Rozdzial 9:
Jenny razem z Amandą siedziały w drogiej restauracji
schowane za ogromnym kwiatem o zielonych liściach. Nie mogły się zdradzić przed
Gerardem, że go śledzą. Chłopak miał o niczym nie wiedzieć. Jenny wymyśliła tę
całą akcję szpiegowską, by uzyskać dowód, że Tom kłamał mówiąc jej podczas
ostatniego spotkania, iż jej chłopak ma kochankę. Nie wierzyła w to, ale
chciała udowodnić wszystkim, że chłopak naprawdę ją kocha.
Z każdym miejscem jakie dzisiaj odwiedziła idąc za Gerardem
traciła tą pewność. Chłopak odwiedzał przeróżne bary, a wokoło niego kręciło
się mnóstwo półnagich dziewczyn. On nie pozostawał obojętny na ich zaloty, co
najbardziej wkurzyło Jenny. Za pierwszym razem, gdy jakaś dziewczyna przymilała
się do młodego Morgensterna, Jenny myślała, że rozerwie ją na strzępy, jednak
Amanda uspokoiła ją mówiąc, że jeszcze nic takiego się nie stało, a chłopcy
zawsze tak się zachowują w takich miejscach. Teraz, gdy siedziały w restauracji
Jenny nie miała jeszcze żadnego dowodu na zdradę Gerarda i modliła się, by tak
zostało już do końca dnia. Uśmiechała się przez cały czas, jednak jej twarz
przybrała kamienną minę, gdy wysoka blondynka przysiadła się do stolika, przy
którym siedział jej chłopak. Zacisnęła usta w wąską kreskę i obserwowała całą
sytuację. Jej serce zabiło mocniej, gdy Gerard pocałował dziewczynę, a
następnie nalał jej szampana.
Na zewnątrz robiło się ciemno. Wiał chłodny wietrzyk, kiedy
Jenny wraz z koleżanką opuszczały restaurację. Podążyły śladem Morgensterna i
blondynki. Wyglądali na bardzo zakochanych. Szli objęci przez oświetlone
lampami ulice. Całowali się co chwilę i śmiali z nie wiadomo czego. Skręcili w
uliczkę prowadzącą do osiedla mieszkaniowego. Przed drzwiami do jednego z nich
dziewczyna rzuciła się na Gerarda i zaczęła go namiętnie całować. Szarpnięciem
otworzyła drzwi i zaciągnęła chłopaka do środka.
Stała sama na środku ulicy. Wystarczyło, że tylko odwróci
głowę w prawą stronę to zobaczy Gerarda z inną dziewczyną w łóżku. Po jej
policzkach płynęły łzy. Błagała Amandę, by zostawiła ją samą. Nie chciała teraz
współczucia i użalania się nad sobą. Wiedziała, że będzie jej teraz ciężko, ale
nie mogła zostać z Gerardem. Musiała zakończyć ten związek przez jego kłamstwa.
Zapewniał ją każdego ranka, że ją kocha i nigdy jej nie zdradzi, a później
szedł do tej blond wywłoki. Nie potrafiła pohamować łez i nawet nie próbowała.
Uklękła na rozgrzanym od słońca asfalcie. Wyciągnęła telefon i wybrała numer
jedynej osoby, która teraz może jej pomóc. Mimo tego, że było to z pewnej
perspektywy głupie posunięcie nie miała wyboru. Musiała gdzieś przenocować, a
nie chciała oglądać Gerarda ani rodziców.
-Jenny, coś się stało?- Zapytał Tom zmartwionym głosem.
-Możesz po mnie przyjechać?- Zapytała po czym podała nazwę
ulicy.
Chłopak zjawił się kilka minut później. Jenny wsiadała do jego
ciemnego samochodu.
-Co się dzieje?- Tom wyglądał tak jak zawsze. Idealnie
uczesany w schludnym stroju. Jego oczy zdradzały jednak to, że bardzo martwi
się o dziewczynę. Patrzył na nią tak, jakby był gotowy zabić dla niej każdego.
-Miałeś racje..- Szepnęła cicho czując ogromną kulkę w
gardle, która nie pozwalała jej czegokolwiek więcej powiedzieć.
-Odnośnie czego?- Zapytał jakby zupełnie nie pamiętał jakie
oskarżenia rzucał w stronę chłopaka Jenny.
-Chodzi o.. o Gerarda..- Wytarła łzę z policzka i zacisnęła
pięści.- On właśnie jest z inną dziewczyną.- Nie potrafiła powstrzymywać łez.
Bardzo bolała ją zdrada Gerarda. Jego idealny obraz w jej głowie właśnie uległ
zniszczeniu. Ciężko łapała powietrze do płuc. W tej chwili chciała już tylko
umrzeć. Nie widzieć ani nie słyszeć Gerarda.
Tom zawiózł ją do mieszkania, w którym mieszkała przez
ostatnie kilkanaście dni. Zabrała stamtąd swoje rzeczy nie zostawiając niczego,
co mogłoby wskazać jej już byłemu chłopakowi powód wyprowadzki.
Kleryk zaproponował jej, że może zostać u niego na noc.
Dziewczyna mimo zachowania chłopaka, gdy poprzednio była w jego domu, zgodziła
się. Nie miała zbytnio nawet wyjścia. Musiała gdzieś przenocować i przemyśleć
co dalej będzie z jej życiem. Na prośbę Gerarda odwróciła się od rodziców i
zerwała z nimi jakiekolwiek kontakty. Teraz, gdy na jaw wyszły haniebne uczynki
chłopaka ona została sama. Przegrała swoje życie. Postawiła wszystko na jedną kartę i jej nie
wyszło. Poniosła klęskę, za którą długo i gorzko przyjdzie jej płacić.
Powrót do rodzinnego domu nie będzie taki prosty jakby się
wydawało. Rodzice dziewczyny ciągle będą jej wypominać znajomość z Gerardem, a
w rodzinie będzie postrzegana jako czarna owca, która nie jest godna życia
wśród tak dobrych i religijnych bliskich. Nawet jeśli jej rodzina pogodzi się z
jej błędnym wyborem, którego dokonała zaślepiona miłością, nie będzie
spuszczona z czujnego oka ojca. Dom zamieni się dla niej w więzienie, z którego
nie wiadomo, czy będzie miała szansę uciec. Do tego pan Turner może spełnić
swoje groźby i zaoszczędzić więcej pieniędzy, by wysłać córkę do szkoły z
internatem przy zakonie. To byłoby jeszcze gorsze niż zostanie w domu z
rodzicami.
Tom zatrzymał samochód na podjeździe z białego żwirku. Jenny
wysiadła z samochodu i zgodnie z poleceniem kleryka weszła do środka, gdy ten
wyjmował jej rzeczy z samochodu. Po tym jak zamknęła ciężkie, drewniane drzwi
rozejrzała się po ganku. Podłoga była zrobiona z czarno-białych płytek, a ściany
zdobiło rzeźbione drewno. Wysoko na suficie zawieszony był kryształowy
żyrandol, który oświetlał całe pomieszczenie. Panowała tutaj dziwnie wyniosła
atmosfera. Dziewczyna ruszyła dalej w kierunku odgłosów cichego czytania. Szła
przez korytarz wyłożony tym samym materiałem podłogowym co ganek. Przy ścianach
stało kilka krzeseł z ciemnego bukowego drewna z czerwonymi puszystymi
obiciami. Na stoliku, przy otwartych drzwiach stał stolik, a na nim wazon z
ogromnym bukietem czerwonych róż. Ich zapach roznosił się po całym domu. Gdy
Jenny była na tyle blisko pokoju, z którego słyszała głos, mogła już rozróżnić
poszczególne słowa. Zapukała w otwarte drzwi i czekała aż kobieta siedząca w
ogromnym czerwonym fotelu z Biblią w ręku wpuści ją do środka.
-Proszę.- Starsza pani zamknęła Biblię i odłożyła ją na
szafkę stojącą obok fotelu.- Kim jesteś dziewczynko?- Zapytała wyraźnie
zdziwiona obecnością koleżanki Toma.
-Jestem Jenny Turner. Tom pozwolił mi wejść do środka.
Przepraszam, że przerwałam.- Spojrzała nieśmiało zarumieniona na kobietę, która
miała jasne jak słońce włosy i żywe niebieskie oczy mimo zmarszczek na twarzy.
-Jenny.. piękne imię moja droga. Usiądź- Matka kleryka
wskazała dziewczynie miejsce koło palącego się kominka.- Mam na imię
Margareth.- Uśmiechnęła się przyjaźnie.- Co cię do nas sprowadza?
-To dosyć dziwne i rozumiem jeśli pani się nie zgodzi, ale..
czy mogłabym tu przenocować?- Zapytała z nadzieją w głosie, a gdy Margareth
spojrzała na nią niedowierzającym wzrokiem szybko dodała- Tylko na jedną noc,
bardzo proszę.- Uśmiechnęła się starając się przekonać do siebie kobietę.
-Dobrze.- Odrzekła po chwili ciszy.- Jeśli tylko Tom ci
pozwolił i cię zaprosił to nie ma problemu.- Pani domu bystrze spojrzała na
Jenny siedzącą dalej smutną przy kominku.- Nie cieszy cię, że możesz tu zostać?
-Nie, nie.. to znaczy tak. Jestem pani bardzo wdzięczna.- Ze
zdenerwowania zaczęła gubić się w tym, co mówi.
-Więc, dlaczego jesteś taka smutna? Coś się stało? Problemy
z rodzicami? No bo jakie inne możesz mieć. Wyglądasz na góra szesnaście lat.
Jenny naciągnęła na dłonie rękawy bluzy Toma, który dał ją
jej widząc, że jest roztrzęsiona.
-Mam prawie osiemnaście lat i chyba.. pokłóciłam się z
rodzicami. Nie wiem w ogóle, co teraz będzie. Nie chce o tym myśleć.
Przepraszam.- Spojrzała na kobietę przepraszającym wzrokiem.
-Dobrze, rozumiem. Chodź do kuchni. Zagotuję mleko, by ci
się lepiej spało.- Kobieta wstała i powolnym krokiem ruszyła do kuchni a Jenny
zaraz za nią.
Było już dosyć późno, gdy czekała na Toma pod łazienką.
Musiała mu podziękować za wszystko, co dla niej zrobił i przeprosić za wiele
rzeczy. Nigdy nie była dobra w mówieniu, a już tym bardziej, gdy rozmawiała z
przystojnymi chłopcami. Przy Gerardzie było inaczej. Potrafiła się otworzyć
rozmawiając z nim i nie przejmowała się, że palnie jakąś głupotę, bo myślała,
że chłopak ją kocha. Zawsze bawiły go jej wpadki słowne i nie przeszkadzało mu
to, że ona nie miała doświadczenia z chłopcami.
Na samą myśl o Gerardzie serce bolało ja jakby wyrywano go
jej z piersi. Uśmiechnęła się słabo, gdy zobaczyła Toma w szlafroku
wychodzącego z zaparowanej łazienki. Chłopak podszedł do niej.
-Co tu robisz? Powinnaś już spać.- Uśmiechał się przyjaźnie.
-Chciałam ci podziękować za.. za wszystko. Za to, że mogę
tutaj zostać i za to, że jesteś dla mnie wsparciem.- Dotknęła szyi chłopaka
lekko przejeżdżając po niej opuszkami palców. Spojrzała mu prosto w oczy.-
Przeprasza też za moje dziwne zachowanie. Ignorowałam twoje ostrzeżenia co do..
co do niego. Teraz cierpię i mam nauczkę.- Stanęła lekko na pacach, by być tego
samego wzrostu co chłopak.- Dziękuję- Szepnęła całując kleryk w usta.
Nie żałowała tego, co zrobiła wczorajszego wieczoru. Tom
jeszcze nie był księdzem i miał prawo do zrezygnowania i wybrania szczęścia,
ale czy ona mogłaby mu je dać? Czy mogłaby oddać klerykowi swoje serce, tak jak
oddała je Gerardowi? Właśnie te pytania wstąpiły w jej głowę zaraz po pobudce.
Przeciągnęła się jeszcze na łóżku i wtuliła się w poduszkę. Od kilkunastu
dobrych dni nie spała sama w łóżku. Brakowało jej ciepła drugiej osoby i
świadomości, że komuś na niej zależy. Nie chciała prowadzić żadnych poważnych
przemyśleń z samego rana, bo i tak wybrałaby najgłupszą opcję jaką tylko by się
dało. O tak wczesnej porze nie była zdolna do racjonalnego myślenia.
Kiedy mieszkała z Gerardem wstawała co prawda wcześniej od
niego, ale tylko o jakieś dwie godzinki. W tym czasie ona przygotowywała mu
śniadanie i zajmowała się sobą, a on wstawał po godzinie jedenastej i całował
ją w czoło, gdy czytała gazetę przy soku pomarańczowym. Serce ścisnęło jej się
na samo wspomnienie ciepłych ust chłopaka na jej skórze. Tęskniła za nim
bardzo. Wcześniej nie była świadoma tego, że można za kimś aż tak bardzo
tęsknić. Odczuwała brak jego obecności każdą komórką swego ciała. Nie było to
dla niej dobre i dopiero teraz zdała sobie sprawę jak bardzo jest uzależniona
od ciemnowłosego. Pragnęła choć na moment znaleźć się w jego ramionach i
zapomnieć o wszystkim co zdarzyło się wcześniej. Puścić w niepamięć jego
zdradę, ale tak się nie dało. Takich rzeczy się nie wybacza.
Podniosła się z łóżka i odgarnęła ciepłą kołdrę ze swojego
ciała. Postawiła bosą stopę na okropnie zimnej podłodze by się obudzić i
przestać ciągle wracać pamięcią do życia z Morgensternem. Może i było jej z nim
cudownie, ale wszystko legło w gruzach. Teraz musi skupić się na swojej
przyszłości i na tym co powinna zrobić. Nie może przecież do końca życia
mieszkać u matki Toma. Musi pogodzi się z własnymi rodzicami.
Zaraz po tym jak się wykąpała wróciła do sypialni i
wyciągnęła z ogromnej granatowej walizki jasne dżinsy i z przetarciami i
szeroki, szary podkoszulek. Wysuszyła włosy i związała je na czubku głowy w
cebulkę. Zanim zeszła na śniadanie na stopy włożyła szare, materiałowe trampki.
Uśmiechnęła się widząc Toma i jego mamę siedzących już przy
stole. Usiadła obok chłopaka i położyła serwetkę na kolanach.
-Dzień dobry.- Powiedziała cicho.
-Witaj.- Margareth posłała jej pełen przyjaźni uśmiech.- Co
zjesz? Eliz przygotowała naleśniki i sałatkę owocową oraz owsiankę.- Kobieta
wskazywała dłonią każdy wymieniony posiłek, który znajdował się na długim
drewnianym stole.
-Zjem sałatkę.- Uśmiechnęła się słabo. Nie miała ochoty
silić się na uśmiechy i udawanie, że nic się nie stało, a jej życie jest takie
jak wcześniej.
-Jak spałaś?- Zapytał Tom widząc drżące dłonie dziewczyny,
które wyciągnęła po półmisek z sałatką.
-Wspaniale. Dziękuję.- Wciągnęła głęboko powietrze.
Spojrzała na zegarek, który wisiał na ścianie naprzeciwko niej. Dochodziła
godzina siódma. Dziwiła się jak w ogóle mogła wstać tak wcześnie. Lubiła
wylegiwać się w łóżku, ale wtedy miała Gerarda.
Łyżka wypadła jej z dłoni na same wspomnienie o chłopaku.
Czuła się taka bezsilna i osamotniona. Zupełnie jakby stała w cienkim jesiennym
płaszczyku pośrodku Antarktydy czekając aż ktoś wreszcie ją znajdzie. Ból w
klatce piersiowej wymusił grymas na jej twarzy, który zamieniła w lekki
uśmiech, by Tom i jego matka nie zauważyli jej złego samopoczucia.
-Przepraszam. Jestem jeszcze trochę zaspana.- Nie skłamała,
bo chciało jej się spać, ale nie na tyle, by nie panować nad swoimi ruchami.
-Nic się nie stało. Tylko się pośpiesz, bo chciałem zabrać
cię w jedno bardzo ważne miejsce.- Tom z czułością w oczach dotknął ramienia
dziewczyny, ale ta zgrabnie uciekła przed jego dotykiem. Świetnie.. najpierw go całuję a teraz nawet nie pozwalam się dotknąć
żeby mnie pocieszył. Jestem idiotką.
Po skończonym śniadaniu czekała na Toma w jego samochodzie.
Nie miała pojęcia gdzie chłopak chce ją zabrać, ale cieszyła się, że wreszcie
oderwie myśli od osoby, o której chce zapomnieć. Najgorsze było to, ze cały
czas o nim myślała. Nawet, gdy brała prysznic czy rozmawiała z Tomem przy
śniadaniu nie potrafiła przestać przypominać sobie jego twarzy i tych
bezgranicznie ciemnych oczu. W głowie ciągle słyszała jego słowa. Słowa, które
myślała, że kierował tylko do niej.
-Kocham cię.- Szepnęła ze łzami w oczach nie zdając sobie
sprawy z tego, że Tom jest już w samochodzie.
-Słucham?- Zapytał wyraźnie zdziwiony.- Co mówiłaś?
-Nic. Przepraszam.. Nie słuchaj mnie. Zaczynam gadać
głupoty.- Uśmiechnęła się cierpko.
Jechali w milczeniu przez kilka minut. Jenny nie potrafiła
zacząć rozmowy. Wolała katować się myślami i użalać się nad sobą mimo tego, że
rano obiecała sobie koniec z Morgensternem. To jednak było trudniejsze niż
myślała. Od tego czasu minęło tylko kilka godzin, a ona cały czas myślała o nim
i nie potrafiła przestać. Wypełniał jej każdą chwilkę a ona nie potrafiła tego
zahamować. Może nawet nie chciała. Z Gerardem była zbyt blisko, by zapomnieć o
nim w ciągu kilku minut.
Obraz za szybą stopniowo przestał się rozmazywać. Stanęli na
niezbyt dużym żwirowym parkingu. Jenny doskonale znała to miejsce. Co tydzień
z rodzicami przyjeżdżała tutaj i zostawiali samochód, by udając szczęśliwą
rodzinę udać się do kościoła. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać, czy
przypadkiem źle nie oceniła sytuacji. Może jej rodzice byli szczęśliwi z życia
jakie oni prowadzą tylko jej to nie pasowało? Może dlatego rodzice nie
widzieli, że ona jest nieszczęśliwa?
Westchnęła ciężko i wysiadła z samochodu. Rozejrzała się
dookoła. Miejsce było zupełnie puste. Udała się za Tomem do kościoła
zastanawiając się, dlaczego chłopak przywiózł ją akurat tutaj. Nie miała czego
zawierzać Bogu. Wszystko co miała to straciła. Nie widziała sensu przyjeżdżania
do kościoła.
Tom otworzył jej ogromne drewniane drzwi z masywnymi
metalowymi klamkami. W kościele było chłodno. Spojrzała na ołtarz z krzyżem.
Poczuła nagły brak powietrza w płucach. Tak dawno tutaj nie była. Co prawda
nigdy nie czuła zbytniej więzi z Bogiem, ale teraz poczuła jak bardzo brakowało
jej tego miejsca.
-Ksiądz już czeka.- Szepnął jej Tom popychając ją w stronę
konfesjonału.
Zadrżała ze strachu. Nigdy nie bała się spowiedzi. Wcześniej
prowadziła niemal święte życie, a teraz? Teraz to wszystko zniknęło, a ona
stała się grzesznicą, która nie zasługuje na wybaczenie. Odwróciła się od Boga,
by wybrać ziemskie przyjemności. Bóg przed tym ostrzegał. Ludzie którzy
zboczyli z jego ścieżki trafią do piekła, a ona czuła, że drzwi do tego miejsca
są już dla niej otwarte.
Wychodząc z kościoła czuła się czysta. Powiedziała księdzu o
wszystkim co robiła w czasie znajomości z Gerardem. Wyżaliła się, że on ją
bardzo skrzywdził. Ksiądz pocieszył ją, że najważniejsze jest to, że powróciła
do Boga, tak jak dziecko skłócone z rodzicami wraca do nich, gdy uświadamia
sobie, że nie jest w stanie kierować samemu życiem. Zanim wsiadała do samochodu
wytarła ślady łez z policzków. Teraz była gotowa na powrót do dawnego życia.
Otwierając drzwi pojazdu poczuła wibrowanie w kieszeni
dżinsów. Niechętnie wyciągnęła telefon i
sprawdziła kto dzwoni. Bała się, że to będzie on i miała racje. Odrzuciła
połączenie i wsiadła do auta. Podczas drogi powrotnej kilkakrotnie odrzucała
telefony Gerarda. Nie chciała już wracać do przeszłości mimo tego, że była jej
tak blisko. Jeszcze wczorajszego poranka obudziła się w ramionach chłopaka i
czuła, że świat należy do niej, a jej ukochany będzie z nią do końca życia.
Teraz wszystko zniknęło. Została tylko ogromna rana w jej sercu, którą z każdym
dniem będzie próbowała załatać.
Pragnęła, by to wszystko się już skończyło. Przez cały wczorajszy
dzień Gerard nękał ją telefonami. Miała ogromną chęć odebrać telefon i usłyszeć
jego głos, ale musiała być silna i pokazać chłopakowi, że wcale nie znaczył dla
niej tak wiele, jak mogłoby się wydawać i jak na prawdę było. Wróciła do domu
rodziców, którzy patrzyli na nią jakby była rannym żołnierzem wracającym z
przegranej wojny. Smutek miała wypisany na twarzy i nie potrafiła się go
pozbyć. Nawet najlepszy makijaż nie pomógłby jej. Przez całe popołudnie
wyjaśniała z rodzicami sytuację w jakiej się znalazła. Nie powiedziała im
jednak o tym, że brała narkotyki, piła alkohol i oczywiście, że jej chłopak ją
zdradził. Gdyby to wyszło na jaw byłaby już kompletnie skreślona u rodziców.
Nie pozwoliliby jej mieszkać dłużej w tym domu. Stwarzali pozory doskonałych
rodziców a jaj reputacja zepsułaby wszystko na co oni tak ciężko pracowali
przez całe lata.
Jedząc śniadanie czuła na sobie badawcze spojrzenie
rodziców. Jedyną osobą, która normalnie zachowywała się w stosunku do niej był
jej młodszy brat. David jak zwykle przywitał ją długim uściskiem. Brakowało jej
go przez ostatnie dni. Lubiła się nim opiekować. Chłopiec pociągnął ją za rękę,
by usiadła obok niego przy stole. Rodzice powiedzieli, że ciągle o nią
wypytywał i nie mógł się doczekać kiedy wróci z wycieczki szkolnej, bo tak
właśnie wytłumaczono mu jej nieobecność. David wypytywał ją o wycieczkę, a na
sam koniec poskarżył się, że siostra się z nim nie pożegnała. Jenny przeprosiła
chłopca i po skończonym śniadaniu razem z ojcem ruszyła do garażu, gdyż ten
miał ją zawieźć do szkoły. Od ponad dwóch tygodni w niej nie była. Państwo
Turner obiecali usprawiedliwić jej nieobecność chorobą.
Powrót do szkoły nie był aż taki ciężki jak jej się
wydawało. Nie miała dużych zaległości gdyż zawsze umiała materiał ponad program
i szybko kojarzyła fakty. Gdyby nie to, że wszyscy uczniowie w klasie dziwnie
na nią patrzyli mogłaby uznać ten dzień za udany i gdyby nie to co stało się na
ostatniej lekcji nie żałowałby, że wróciła.
Historia była ostatnią godziną w szkole. Jenny wolała zostać
tutaj niż wracać do domu. Zawsze wolała naukę niż siedzenie z rodziną w domu. I
tak nikt jej tam nie słuchał. Co prawda teraz wszystko się zmieniło. Rodzice
ciągle patrzyli jej na ręce i obiecali, że któreś z nich będzie ją zawoziło i
przywoziło ze szkoły byle tylko nie spotkała się z Gerardem. Z jednej strony to
dobrze, bo nie będzie musiała pieszo chodzić i wracać ze szkoły, ale z drugiej
miała przerąbane, gdyż nie mogła zostać nawet na chwile sama.
W chwili, gdy w klasie zapanowała absolutna cisza drzwi
wejściowe otworzyły się, a w nich stanął ubrany w czarne rurki i czary podkoszulek
Gerard. Miał na sobie skórzaną kurtkę, a jego włosy były lekko potargane przez
wiatr. Chłopak miał wściekły wyraz twarzy. Jenny tylko jęknęła, gdy go
zobaczyła. Spodziewała się, że przyszedł do niej i niestety nie myliła się.
Ciemnowłosy podszedł do jej ławki nie zważając na spojrzenia wszystkich uczniów,
a w tym także nauczyciela.
-Musimy porozmawiać, kochanie.- Morgenstern nachylił się nad
dziewczyną.
-Nie mamy o czym.- Odpowiedziała krótko nie chcąc z nim
rozmawiać. Nie mogła pozwolić, by i nawet tutaj wszyscy patrzyli na nią jakby
kogoś zabiła.
-Właśnie że mamy.- Pociągnął ją za rękę, którą trzymała na
ławce.- Zabieram ją na chwilę- Rzucił do nauczyciela, który przyglądał się tej
scenie z niepokojem.
Gdy drzwi klasy zamknęły się Gerard przygwoździł Jenny do
ściany.
-Janie. Janie powiedz mi dlaczego odeszłaś?!- Zapytał ledwo
panując nad swymi emocjami.- Dlaczego do cholery odeszłaś?!- Uderzył otwartą
dłonią w ścianę.
Jenny nie chciała pokazać chłopakowi jak bardzo cierpi, ale
nie mogła też powstrzymać łez napływających jej do oczu. Gdy patrzyła na
Gerarda wszystko odżyło. Poczuła, że miłość do niego rozsadza jej serce.
Westchnęła czując, że nie ma siły walczyć z chłopakiem. Spojrzała w jego oczy,
a łzy same spłynęły jej po policzku.
-Jesteś draniem..- Wyrwała się ręce z jego uścisku i
wybiegła ze szkoły. Nie mogła pohamować płaczu. Zbiegając ze schodów
prowadzących do szkoły omal się nie potknęła. Ciężko było jej wciągać powietrze
do płuc. Usiadła na ostatnim schodku i schowała twarz w dłonie. On widział jej
łzy. Dostrzegła wtedy w jego spojrzeniu coś jakby żal i smutek, ale czy on był
zdolny żałować kogokolwiek? Nierówno i z trudem wciągała powietrze. Krztusiła
się własnymi łzami.
-Janie..- Zaczął Gerard, gdy tylko podszedł do dziewczyny.
-Nie mów tak do mnie!- krzyknęła zrywając się na równe
nogi.- Nie tak mam na imię. No chyba, że twoja kochana tak się nazywa!-
Odwróciła się do niego plecami starając się opanować.
-Nie.. Janie.. Jenny- Poprawił się szybko.- To nie tak.
Żadna z nich dla mnie nic nie znaczyła.. Zawsze wracałem do ciebie, bo cię
kocham.- Dotknął ręka ramienia dziewczyny, ale ta odsunęła się od niego jak
oparzona.
-Żadna z nich?! To było ich więcej?!- Czuła, że nie ma siły
już dłużej stać na nogach. Gerard bawił się jej uczuciami i to sprawiało mu
radochę, ale jej nie było do śmiechu. W jednej chwili okazało się, że jest
oszustem. Nigdy nie powiedział jej, że spotyka się z innymi dziewczynami. Może
i by to zaakceptowała, ale teraz nie była w stanie. Gdyby tylko dał jej wtedy
tą pewność, że i tak będzie tą jedyną z czasem przestałoby jej to przeszkadzać
jednak teraz już nic nie dało się zrobić.
-Jenny kocham cię. Tylko ty się dla mnie liczysz. Wróć do
mnie proszę. Wszystko się zmieni.- Obiecywał. Patrzył na dziewczynę intensywnym
wzrokiem jakby liczył, że ma jakieś specjalne moce i spojrzeniem przekona ją do
zmiany decyzji.
-Jesteś kłamliwym idiotą!- Uderzyła chłopaka w twarz.
Patrzyła chwilę na jego zdziwiona minę. Sama nie miała pojęcia, że jest zdolna
uderzyć chłopaka.
Stał chwilkę wpatrując się w dziewczynę, która również była
zdziwiona tak samo mocno jak on. Cały policzek go piekł i czuł, że jest
czerwony. Przyłożył do niego rękę. Wyglądał teraz trochę jak bezbronne dziecko
w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Dziewczyna ze spokojem ruszyła kierunku schodów,
na których stał Tom. Kleryk musiał widzieć całą tą sytuacje z czego Gerard nie
był zadowolony. Nie mógł pozwolić, by Jenny przeszła na stronę Toma. Już tak
dobrze mu szło tylko Jenny w jakiś sposób dowiedziała się o jego zdradzie. Sam
dolał oliwy do ognia informując ja, że to nie był jednorazowy wybryk. Ze
wściekłością spojrzał na Toma, który czule objął zapłakaną dziewczynę
ramieniem. Musiał przyznać, że Jenny była śliczna nawet z zaczerwionymi oczami
i różowymi policzkami oraz potarganymi włosami. Widywał ją wiele razy rano,
nieumalowaną i nie uczesaną i zawsze nie mógł się na nią napatrzeć.
Cały wczorajszy dzień spędził próbując dodzwonić się do
dziewczyny, ale ona cały czas odrzucała go. Tom z pewnością nastawił ją
przeciwko niemu. Kleryk, który w przedziwny sposób zmartwychwstał, mieszał w
jego doskonałym palnie. Nie mógł dopuścić do tego, że straci Jenny. Nie teraz,
kiedy rozwiązanie wszystkiego jest w zasięgu ręki. Zostało tylko parę dni, by
wszystko wygrać lub przegrać. On nie mógł przegrać. Nie był do tego przyzwyczajony.
Był najlepszy w tym co robi i dlatego dostał to zadanie.
Ze wściekłością uderzył zaciśniętą pięścią w chropowaty mur
szkoły. Poczuł ostry ból, gdy jego ciało zetknęło się ze ścianą. Spojrzał na
zdarte kostki dłoni, z których ciekła krew.
-Choćbym musiał pozabijać wszystkich i tak Jenny będzie
moja.- Zacisnął mocniej pięść pozwalając, by jeszcze więcej krwi polało się z
jego ran.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Witajcie, wydaje mi się, że już któryś raz zaczynam tak "słowa po rozdziale". Znowu przeprosiny.. wiem, że nawalam z rozdziałami, nie jestem w stanie pisać... Mam problemy, sporo problemów i muszę sobie jakoś z nimi poradzić choć nie wiem czy dam radę. Jak to dramatycznie wgl brzmi.. siedemnastolatka z problemami.. wielu dorosłych wyśmiałoby mnie. Ale moim problemem nie jest zawód miłosny. To dziwne, że wszyscy słysząc, że nastolatka ma problem od razu myślą, że chodzi o chłopaka.. no cóż. Pozostawię to bez większego komentarza.
Więc tak.. pewnie zastanawiacie się kiedy bd kolejny rozdział, ale ja znowu nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Ten weekend mam zajęty. Jutro jadę na zakupy, w sobotę na Lednicę a w niedziele jest festyn.. No właśnie. Kto z was bd na Lednicy? Liczę, że ktoś bd :D Bo wyjdzie, że pisze takie bezbożne opowiadanie a wychodzi na to, że na katolickie zjazdy młodzieży jeżdżę :D Super nie? Jestem pełna sprzeczności. No ale dosyć głupiego i bezsensownego gadania. Dziękuję serdecznie tym, którzy zostali przy mnie pod moją nieobecność. :)