Rozdzal 14:
Stała w
ciszy przypatrując się dwóm postaciom, od których zależało jej życie. Nie miała
pojęcia, że gra toczy się o tak wysoką stawkę. Kiedy obudziła się w tym miejscu
myślała, że to zwykły sen i za chwilę się obudzi, jednak tak się nie stało.
Pojawienie się Boga i Szatana tylko wzmocniło jej niepokój. Gerard był przy
niej, ale nic nie zrobił, kiedy władca Nieba zadecydował, że jej dusza
przepadnie w nicość.
Spojrzała
na niego kątem oka. Stał nieruchomo jak posąg. Patrzył przed siebie, ale nie
emanowała od niego pewność siebie, tak jak zawsze. Uśmiechnął się gorzko w jej
stronę, a jego spojrzenie było twarde i lodowate.
To był
sygnał dla Jenny, że nic już nie da się zrobić. Jej życie było już skończone.
Nigdy więcej nie będzie z Gerardem ani nawet z Tomem, nigdy nie pozna bliżej
siostry choć.. początkowo nie miała na to ochoty. Ciągle miała żal o to, że
była ona kochanką jej chłopaka. Jemu wybaczyła więc jej też powinna. Tym
bardziej teraz, kiedy jej życie się kończy.
Nigdy
nie chciała umrzeć mając niespełna siedemnaście lat. Całe życie było przed nią,
a teraz je traciła. Tyle mogła jeszcze osiągnąć. Chciała założyć rodzinę, mieć
dzieci, zdobyć dobre wykształcenie i pracować w ogromnej korporacji na dobrze
płatnym stanowisku.
-Nie
zgadzam się.- Powiedział powoli Gerard patrząc prosto w stronę Boga.- Skoro
Jenny nie pasuje do żadnego świata to powinna zostać i żyć dalej na Ziemi.-
Powiedział z zawziętością w głosie.
W Jenny
obudziła się nadzieja na to, że spełni wszystkie swoje marzenia, że będzie
miała czas lepiej poznać samą siebie, a swoje życie szczęśliwie przeżyje z
Gerardem.
-Och
drogi Gerardzie.. Cóż za szlachetne myślenie-Skomentował Szatan lekko klaszcząc
w dłonie. Zbliżył się do chłopaka, który był troszkę niższy od niego. – Wiem
jednak do czego zmierzasz. Zapomniałeś o tym jak kończą moi słudzy, którzy nie
wyplenili swojego zadania. Chcesz, by dziewczyna wróciła na ziemię, a ty
mógłbyś być z nią tak? Masz nadzieję na dobry związek? Przykro mi, ale nawet
jeśli ona wróci to bez ciebie. Mój
chłopcze nie wykonałeś swego zadania. Jenny miała być moja, miała służyć dla
mnie. Jutro rano odbędzie się twoja egzekucja, wiesz dobrze jak moje dzieci
lubią patrzyć na śmierć w męczarniach.- Jego ton był obojętny, tak jakby mu nie
zależało wcale na życiu chłopaka.
Jenny
poczuła skurcz w żołądku. Zapiekły ją oczy. Szybko zamknęła powieki, by nie
rozpłakać się przy wszystkich. Jej Gerard, jej kochany Gerard miał umrzeć.. nie
mogła do tego dopuścić. Mimo tego, że sama miała niedługo zakończyć swoje życie
chciała, by on żył. Kochała go jak nikogo innego i chociaż nie mógłby być jej
to chciała żeby był szczęśliwy z inną, albo nawet sam.
Nie
wiele wiedząc, co mówi drżącym głosem wybełkotała:
-Chcę
ci służyć.
Szatan
gwałtownie odwrócił się w jej stronę, a jego twarz pokrył złowrogi uśmiech.
Wydawało się, iż tylko czekał na jej słowa. Gerard zrobił się jeszcze bledszy i
ostrożnie spojrzał na dziewczynę. Tom wyglądał jakby dostał w twarz, a Scarlett
zanosiła się łzami. Jenny nie rozumiała dokładnie dlaczego wszyscy zareagowali
na jej słowa taką złością, oburzeniem.
-Jenny
nie..- Jęknął Gerard podchodząc do niej. Złapał ją za dłonie i obie po kolej
ucałował a przy tym ciągle patrzył jej w oczy.- Nie wiesz, co mówisz, odwołaj
to proszę.- Szepnął do niej.- Stając się Wysłannikiem Piekieł tracisz uczucia,
dobre uczucia, jedyne co potrafisz to nienawidzić. Nie chcę byś taka była. Nie
możesz taka być. Jesteś moją jedyną nadzieją. To dzięki tobie czuję miłość,
czuję szczęście. Ty mnie tego nauczyłaś, ty sprawiłaś, że moje uczucia odżyły,
a serce przestało być okute lodem. Wiesz kiedy to się stało?- Dziewczyna
pokręciła głową na znak niewiedzy.- Kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz.
-W tedy
w szkole?- Zapytała niepewnie. Jej głos trząsł tak samo jak dłonie, które
Gerard wciąż ściskał.
-Nie
skarbie. Ty tego nie pamiętasz, ale ja bardzo dobrze. Byłaś wtedy jeszcze
Aniołem. Miałaś siedemnaście lat a ja osiemnaście.
Poczuła
pod stopami wibracje i nagle znalazła się tylko z Gerardem w jakimś dziwnym
pokoju. Był on cały biały z kanapą stojącą na środku. Nie było tam więcej
mebli. Do pomieszczenia weszła nagle dziewczyna. Jenny aż zaparło dech w
piersiach. Miała ona takie same rysy
twarzy, tylko jej włosy miały kolor jasnego blond. Była ubrana w długą białą suknię,
taką jak Jenny teraz. Anielica wyszła
przez drzwi, a Jenny z Gerardem przenieśli się za nią. Tym razem byli na Ziemi.
Blondynka siedział na kanapie w znajomym pokoju. Obok niej siedziała druga
młoda dziewczyna.
-Jak
się cieszę Janie, że tu przyszłaś. Bardzo mi ciebie brakuje. Nie mogę
przyzwyczaić się do życia na Ziemi.- Głos Scarlett odbijał się echem po pomieszczeniu.
-Mi też
jest bardzo przykro, że już nie mieszkamy razem w Niebie.- Janie sięgnęła po
rękę siostry.- Ale nie smuć się. Codziennie będę cię odwiedzać. Nie zostawię
cię samą.
-Dziękuję
ci.- Szepnęła Upadła Anielica.- Już wiadomo coś w sprawie naszych rodziców?
-Och..
To bardzo przykre, ale oni umarli.- Powiedziała delikatnym głosem Anielica i
przytuliła siostrę, która się rozpłakała. Po chwili wstała z miejsca.- Muszę
już wracać.- Szepnęła głaskając policzek dziewczyny. Do zobaczenia jutro.
Jenny
wiedziała, że Janie to ona. Chociaż ciężko jej było uwierzyć, że była kiedyś
Aniołem. Gerard pociągną ją za rękę wyprowadzając z mieszkania Scarlett. Szli
za Janie kilka minut aż wreszcie ta zatrzymała się przy wysokim kościele Św.
Patryka. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Po chwili wzbiła się w górę z
rozpostartymi śnieżnobiałym skrzydłami.
Jenny i
Gerard również się unieśli. Dziewczyna rozglądała się z niepokojem nie czując
stałego gruntu pod nogami. Mocno złapała za rękę Gerarda, który tylko uśmiechną
się lekko i objął ja.
Janie
stanęła na dachu kościoła. Patrzyła na dwójkę chłopców, którzy próbują nakłonić
do skoku w dół młodego, pijanego mężczyznę. Anielica ruszyła pędem w ich
stronę, ale ci nie przerwali szeptów i nakłaniania.
-Zostawcie
go! W imię Boga nakazuję wam go zostawić!- Krzyknęła stając kilka kroków przed
nimi.
-W imię
Szatana nakazuję ci odpieprzyć się!- Wrzasnął jeden z nich podchodząc do niej.
-Maltretujecie
niewinnego. Dla was to zabawa, a jemu może stać się coś złego!- Mówiła z
pewnością siebie i anielskim spokojem. Patrzyła prosto w puste oczy chłopaka,
który stał przed nią. Nie wyglądał na miłego.
-Maleńka..
radzę ci stąd odejść, bo skończysz źle.- Rzekł groźnie.
-Nie
boję się ciebie. Macie go zostawić w spokoju.- Spojrzała na chłopca, który
balansował między życiem a śmiercią chwiejąc się na krawędzi kościoła.
-Daj
spokój głupia dziewczynko!- Krzyknął i zamachną się na nią, ale sam z hukiem
uderzył o mur starego kościoła.
-Wszystko
w porządku?- Zapytał czarnowłosy chłopak spoglądając niepewnie na Anielicę. Wyglądał
na bardzo młodego, a na pewno młodszego niż chłopka leżący pod ścianą.
-Tak, dziękuję-
Szepnęła zdziwiona zachowaniem Wysłannika Piekieł. Chciała zapytać dlaczego to
zrobił, dlaczego odepchną swojego kolegę, by ją uratować. Nie zdążyła jednak
wydać z siebie głosu, gdyż usłyszała krzyk młodego chłopca, który spadał z
budynku kościoła.
Janie
chciała rzucić się za nim jednak ciemnowłosy ją uprzedził. Przerażona spojrzała
tylko w dół i obserwowała co zrobi pracownik Szatana. Złapał on w locie
pijanego mężczyznę, a po chwili wzbił się z nim w powietrze. Położył go nieprzytomnego
u stóp Janie i odszedł znikając w kłębach czarnego dymu.
Jenny
spojrzała na Gerarda jakby oczekiwała wyjaśnień.
-To
byłeś ty?- Zapytała.
-
Zależy o kogo chodzi.- Uśmiechnął się przenikliwie.
Nie
zdążyła wyjaśnić całej sytuacji ponieważ znowu przenieśli się do innego
miejsca. Tym razem byli na jakimś wzgórzu w środku nocy, kiedy gwiazdy świeciły
jasno tworząc mieniąca się siatkę na ciemnogranatowym niebie. U szczytu na
soczyście zielonej trawie siedziała dziewczyna okryta w białą szatę wykonaną z delikatnego
materiału. Miała kolana podciągnięte do brody. Patrzyła na gwiazdy, a ciepły
wakacyjny wiatr rozwiewał jej świetliste włosy. Odwróciła głowę, kiedy
usłyszała czyjeś kroki. Zdziwiona patrzyła na osobę, która przysiadła się do
niej.
-Znalazłem
cię.- Chłopak uśmiechnął się tak delikatnie, że Janie zamrugała kilka razy
powiekami, bo nie mogła uwierzyć, że jest on zdolny do takiego gestu. Poczuła
nagle suchość w ustach, nie mogła zdobyć się na odwagę, by cokolwiek
powiedzieć. Odwróciła głowę w stronę rzeki, która płynęła pod drugiej stronie
wzgórza, na którym uwielbiała spędzać czas.
-Dlaczego
mnie szukałeś?- Zapytała po chwili lekko ochrypłym głosem. Czuła, że jest jej gorąco.
-Nie mogłem
przestać o tobie myśleć.- Odpowiedział krótko spoglądając w kierunku, gdzie
spoczywał wzrok dziewczyny.- Mam sobie pójść?- Zapytał jakby bojąc się, że
przeszkodził w czymś ważnym Janie.
-Nie!-
Powiedziała szybko. Sama była zdziwiona swoją reakcją, ale chłopak wydawał się
być z tego zadowolony.
-Cieszę
się.- Stwierdził krótko i zamilkł jakby szukając słów żeby powiedzieć coś
ważnego.
-Dlaczego
o mnie myślisz? Przecież tak nie powinno być. Tym nie masz..- urwała czując, że
i tak już powiedziała za dużo.
-Nie
mam uczuć, to chciałaś powiedzieć?- Dokończył za nią zdanie, jednak w jego
głosie nie było słychać żalu, smutku czy zdenerwowania. – Wiem o tym, ale ty
sprawiłaś, że tak przestało być.. twoje spojrzenie, chęć niesienia dobra za
wszelką cenę. Wtedy na dachu ryzykowałaś swoje życie, a czy wasz Bóg nie uczył,
że istnienie Anioła jest ważniejsze od człowieka? Czy nie tak było?
Dziewczyna
przytaknęła mu ruszając głową.
-Ty chciałaś
zaryzykować wiedząc, że mogłaś umrzeć. Jesteś pełna dobra, szacunku i miłości
do ludzi, a ja taki nie byłem, gardziłem nimi. To dzięki tobie moje serce
odżyło, zaczęło ponowie bić i robi to dla ciebie.- Ostatnie słowa wypowiedział
już szeptem.
Janie
patrzyła na niego cały czas. Uważnie przyglądała się każdemu ruchu warg, jakby
szukała maski. Wysłannicy Piekieł przecież nikogo nie kochali, nie mieli
dobrych uczyć, wiec to było niemożliwe, by on nagle coś poczuł. To musiał być
żart. Jednak ona nie chciała w to wierzyć.
Zbliżyła
się do niego, a ich twarze oddzielone były od siebie zaledwie kilka centymetrów.
-Jak ci
na imię?- Jej głos zadrżał kiedy poczuła jak dłoń chłopaka gładzi jej ramię.
-Gerard.-
Odpowiedział szeptem, a po chwili delikatnie pocałował Anielicę.
Jenny
mocno ściskała dłoń Gerarda, kiedy powrócili do dziwnego pomieszczenia. Nie
była pewna co teraz się z nią stanie, ale była szczęśliwa, bo powróciły do niej
wszystkie wspomnienia z czasów, kiedy była Anielicą. Pamiętała każdą chwilę
spędzoną z Gerardem, każdy jego żart i
uśmiech. Pamiętała też jaki miała dobry kontakt z siostrą oraz czas poświęcony
swojemu pierwszemu podopiecznemu- Tomowi.
Uśmiechnęła
się mimo tej tragicznej sytuacji. Szatan i Bóg patrzyli na nią ostrym wzrokiem,
a przyjaciele i rodzina starali się jej dodać otuchy, ale teraz było jej już
wszystko jedno.
Szatan
westchnął znudzony i podszedł bliżej dziewczyny.
-Bla
bla bla.. coś tam miłość..Nie chce mi się tego słuchać. Przejdźmy do rzeczy.-
Wyciągną rękę i dziwną siłą przyciągnął Jenny do siebie.
-Jenny..-
Jękną Gerard czuł, że nie może już nic zrobić.
***
Witajcie, wiem, że długo nie dodawałam nowego rozdziału, ale bardzo ciężko jest mi pożegnać się z tym opowiadaniem. Ten rozdział jest przedostatni. No cóż.. Liczę na to, ze Wam się podobał, bo mi tak średnio. Trochę mało się dzieje, jednak bardzo chciałam przedstawić chociaż w skrócie historię miłości Jenny i Gerarda. W następnym rozdziale, czyli ostatnim, będzie o wiele więcej akcji.
Pozdrawiam :)