Rozdzial 11:
Lekko zmartwiony wrócił do domu
przed wieczorem. Miał nadzieje, że jego
dziewczyna już przemyślała wszystko i wyszła z łazienki, a teraz czyta
spokojnie książkę na kanapie jak to zwykle robiła wieczorami, gdy nigdzie z nim
nie wychodziła. Nacisnął klamkę drzwi prowadzących do mieszkania i ze
zdziwieniem stwierdził, że są one dalej zamknięte. Otworzył je własnym kluczem
i wszedł do środka. W mieszkaniu panowała cisza, a on z korytarza widział, że
Jenny nie siedzi w salonie. Pełen złych przeczuć rzucił kurtkę na podłogę i
poszedł do sypialni z nadzieją, że dziewczyna tam będzie jednak się pomylił. W
kuchni również jej nie było, więc łazienka pozostawała mu tylko do sprawdzenia.
W duchu wmawiał sobie, że dziewczyna gdzieś
wyszła i dlatego nie może jej znaleźć
w całym mieszkaniu.
Nacisnął klamkę od drzwi do
łazienki, a ta nie ustąpiła, co oznaczało, że ktoś jest w środku.
-Kochanie otwórz. Musimy porozmawiać.
Nie chcę byś była na mnie zła.
Zdziwiony tym, że dziewczyna nic
nie odpowiedziała zapukał do drzwi.
-Jenny wszystko w porządku?!
Jenny odpowiedz mi! Martwię się o ciebie!- Krzyczał kopiąc w drzwi nogą.
Dziewczyna dalej nic nie odpowiedziała. Gerard odsuną się troszkę od drzwi i z
całej siły kopnął w nie nogą, tak że wyłamał się zamek. Jego oczom ukazała się
zapłakana dziewczyna siedząca skulona na środku łazienki z ponacinanymi i zakrwawionymi
nadgarstkami.
-Cholera! Jenny coś ty zrobiła?!
Ty jesteś poważna?! Chciałaś się zabić?! Ależ ty jesteś głupia!- Ukląkł przy
niej, a ona tylko płakała jeszcze bardziej. Dotarło do niego, że chyba na tą
chwilę zbyt ostro potraktował dziewczynę. Teraz powinien jej pomóc, opatrzyć
rany i zaprowadzić do łóżka, by odpoczęła, a nie krzyczeć na nią.- Przepraszam
kochanie, przepraszam.- Przytulił Jenny do siebie, ale ta tego nie
odwzajemniła. Poczuł, że ją traci. Przez swoje głupie i szczeniackie zachowanie
doprowadził ją do stanu krytycznego. Ona chciała się zabić przez niego, przez
złe słowa jakie do niej kierował.
Pociągnął dziewczynę do góry i
poprosił, by siadła na brzegu wanny. Sam obrócił się do niej tyłem i zaczął
szukać wody utlenionej, opatrunków i bandaży. Uśmiechnął się spokojnie do
dziewczyny chcąc dodać jej otuchy, ale chyba mu nie wyszło, bo ta daje
siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Gerard uniósł jej dłoń do góry,
tak by mieć dobry widok na rany, które Jenny sobie zrobiła. Polał je wodą
utlenioną. To samo zrobił z drugą ręką. Obie później opatrzył i zabandażował.
-Wszystko już będzie dobrze,
kochanie.- Ucałował dziewczynę w czoło, a ta przyciągnęła go do siebie i mocno
wtuliła się w jego ramiona. Pogładził ją po plecach i głowie.
-Przepraszam..- Szepnęła
załamującym się głosem i jeszcze mocniej tuliła się do chłopaka.
-Nie masz za co przepraszać. To
wszystko moja wina. Myślałem, że będziesz silniejsza zupełnie tak jak wtedy..
Nie płakałaś, nic nie robiłaś. Stałaś i patrzyłaś, a później odeszłaś.
Zostawiłaś mnie.- W jego głosie zabrzmiała gorycz wywołana przez wspomnienia,
które wolałby wymazać ze swojej pamięci.- Musisz odpocząć.- Rzekł po chwili
ciszy, gdy uświadomił sobie, że to co przed chwilą pomyślał wydostało się z
jego ust. Cieszył się, że dziewczyna nie zwróciła na to uwagi, bo teraz nie był
dobry moment na tłumaczenie jej tego wszystkiego. Tym bardziej ona nie
potrzebowała już więcej zmartwień i kłopotów. Dobrze wiedział, że Jenny już ma
mętlik w głowie, a to czego by się dowiedziała o nim i o sobie wcale nie
poprawiłoby jej sytuacji.
Pomógł wstać dalej płaczącej
dziewczynie i zaprowadził ją powoli do sypialni. Pomógł jej położyć się na
łóżku.
-Zostać z tobą?- Zapytał, a ta
kiwnęła głową.
Położył się obok niej i przytulił
ją mocno do siebie pozwalając, by zasnęła w jego objęciach.
Obudziła się niezbyt świadoma
tego, co stało się wczorajszego dnia. Wszystko przypomniało jej się, gdy
zobaczyła białe bandaże, w które owinięte były jej nadgarstki. Westchnęła
głośno i rozejrzała się po pokoju. Gerarda nie było z nią w łóżku, a dobrze
pamiętała, że położył się razem z nią, a wcześniej zajął się nią. Powoli
dochodziło do niej to, że bardzo głupio postąpiła wczoraj podcinając sobie
żyły. A co jeśli Gerard teraz ją zostawi, bo stwierdzi, że nie chce być dłużej
z dziewczyną, która jest psychiczna? No bo która normalna dziewczyna podcina
się? Kto normalny się samo okalecza?
Przestraszona tym, że Gerard ją
zostawi zerwała się z łóżka i chwiejnym krokiem wyszła na korytarz. Nie czuła
się zbyt dobrze. Była słaba i bledsza niż zwykle. Widocznie straciła całkiem
dużo krwi. Zajrzała do łazienki, bo była najbliżej sypialni, ale chłopaka w
niej nie było, tak jak w całym mieszkaniu jak się później okazało, gdy Jenny
zaczęła go szukać.
Odszukał swój telefon komórkowy w
torebce i zadzwoniła do chłopaka, ale odezwała się tylko sekretarka. Usiadła
zdenerwowana na kanapie i mocno ścisnęła telefon w ręce.
Może przesadza z tym martwieniem,
ale musiała wiedzieć, że Gerard ją nie zostawi po tym, co stało się wczoraj, że
dalej są razem i to co jej obiecał dalej jest aktualne. Miała nadzieję, że
chłopak za chwilę wejdzie głównymi drzwiami z siatką ciepłych bułek w ręku i
powie, że był w piekarni po świeże pieczywo, a ona przytuli go mocno i
przestanie się zamartwiać, że jest z inną. Szansa, że scenka, którą ułożyła
sobie w głowie się wydarzy była nikła, bo Gerard nigdy nie wychodził po
pieczywo. Wszystko zamawiał przez Internet. Pracownik piekarni zawsze o
godzinie ósmej przywodził pieczywo i zostawiał je w szczelnie zamkniętych
pojemnikach, bo takie dostał polecenie od Gerarda. Zanim wprowadziła się do
niego Jenny nikt nie odbierał tego pakunku wcześniej niż o jedenastej.
Spojrzała na zegarek. To było
dziwne, że chłopak wstał tak wcześnie, bo była dopiero dziesiąta. Zjadła
szybkie śniadanie czując się coraz gorzej. Siedząc na kanapie czuła jakby
wszystkie siły uchodziły z niej. Następnie ubrała się w biały top, bluzę, która
zakrywała bandaże na jej nadgarstkach, czarne trampki i czarne rurki. Włosy
rozczesała i pozostawiła rozpuszczone. Ciągle nie była przyzwyczajona do
swojego nowego wyglądu z włosami spoczywającymi na jej ramionach. Zawsze miała
je związane wysoko prawie na czubku głowy, bo taki był wymóg szkoły, do której
wcześniej chodziła. Włosy rozpuszczała, bo Gerard ją taką wolał. Jej było to
obojętne.
Zamknęła drzwi na klucz, gdy
wyszła z mieszkania. Przy śniadaniu dokładnie przemyślała gdzie pójdzie szukać
Gerarda. Było tylko jedno miejsce, w którym, jak myślała, on może się znajdować
jeśli dalej jest jej niewierny. W głębi serca pragnęła, by nie było go tam,
gdzie zmierzała. Chciała, by okazało się, że chłopak będzie już w domu, gdy ona
wróci i opowie jej gdzie był, a ona wtedy stwierdzi, że zachowała się bardzo
głupio i nieufnie szukając go u tej dziewczyny.
Pełna obaw, ale również nadziei
zapukała do drzwi dziewczyny, z którą ostatnio widziała swojego chłopaka. Jej
serc biło jak oszalałe. Nie przemyślała tego, co zrobi jeśli będzie tam Gerard.
Czy powinna zrobić mu awanturę, że znowu ją zdradza, czy wyjść i wrócić do jego
mieszkanie, spakować wszystkie rzeczy i.. i co? Nie miała gdzie wrócić, nie
miała gdzie zamieszkać w razie czego. Jednak nie mogłaby zostać z nim, gdyby
znowu ją okłamywał. Chociaż.. wtedy pod szkołą, gdy wyprowadził ją siłą z lekcji
powiedziała mu, że gdyby jej powiedział o tym, że spotyka się z inna
dziewczyną, ale ona nic dla niego nie znaczy, może by to zaakceptowała. Ale czy
teraz też byłaby na to gotowa? Wtedy cierpiała, bo czuła, że go straciła i
chwytała się każdej możliwości, by pokazać chłopakowi jak bardzo ją zranił i
ile ona poświęciłaby dla niego, gdyby tylko znała prawdę. Wtedy brakowało jej
go i może dlatego myślała, że taki układ by jej opowiadał. A co jeśli to
wszystko by się ziściło? Czy ona miała szansę przetrwać w takim trójkącie? Czy
w ogóle chciała w niego wstępować?
-Słucham?- Zapytała kobieta
otwierająca drzwi. Patrzyła bardzo długo na Jenny z lekko otwartymi ustami
zupełnie tak jakby ją już znała i była pod wrażeniem tego jak teraz wygląda.
Jenny również odniosła wrażenie, że skądś zna tę dziewczynę.
-Przepraszam, że cię nachodzę,
ale szukam mojego chłopaka, Gerarda Morgensterna.- Zaakcentowała słowo mojego
dając dziewczynie do zrozumienia, że to ona jest dziewczyną Gerarda i jeśli nic
o niej nie wiedziała, to chłopak ją oszukiwał.
-On jest twoim chłopakiem?-
Zapytała z niedowierzaniem.- Znowu..- Szepnęła opierając się o drzwi. Wyglądała
tak jakby martwiła się o to, że Jenny chodzi z Gerardem, co było zupełnie
niedorzeczne. Powinna być wściekła, bo chłopak ją oszukał i wykorzystał, a ta
tylko pokręciła głową z niedowierzaniem.- Jak możesz w ogóle chodzić z kimś takim?!- Zapytała oburzona.
-O co ci chodzi? Przecież sama z
nim spałaś!- Powiedziała to głośniej niż by chciała.
-Skąd o tym wiesz?- Zapytała przerażona-
Ten narcystyczny dupek ci o tym powiedział?
-Sama was widziałam..-
Stwierdziła kręcą głową.- Jest on tu czy nie? Śpieszę się.- Skłamała, bo
chciała wyciągnąć informację, po którą przyszła.
-Sama sprawdź.- Zaproponowała
blondynka i usunęła się z przejścia, by Jenny mogła wejść do mieszkania.
Wbrew pozorom w środku było
całkiem przytulnie. W salonie stała mała kanapa w ciemną kratkę, a naprzeciwko
niej stolik, a dalej szafka z telewizorem. Z drugiej strony kanapy przy ścianie
stało całkiem spore łóżko, a obok niego jedna szafka nocna. W pokoju panował
lekki półmrok. W tym pomieszczeniu Gerarda na pewno nie było. W kuchni, która
zawierała meble z różnych kolekcji również nie było chłopaka podobnie jak w
łazience.
-Przepraszam, że przeszkodziłam-
Powiedziała Jenny kierując się w stronę drzwi, ale zatrzymała się przy szafce z
telewizorem zanim blondynka się do niej odezwała.
-Nie dziwię się, że go tutaj
szukasz. Też nie wierzyłabym chłopakowi po zdradzie.- Powiedziała to całkiem
przyjaźnie.- Jestem Scarlett. Coś się stało?- Zapytała, gdy Jenny się nie
odezwała tylko dalej stała wpatrzona w jakieś zdjęcie stojące na szafce.
-Wiesz gdzie będzie teraz
Gerard?- Zapytała z lekko zmieszaną miną. Chciała zapytać Scarlett o co innego,
ale nie wiedziała, czy jej wypada. I tak już nachodzi ją w domu i przeszukuje
jej mieszkanie w poszukiwaniu niewiernego chłopaka, co było niedorzeczne.
-Pewnie w swojej firmie. Często
rano tam chodzi.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Gerard ma firmę?- Zapytała zdziwiona,
bo nie miała o tym fakcie pojęcia.
-No tak. A skąd miałby mieć
pieniądze na te samochody, mieszkanie i bogate życie? Myślałam, że wiesz, ale
Gerard pewnie stwierdził, że nie jesteś jeszcze gotowa, by o wszytki wiedzieć.-
Powiedziała łagodnie siadając na kanapie.- Długo przyglądałaś się jakiemuś
zdjęciu na mojej szafce. Kogoś ci przypomina ta kobieta?- Zapytała, a Jenny
wyczuła jakby nutkę nadziei w głosie blondynki.
Na zdjęciu była szeroko
uśmiechnęła dziewczyna o bladej cerze i niebieskich, anielskich oczach. Uśmiechała
się w ten sam sposób co Jenny. Miała taki sam łuk brwiowy i niezbyt głęboko
osadzone oczy z lekko pulchnymi policzkami. Jedyne co odróżniało ją od Jenny to
kolor włosów, który był jasnego blond.
-Ona wygląda tak jak ja..-
powiedziała cicho niepewna tego co mówi. Przecież Scarlett może stwierdzić, że
już kompletnie jej odbiło.
-Racja, bo to jakby twoja cześć.-
Stwierdziła z uśmiechem.- Nie rozumiesz?- Zapytała widząc tępy wyraz twarzy
Jenny.- To twoja matka, Jenny.- Uśmiechnęła się.- Jak również moja- Dodała po
chwili.- Jestem twoją siostrą, a kobieta na zdjęciu to nasza matka. Zmarła
razem z naszym ojcem podczas Wielkiej Wojny Nieba i Piekła. Byli bardzo
szczęśliwi ze sobą. Mama bardzo kochała tatę.- Cały czas uśmiechała się
łagodnie jakby chciała przekonać dziewczynę stojąca naprzeciwko ze zdziwieniem
wypisanym na twarzy, że nie żartuje.
Jenny uśmiechnęła się niepewnie,
a po chwili zaśmiała się zupełnie zdezorientowana.
-Nie chciałabym być niegrzeczna,
ale chyba brałaś coś albo właśnie czegoś nie wzięłaś.- Stwierdziła lekko
krzywiąc się. Scarlett musiała zapomnieć o jakiś lekach, dzięki którym nie gada
takich głupot.
Dziewczyna przestała się
uśmiechać i spojrzała poważnie na swoją teoretyczną siostrę, która siedziała
dalej z lekkim uśmiechem jakby słowa, które Jenny przed chwilą do niej
skierowała, wcale jej nie obraziły.
-Usiądź obok mnie. To co ci
powiem.. możesz w to nie uwierzyć, ale to prawda. Gerard wszystko potwierdzi.
Siadaj.- Zawołała dziewczynę obok siebie.- Wiem, że mi nie wierzysz, ale
naprawdę jestem twoją siostrą, a to nasza matka.- Wskazała na zdjęcie, które
dalej stało na szafce.- Jesteście do siebie takie podobne. Musisz mi uwierzyć.
-Dobrze.. powiedzmy, że wierzę..-
Powiedziała niepewnie. Będzie musiała porozmawiać poważnie z Gerardem o tym
wszystkim.
-Wiesz.. nasi rodzice byli
Aniołami i my też. Ja upadłam i ty też..
Jenny patrzyła na Scarlett z
szeroko otwartymi oczami ze zdziwienia. Zaczęła się bać, że jak tak dalej
pójdzie to dziewczyna zacznie biegać z nożem po domu i biedzie chciała złożyć
ją w ofierze.
-Kiedy byłam Aniołem byłam
opiekunką pewnego małego zagubionego w życiu dorosłych chłopca o czarnej
czuprynie i pięknych brązowych oczach. Patrzyłam jak dorasta i jak cierpi
każdego dnia bardziej. Błagałam Boga, by temu chłopcu nie przydarzało się już
nic złego, ale tego ciągle spotykały nieszczęścia. Najpierw umarł jego ojciec,
który wcale nie była dla niego dobry, a matka po jego śmierci spotykała się z
wieloma mężczyznami nie zapewniając chłopcu bezpieczeństwa i miłości na jakie
zasługiwał, bo był wtedy niewinny.. ile on mógł mieć lat? Sześć, siedem? W
końcu uciekł z domu. Spotkał złe towarzystwo, na które nie miałam wpływu. Nie
mogłam nic poradzić w starciu z trzema wysłannikami Szatana, którzy zaczęli się
nim interesować. Po jakimś czasie, gdy on dorósł, miał 17, lat jego matka..
odeszła- wciągnęła z sykiem powietrze jakby samo wspomnienie sprawiało jej
ból.- Nie było nocy żeby on nie płakał po tym wszystkim, było w nim tyle
rozpaczy, tyle goryczy, cały świat go olewał i mścił się na nim. Nie mógł
znaleźć dobrej pracy, ukończyć szkoły, został sam bez rodziny, a ja nie mogłam
nic zrobić. Kilka dni po jego osiemnastych urodzinach, które spędził sam przy
butelce wódki zawołał mnie. Błagał bym się mu objawiła, bo chce zrozumieć,
dlaczego życie tak się toczy, dlaczego nic mu nie wychodzi.. zrobiłam to..
pokazałam mu się, a on wtedy.. tak bezczelnie zaśmiał mi się prosto w twarz
mówiąc, że właśnie..Och- Jęknęła, a po jej policzkach spłynęły łzy. Przetarła
je ręką i była gotowa, by dalej kontynuować swoją opowieść.- On przeszedł na
stronę Szatana.. Stał się Wysłannikiem Piekła. Ja zostałam pozbawiona skrzydeł
i wygnana na ziemię żeby wszystko odpokutować, ale Bóg o mnie zapomniał. Teraz już nic nie zrobię,
by wrócić do Nieba jako Anioł. Zostanę tu, na ziemi na zawsze. Wiele razy mnie
odwiedzałaś w tym mieszkaniu, wiesz? Pewnie nie pamiętasz. Ty też upadłaś.
Zostałaś wygnana. Ale wcześniej poznałaś mojego podopiecznego. Zakochałaś się w
nim, a on w tobie. Wszystko byłoby inaczej gdybyś ty nie była Aniołem Niebios,
a on Wysłannikiem Piekła. Zostawił cię byś nie cierpiała przez niego i obiecał,
że pewnego dnia cię odzyska. Ty dostałaś po kilku tygodniach swojego pierwszego
podopiecznego. Miałaś siedemnaście lat. Po ukończeniu dziewiętnastu lat już się
nie starzejemy- Dodała. Jenny siedziała wsłuchana w historie, którą Scarlett
jej opowiadała. Była zafascynowana tym, że być może, jeśli dziewczyna nie jest
szalona, była kiedyś Aniołem.- Tom.. miał na imię Tom. Teraz z tego co wiem
pracuje w szkole katolickiej. Jeszcze uczy się w seminarium, jego matka to
Margareth.. och nie pamiętam nazwiska.
-Przez niego upadłam? – Zapytała
wyraźnie zdziwiona. Już wiedział o kogo chodzi Scarlett. Znała przecież tego
chłopaka i nawet się z nim całowała, ale jakoś nie paliła się do tego, by się
do tego przyznać.- Jak to się stało?
-Miał chyba wtedy siedemnaście,
czy osiemnaście lat. Przejęłaś go po tacie, który już był martwy..- przerwała
na chwilę, by sprawdzić reakcję siostry. Ta siedziała lekko zdziwiona, ale
widać było, że czeka na kontynuacje opowieści.- Chłopak był mądry i bardzo
wierzący. Matka od małego szykowała go do tego, że zostanie księdzem. Nie
chciałaś przyznać, ale zakochałaś się w nim.. może nie tak jak w moim byłym
podopiecznym, ale coś do niego czułaś. Wiedziałaś doskonale, że to zakazane,
ale i tak mu się ukazałaś kiedy o to poprosił, a co gorsze.. całowałaś się z
nim..
Jenny poczuła jak żołądek się jej
ściska. Już wcześniej kochała w pewien sposób Toma, co przestraszyło ją bardzo.
Wtedy też doskonale wiedziała, że nie może się z nim całować, a i tak zrobiła
to zupełnie tak jak ostatnio, gdy była w jego domu ,po tym jak wyszedł z
łazienki, pocałowała go. Popełniała te same głupie błędy.
-Później Bóg wyrzucił cię z
Nieba, ale nie na zawsze. Masz szansę tam powrócić jeśli będziesz chciała. Nie
wiem jednak w jaki sposób. Teraz wiesz już prawie wszystko i liczę na to, że
przyjmiesz moja propozycję zamieszkania ze mną. Przeniesiemy się z tego
miejsca. Zostaw tego podłego sukinsyna, bo ze znajomości z nim nic dobrego nie
wyniknie. On nie jest odpowiednim chłopakiem dla ciebie Janie.
-Mam na imię Jenny.- Poprawiła ją
lekko zdenerwowana.
-Jako Anielica nazywałaś się
Janie.- Uśmiechnęła się.- Zostaniesz ze mną prawda?
-Raczej nie i nie pytaj dlaczego, bo to wiadome- Scarlett
jednak nie wiedziała, bo zrobiła głupią minę.- Sypiałaś z moim chłopakiem! Już
nie pamiętasz?!- Zapytała wściekała. Wstała z kanapy.- To była najgłupsza
propozycja jaką słyszałam! Kochanka mojego chłopaka chce żebym z nią
zamieszkała!
-Przepraszam.. gdybym wiedziała,
że go znasz.., że znowu jesteście razem to miedzy nami nic by nie było..-
Powiedziała wyraźnie zasmucona faktem, że zraniła najbliższą jej sercu osobę.
-Daruj sobie.- Wyszła z domu
trzaskając drzwiami.
Gerard Morgenstern leżał na
kanapie czytając czasopismo motoryzacyjne. Uwielbiał szybkie samochody o
dynamicznym kształcie. Mógł sobie pozwolić na każdą nowinkę w tej dziedzinie.
Było bogaty, pieniędzy miał jak lodu i nie musiał się niczym martwić.. no
prawie niczym. Jego plan w końcu zmierzał ku finałowi. Nic teraz nie mogło
zmienić stosunku Jenny do niego. Zrobił wszystko tak ,jak powinien i tłumaczył
sobie, że dziewczyna nic dla niego nie znaczy i jest z nią tylko z przyczyn, o
których wiedziały tylko nieliczne istoty. Młody kleryk już się domyślił o co
chodziło i chciał odciągnąć od niego Jenny, ale serca tak łatwo się nie oszuka,
a on miał świadomość, że dziewczyna szczerze go kocha i on też odwzajemniał to
uczucie mimo tego, że nie chciał się do tego przyznać nawet w duchu.
Uśmiechnął się, gdy jego
dziewczyna weszła do mieszkania. Nie wyglądała na zadowoloną. Była wściekła,
ale i wyczerpana, dalej osłabiona po tym, co stało się wczoraj. Gerard jak
nigdy czuł się winny za jej nieszczęście i brał na siebie odpowiedzialność za
to, że zmusił dziewczynę do tak desperackiego kroku.
Podniósł się z kanapy szykując
się na awanturę, ale dziewczyna zamiast zacząć krzyczeć na niego usiadła na
miejscu obok i wpatrywała się w jego
bezwyrazową twarz.
-Kochanie, coś się stało?-
Zapytał spoglądając na nią, a on uśmiechnęła się. Jej oczy wydawały się być
przemęczone.
-Byłam u tej dziewczyny, z
którą.. się spotykałeś ostatnio, kiedy poprzednio byliśmy razem.- Zauważył na
jej twarzy wyraz bólu, gdy wspomniała o dziewczynie. Kolejny cios jaki on jej
dostarczył. Zaczynał powoli żałować tego, że zadał tyle cierpienia tej
dziewczynie, cierpienia, na które ona nie zasługiwała, bo ona potrzebowała
tylko miłości i wiele dla niej poświęciła. Co oczywiście było kluczowe dla jego
interesu.
-Tak? Dlaczego u niej byłaś.
Obiecałem ci, że już nie będzie nikogo po za tobą.- I tak było. Nie kłamał. Na
te parę dni mógł się poświęcić, bo nagroda będzie o wiele lepsza. Ale czy
naprawdę robił to tylko dla późniejszych korzyści? Dobrze jednak wiedział, że
oszukiwał się właśnie tak myśląc.
-Wiem.. ale.. przepraszam.. nie
było cię rano, a ja tak strasznie się bałam..- Po jej policzku spłynęła łza.
Ona naprawdę go kochała. Gerard
poczuł ucisk w sercu. Jego mała Janie znowu płakała. Bolało go to, ale nie
chciał się do tego przyznać przed samym sobą.
- Tak bardzo bałam się że znowu
jesteś z nią.. Przepraszam. Powinnam ci zaufać.- Spojrzała na niego z błaganiem
w oczach jakby oczekiwała, że on coś teraz powie.
Milczał. Nie wiedział, co miałby powiedzieć w
tej sytuacji.
- Wiedziałeś, że ona. Scarlett
jest moją siostrą?- Zapytała wbijając w niego wzrok.
Nagle poczuł, że nie ma czym
oddychać. Patrzył nieruchomo na dziewczynę z zaczerwionymi oczami i starał się
zachować kamienną twarz. Jednak tego się nie spodziewał. Nie wiedział, że ta głupia
dziwka Scarlett wyśpiewa wszystko swojej młodszej siostrzyce. Nie było mu to na
rękę. Mógł teraz stracić wszystko, na co tak ciężko pracował.
Zastanawiał się, co jeszcze blond
włosa powiedziała siostrze. Jeśli wyjawiła jej całą prawdę to będzie bardzo źle
dla niego. Będzie musiał się tłumaczyć dlaczego wcześniej niczego nie
powiedział, a nie chciał tego robić. Potrzebował czasu żeby wymyślić jakąś
dobrą bajeczkę, w którą dziewczyna uwierzy.
-Tak, wiedziałem- Przyznał w
końcu po chwili ciszy. Dziewczyna odetchnęła głośno wyraźnie zasmucona.-
Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wcześniej, ale nie chciałem mącić ci w
głowie.
-Nie chciałeś mącić mi w głowie?!
Gerard.. spałeś z nią.. zdradzałeś mnie z własną siostrą dobrze o tym wiedząc.-
Dziewczyn z trudem łapała powietrze, była przerażona, wściekła i załamana.
-Janie.. źle to wygląda wiem..
ale zapomnijmy o przeszłości. Mówiłem już że teraz nie będzie nikogo oprócz
ciebie. To co było z nią.. to wszystko z innymi dziewczynami to już nie ważne.-
Powiedział przekonująco i objął ramieniem płaczącą dziewczynę.
Czuł się winny jej łez i nic na
to nie mógł poradzić. Myślał, że już dawno jest pozbawiony ludzkich uczuć, ale
jednak nie. Jenny rozpaliła je na nowo.
-Janie.. – Powtórzyła tuląc się
do piersi chłopaka.- Czyli to wszystko, co mówiła Scarlett jest prawdą.-
Stwierdziła z powagą przestając płakać.
-Zależy też co takiego mówiła.
-Powiedziała mi, że jestem
Anielicą i że moim podopiecznym był Tom. To znaczy dokładnie tego nie
powiedziała, ale sam domyśliłam się tego. Podobno przez niego upadłam..- Jenny
spojrzała na Gerarda niepewnie.
-Tak, to prawda. Byłaś Anielicą
i.. kochałaś się w.. w tym.. w Tomie.- Odchrząknął. Nie znosił tego chłopaka za
wszystko, co zrobił.- Objawiłaś mu się i dlatego upadłaś.. podobno nawet się
całowaliście..- Powiedział lekko zirytowany.
Wiedział doskonale, że to prawda, ale samo to,
że wszystko opowiedział dziewczynie zgodnie z faktami było dla niego dużym
wysiłkiem. Wiele ryzykował pozwalając jej poznać prawdę.
-Bóg zesłał cię do ciała małej
dziewczynki, która żyła w bardzo religijnej rodzinie, bo miał nadzieję, że się
nawrócisz. Ale tak się nie stało- Uśmiechnął się triumfalnie obejmując
dziewczynę Ciągle wierzył, że to on wygra i raz na zawsze pozbędzie się tej
dziewczyny, która wystarczająco zamąciła w jego sercu, ze swojego życia.
Witajcie drodzy czytelnicy :) Myślałam że w wakacje bd mieć więcej czasu jednak tak nie jest. Przepraszam że tak rzadko dodaję rozdziały, ale postaram się to zmienić, bo opowiadanie już prawie się kończy. Przewiduję jeszcze góra 5-7 rozdziałów :)
Przepraszam również jeśli jakieś błędy pojawiły się w tym rozdziale, ale jakoś za specjalnie nie chce mi się ich sprawdzać kiedy za zewnątrz taka piękna pogoda :)
Dziękuję za tak liczne odwiedziny i za tyle pięknych komentarzy, które zostawiacie :)
Witam serdecznie nowych czytelników :)
Zapraszam was wszystkich na mojego drugiego bloga gdzie już niedługo dodam pierwszy rozdział : this-is-where-we.blogspot.com