miejsce, w którym, jak myślała, on może się znajdować jeśli dalej jest jej niewierny. W głębi serca pragnęła, by nie było go tam, gdzie zmierzała. Chciała, by okazało się, że chłopak będzie już w domu, gdy ona wróci i opowie jej gdzie był, a ona wtedy stwierdzi, że zachowała się bardzo głupio i nieufnie szukając go u tej dziewczyny.
Pełna obaw, ale również nadziei zapukała do drzwi dziewczyny, z którą ostatnio widziała swojego chłopaka. Jej serc biło jak oszalałe. Nie przemyślała tego, co zrobi jeśli będzie tam Gerard. Czy powinna zrobić mu awanturę, że znowu ją zdradza, czy wyjść i wrócić do jego mieszkanie, spakować wszystkie rzeczy i.. i co? Nie miała gdzie wrócić, nie miała gdzie zamieszkać w razie czego. Jednak nie mogłaby zostać z nim, gdyby znowu ją okłamywał. Chociaż.. wtedy pod szkołą, gdy wyprowadził ją siłą z lekcji powiedziała mu, że gdyby jej powiedział o tym, że spotyka się z inna dziewczyną, ale ona nic dla niego nie znaczy, może by to zaakceptowała. Ale czy teraz też byłaby na to gotowa? Wtedy cierpiała, bo czuła, że go straciła i chwytała się każdej możliwości, by pokazać chłopakowi jak bardzo ją zranił i ile ona poświęciłaby dla niego, gdyby tylko znała prawdę. Wtedy brakowało jej go i może dlatego myślała, że taki układ by jej opowiadał. A co jeśli to wszystko by się ziściło? Czy ona miała szansę przetrwać w takim trójkącie? Czy w ogóle chciała w niego wstępować?
-Słucham?- Zapytała kobieta otwierająca drzwi. Patrzyła bardzo długo na Jenny z lekko otwartymi ustami zupełnie tak jakby ją już znała i była pod wrażeniem tego jak teraz wygląda. Jenny również odniosła wrażenie, że skądś zna tę dziewczynę.
-Przepraszam, że cię nachodzę, ale szukam mojego chłopaka, Gerarda Morgensterna.- Zaakcentowała słowo mojego dając dziewczynie do zrozumienia, że to ona jest dziewczyną Gerarda i jeśli nic o niej nie wiedziała, to chłopak ją oszukiwał.
-On jest twoim chłopakiem?- Zapytała z niedowierzaniem.- Znowu..- Szepnęła opierając się o drzwi. Wyglądała tak jakby martwiła się o to, że Jenny chodzi z Gerardem, co było zupełnie niedorzeczne. Powinna być wściekła, bo chłopak ją oszukał i wykorzystał, a ta tylko pokręciła głową z niedowierzaniem.- Jak możesz w ogóle chodzić z  kimś takim?!- Zapytała oburzona.
-O co ci chodzi? Przecież sama z nim spałaś!- Powiedziała to głośniej niż by chciała.
-Skąd o tym wiesz?- Zapytała przerażona- Ten narcystyczny dupek ci o tym powiedział?
-Sama was widziałam..- Stwierdziła kręcą głową.- Jest on tu czy nie? Śpieszę się.- Skłamała, bo chciała wyciągnąć informację, po którą przyszła.
-Sama sprawdź.- Zaproponowała blondynka i usunęła się z przejścia, by Jenny mogła wejść do mieszkania.
Wbrew pozorom w środku było całkiem przytulnie. W salonie stała mała kanapa w ciemną kratkę, a naprzeciwko niej stolik, a dalej szafka z telewizorem. Z drugiej strony kanapy przy ścianie stało całkiem spore łóżko, a obok niego jedna szafka nocna. W pokoju panował lekki półmrok. W tym pomieszczeniu Gerarda na pewno nie było. W kuchni, która zawierała meble z różnych kolekcji również nie było chłopaka podobnie jak w łazience.
-Przepraszam, że przeszkodziłam- Powiedziała Jenny kierując się w stronę drzwi, ale zatrzymała się przy szafce z telewizorem zanim blondynka się do niej odezwała.
-Nie dziwię się, że go tutaj szukasz. Też nie wierzyłabym chłopakowi po zdradzie.- Powiedziała to całkiem przyjaźnie.- Jestem Scarlett. Coś się stało?- Zapytała, gdy Jenny się nie odezwała tylko dalej stała wpatrzona w jakieś zdjęcie stojące na szafce.
-Wiesz gdzie będzie teraz Gerard?- Zapytała z lekko zmieszaną miną. Chciała zapytać Scarlett o co innego, ale nie wiedziała, czy jej wypada. I tak już nachodzi ją w domu i przeszukuje jej mieszkanie w poszukiwaniu niewiernego chłopaka, co było niedorzeczne.
-Pewnie w swojej firmie. Często rano tam chodzi.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Gerard ma firmę?- Zapytała zdziwiona, bo nie miała o tym fakcie pojęcia.
-No tak. A skąd miałby mieć pieniądze na te samochody, mieszkanie i bogate życie? Myślałam, że wiesz, ale Gerard pewnie stwierdził, że nie jesteś jeszcze gotowa, by o wszytki wiedzieć.- Powiedziała łagodnie siadając na kanapie.- Długo przyglądałaś się jakiemuś zdjęciu na mojej szafce. Kogoś ci przypomina ta kobieta?- Zapytała, a Jenny wyczuła jakby nutkę nadziei w głosie blondynki.
Na zdjęciu była szeroko uśmiechnęła dziewczyna o bladej cerze i niebieskich, anielskich oczach. Uśmiechała się w ten sam sposób co Jenny. Miała taki sam łuk brwiowy i niezbyt głęboko osadzone oczy z lekko pulchnymi policzkami. Jedyne co odróżniało ją od Jenny to kolor włosów, który był jasnego blond.
-Ona wygląda tak jak ja..- powiedziała cicho niepewna tego co mówi. Przecież Scarlett może stwierdzić, że już kompletnie jej odbiło.
-Racja, bo to jakby twoja cześć.- Stwierdziła z uśmiechem.- Nie rozumiesz?- Zapytała widząc tępy wyraz twarzy Jenny.- To twoja matka, Jenny.- Uśmiechnęła się.- Jak również moja- Dodała po chwili.- Jestem twoją siostrą, a kobieta na zdjęciu to nasza matka. Zmarła razem z naszym ojcem podczas Wielkiej Wojny Nieba i Piekła. Byli bardzo szczęśliwi ze sobą. Mama bardzo kochała tatę.- Cały czas uśmiechała się łagodnie jakby chciała przekonać dziewczynę stojąca naprzeciwko ze zdziwieniem wypisanym na twarzy, że nie żartuje.
Jenny uśmiechnęła się niepewnie, a po chwili zaśmiała się zupełnie zdezorientowana.
-Nie chciałabym być niegrzeczna, ale chyba brałaś coś albo właśnie czegoś nie wzięłaś.- Stwierdziła lekko krzywiąc się. Scarlett musiała zapomnieć o jakiś lekach, dzięki którym nie gada takich głupot.
Dziewczyna przestała się uśmiechać i spojrzała poważnie na swoją teoretyczną siostrę, która siedziała dalej z lekkim uśmiechem jakby słowa, które Jenny przed chwilą do niej skierowała, wcale jej nie obraziły.
-Usiądź obok mnie. To co ci powiem.. możesz w to nie uwierzyć, ale to prawda. Gerard wszystko potwierdzi. Siadaj.- Zawołała dziewczynę obok siebie.- Wiem, że mi nie wierzysz, ale naprawdę jestem twoją siostrą, a to nasza matka.- Wskazała na zdjęcie, które dalej stało na szafce.- Jesteście do siebie takie podobne. Musisz mi uwierzyć.
-Dobrze.. powiedzmy, że wierzę..- Powiedziała niepewnie. Będzie musiała porozmawiać poważnie z Gerardem o tym wszystkim.
-Wiesz.. nasi rodzice byli Aniołami i my też. Ja upadłam i ty też..
Jenny patrzyła na Scarlett z szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Zaczęła się bać, że jak tak dalej pójdzie to dziewczyna zacznie biegać z nożem po domu i biedzie chciała złożyć ją w ofierze.
-Kiedy byłam Aniołem byłam opiekunką pewnego małego zagubionego w życiu dorosłych chłopca o czarnej czuprynie i pięknych brązowych oczach. Patrzyłam jak dorasta i jak cierpi każdego dnia bardziej. Błagałam Boga, by temu chłopcu nie przydarzało się już nic złego, ale tego ciągle spotykały nieszczęścia. Najpierw umarł jego ojciec, który wcale nie była dla niego dobry, a matka po jego śmierci spotykała się z wieloma mężczyznami nie zapewniając chłopcu bezpieczeństwa i miłości na jakie zasługiwał, bo był wtedy niewinny.. ile on mógł mieć lat? Sześć, siedem? W końcu uciekł z domu. Spotkał złe towarzystwo, na które nie miałam wpływu. Nie mogłam nic poradzić w starciu z trzema wysłannikami Szatana, którzy zaczęli się nim interesować. Po jakimś czasie, gdy on dorósł, miał 17, lat jego matka.. odeszła- wciągnęła z sykiem powietrze jakby samo wspomnienie sprawiało jej ból.- Nie było nocy żeby on nie płakał po tym wszystkim, było w nim tyle rozpaczy, tyle goryczy, cały świat go olewał i mścił się na nim. Nie mógł znaleźć dobrej pracy, ukończyć szkoły, został sam bez rodziny, a ja nie mogłam nic zrobić. Kilka dni po jego osiemnastych urodzinach, które spędził sam przy butelce wódki zawołał mnie. Błagał bym się mu objawiła, bo chce zrozumieć, dlaczego życie tak się toczy, dlaczego nic mu nie wychodzi.. zrobiłam to.. pokazałam mu się, a on wtedy.. tak bezczelnie zaśmiał mi się prosto w twarz mówiąc, że właśnie..Och- Jęknęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. Przetarła je ręką i była gotowa, by dalej kontynuować swoją opowieść.- On przeszedł na stronę Szatana.. Stał się Wysłannikiem Piekła. Ja zostałam pozbawiona skrzydeł i wygnana na ziemię żeby wszystko odpokutować, ale Bóg  o mnie zapomniał. Teraz już nic nie zrobię, by wrócić do Nieba jako Anioł. Zostanę tu, na ziemi na zawsze. Wiele razy mnie odwiedzałaś w tym mieszkaniu, wiesz? Pewnie nie pamiętasz. Ty też upadłaś. Zostałaś wygnana. Ale wcześniej poznałaś mojego podopiecznego. Zakochałaś się w nim, a on w tobie. Wszystko byłoby inaczej gdybyś ty nie była Aniołem Niebios, a on Wysłannikiem Piekła. Zostawił cię byś nie cierpiała przez niego i obiecał, że pewnego dnia cię odzyska. Ty dostałaś po kilku tygodniach swojego pierwszego podopiecznego. Miałaś siedemnaście lat. Po ukończeniu dziewiętnastu lat już się nie starzejemy- Dodała. Jenny siedziała wsłuchana w historie, którą Scarlett jej opowiadała. Była zafascynowana tym, że być może, jeśli dziewczyna nie jest szalona, była kiedyś Aniołem.- Tom.. miał na imię Tom. Teraz z tego co wiem pracuje w szkole katolickiej. Jeszcze uczy się w seminarium, jego matka to Margareth.. och nie pamiętam nazwiska.
-Przez niego upadłam? – Zapytała wyraźnie zdziwiona. Już wiedział o kogo chodzi Scarlett. Znała przecież tego chłopaka i nawet się z nim całowała, ale jakoś nie paliła się do tego, by się do tego przyznać.- Jak to się stało?
-Miał chyba wtedy siedemnaście, czy osiemnaście lat. Przejęłaś go po tacie, który już był martwy..- przerwała na chwilę, by sprawdzić reakcję siostry. Ta siedziała lekko zdziwiona, ale widać było, że czeka na kontynuacje opowieści.- Chłopak był mądry i bardzo wierzący. Matka od małego szykowała go do tego, że zostanie księdzem. Nie chciałaś przyznać, ale zakochałaś się w nim.. może nie tak jak w moim byłym podopiecznym, ale coś do niego czułaś. Wiedziałaś doskonale, że to zakazane, ale i tak mu się ukazałaś kiedy o to poprosił, a co gorsze.. całowałaś się z nim..
Jenny poczuła jak żołądek się jej ściska. Już wcześniej kochała w pewien sposób Toma, co przestraszyło ją bardzo. Wtedy też doskonale wiedziała, że nie może się z nim całować, a i tak zrobiła to zupełnie tak jak ostatnio, gdy była w jego domu ,po tym jak wyszedł z łazienki, pocałowała go. Popełniała te same głupie błędy.
-Później Bóg wyrzucił cię z Nieba, ale nie na zawsze. Masz szansę tam powrócić jeśli będziesz chciała. Nie wiem jednak w jaki sposób. Teraz wiesz już prawie wszystko i liczę na to, że przyjmiesz moja propozycję zamieszkania ze mną. Przeniesiemy się z tego miejsca. Zostaw tego podłego sukinsyna, bo ze znajomości z nim nic dobrego nie wyniknie. On nie jest odpowiednim chłopakiem dla ciebie Janie.
-Mam na imię Jenny.- Poprawiła ją lekko zdenerwowana.
-Jako Anielica nazywałaś się Janie.- Uśmiechnęła się.- Zostaniesz ze mną prawda?
-Raczej nie  i nie pytaj dlaczego, bo to wiadome- Scarlett jednak nie wiedziała, bo zrobiła głupią minę.- Sypiałaś z moim chłopakiem! Już nie pamiętasz?!- Zapytała wściekała. Wstała z kanapy.- To była najgłupsza propozycja jaką słyszałam! Kochanka mojego chłopaka chce żebym z nią zamieszkała!
-Przepraszam.. gdybym wiedziała, że go znasz.., że znowu jesteście razem to miedzy nami nic by nie było..- Powiedziała wyraźnie zasmucona faktem, że zraniła najbliższą jej sercu osobę.
-Daruj sobie.- Wyszła z domu trzaskając drzwiami.

Gerard Morgenstern leżał na kanapie czytając czasopismo motoryzacyjne. Uwielbiał szybkie samochody o dynamicznym kształcie. Mógł sobie pozwolić na każdą nowinkę w tej dziedzinie. Było bogaty, pieniędzy miał jak lodu i nie musiał się niczym martwić.. no prawie niczym. Jego plan w końcu zmierzał ku finałowi. Nic teraz nie mogło zmienić stosunku Jenny do niego. Zrobił wszystko tak ,jak powinien i tłumaczył sobie, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy i jest z nią tylko z przyczyn, o których wiedziały tylko nieliczne istoty. Młody kleryk już się domyślił o co chodziło i chciał odciągnąć od niego Jenny, ale serca tak łatwo się nie oszuka, a on miał świadomość, że dziewczyna szczerze go kocha i on też odwzajemniał to uczucie mimo tego, że nie chciał się do tego przyznać nawet w duchu.
Uśmiechnął się, gdy jego dziewczyna weszła do mieszkania. Nie wyglądała na zadowoloną. Była wściekła, ale i wyczerpana, dalej osłabiona po tym, co stało się wczoraj. Gerard jak nigdy czuł się winny za jej nieszczęście i brał na siebie odpowiedzialność za to, że zmusił dziewczynę do tak desperackiego kroku.
Podniósł się z kanapy szykując się na awanturę, ale dziewczyna zamiast zacząć krzyczeć na niego usiadła na miejscu obok i wpatrywała się w jego  bezwyrazową twarz.
-Kochanie, coś się stało?- Zapytał spoglądając na nią, a on uśmiechnęła się. Jej oczy wydawały się być przemęczone.
-Byłam u tej dziewczyny, z którą.. się spotykałeś ostatnio, kiedy poprzednio byliśmy razem.- Zauważył na jej twarzy wyraz bólu, gdy wspomniała o dziewczynie. Kolejny cios jaki on jej dostarczył. Zaczynał powoli żałować tego, że zadał tyle cierpienia tej dziewczynie, cierpienia, na które ona nie zasługiwała, bo ona potrzebowała tylko miłości i wiele dla niej poświęciła. Co oczywiście było kluczowe dla jego interesu.
-Tak? Dlaczego u niej byłaś. Obiecałem ci, że już nie będzie nikogo po za tobą.- I tak było. Nie kłamał. Na te parę dni mógł się poświęcić, bo nagroda będzie o wiele lepsza. Ale czy naprawdę robił to tylko dla późniejszych korzyści? Dobrze jednak wiedział, że oszukiwał się właśnie tak myśląc.
-Wiem.. ale.. przepraszam.. nie było cię rano, a ja tak strasznie się bałam..- Po jej policzku spłynęła łza.
Ona naprawdę go kochała. Gerard poczuł ucisk w sercu. Jego mała Janie znowu płakała. Bolało go to, ale nie chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
- Tak bardzo bałam się że znowu jesteś z nią.. Przepraszam. Powinnam ci zaufać.- Spojrzała na niego z błaganiem w oczach jakby oczekiwała, że on coś teraz powie.
 Milczał. Nie wiedział, co miałby powiedzieć w tej sytuacji.
- Wiedziałeś, że ona. Scarlett jest moją siostrą?- Zapytała wbijając w niego wzrok.
Nagle poczuł, że nie ma czym oddychać. Patrzył nieruchomo na dziewczynę z zaczerwionymi oczami i starał się zachować kamienną twarz. Jednak tego się nie spodziewał. Nie wiedział, że ta głupia dziwka Scarlett wyśpiewa wszystko swojej młodszej siostrzyce. Nie było mu to na rękę. Mógł teraz stracić wszystko, na co tak ciężko pracował.
Zastanawiał się, co jeszcze blond włosa powiedziała siostrze. Jeśli wyjawiła jej całą prawdę to będzie bardzo źle dla niego. Będzie musiał się tłumaczyć dlaczego wcześniej niczego nie powiedział, a nie chciał tego robić. Potrzebował czasu żeby wymyślić jakąś dobrą bajeczkę, w którą dziewczyna uwierzy.
-Tak, wiedziałem- Przyznał w końcu po chwili ciszy. Dziewczyna odetchnęła głośno wyraźnie zasmucona.- Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale nie chciałem mącić ci w głowie.
-Nie chciałeś mącić mi w głowie?! Gerard.. spałeś z nią.. zdradzałeś mnie z własną siostrą dobrze o tym wiedząc.- Dziewczyn z trudem łapała powietrze, była przerażona, wściekła i załamana.
-Janie.. źle to wygląda wiem.. ale zapomnijmy o przeszłości. Mówiłem już że teraz nie będzie nikogo oprócz ciebie. To co było z nią.. to wszystko z innymi dziewczynami to już nie ważne.- Powiedział przekonująco i objął ramieniem płaczącą dziewczynę.
Czuł się winny jej łez i nic na to nie mógł poradzić. Myślał, że już dawno jest pozbawiony ludzkich uczuć, ale jednak nie. Jenny rozpaliła je na nowo.
-Janie.. – Powtórzyła tuląc się do piersi chłopaka.- Czyli to wszystko, co mówiła Scarlett jest prawdą.- Stwierdziła z powagą przestając płakać.
-Zależy też co takiego mówiła.
-Powiedziała mi, że jestem Anielicą i że moim podopiecznym był Tom. To znaczy dokładnie tego nie powiedziała, ale sam domyśliłam się tego. Podobno przez niego upadłam..- Jenny spojrzała na Gerarda niepewnie.
-Tak, to prawda. Byłaś Anielicą i.. kochałaś się w.. w tym.. w Tomie.- Odchrząknął. Nie znosił tego chłopaka za wszystko, co zrobił.- Objawiłaś mu się i dlatego upadłaś.. podobno nawet się całowaliście..- Powiedział lekko zirytowany.
 Wiedział doskonale, że to prawda, ale samo to, że wszystko opowiedział dziewczynie zgodnie z faktami było dla niego dużym wysiłkiem. Wiele ryzykował pozwalając jej poznać prawdę.

-Bóg zesłał cię do ciała małej dziewczynki, która żyła w bardzo religijnej rodzinie, bo miał nadzieję, że się nawrócisz. Ale tak się nie stało- Uśmiechnął się triumfalnie obejmując dziewczynę Ciągle wierzył, że to on wygra i raz na zawsze pozbędzie się tej dziewczyny, która wystarczająco zamąciła w jego sercu, ze swojego życia. 


Witajcie drodzy czytelnicy :) Myślałam że w wakacje bd mieć więcej czasu jednak tak nie jest. Przepraszam że tak rzadko dodaję rozdziały, ale postaram się to zmienić, bo opowiadanie już prawie się kończy. Przewiduję jeszcze góra 5-7 rozdziałów :)
Przepraszam również jeśli jakieś błędy pojawiły się w tym rozdziale, ale jakoś za specjalnie nie chce mi się ich sprawdzać kiedy za zewnątrz taka piękna pogoda :) 
Dziękuję za tak liczne odwiedziny i za tyle pięknych komentarzy, które zostawiacie :)
Witam serdecznie nowych czytelników :)
Zapraszam was wszystkich na mojego drugiego bloga gdzie już niedługo dodam pierwszy rozdział : this-is-where-we.blogspot.com

wtorek, 2 lipca 2013

10.To nic, że go zabiłaś, zrobiłaś bardzo dobrze.

Rozdzial 10:
Jenny Turner siedziała w swoim dawnym pokoju w domu rodziców. Wróciła do nich  cztery dni temu. Nie miała gdzie się podziać, a nie mogła dłużej wykorzystywać gościnności matki Toma. Musiała teraz zacząć życie od nowa, bez Gerarda i jego szalonych pomysłów i imprez do rana.
Rzuciła wyłączony telefon na łóżko. Gerard od kilu dni wydzwaniał do niej cały czas i prosił o spotkanie. Jenny w głębi duszy czuła, że pragnie się z nim spotkać, wytłumaczyć całą sytuację i postarać się, by było między nimi tak jak dawnej, ale zdrady się nie zapomina. Przynajmniej ona nie potrafiła.
Siadła na białej pufie przed toaletką, gdzie były wszystkie jej kosmetyki. Rozczesała włosy i umalowała lekko rzęsy czarnym tuszem. Uśmiechnęła się smutno do swojego odbicia. Nawet ona zauważyła w swoich oczach zmianę związaną z brakiem tego jedynego chłopaka, którego kochała. Nie potrafiła siedzieć przed lustrem dłużej niż kilka minut, bo nie lubiła patrzeć na swoje nowe ja bez Gerarda. Z każdym dniem uświadamiała sobie jak bardzo beznadziejna jest bez niego, jak życie jest puste bez jego uśmiechu, a cisza tak bolesna bez jego głosu.
Czując łzy zbierające się w kącikach jej oczu szybko wstała z pufy i podeszła do szafy wyjmując z niej granatową sukienkę bez rękawów z rozszerzanym dołem.  Założyła do tego czarne baleriny ze srebrną klamrą i srebrny łańcuszek, który zawiesiła na szyi. Ponownie stanęła przed lustrem. Była zadowolona ze swojego wyglądu. Z dołu usłyszała jak jej mama ponownie krzyczy. Zdarzało jej się to coraz częściej, dlatego że Gerard każdego dnia przysyłał po kilka bukietów czerwonych róż dla Jenny razem z liścikami przepraszającymi. Panią Turner bardzo to denerwowało chociaż Jenny nie widziała w tym nic złego. Cieszyła się nawet, że Gerard tak zabiega o to, by wróciła do niego, bo to oznacza, że naprawdę mu na niej zależy.
Zbiegła na dół i uśmiechnęła się widząc kolejny bukiet stojący na stole w jadalni.
-Jenny!- krzyknęła pani Turner kiedy tylko zobaczyła dziewczynę przy bukiecie.- Masz powiedzieć temu chłopakowi, że nie chcesz niczego od niego i ma więcej nie przysyłać tych kwiatów! Mam już tego dość!
Ciemnowłosa przestała się cieszyć. Spojrzała zasmucona na matkę. Myślała, że kobieta będzie się cieszyć, bo chłopak, z którym ona uciekła się nią nie bawił tylko naprawdę kochał i teraz tęskni za nią i chce, by ona mu wybaczyła.
-Dobrze. Porozmawiam z nim.- Odgarnęła włosy z ramion i ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych.
-A ty gdzie się wybierasz? I to na dodatek w tym stroju?
Jenny zatrzymała się zanim zdążyła nacisnąć klamkę. Jej najgorsze obawy spełniły się. Tak bardzo nie chciała, by matka zapytała się jej gdzie idzie no bo co jej odpowie? Nie może skłamać czyli musi powiedzieć prawdę. Gotowa na to, że będzie musiała zostać w domu odwróciła się w stronę matki.
-Idę spotkać się z Gerardem.- Rzekła krótko cichym głosem. Spodziewała się, że matka będzie odwodzić ją od tego pomysłu, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego kobieta poprosiła jeszcze, by dziewczyna porozmawiała z chłopakiem na temat tych kwiatów, które on ciągle przysyła.
Zamówiona taksówka już czekała pod jej domem. Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła spokojnym krokiem w kierunku auta starając się oddychać głęboko. Nie mogła teraz spanikować i wrócić do domu i chociaż czuła, że Gerard zasłużył na to, by ona go wystawiła, nie potrafiła tego zrobić. Za bardzo pragnęła ponownie zobaczyć chłopaka, usłyszeć jego głos. Uśmiechnęła się lekko do kierowcy i podała adres, pod który miał ją zawieźć.
 Oparła głowę o szybę. Parę dni temu obiecywała sobie, że nie wróci do ciemnowłosego i nawet nie będzie chciała się z nim spotkać jednak wyszło inaczej. Poprzedniego dnia umówiła się z chłopakiem na dzisiejsze spotkanie, by wyjaśnić całą to sprawę i dać mu do zrozumienia, że między nimi nic już nie będzie, ale ona nie myślała tak naprawdę. W głębi duszy czuła, że gdy zobaczy chłopaka, spojrzy w jego oczy to bez dwóch zdań zgodzi się wrócić do niego. Czuła w sercu bezsilność. Każde jego wspomnienie wywoływało u niej ścisk serca.
Taksówka zatrzymała się po kilkunastu minutach w kawiarni na obrzeżach Los Angeles. Zapłaciła za przewóz i wysiadła z pojazdu. Poprawiła skromną sukienkę i ruszyła w kierunku drogiej restauracji. Drzwi do niej otworzył jej młody chłopak w garniturze pracujący dla restauracji „Noma”. Uśmiechnął się przy tym czarująco jak zapewne do wszystkich gości. Gdy tylko drzwi zamknęły się za nią poczuła delikatny zapach cynamonu i czekolady unoszący się w pomieszczeniu. Jedna połowa sali jadalnianej była wyłożona panelami z jasnego drewna, a druga pomarańczową wykładziną. Oddzielone były od siebie długą ladą z kwadratowymi kolumnami. Stały na niej zielone liściaste kwiaty.  Część sali wyłożona pomarańczową wykładziną zastawiona była długimi stołami, które na pewno pomieściły dziesięć osób. 
Podeszła do starszego mężczyzny również ubranego w garnitur, który stał za niewielkim drewnianym stolikiem.
-W czym mogę panience pomóc?- Zapytał uprzejmym głosem.- Chce panienka wolny stolik czy może czeka na kogoś?
-Tak, czekam na kogoś.- Uśmiechnęła się lekko skrępowana. Czuła na sobie badawczy wzrok mężczyzny. Czuła się jak podczas długiego wybierania towaru w sklepie, gdy sprzedawczyni patrzy, czy przypadkiem się czegoś nie kradnie.
-Na kogo? Zaprowadzę panienkę do stolika.-  Starszy pan otworzył cienką książkę w twardej oprawie i otworzył na ostatniej zapisanej stronie.- Proszę podać imię i nazwisko chłopaka, na którego panienka czeka, bo na pewno jest to chłopak. Tak piękne dziewczęta zawsze mają swojego Romeo.- Uśmiechnął się przyjaźnie.
-Czekam na Gerarda Morgensterna.- Odpowiedziała lekkim uśmiechem.
Mina mężczyzny po usłyszeniu nazwiska stała się bardzo surowa i nieprzyjazna. Jenny zdziwiło, że w jednej chwili ten pan z przyjaznego starca stał się taki chłodny z wyrazu twarzy.
-To będzie stolik pod ścianką działową.- Stwierdził nie patrząc nawet do spisu gości.- Zapraszam za mną. – Poprowadził dziewczynę wzdłuż kilku stolików, przy których siedzieli goście.- Proszę usiąść.- Odsunął Jenny krzesło, by ta mogła na nim spocząć.- Może podam coś do picia? Pan Gerard lubi się spóźniać.- Dodał niezbyt zadowolony.
-Nie dziękuję, nie trzeba. Dziękuję za wszystko- Podziękowała bez uśmiechu na ustach. Wyczuła, że cała obsługa restauracji bacznie jej się przygląda. Nie miała pojęcia o co im chodzi i dlaczego tak się zachowują, ale teraz nie był najlepszy moment na zastanawianie się i snucie domysłów. Miała nadzieje, że mimo ostrzeżenia starszego mężczyzny Gerard nie spóźni się, bo nie chciała na niego czekać. Gdyby tak zrobiła, to chłopak już stu procentowo wiedziałby, że bardzo jej na nim zależy.  Postukała palcami ze zniecierpliwienia po kilku minutach bezczynnego siedzenia i patrzenia się w bukiet kwiatów stojący z boku stolika. Wyjęła telefon i spojrzała na zegarek. Ciemnowłosy miał dziesięć minut spóźnienia. Gdy tylko schowała telefon przed jej oczami ukazał się Gerard stojący z ogromnym bukietem herbacianych róż. Jenny nie mogła się powstrzymać od uśmiechu mimo tej świadomości, że nie powinna w jakikolwiek sposób pokazywać, że to co robi chłopak jej się podoba i schlebia jej.
-Janie, przepraszam za spóźnienie, ale sama wiesz.. korki- Uśmiechnął się delikatnie odsuwając krzesło. Zerknął na kelnera, który natychmiast ruszył w jego stronę.
-Chyba jednak nie wiem.. ja jakoś się nie spóźniłam- Otworzyła lekko usta ze zdziwienia kiedy doszło do niej,  to co powiedziała. Była w szoku, że troszkę przygadała chłopakowi. Nigdy nie komentowała niczego.
Gerard tylko uśmiechną się szeroko jakby ciesząc się ze słów dziewczyny, które jakby nie patrzeć powinien odebrać jako skargę, bo to on się spóźnił mimo tego, że jest facetem, a to zawsze dziewczyny spóźniają się na randki, bo musza się wyszykować.
-Zamówisz coś kochanie?- Zapytał patrząc na menu leżące na stoliku.
-Nie dziękuję.- Odpowiedziała spoglądając na młodego kelnera, który stał wyraźnie spięty i zdenerwowany zupełnie jakby bał się Gerarda.
-Burbona i sok pomarańczowy dla mojej pięknej dziewczyny.- Gerard zwrócił się do kelnera oddając mu kary menu.
-Nie jestem twoją dziewczyną.- Powiedziała lekko zdenerwowana. Jakim prawem ponownie nazywał ją swoją dziewczyną? Przecież już nic ich nie łączyło.
-Skarbie, proszę. Wiem przecież, że mnie kochasz, a ja kocham ciebie. To wszystko jest takie proste, a ty na siłę wszystko starasz się skomplikować.- Odpowiedział kiedy młody chłopak z ich zamówieniem odszedł.
-Ja wszystko komplikuję?- Zapytała z niedowierzaniem.- To nie ja cię zdradzałam z kilkoma facetami tylko ty mnie!- Stwierdziła lekko wkurzona. Nie potrafiła ścierpieć tego, że chłopak całą winę o rozpad ich związku przypisuje jej.- To nie ja byłam nieuczciwa i zawiodłam zaufanie. To twoja wina więc nie masz prawa decydować za mnie!
-Masz rację Jenny, przepraszam. Nie powinienem się tak zachowywać. Strasznie mi ciebie brakuje. Nie znoszę poranków kiedy nie ma ciebie obok mnie. Zawsze spałaś przytulona do mnie. Brakuje mi tego. Tęsknię za twoim zapachem unoszącym się w całej naszej sypialni.- Mówiąc to chłopak patrzył jej prosto w oczy.
-Za tamtą blondynką też tak tęsknisz?- Zapytała czując, że po policzku spływa jej łza.
-Nie, Jenny nie. Proszę.. to już przeszłość. Obiecuję, że już nie będzie miedzy nami nikogo. Istniejesz teraz dla mnie tylko ty i tylko z tobą chcę spędzić przyszłość. Kocham cię jak nikogo wcześniej. Wiem, że cię zawiodłem i zraniłem, ale wybacz mi. Nie jestem przyzwyczajony do bycia z osobą, którą kocham. Nigdy tak nie było. Przepraszam, że nie umiałem żyć tak jak powinienem, ale teraz, przysięgam, że jeśli do mnie wrócisz, to już nigdy cię nie zawiodę. Wiesz przecież, że do tej pory żyłem z dnia na dzień nie przejmując się niczym i nie dbając o konsekwencje. To się zmieniło. Poczułem, że ja muszę się zmienić i chcę byś mi pomogła. Kocham cię i zrobię wszystko, co tylko zechcesz bylebyś wróciła do mnie.- Gerard patrzył na nią oczami pełnymi nadziei.
-Ja..- Jenny zawahała się. Miała pustkę w głowie. Nie wiedział, czy powinna wybaczyć chłopakowi. Fakt,  obiecywał poprawę, ale ludzie nie zmieniają się tak z dnia na dzień, to zwykle trwa miesiące a nawet lata. Nie chciała przez ten czas cierpieć. Nie wiedziała, czy może mu ponownie zaufać, czy może ponownie oddać mu swoje serce. Dawniej była w nim ślepo zakochana i zapatrzona w niego, robiła przeróżne głupie rzeczy, z których dopiero ostatnio zdała sobie sprawę. Czy warto porzucić wszystko co odbudowała, by znowu wszystko stracić? A jeśli stosunek chłopaka do niej się nie zmieni? Jeśli dalej będzie się spotykał z innymi dziewczynami za jej plecami? Drugiej takiej sytuacji nie będzie w stanie przeżyć.- Dobrze.- Rzekła po chwili milczenia. Zacisnęła dłonie na kolanach i wysiliła się na uśmiech. W sercu czuła ogromną radość i miłość, która ją wypełnia, ale rozum mówił jej, że postępuje strasznie głupio i szczeniacko.- Wybaczam ci.
-Naprawdę?- Chłopak jednak nie wydawał się zbytnio zdziwiony tym, że Jenny mu wybaczyła. Zupełnie jakby spodziewał się takiego zachowania po niej.- Świetnie. Zatem po obiedzie pojedziemy do ciebie i spakujesz swoje rzeczy. Wrócisz do mojego mieszkania.- Zaproponował nie czekając na to, że dziewczyna wyrazi zgodę.
Obiad odbył się bez specjalnych niespodzianek. Gerard zapłacił rachunek i wyszli z restauracji, a wszyscy goście i obsługa patrzyli na nich jakby cieszyli się, że wreszcie sobie poszli. Przez cały czas, gdy byli w środku dało się wyczuć dziwną atmosferę między personelem i gośćmi.
Jenny idąc z Gerardem do jego ciemnego BMW zastanawiał się co powie rodzicom, którzy dali jej drugą szansę, szansę powrotu do dawnego życia i chociaż nie było tak jak wcześniej wszyscy bardzo starali się by to była chociaż namiastka tego. Wiedziała, że nie będzie jej teraz łatwo opuścić domu tym bardziej, że ponownie zawiedzie rodziców, a oni już na pewno nie będą chcieli jej znać, ale kochała Gerarda. Uwierzyła w to, że teraz wszystko się zmieni i nie wydarowałaby sobie gdyby nie dała mu drugiej szansy i nie spróbowała ponownie z nim być.
-Dlaczego oni wszyscy patrzyli na ciebie tak dziwnie?- Zapytała zapinając pasy zanim chłopak odpalił silnik.- Kelner był dla mnie miły do czasu aż powiedziałam mu, że czekam na ciebie. O co chodzi, Gerard? Dlaczego tak na ciebie reagują?
Zanim chłopak odpowiedział odpalił silnik i wycofał samochód. Spojrzał na Jenny blokując samochodem cały wyjazd z parkingu.
-Jestem właścicielem tej restauracji i dlatego tak patrzyli.- Wyjaśnił i nie czekając na dalsze pytania gwałtownie ruszył samochodem. Gdyby nie pasy Jenny z pewnością poleciałaby na przednią szybę.- Przepraszam- Powiedział widząc przerażona minę dziewczyny.
-Wszystko w porządku.- Dotknęła jego ręki, która spoczywała na drążku zmiany biegów.- Chcę żeby wszystko teraz było dobrze.
-Będzie. Obiecuję.- Spojrzał na nią, a po chwili wbił kolejny bieg i przyśpieszył.- Pomogę ci z rzeczami i porozmawiamy z twoimi rodzicami. Chcę, by teraz wyrazili zgodę na to, byś mieszkała u mnie.
-A jeśli tego nie zrobią? Co w tedy? Zabijesz ich?- Uśmiechnęła się znacząco dając mu do zrozumienia, że gada głupoty.- Oni nigdy się nie zgodzą na to bym mieszkała z jakimś chłopakiem, a już w szczególności z tobą. Jesteś zbyt niebezpieczny.- Roześmiała się.
-Myślałem, że jestem zbyt seksowny, a nie niebezpieczny, ale też tak może być. Nie przeszkadza mi to.- Posłał dziewczynie jeden ze swoich zniewalających uśmiechów, a on ponownie zaśmiała się z tą samą lekkością  i dziewczęcością. Nie zdawał sobie nawet sprawy jak bardzo mu tego brakowało.
Po kilku minutach dosyć szybkiej, ale całkiem bezpiecznej jazdy dotarli pod dom rodziców Jenny.
-Jeśli twoi rodzice się nie zgodzą to kupię ci osobne mieszkanie, okej?- Zapytał, a potem puścił jej oczko. Jenny uśmiechnęła się szeroko kiedy Gerard wyciągną rękę, by pomóc jej wyjść z samochodu.
-Oczywiście.
Gerard przyciągnął ją do siebie i objął prowadząc w stronę drzwi wejściowych domu.
Jenny ze zdenerwowania ściskała jego rękę, która spoczywała na jej talii.
-Będzie dobrze.- Szepnął jej do ucha muskając je ustami.- Obiecuję.
Jenny weszła do domu prowadząc Gerarda z rękę. Jej serce biło jak oszalałe, czuła, że zaraz zemdleje ze strachu. Spodziewała się, że rozmowa nie będzie łatwa i pewnie już na zawsze straci rodziców, a oni nie wybaczą jej do końca życia, że ponownie zostawiła ich dla chłopaka i to jeszcze tego, przez którego wplątała się w kłopoty i tyle razy płakała, ale ona nie mogła nic na to poradzić, że go kocha. Nie mogła tak zwyczajnie nie dać mu szansy tym bardziej, że obiecał jej poprawę.
-Mamo!- Zawołała lekko drżącym głosem.- Mamo! Chcę porozmawiać z tobą!
-Nie ma mamy wyszła z Davidem na..- Jej ojciec urwał na widok córki z jakimś chłopakiem.- Kto to jest? Mam nadzieję, że nie ten gówniar, który cię oszukał.- Powiedział ze wściekłością.
-Miło mi Gerard Morgenstern.- Nawet nie wyciągał ręki do ojca Jenny, bo wiedział, że ten i tak nie odpowie mu tym samym gestem, a na pewno utworzy się między nimi dziwna sytuacja.
-Co on tu robi?! Dlaczego trzymasz go za rękę!?- Turner zapytał córkę.- Zabraniam ci się z nim spotykać! Słyszysz? Masz go wyrzucić z mojego domu!- Wskazał ręką na drzwi i znacząco spojrzał na Jenny, która stała nieruchomo.
-Kochanie, idź na górę po swoje rzeczy- Szepnął jej do ucha Gerard.- Ja porozmawiam z twoim tatą.
Jenny schyliła głowę i pobiegła na górę schodami. Gerard z Williamem Turnerem zostali sami w korytarzu.
-Czego ty chcesz od mojej córki? Ile mam ci zapłacić żebyś raz na zawsze znikną z jej życia?!- Zapytał wyciągając książeczkę czekową.- Napisz ile chcesz, a dostaniesz, tylko zostaw ją w spokoju.- Podał chłopakowi karteczkę, ale ten spojrzał na nią z pogardą i przedarł ją na pół.
-Mam pieniędzy jak lodu więc tym mnie nie przekupisz. Poza tym dobrze bawię się z Jenny i nie zamierzam sobie jej odpuścić. Ona zamieszka znowu zemną i wszystko będzie po staremu. To chyba ja powinienem zadać ci pytanie ile chcesz za córkę.- Zaproponował uśmiechając się szeroko. W ten sposób okazywał ludziom swoją wyższość. Pokazywał, że jest bezczelny i stać go na wiele, by osiągnąć swój cel.
-Jak śmiesz?! Moja córka nie jest rzeczą byś mógł tak po prostu ją sobie kupić! Ona nie leci na pieniądze jak inne panny!
-Mylisz się. Wszystkie dziewczyny lecą na pieniądze i samochód. Pomyśl. Mogę mieć każdą dziewczynę, a wybrałem właśnie twoją córkę. Powinieneś się cieszyć, że będziesz mieć tak przystojnego zięcia, a nie jakiegoś frajera nie mającego grosza przy duszy.- Uśmiechną się ponownie.
-Jak śmiesz?! Ile ty możesz mieć lat? Siedemnaście, osiemnaście? Chwalisz się pieniędzmi ojca, żyjesz za nie. Do końca życia chcesz być jego utrzymankiem i podrywać dziewczyny na jego pieniądze?- Zapytał William z nadzieję, że chociaż trochę uda mi się ruszyć Gerarda, ale ten tylko wybuchł śmiechem.
-Dobrze, że wyglądam na osiemnaście lat. Sam zarabiam, może w okrutny sposób, ale pieniądz to pieniądz. Powinieneś to rozumieć w końcu sam jakby prowadzisz firmę.
-Fundacja to nie firma. Nie przeznaczam pieniędzy na siebie i rodzinę tylko na potrzebujących.- Wytłumaczył poirytowany.
-No tak.. bo jeszcze w to uwierzę. Żyję już na tyle długo, by wiedzieć, że na tym świecie nie ma nic za darmo i nie ma bezinteresowności.
-Jesteś za młody, by wiedzieć cokolwiek o życiu. Nigdzie nie zabierzesz mojej córki. Ona zostanie w domu ze mną i ze swoją rodziną, rozumiesz?!
-Jenny, skarbie! Wychodzimy! Twojego tatę chyba denerwuje moja obecność.- Zawołał odwracając się do drzwi wyjściowych. Po chwili Jenny stanęła na ostatnim schodku z walizką w reku. Gerard zabrał ją od niej i pociągną ją za  rękę w kierunku wyjścia, ale jej ojciec złapał ją za drugą i mocno pociągną w swoją stronę tak, że wpadła na niego.
-Co ty dziecko drogie robisz? On ci wyprał mózg?! Nie pamiętasz jak przez niego cierpiałaś?! Jenny! Żądam byś się opamiętała! Twoja matka nie przeżyje togo jeśli jeszcze raz cię straci!- Ściskał mocno jej nadgarstek w nadziei, że ból przywróci jej trzeźwość umysłu.
-Tato.. ja go kocham- Szepnęła czując, że łzy płyną jej po policzku.
William pchnął córkę na ścianę i rzucił się z pięściami na Gerarda, który  w mgnieniu oka zrobił unik upuszczając przy tym  walizkę, którą chciał zanieść do samochodu. Turner poleciał na drzwi, ale szybko ponownie przystąpił do ataku podnosząc nożyczki leżące na stoliku przy szafce na buty. Jenny zaczęła krzyczeć i szlochać, gdy zobaczyła, że jej ojciec usiłuje zabić jej chłopaka.
Gerard uderzył Williama w  brzuch, a następie pięścią uderzył do w twarz sprawiając, że nożyczki wypadły mu z ręki i potoczyły się w stronę Jenny. Mężczyzna odzyskując równowagę w odwecie uderzył ciemnowłosego w twarz aż temu z wargi pociekła krew. Wykorzystał zdezorientowanie chłopaka, by zacisnąć mu ręce na szyi pozbawiając go możliwości zrobienia wdechu.
Jenny bez dłuższego zastanowienia widząc, że jej ojciec dusi Gerarda wbiła mu kilka razy nożyczki, które podniosła z podłogi, w plecy. Mężczyzna natychmiastowo puścił chłopaka i zatoczył się upadając na podłogę. Spojrzał na córkę, która stała ze łzami w oczach i bronią, którą w niego uderzyła w ręku.
-Tato.. tato.. Przepraszam…- Uklękła przy ojcu, który leżał wykrwawiając się na podłodze. Upuściła nożyczki z ręki i dotknęła policzka ojca.- Ja.. nie chciałam.
-Jenny chodźmy stąd!- Krzyknął Gerard podnosząc zakrwawione narzędzie zbrodni.- Wynośmy się stąd! Chodź!- Pociągną dziewczynę za rękę.

Siedziała zapłakana na kanapie w mieszkaniu swojego chłopaka patrząc na swoje ręce, którymi zabiła własnego ojca. Tak bardzo chciałaby cofnąć czas, by to wszystko się nie wydarzyło, ale wiedziała, że tak się nie da. Zrobiła to, co zrobiła i teraz musi się zmierzyć z przyszłością jaka ją czeka. Pewnie pójdzie do więzienia, nie zobaczy się już z Gerardem, może zapomnieć o jakichkolwiek studiach i normalnym życiu. Popełnił grzech i teraz za niego zapłaci.
Gerard usiadł obok niej. Spojrzała na niego. Trzymał w ręku małą torebeczkę  z białym proszkiem i przezroczystą cienką rurkę. Jenny uśmiechnęła się niepewnie. Nie wiedziała, czy chce brać ponownie amfetaminę, ale też chciała zapomnieć o tym wszystkim, co stało się dzisiejszego dnia. Chłopak pociągną ją za rękę i bez zbędnych słów wysypał trochę proszku na stół i podał jej rurkę.
Jenny wciągnęła proszek i zamknęła oczy czekając na ten błogi stan, który powolnymi krokami zbliżał się do niej.

Obudziła się rano z lekkim bólem głowy. Leżała przytulona plecami do Gerarda, który jeszcze spał. Nie chcą go obudzić delikatnie podniosła jego rękę ze swojej talii i powoli wstała z łóżka. Wychodząc z sypialni okryła się koszulą chłopaka wiszącą na jednym z haczyków na ścianie.
Skierowała się najpierw do łazienki, gdzie wzięła prysznic. Później wróciła do sypialni, by znaleźć jakieś rzeczy do ubrania. Otworzyła ogromną szafę i przeglądała ubrania, które się w niej znajdowały. Chwilę wyciągała jakieś ubranie i przyglądała mu się uważnie starając się dobrać coś, co by do niego pasowało.
-Mogłabyś zostać w tym, co masz na sobie.- Stwierdził zadowolony Gerard przeciągając się na łóżku.
Przestraszona Jenny aż upuściła czerwoną bluzkę, którą trzymała w ręku. Dopiero po chwili dotarło do niej, że stoi w pokoju owinięta białym ręcznikiem. Jej mokre włosy spoczywały na nagich ramionach. Odwróciła się w stronę chłopaka i rzuciła w niego bluzką.
-Jesteś zbereźny!- Roześmiała się.
-Ja? Przecież jeszcze nic takiego nie powiedziałem, to ty sobie wszystko dopowiadasz.- Odpowiedział jej uśmiechem i podniósł się z łóżka.- Możesz założyć tą sukienkę.- Stwierdził wskazując na czarną, krótką koronkową sukienkę bez podszewki.
Jenny przyjrzał się jej i ze wściekłością rzuciła ją na podłogę.
-Gerard! To nie jest moja sukienka! Czyja jest?!- Zapytała ze łzami w oczach. Chłopak obiecywał jej, że teraz wszystko się zmieni i będzie między nimi dobrze. Powiedział, że nie spojrzy już na żadną dziewczynę, a ona znajduje pozostałości po jego kochankach w szafie. Brakowało tylko tego żeby pod kanapą leżała jakaś część bielizny damskiej.
-Jenny, kochanie ja ci wszystko wytłumaczę..
-Ty mi nic nie tłumacz! Doskonale wiem jak to było! Zamiast naprawdę tęsknić za mną  ty zabawiałeś się z jakimiś panienkami, a ja głupia uwierzyła, że się zmienisz..- Zgarnęła z szafy pierwszą lepszą bluzkę i spodnie.
-To było wcześniej. Zanim zrozumiałem jak bardzo mi ciebie brakuje. Wybacz mi i postaraj się mi zaufać.
-Nie wiem czy potrafię… Zabiłam dla ciebie własnego ojca. Zostawiłam wszystko, rodzinę, przyjaciół, szkołę, normalne życie byle tylko być z tobą! Płakałam każdej nocy, gdy o tobie myślałam. Brakowało mi ciebie, a ty wtedy miałeś doskonałe towarzystwo! Może wróć sobie do niego!- Wybiegła z sypialni  i zamknęła się w łazience.
-Jenny..  otwórz.- Zawołał Gerard pukając w drzwi łazienki.- Już niedługi zrozumiesz, że to wszystko dla twojego dobra, Jenny. To nic, że go zabiłaś, zrobiłaś bardzo dobrze. Teraz już na zawsze będziemy razem.
-Nie wiem, czy chcę być z tobą, ale na razie nie pozostało mi nic innego..
Wytarła mokre od łez policzki. Patrzyła w lustro i czuła się okropnie. Zabiła ojca, zawiodła matkę, przyjaciół, zawiodła samą siebie. Wszystkie te rzeczy, które robiła z Gerardem były niebezpieczne i nielegalne. Narkotyki, alkohol sama nie wiedziała kiedy się do tego przyzwyczaiła. Zmarnowała sobie przyszłość. Teraz już nie będzie mogła wrócić do domu tak jak wcześniej. Schyliła się nad umywalką i puściła chłodną wodę. Przemyła nią twarz i ponownie spojrzała na swoje lustrzane odbicie. Nic się nie zmieniło. Widziała dalej tą samą okropną osobę, którą się stała.
Gerard wreszcie odpuścił i przestał dobijać się do drzwi. Usłyszała tylko jak zamykają się drzwi wyjściowe. Usiadła na zimnych płytkach opierając się o wannę. Czuła, że nie może tak dłużej żyć, że musi to wszystko zakończyć.
Sięgnęła do szafki, w której leżały w plastikowym opakowaniu jednorazowe żyletki. Przytknęła jedną do nadgarstka. Czuła strach, bo wiedziała, że to co chce zrobić jest złe. Odebranie sobie życia jest grzechem, bo tylko Bóg może nam je zabrać. Długo siedziała tak zastanawiając się nad tym, czy zrobi dobrze aż w końcu pociągnęła jednym wolnym ruchem żyletkę po bladej skórze. Krew popłynęła natychmiast, a ona uśmiechnęła się gorzko. Po policzku popłynęły jej łzy, bo wiedziała, że to nie rozwiąże jej problemów, ale poczuła coś w rodzaju ulgi. Teraz widziała dlaczego dużo młodych ludzi się samo okalecza. Przynosi to taką samą ulgę jak alkohol i papierosy, ale trudniej się na to zdobyć. Dzięki temu na chwilę zapomina się o problemach.

W chwili, gdy jedna kropla krwi spadła na podłogę Jenny nacięła kolejną ranę. Zrobiła to kilkakrotnie i ze smutnym uśmiechem spoglądała na niewielką czerwoną kałużę tuż pod jej ręką. 



Witajcie :) Trochę znowu mnie nie było, ale wydaje mi się, że teraz będzie lepiej. Zaczynają się wakacje i będę mieć więcej wolnego czasu :) Wyjeżdżam do Anglii na praktycznie całe dwa miesiące i pewnie będę mieć głowę pełną pomysłów dlatego już założyłam nowego bloga. Myślałam, że będzie to taki blog o wszystkim, ale stwierdziłam, że nie nadaję się do takiego luźnego prowadzenia bloga, więc będzie tam opowiadanie, którego bohaterów poznacie już niedługo :) oto link: this-is-where-we.blogspot.com Wygląd na razie nie ma nic wspólnego z tematyką opowiadania :) Niedługo zajmę się grafiką, ale teraz wolny czas staram się poświęcić przyjaciołom, których zostawiam na wakacje. 
Nie zostało mi nic innego jak życzyć Wam udanych wakacji, szalonych zabaw, imprez i nowych znajomości :) 
Liczę, że rozdział Wam się podobał. 
Pozdrawiam :)