Rozdzial 8:
Od
kilku dni budziła się w tym samym łóżku, w tym samym pokoju i przy tym samym
chłopaku. Często zastanawiała się, czy dobrze zrobiła wybierając akurat to
życie. Nie żałowała jednak wyboru tylko zastanawiała się, czy jej życie
wróciłoby do „normy”, gdyby została z rodzicami. Na pewno ani ona, ani jej
rodzice nie zapomnieliby o tym wszystkim co wydarzyło się wcześniej. Oni ciągle
wypominaliby jej znajomość z Gerardem i nie spuszczaliby z niej oka.
Teraz
jest lepiej. Gerard ją kocha. Była tego prawie pewna. Państwo Torres, gdy była
jeszcze w domu, zabronili jej spotykać się z chłopakiem, ale ona nie potrafiła
zniszczyć tego związku. Za bardzo się zaangażowała i za bardzo spodobało jej
się to wszystko. Cieszyła się, że ma chłopaka, a po tych wszystkich problemach
na pewno rodzice nie pozwoliliby jej mieć jeszcze jednego i pewnie wysłaliby ją
do zakonu, jak kilka dni temu zagroził jej ojciec, gdy zabierała walizki z
pokoju. Wtedy trochę się tym przejęła, ale Gerard w samochodzie ją uspokoił
mówiąc, że gdy tylko za kilka dni będzie mieć osiemnaście lat jej rodzice nie
będą mieć nic do gadania w sprawie jej życia i przyszłości.
Wstała
z łóżka i z bosymi stopami na palcach przeszła do kuchni. Przygotowała sobie
herbatę i małe śniadanie. Nie znosiła kawy i nawet jej chłopak nie zdołał jej
przekonać do pica napoju. Po śniadaniu poszła się wykapać, a następnie wróciła
do kuchni, by przygotować śniadanie Gerardowi. Chłopak zawsze późno wstawał i
był tak zaspany, że niebezpiecznie wyglądał z nożem w ręku, dlatego Jenny
postanowiła, że będzie mu przygotowywać posiłek.
Gdy
tylko skończyła zajrzała do sypialni. Ciemnowłosy stał przy szafie szukając
jakiejś koszuli. Jenny podeszła do niego pocałowała go w policzek. Chłopak
uśmiechnął się i wyciągnął wreszcie czarną koszulę z czerwonymi mankietami i
guzikami.
-Naprawdę
masz ciężki wybór między czarną a czarną koszulą.. zapomniałam jeszcze o tej
czarnej i o tej no i o tej..- Spojrzała na szafę wypełnioną czarnymi koszulami
i innymi ubraniami.
-No
tak. Spójrz.- Wyciągnął pierwszą lepszą koszulę zawieszoną na wieszaku.- Ta ma
czarne guziki, a ta- Wyciągnął następne ubranie- ta ma złote i do tego jest
szyta złotą nitką. Jest różnica, kotku. – Uśmiechną się szeroko odkładając
rzeczy na ich miejsce.
Siedział
w zadymionym barze, gdzie kelnerki ubrane były w króciutkie spodenki i
kraciaste koszule zawiązane wysoko w talii. Pijani faceci zaczepiali je i
obmacywali, a one o dziwo nie protestowały. Właśnie takie miejsca lubił, gdzie
każdy miał swoje życie i swoje sprawy. Nikogo nie obchodziło z kim ktoś
rozmawia, z kim pije czy z kim się bije. Ważne było tylko to, by zapłacić i nie
narazić się właścicielowi. On nie musiał się bać właściciela baru, bo był nim
jego kolega. Patrząc na relacje między nimi mógłby być nawet jego przyjacielem,
ale tam skąd obydwoje pochodzili nie zawierało się przyjaźni. Każdy gdy tylko
dobrze by mu się zapłaciło powiedziałby wszystko co wie na temat danej osoby, a
gdyby mu jeszcze dopłacili to dopowiedziałby coś o niej od siebie.
Uśmiechną
się słabo kończąc trzecią szklaneczkę burbona. Nawet, gdy siedział czuł już
lekkie zawroty głowy. Mało czym potrafił się upić, zazwyczaj kończył się to
tylko na tym, że kręciło mu się w głowie. Mógł wypić nawet kilka butelek wódki
i nie działało to zbytnio na niego, ale tak miał każdy jego znajomy. Dlatego
lubił z nimi pić. Nigdy nie tracili głowy i nie zachowywali się jak ostatnie
świnie na imprezie, na której wypadałoby być poważnym. Bywał już na kilku
takich, gdzie paru gości się upiło, a cała śmietanka towarzyska była
zdegustowana ich zachowaniem. Nie chciał być w kręgu pośmiewiska i dobrze
wiedział, że jest małe prawdopodobieństwo iż mu się to przydarzy.
Postawił
szklankę z grubego szkła na stole i poczekał aż podejdzie do niego jedna z
młodziutkich kelnerek pracujących w barze. Dziewczyny miały nie więcej niż
dwadzieścia lat i nie mniej niż piętnaście. Uśmiechnął się czarująco do
kelnerki, która pochyliła się nad nim, by zabrać szklankę.
-To dla
ciebie.- Szepnął jej do ucha wsuwając czterysta dolarów w tylnią kieszeń
spodenek. Dziewczyna podziękowała uśmiechem i odeszła od stolika. Wstał ze
skórzanej kanapy i założył ciemną skórzaną kurtkę.
Gdy
tylko otworzył drzwi uderzyło go w twarz chłodne powietrze. Zasunął kurtkę do
połowy i ruszył w kierunku swojego samochodu zaparkowanego na parkingu obok
baru.
-Chcę
rozmawiać z Jenny.
Gerard
usłyszał za sobą dobrze mu znany głos, głos tak bardzo znienawidzony, że mógłby
z uśmiechem na twarzy wyrwać tej osobie struny głosowe. Odwrócił się powoli i
uśmiechną do kleryka stojącego tuż przed nim.
-Daj mi
chwilkę. Zastanowię się, okej?- Udał zamyślenia po czym ruszył w kierunku
swojego samochodu.- Nie spotkasz się z nią.- Powiedział nie odwracając się
ponownie w kierunku chłopaka.
-Boisz
się, że Jenny zmieni zdanie i cie zostawi?- Zapytał prowokacyjnie Tom.- Może wcale
nie jest z tobą szczęśliwa i nie jest jej u ciebie dobrze? Wydaje mi się, że
byłaby załamana, gdyby dowiedziała się, że przesiadujesz w barze, pijesz i
bezczelnie gapisz się i podrywasz młode kelnereczki.- Pewny siebie podszedł do
Gerarda.- Wiem kim jesteś i wiem jaki masz cel! Nie uda Ci się to! Nie pozwolę!
Jenny będzie po mojej stronie, a ty przegrasz.- Stwierdził już ze spokojem w
głosie.
Gerard
tylko roześmiał się kpiąco za co dostał pięścią w twarz.
-Nie
wiedziałem, że potrafisz kogoś uderzyć- Uśmiechną się pomimo ostrego bólu.
-Dla
twojego dobra radzę ci ze mną nie zaczynać.- Rzekł bardzo poważnie kleryk
patrząc ze złością na dalej rozbawionego przeciwnika.
-No tak
już się boję- Zaśmiał się i w rewanżu uderzył Toma tak, że upadł na ziemię.- Ze
mną się nie zaczyna.- Podszedł do leżącego i wymierzył mu butem cios w brzuch.
Z ust kleryka wypłynęła krew.- Ja nie wiem co to koniec zabawy. Źle trafiłeś
księżulku.- Kucnął obok chłopaka i podniósł go za ubranie przywracając do
pionu.- Walcz jak mężczyzna. Co jak co, ale walki wolę uczciwe.- Uderzył
chłopaka w drugi policzek, a ten zachwiał się na nogach. Gerard spojrzał
lekceważąco na przeciwnika i podciął mu nogi jednym zamachnięciem. Kleryk
jednak szybko wstał i ze złowrogim spojrzeniem podszedł do ciemnowłosego w celu
wymierzenia mu ciosu jednak Gerard był szybszy i zza paska spodni wyciągną
niewielki nóż i wbił go Tomowi w brzuch, gdy ten znalazł się na niebezpiecznej
odległości.
-Zakończmy
to.- Stwierdził przyciskając krwawiące ciało do sztyletu. Tom spierał się na
jego ramionach.- Dobrze wiesz, że i tak ja bym to wygrał więc nie ma sensu się
dalej bić i tracić czas. Mam jeszcze troszkę pracy.- Wbił nóż jeszcze głębiej,
a następnie szarpnął, by go wyjąć. Tom osunął się na ziemię.
-Zostaw
ją, proszę- Wydał z siebie ostanie słowa po czym jego klatka piersiowa
przestała się unosić.
Jenny
była strasznie zdenerwowana tym, że jej chłopak tak długo nie wraca. Wyszedł po
południu i do tej pory nie wrócił, a była już prawie dwunasta w nocy. Siedziała
z kubkiem już ostygłej herbaty w ręku i czekała na niego. Gdy tylko usłyszała,
że drzwi mieszkania się otwierają pobiegła do korytarza.
-Gdzie
się podziewałeś?- Zapytał drżącym głosem.- Boże.. ty masz krew na ubraniu. Co
się stało?- Pobiłeś się z kimś?- Zapytała, a gdy chłopak jej nie odpowiedział
podeszła do niego i dotknęła jego ramienia. Ten szybkim ruchem strzepnął jej
delikatną dłoń i wyminął ją kierując się w stronę łazienki.
-Gerard,
co się dzieje?!- Zapytała lekko podniesionym głosem. Strasznie bała się o
chłopaka.
-Nie
twoja sprawa! Nie musisz się wszystkim tak do cholery interesować! Uświadom
sobie, że mam swoje życie i nie będę ci się z niego spowiadał, bo nie jesteś
nikim kto mógłby tego ode mnie wymagać, rozumiesz?! - Krzyknął zamykając z
trzaskiem drzwi łazienki.
Jenny
była w szoku. Chłopak nigdy się tak do niej nie odnosił. Zawsze był miły i
kochany. Teraz na nią krzyczał i ranił ją słowami, a ona chciała mu tylko
pomóc. Nie pozostawało jej nic innego jak stąd wyjść, jak najszybciej i
gdziekolwiek. Zabrała z wieszaka swoją kurtkę i założyła czarne trampki stojące
przy szafce na buty.
Nie
wiedziała dokąd może iść. Nie chciała wrócić do rodziców, bo zamiast życia
miałaby tam domowe więzienie wprost z horroru wyjęte. Jedyną osobą, z którą
mogła porozmawiać była Amanda. Gerard nawet nie wiedział o jej istnieniu. Tylko
tam mogła liczyć na odrobinę spokoju. Z koleżanką widziała się kilka dni po
wyprowadzce z domu. Amanda nie była zadowolona z decyzji jaką Jenny podjęła,
ale obiecała, że jeśli będzie mieć jakiś problem, to może śmiało do niej
przyjść.
Szła
spokojnie mimo ciemność. Jedynym źródłem światła w tą ponurą i zachmurzoną noc
stanowiły lampy uliczne. Ruch na drodze był niewielki. Średnio raz na dziesięć
minut jechał jakiś samochód. Jeden facet nawet proponował jej podwózkę, ale ona
kategorycznie odmówiła przyśpieszając kroku.
Nie
chciała rozmyślać o Gerardzie więc liczyła latarnie mijane w drodze do domu
koleżanki. Nagle poczuła, że straciła rachubę, a w głowie kręciło jej się tak
bardzo, że nie potrafiła ustać na nogach. Ostatnie co widziała zanim zderzyła
się z betonowym chodnikiem to rażące światło latarni.
Zrobił
to co musiał z małą pomocą Bożą. Teraz ruch należało niego. Gerard nie mógł już
nic na to poradzić. Uśmiechnął się do siebie obejmując czule Jenny leżącą w
jego ramionach. Nie pozwoli, by poszła w ślady swojego chłopaka. Nie mogła
zmarnować sobie życia. Musiał tylko umiejętnie to wszystko rozegrać, by
dziewczyna została z nim i nie chciała wrócić do Gerarda. Najlepiej byłoby ją
gdzieś zamknąć, ale to nie przyniosłoby zmiany jej decyzji, a ona musiała
wrócić na ścieżkę Bożą. Nie było innej opcji, dziewczyna musiała się nawrócić.
Od czasu, gdy zaczęła spotykać się z Gerardem Tom nie widział jej ani razu w
kościele.
Poczuł
lekki ruch dziewczyny w jego objęciach. Odsunął się od niej niezbyt gwałtownie.
Nie miał jeszcze wymyślonego planu działania. Nie wiedział w jaki sposób
zatrzymać dziewczynę przy sobie. Musiał ją przekonać do tego, że Gerard jest
zły i przez niego będzie tylko cierpieć.
-Gdzie
ja jestem?- Zapytała dziewczyna rozglądając się po pokoju z ręką przyłożoną do
czoła.- Strasznie boli mnie głowa. Co się w ogóle zemną stało?- Zapytała
patrząc Tomowi prosto w oczy.
-Zemdlałaś
na ulicy niedaleko mojego domu i cię znalazłem, gdy wracałem z.. z pewnego
miejsca- Zawahał się. Nie wiedział co ma powiedzieć dziewczynie. Nie mógł
wyznać, że wracał z baru, bo to by źle o nim świadczyło więc postanowił nie
tłumaczyć się więcej.
-Dziękuję
za pomoc.- Szepnęła dziewczyna opierając się o stos poduszek.
Zrób wszystko, by
Jenny została przy tobie. Przypomniał sobie słowa Boga jakie skierował do
niego, gdy widzieli się ostatni raz. Potrzebował tylko dobrego planu, pomysłu
czegokolwiek, by nie działać zbyt pochopnie i by nie wystraszyć dziewczyny. Ona
nie rozumiała, że tu wszystko rozgrywa się wokoło niej. Na pewno była świadomo tego, że ona razem z
Gerardem walczą cały czas o jej względy. Jego przeciwnik najwyraźniej spoczął
na laurach i myślał, że Jenny już do niego należy i że nie zmieni swojego
wyboru. Tak nie było.
-Nie ma za co. Wiesz, że zawsze cię lubiłem.- Przybliżył się
do dziewczyny, która wbiła się mocniej w poduszki. Wyglądała dalej tak
niewinnie jak za pierwszy razem, gdy ją zobaczył.- Dlaczego z nim jesteś?-
zapytał, ale nie czekał na odpowiedź.- Dlaczego on? Kochasz go?- Nie dał
dziewczynie nawet cienia szansy na odpowiedź tylko ciągnął dalej- Ty może go
kochasz, ale on ciebie nie. To widać. Będziesz cierpiała będąc z Gerardem. Przy
mnie tak by nie było- Stwierdził patrząc głęboko w oczy dziewczynie. Przybliżył
swoje usta do jej. Odgarną dłonią włosy opadające na jej policzek i pocałował
ją.- Kocham cię Jenny- Wypowiedział to między pocałunkami, którym dziewczyna
się poddawała.
Może i było to złe z jego strony, że gra na jej uczuciach,
ale nie miał wyjścia. Zmusiłby dziewczynę do tych pocałunków nawet gdyby ich
nie chciała. Był zbyt zdeterminowany. Musiał wzbudzić jej podejrzenia co do
miłości do Gerarda. Chciał, by dziewczyna zastanawiała się, czy naprawdę kocha
swojego chłopaka i jest gotowa spędzić z nim resztę życia. Jeśli to nie
zadziała tak jak trzeba zawsze pozostawała druga opcja. Dziewczyna oddali się
od Gerarda, dlatego, że go zdradziła całując się z klerykiem. Dla chłopaka to
byłby cios poniżej pasa. Nigdy nie wybaczyłby Jenny tego, że całowała się z
jego wrogiem. Taki właśnie był cel Toma. Rozbić ich związek.
Czuła usta Toma na swoich. Nie wiedziała czego w tej chwili
pragnęła, czy tego, by kleryk przestał czy tego, by nie przestawał. Dłoń
chłopak wędrowała po jej ramieniu. Po chwili Tom zaczął rozsuwać bluzę
dziewczyny.
Jenny otworzyła nagle szeroko oczy i odepchnęła Tom
uciekając na drugi koniec łóżka.
-Co ty do cholery robisz?!- Zapytała drżącym głosem
uświadamiając sobie, że po raz kolejny całowała się z przyszłym księdzem.- Tak
nie można! Ty jesteś klerykiem, a ja mam Gerarda!
-Gdyby tylko on tak się tobą przejmował! Zabawia się za to z
panienkami w barach i klubach, a ty tego nie widzisz! On cię nie kocha! Jesteś
dla niego zabawką. Nic dla niego nie znaczysz, rozumiesz? Jest z tobą, bo tak
mu jest wygodnie! Zabawia się twoim kosztem i śmieje się z twojej miłości.
Spotyka się z innymi dziewczynami! Nie myśl sobie, że jesteś jedyna!- krzyczał
zdenerwowany.- Jenny ja naprawdę cię kocham! Nie wytrzymam dłużej bez ciebie,
Jenny.. jesteś taka piękna, taka dobra… nie możesz do niego wrócić. Nie pozwolę
ci na to! Wolałbym umrzeć niż na to przystać! On cię już nie skrzywdzi!
Będziemy żyć razem, szczęśliwie bez niego. Już nigdy więcej nie zamąci ci w
głowie! Jeśli trzeba będzie to go zabiję! Nic nie stanie mi na drodze do bycia
z tobą!- Chłopak krzyczał, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo.
Przerażona Jenny uciekła szybko z łóżka i pobiegła do
łazienki zamykając się na klucz. Nie wiedziała co wstąpiło w Toma, ale to na
pewno nie było dobre uczucie. Chłopak dobijał się do drzwi łazienki kopiąc i
waląc w nie. Dziewczynie ręce trzęsły się ze zdenerwowania. Musiała teraz jak
najszybciej wydostać się z tego domu i pobiec do domu naprzeciwko, w którym
mieszkała Amanda. Wyjrzała przez okno. Słonce dopiero wschodziło na horyzont
wiec wszyscy na pewno są w domu. Pociągnęła za klamkę okna i wyjrzał przez nie.
Nie było tak wysoko więc mogła skoczyć. Stanęła na framudze okna i wzięła
głęboki wdech. Ciągle słyszała za sobą krzyk Toma, który prosił ją, by otwarła
drzwi i nie wygłupiała się. Mówił, że nic jej nie zrobi i może czuć się
bezpieczna jednak ona w to nie wierzyła. Kleryk wpadł w jakiś niezrozumiały dla
niej szał. Nie powiedziała nic złego ani nic takiego nie zrobiła.
Nie zostało jej nic innego jak skoczyć z okna, by się
wydostać.
Poczuła ostry ból w nogach, gdy tylko znalazła się na ziemi.
Leżała na mokrej trawie. Szybko jednak podniosła się i pobiegła lekko utykając
w stronę domu państwa Torresów. Modliła się, by drzwi domu były otwarte. Wbiegła
na ganek i pociągnęła klamkę drzwi jednak one się nie otworzyły. Zapukała mocno
i czekała chwilkę aż ktoś jej otworzy jednak nic takiego się nie stało.
Zdezorientowana rozejrzała się wokoło. Nie wiedziała, gdzie powinna się teraz
udać. Odwróciła się w stronę domu Toma i ujrzała chłopaka stojącego w oknie
łazienki. Wróciła na ulicę i pobiegła jak najszybciej małymi uliczkami do domu.
Czuła ból kolan. Miała wrażenie, że powietrze zaraz rozsadzi jej płuca. O tej
porze dnia nie było zbyt ciepło. Biegła dalej w stronę domu rodziców nie
zwracając uwagi na rozwiązaną sznurówkę buta. Włosy potargał jej wiatr. Gdy
dobiegła do ulicy, na której stał jej dom czuła, jakby jej płuca płonęły.
Biegła jeszcze co chwilę odwracając się, by spojrzeć, czy Tom ją nie goni. Nie
zwróciła nawet uwagi na to, że przed domem rodziców stoi czarne BMW. Zatrzymała
się przed nim starając się złapać oddech. Czuła, że w oczach ma łzy. Odgarnęła
włosy do tyły, by chociaż trochę nie wyglądać na przerażoną.
Za samochodu wysiadł chłopak w skórzanej czarnej kurtce i
czarnych rurkach. Był wyraźnie wkurzony. Jenny przestraszyła się. Kolejny
chłopak, który będzie na nią krzyczał i będzie się jej czepiał. Po słowach Toma
miała już dość. Nie miała pojęcia, czy powinna dalej ufać Gerardowi. W końcu
podobno spotyka się z innymi dziewczynami i wcale jej nie kocha. Chociaż jej
wydawało się inaczej. Gdyby on naprawdę nic do niej nie czuł to nie pozwoliłby
jej zamieszkać w swoim domu.
-Gdzie byłaś całą noc!? Nie możesz tak sobie wychodzić w
środku nocy nie mówiąc mi dokąd idziesz!- Chłopaka nie wydawał się aż tak
wkurzony ja Tom- Chcesz wrócić do domu?- Zapytał spoglądając w kierunku
wysokiego domu pokrytego białymi listwami.- Jeśli to zrobisz to już nigdy nie
będziemy mogli się spotykać.- Stwierdził już dosyć spokojnie.
-Nie wiem, nie wiem co powinnam zrobić! Ostatnio mnie
olewasz! Wracasz późno i nawet nie mówisz gdzie byłeś! Spotykasz się z inną
dziewczyną?!- Zapytała starając się utrzymać spokój i opanować drżenie głosu.
-Przepraszam.. już tak nie będzie. Zmienię się tylko wróć ze
mną.- Głos chłopaka był delikatny i przyjazny. Dotknął ręki Jenny i pociągną ją
w kierunku samochodu.
Załagodził sytuacje, ale jeszcze nie mógł czuć się jak zwycięzca
zanim nie zawiezie dziewczyny do swojego domu i nie wytłumaczy jej wszystkiego.
Musiał wymyślić jakąś sensowną bajkę, dlaczego tak późno wraca, by dziewczyna
nie wyczuła w niej kłamstwa. Dziewczynę całkiem łatwo było okłamać więc nie
spodziewał się tego dnia już żadnych kłopotów.
Zanim doszedł do samochodu usłyszał, że ktoś zatrzymuje się
autem. Odwrócił się i ujrzał Toma. Kleryk nie wyglądał z żadnej strony na
umarłego. Gerard ścisnął mocniej dłoń Jenny, która schowała się za jego
plecami. Zastanawiało go, dlaczego dziewczyna tak zareagowała na widok kleryka.
Przecież nie mogła wiedzieć o tym, że ten powinien być martwy.
-Co ty tu robisz?!- Zapytał wściekły Gerard.- Wydaje mi się,
że powinieneś być gdzie indziej!- Zasugerował chłopakowi.
-Nie przyszedłem tu do ciebie. Jenny chcę z Toba pogadać.
Przepraszam.. to nie miało tak wyjść…- Zaczął się tłumaczyć jednak Gerard mu
przerwał.
-Teraz wiem.. – Roześmiał się.- Cholera.. przez cały czas robiłeś
to dla niego! Jesteś skończonym idiotą! Nie myśl sobie, że wygrasz, bo masz
Jego po swojej stronie. Skarbie czy Tom narzucał ci się może ostatnio w jakiś
sposób?- Zapytał, ale Jenny mu nie odpowiedziała tylko spojrzała na niego
wymownie.- Co takiego mówił czy robił?- Jenny ponowie nie odpowiedziała.
Pod domem zatrzymał się kolejny samochód ,z którego wysiedli
rodzice dziewczyny. Byli oni zachwyceni widokiem córki.
-Jenny! Jesteś wreszcie! Tak się o ciebie martwiliśmy!- pani
Turner zaczęła płakać ze szczęścia.- Już się bałam, że nigdy nie zmądrzejesz.-
Kobieta otarła łzy i zwróciła się bardzo poważnie do Gerarda stojącego obok
Jenny z zaciętą miną.- Nie powinieneś więcej spotykać się z naszą córką! Dość
już namąciłeś jej w życiu! W życiu nas wszystkich!
-Mamo.. Przestań- Jenny spojrzała na matkę niepewnie- ja
wcale nie wróciłam do domu. Nie wiem co powinnam zrobić. Przyszłam tutaj bo Tom
mi mnie pocałował, a ja już nie mam siły..
-Co zrobił?- Zapytał Gerard jakby wyrwany z transu.- Ty
idioto! Tak próbujesz to załatwić!? Jesteś zwykłym świrem!- wkurzony chłopak podszedł
do niego i uderzył go z całej siły pięścią w twarz- chcesz powtórki z wczoraj?!
To ją masz- Ponownie uderzył kleryka, który zachwiał się na nogach i próbował
wymierzyć cios przeciwnikowi. Gerard ubiegł chłopaka i gdy ten wyciągną rękę,
by go uderzyć, wykręcił mu ją zmuszając do upadku na ziemię.
-Nie bijcie się! Chłopcy przestańcie!- Krzyczeli rodzice
Jenny jednak oni na to nie reagowali.- Jenny zrób coś wreszcie!
Dziewczyna niechętnie spojrzała na rodziców. Cieszyło ją to,
że Gerard się o nią bije i dba o to by inni chłopcy jej nie zaczepiali.
Podeszła jednak do Gerarda i położyła rękę na jego ramieniu. Ten spojrzał jej w
oczy i przestał bić Toma. Chłopak odszedł od kleryka i poprawił koszulę.
-Janie, skarbie, wsiądź do samochodu.
Dziewczyna posłusznie wsiadła do auta. Spojrzała przez szybę
na zmartwionych rodziców, a po chwili, gdy Gerard do niej dołączył odjechała z
piskiem opon.
_____________________________________________________
Moi drodzy czytelnicy, fajnie to wgl brzmi, przepraszam za to, że tak długo ni dodawałam nowego rozdziału ale zupełnie nie mam na to czasu. :( Mam dużo nauki a niedługo przecież matury i wiadomo.. polowy nauczycieli nie bd i teraz trzeba się już poprawiać bo późnej się nie wyrobię.
Z rozdziału wcale nie jestem zadowolona bo wyszedł mi na prawdę beznadziejnie.. nie sprawdzałam żadnych błędów i na 100% są. Nie mam czasu już na dłuższe wyjaśnienia bo jutro spr z chemii mam i muszę się jeszcze uczyć.
Nie mam pojęcia kiedy będzie nowy rozdział ale uprzedzam, że mimo tego iż nie będę dodawać ich za często to bez oficjalnej informacji nie zawieszę bloga. Nie wiem czy rozumiecie o co chodzi bo ostatnio jestem tak przemęczona, że mam problemy ze złożeniem normalnego zdania.
Przepraszam jeszcze na końcu za opóźnienia jakie nastąpiły w czytaniu waszych notek.
Pozdrawiam i mam nadzieję, że wy macie w szkole więcej luzu :)